Marcin Nowak

Marcin Nowak Handel B2B

Temat: Przewodnik po Rynkach Zagranicznych — Chiny 1

Przewodnik po Rynkach Zagranicznych — Chiny
Import kontrolowany

18-01-2008
Autor: Krzysztof Grzegrzółka


Po sprowadzeniu towaru z Chin może okazać się, że opony będą pękały podczas jazdy, bo nie spełniają norm bezpieczeństwa, zabawki rozsypią się przy pierwszym kontakcie z dzieckiem, a karma dla psów jest skażona trutką na szczury.

Aż 48% produktów, które zakwalifikowano jako niebezpieczne dla zdrowia, pochodziło z Chin — wynika z danych agencji RAPEX, zajmującej się badaniem jakości towarów sprzedawanych na rynku unijnym. Po serii tegorocznych wpadek jakościowych chińskich producentów wycofano natychmiast jeden procent importu. Meglena Kuneva, unijna komisarz ds. rynku wewnętrznego, zapowiedziała, że skończyły się żarty, nie będzie już łagodniejszego traktowania chińskich niedociągnięć jakościowych i ostrzegła, że import z Chin będzie poddawany w UE drobiazgowym kontrolom, a nie tylko wyrywkowym badaniom, jak to było dotychczas. Czy w związku z tym lepiej omijać Chiny?

Swój Chińczyk

Dariusz Ostrowski z Ożarowa Mazowieckiego, właściciel firmy Xinxin, handluje z Chińczykami już szesnaście lat. On miał szczęście. Nauczył się trudnej kupieckiej sztuki Wschodu od byłego pracodawcy. Kiedy się usamodzielnił, nawiązał już wypróbowane kontakty. Zabawki, które z powodzeniem sprzedaje na rynku polskim, sprowadza od stałego od lat chińskiego pośrednika. Płaci mu przy każdej transakcji 5 procent wartości zamówienia. Znają się osobiście, wielokrotnie biesiadowali wraz ze swoimi rodzinami. — Chińczyk wysyła mi towar nawet wtedy, gdy chwilowo nie jestem w stanie zapłacić — mówi.

Ostrowski przestrzega jednak przed pochopnym zawieraniem umów handlowych, zwłaszcza przez internet. Może się okazać, że firma, która oferuje wirtualny towar, w ogóle nie istnieje, a jej rachunek bankowy jest prywatnym kontem oszusta żerującego na naiwnych klientach. Nawet do zaprzyjaźnionego dostawcy warto mieć ograniczone zaufanie. Zabawki mogą na przykład okazać się zrobione z radioaktywnego materiału z odzysku, a w nierówno odlanym plastiku nawet przy delikatnym dotknięciu robią się dziury. Dlatego nie warto żałować 100-200 dolarów, jakie weźmie wyspecjalizowana firma audytorska, która sprawdzi, czy zamówioną partię towaru producent wyprodukował zgodnie z europejskimi normami bezpieczeństwa.

— Trzeba być bardzo cierpliwym i zachowywać stoicki spokój, jeśli w trakcie realizacji zamówienia dochodzi do jakichkolwiek nieporozumień dotyczących uzgodnionych warunków dostawy — zaleca Dariusz Ostrowski. — Absolutnie nie radzę podnosić głosu i już broń Boże grozić interwencją ambasady lub izby handlowej. Instytucje te nic nie wskórają, zaś awantura skończy się zerwaniem kontraktu i stratą pieniędzy.

— Handel z Chinami zawsze niesie ryzyko, ale można je ograniczyć, pod warunkiem, że importer zastosuje wszystkie możliwe zasady bezpieczeństwa — stwierdza Dawid Ignacik, szef polskiego biura audytu jakości chińskich wyrobów Evaluation, która ma 10 swoich przedstawicielstw w całych Chinach. — W handlu z Chińczykami bardzo ważne są prywatne kontakty. Na początek jednak radziłbym nawiązać kontakt z firmą, a nie z osobami prywatnymi, zaś wiarygodność dostawcy towaru lub producenta sprawdzić za pośrednictwem wyspecjalizowanego, znanego na rynku audytora.

