Temat: Migration Bureau - czy warto?
podobnie, jak w Australii, Skilled Migrant w NZ jest jednym z wielu schematow, ale jedynym, ktory wymaga IELTS 6.5
nie bede sie bawil w kategoryzowanie ludzi na lepszych i gorszych i wymienianie do jakich grup spolecznych mozna ich zakwalifikowac (bo bardzo tego nie lubie), ale potwierdze, ze w INDYWIDUALNYCH przypadkach mozna miec dobrze oplacana satysfakcjonujaca prace przy minimalnej znajomosci jezyka lokalnego.
dodam, ze obserwuje to, co sie dzieje w 'anglojezycznych bylych koloniach brytyjskich' i krew mnie zalewa na mysl, ze podnosza progi znajomosci jezyka.
gdy np. w Stanach Zjednoczonych nie ma nawet jezyka urzedowego, instytucja jezyka urzedowego w NZ, Australii czy Kanadzie jest po prostu smieszna.. bo jak wyzej napisano, i tak nie wszyscy go znaja.
w NZ co 50 osoba nie mowi po angielsku W OGOLE, dla ok 100tys populacji maori, tez urzedowy obok nowozelandzkiej wersji migowego (choc posluguje sie nim ulamek procenta populacji) i oczywiscie angielskiego, jest pierwszym jezykiem! (i dla wielu jedynym!) nastepne w kolejce do przyjecia statusu urzedowego sa dialekty chinskie (co 15 mieszkaniec NZ ma korzenie w Azji i juz ponad 5% polulacji mowi po chinsku, jako pierwszym jezykiem). tylko po co wprowadzac nowe jezyki urzedowe? USA sobie radza bez tej instytucji.. w pierwszej kolejnosci ksenofobom przeszkadza fakt, ze sasiad mowi obcym jezykiem.
w NZ ostatnio byl proces Japonczyka, ktory podczas urlopu zrobil zdjecie kobiecie na peronie kolejowym, gdy wiatr podwinal jej spodnice. ow turysta (nauczyciel po 50tce, ktory klanial sie w sadzie do pasa, by przeprosic) nie mowil po angielsku, z ambasady przyslano wiec tlumacza i wyrok zapadl. jak widac, rzad gdy chce, to znajduje sposob, by swoje wyegzekwowac..
tymczasem osobiscie znam przypadek kogos, kto spedzil w NZ rok pracujac legalnie (Work Permit, ktory nie wymaga zadnej znajomosci jezyka) w prestizowej w skali swiata firmie, zarabiajac przy tym 6 cyfrowa sume rocznie.. i nie potrafiac sklecic poprawnego zdania po angielsku.. ale jakie to ma tak naprawde znaczenie? radzil sobie jakos przez ten rok i zawsze mogl liczyc na pomoc zyczliwych osob.. oraz slownika. istotne jest to, ze dla jego pracodawcy wazniejsze bylo, co i jak robil.
moim zdaniem obecnie skrajnym przykladem jest Kanada, gdzie aby dostac odpowiednia ilosc punktow nie wystarcza praca, wyksztalcenie i rodzina na miejscu.. i jeden jezyk to za malo.
i chociaz w angielskiej czesci Kanady trudno zmusic miejscowych, zeby nauczyli sie francuskiego (w druga strone jest gorzej - w Quebecu nie znajdziecie ani jednego znaku drogowego po angielsku ani nazwy ulicy), imigrantom stawia sie taki warunek.
ale to nic. jakosc angielskiego rowniez jest za niska wedlug rzadu, wiec.. od wielu lat trwa tam debata na temat podniesienia poprzeczki i np. pol roku temu w gazetach wydrukowano pytania, ktore mialyby sie znalezc na egzaminie dla imigrantow.. przyklad:
prosze POPRAWIC ponizsze zdanie:
"Standard of living in Ontario has increased since 2005"
czas minal.. prawidlowa odpowiedz:
"Standard of living in Ontario has risen since 2005"
jesli ktos nie udzielil poprawnej odpowiedzi, zadanie bylo nie zaliczone (a moze niezaliczone? hehe) i prosze mi wierzyc, ze nie tylko imigranci, ale i 'native speakers' byli oburzeni taka propozycja.
z drugiej strony, na rynek nowozelandzki niedawno weszla australijska firma JB-HiFi ze sloganem reklamowym.. "the cheapest prices" (
http://www.jbhifi.co.nz/about-us/ ) kazdy z nas pamieta ze szkoly, ze cena nie moze byc tania (rowniez w jezyku angielskim, przed chwila sprawdzilismy z kolega w Webster's), ale najwyrazniej nikomu to nie przeszkadza..
dlatego, zwazywszy, ze Google odnalazlo tyle samo trafien z 'has risen' co z 'has increased' (w odniesieniu do 'standard of living'), przychylam sie do opinii, ze purysci jezykowi nie powinni ukladac testow dla imigrantow, by ich terroryzowac..
uwazam, ze chec (i mozliwosci) poznania lokalnego jezyka jest indywidualna sprawa. dla wlasnej wygody powinnismy sie uczyc jezykow, a nie dla spelnienia wymogow spolecznych!
analogicznie. nie przeszkadzaja mi w Polsce, ani w innym kraju, obcokrajowcy nie znajacy (nieznajacy? hehe) jezyka. to ich niewygoda, ale jeszcze nie tragedia w XXI wieku. to nie sredniowiecze i nie robmy z nich analfabetow, gdy nie mowia plynnie 'naszym' jezykiem.
Marcin Tomasz Płażewski edytował(a) ten post dnia 25.02.09 o godzinie 04:49