Marcin Nowak Handel B2B
Temat: W Chinach znowu zaczyna się mówić o inflacji
W Chinach znowu zaczyna się mówić o inflacjiSupermarket Tesco na przedmieściu Szanghaju zapowiedział sprzedaż 3 tys. butelek oleju za połowę ceny. 19 osób trafiło do szpitala.
W Chinach zdarzyło się ostatnio kilka takich wypadków. Przyczyniają się do nasilenia dyskusji o inflacji. Tamtejsi konsumenci są szczególnie uczuleni na cenowe okazje i skłonni do kupowania na zapas, zwłaszcza że stykają się z podwyżkami i nabierają przekonania, że to zapowiedź trwalszego wzrostu inflacji.
Inflacja zaczęła stanowić w Chinach problem latem, gdy wskutek choroby świń wzrosły ceny wieprzowiny. W sierpniu wskaźnik wzrostu cen detalicznych sięgnął 6,5 proc., najwięcej od 11 lat. We wrześniu ceny wieprzowiny spadły, a wraz z nimi inflacja, ale w ostatnich tygodniach znów nasiliły się obawy o jej zwiększenie: według chińskich mediów w październiku inflacja może wynieść nawet 6,7 proc. W zeszłym tygodniu rząd podniósł o 10 proc. ceny paliw i może ogłosić dalsze podwyżki.
Ze względu na występujące na całym świecie obawy inflacyjne i pojawiające się oznaki spowolnienia w gospodarce USA, na tempo wzrostu cen w Chinach zwraca się uwagę, traktując je jak wskaźnik ewentualnego przegrzania gospodarki.
Jeśli inflacja będzie rosnąć, dostarczy to argumentu ekonomistom, którzy uważają, że jej poziom jest już poważnym problemem dla rządu. Do najbardziej pesymistycznych należy pogląd Alberta Kaidela z Carnegie Endowment w Waszyngtonie, że Chiny mogą być w sytuacji zbliżonej jak podczas katastrof inflacyjnych z lat 1989 i 1993-1996. Wyższe ceny żywności mogą się przełożyć na wzrost płac i na ogólniejszą presję inflacyjną. Podwyżki stóp procentowych i inne posunięcia hamujące inflację mogą doprowadzić do znacznego ograniczenia tempa wzrostu gospodarczego i do protestów.
Według członka rządowego zespołu analitycznego, który woli nie podawać nazwiska, jest ryzyko, że władze utracą kontrolę nad oczekiwaniami inflacyjnymi. Wskaźnik inflacji jest wyższy niż oprocentowanie depozytów w bankach, ludzie przenoszą więc oszczędności na giełdę, przyczyniając się do powiększenia „bańki” na cenach akcji. Większość ekonomistów podchodzi do wzrostu inflacji spokojnie.
- Nie wierzymy, że oczekiwania konsumentów są tak duże, żeby spowodować wzrost inflacji - mówi Li Daokui, profesor ekonomii na Tsinghua University w Pekinie.
Z kolei Jun Ma z Deutsche Bank w Hongkongu podkreśla, że duży wzrost wydajności z naddatkiem kompensuje zwiększenie kosztów pracy i energii, umożliwiając fabrykom uniknięcie przenoszenia podwyżek na ceny wyrobów. Stephen Green z banku Standard Chartered w Szanghaju zwraca uwagę, że spadają ceny wielu dóbr konsumpcyjnych, jak samochody czy urządzenia elektroniczne. Poza tym wzrost cen żywności oznacza transfer bogactwa z terenów miejskich do wiejskich.
GEOFF DYER
Tłum. A.G.
http://www.gazetaprawna.pl/?action=showNews&dok=2091.2...