Mariola Szwaj, dyrektor handlowy z gdyńskiej firmy Verico, radzi, by możliwie jak najwcześniej starać się zdobyć pełne dane o przyszłym kontrahencie i zadawać wiele pytań przez telefon. Spróbować przeanalizować działalność firmy w internecie, poszukując jej nazwy na stronach www w Google lub Yahoo i handlowych katalogach internetowych, pytać też o firmę w internetowych grupach dyskusyjnych i blogach.

Certyfikaty zamiast straty

— Przed podpisaniem umowy Chińczycy żądają przedpłaty w wysokości 30 procent wartości transakcji, inaczej nie rozpoczną produkcji zamówionej partii towaru, przed wysyłką zaś chcą, aby wpłacić im resztę pieniędzy — mówi dyrektorka Verico. Bardzo niechętnie godzą się na akredytywę, chyba że dotyczy to dłuższej współpracy i dużych zamówień. Zanim importer zdecyduje się na zakup towaru, powinien kurierem sprowadzić jego próbki do Polski. Warto zacząć od produktów, które zamawiający zna osobiście. Dzięki temu będzie na przykład w stanie zwrócić uwagę dostawcy na elementy, które budzą jego największe obawy. Bardzo ważne jest, aby chiński producent nie usiłował przysyłać zbyt dużej ilości próbnego towaru i aby na fakturze pro forma dotyczącej bezpłatnych próbek znalazł się zapis „No commercial value” („Bez wartości handlowej”).

— Absolutnie nie radzę robić dużych zamówień bez wcześniejszego wynegocjowania wszystkich szczegółów dotyczących specyfikacji towaru, opakowania, warunków płatności i dostawy — przestrzega Mariola Szwaj. Pierwsza partia towaru z Chin nie powinna być duża. Importer powinien zadbać o zawarty w kontrakcie opis towaru, jego parametrów, warunki płatności, warunki odbioru, klauzulę dotyczącą reklamacji.

Konieczne trzeba sprawdzić, czy konto, na które importer ma przekazać pieniądze, jest kontem firmowym. Płatności zaś powinno się realizować tylko w formie przelewu bankowego lub Pay Palu i unikać płatności przez Western Union.

Paczka nadana w poniedziałek niemal z dowolnego kantonu w Chinach dotrze do Warszawy w czwartek, najpóźniej w piątek. Lotnicze cargo najlepiej sprawdza się gdy chcemy szybko otrzymać próbki zamówionych produktów

— Przy większych zakupach zalecam stosować akredytywę dokumentową Letter of Credit, czyli LC, która jest najbezpieczniejszą dla obu stron formą płatności otwieraną na wniosek importera — stwierdza Dawid Ignacik, szef polskiego biura firmy Evaluation. — Wcześniej nasza firma na miejscu, w Chinach, kontroluje eksportera, wydając certyfikat jakości jego produktów, co bardzo poważnie ogranicza możliwość oszustwa. Między innym na tej podstawie bank chętniej otwiera akredytywę. Sprawdzamy też, czy importowany towar posiada certyfikat, tzw. Certificate of Compliance, wymagany przez prawo Unii Europejskiej. Często bowiem dostawcy potwierdzają istnienie certyfikatu, który dotyczy innego typu wyrobu o tej samej nazwie, a więc jest bezwartościowy dla importera.

Morzem i samolotem

Ewa Magierowska, prezes JCC International Trade, doradza dokonywanie zakupów u hurtowników chińskich oferujących również pełną obsługę, wybór towaru, dostawcy, kontroli, spedycji i odprawy celnej. Według niej najkorzystniej jest sprowadzać towar drogą morską. Podróż trwa co prawda 3-5 tygodni, lecz koszt frachtu morskiego jest znacznie niższy niż fracht lotniczy. — Warto kupować towar w takich ilościach, żeby jego objętość zbliżała się do pełnych metrów sześciennych — mówi. Pozwoli to na obniżenie średniego kosztu frachtu na jednostkę towaru.

— Handel z Chinami jest bardzo sezonowy, wiosną importerzy sprowadzają letnie tekstylia, jesienią — upominki gwiazdkowe — zauważa Artur Szewczyk z ARBUD, właściciel dziesięciu ciężarówek, dostosowanych do przewozu wszelkich rodzajów kontenerów, którymi dowozi azjatycki fracht z portów w Hamburgu, Bremerhaven oraz Cuxhaven do odbiorców w całej Polsce. Szewczyk bierze na siebie wszystkie formalności. Także obsługę celno-logistyczną kontenera w porcie (od zwolnienia kontenera po wystawienie przekazu T1). We współpracy ze swoimi partnerami biznesowymi w Hamburgu jest w stanie zorganizować kompleksową usługę transportu z portu w Azji aż pod drzwi zamawiającego. Jego firma specjalizuje się w tego rodzaju przewozach od sześciu lat, ale jeszcze nigdy nie miała tak dużo zamówień jak w ostatnio. Ten handel wciąż się rozwija.

Chiński rynek frachtowy obsługuje około 15 armatorów, w tym największych: Hapag-Lloyd, Maersk, CMA. — Nie ma dla nich mniej ważnych i ważniejszych klientów — twierdzi Bartek Rożan, spedytor z Expolco Transped z Gdyni. Liczy się wielkość i częstotliwość zamawianego frachtu. Im większe i dłuższe umowy, tym niższą cenę przewozu ładunku można wynegocjować. Stawki frachtowe jednak stale pną się w górę. W ostatnich dwóch latach kwartalnie średnio o 10 procent. Jest to spowodowane nie tylko większymi kosztami paliwa, ale też rosnącą podażą ładunków. Zamówień przewozowych jest tak dużo, że armatorzy nie nadążają z ich wywiezieniem. Dlatego przewoźnicy morscy wolą fracht w kontenerach 40-stopowych niż 20-stopowych, które zajmują więcej miejsca na statku.

Ostra konkurencja pomiędzy firmami transportowymi sprawiła, że prawie wszyscy są w stanie zorganizować kompleksową usługę transportu z portu w Azji, aż pod drzwi zamawiającego. Czas realizacji 35-40 dni

— Kiedy już importer znajdzie chińskiego dostawcę, uzgodni z nim warunki handlowe i upora się z formalnościami, powinien zgłosić się do nas lub do innej wyspecjalizowanej w transporcie azjatyckim firmy spedycyjnej, my zaś zajmiemy się całą procedurą sprowadzenia towaru do Polski — zapewnia Bartek Rożan, spedytor z Expolco Transped z Gdyni. — W 35-40 dni powinien on znaleźć się u klienta.

Jeżeli komuś się bardzo spieszy, może wysłać przesyłkę samolotem. Musi liczyć się jednak z tym, że zapłaci sześćdziesięciokrotnie drożej niż za statek. — Mimo to linie lotnicze cargo i firmy kurierskie nie narzekają na brak zamówień z Chin do Europy — przyznaje Leszek Turosiński z biura obsługi klienta DHL. Paczka nadana w poniedziałek niemal z dowolnego kantonu w Chinach dotrze do Warszawy w czwartek, najpóźniej w piątek.

Ze względu na wysokie koszty frachtu polscy importerzy ograniczają się najczęściej do przewożenia tą drogą samych próbek.
— Czasem towar z Chin opóźnia się, ale najczęściej z powodu bałaganu organizacyjnego u dostawcy — dodaje Dariusz Ostrowski. Dlatego on ma generalną radę dla świeżo upieczonych importerów. Powinni nauczyć się chińskiej cierpliwości, amerykańskiej asertywności i polskiej zdolności do kompromisu.

http://www.rynkizagraniczne.pl/index.php?ppid=43&pid=n...