Temat: Architekt IT a Architekt budownictwa.
Przede wszystkim dziękuję wszystkim za odpowiedź i poświęcenie czasu na tego rodzaju dyskusję. Chciałbym ją jeszcze trochę pociągnąć, podzielić się z Wami spostrzeżeniami i zapytać, jak się do nich odnosicie.
Rafał Szanser:
O stronie prawnej nie będę się wypowiadał. Generalnie pojęcie architekt IT wymyslił ktoś z branży IT z kompleksami.
Być może było tak, jak Pan mówi, nie twierdziłbym jednak tego ze 100% pewnością. Z dwóch powodów.
Powód pierwszy:
Brak emocjonalnego podejścia do terminu.
Kiedy studiowałem informatykę, mieliśmy kilka przedmiotów, takich jak "systemy operacyjne", "elektronika", "projektowanie systemów informacyjnych", "systemy ekspertowe", na których uczono nas pojęć takich, jak, odpowiednio: "architektura systemu operacyjnego, sieci komputerowej", "architektura obwodu, układu scalonego", "architektura systemu informacyjnego".
Pojęcie architektura pasowało zwłaszcza do układów scalonych, gdzie w powiększeniu wyglądają one jak miasta, tak fizycznie, namacalnie, w odróżnieniu od abstrakcyjnych pojęć z zakresu architektury systemów IT. Używaliśmy tych pojęć
bezemocjonalnie, bez "podbudowywania swego ego", przyjmując intuicyjnie, że architektura w tym kontekście jest
uogólnieniem pojęcia z zakresu budownictwa i zagospodarowania przestrzeni na nowe dziedziny nauk i odpowiadają "infrastrukturze".
Widzicie Państwo (nie wiem, czy do wszystkich mogę zwracać się per ty), jest więcej pojęć, które odnoszą się do budownictwa i urbanistyki, jak np. "infrastruktura" (jest nawet minister od tego :) ), a "projektowanie" do niedawna kojarzono wyłącznie z deską kreślarską, grafionem i szeroko pojętymi planami budowli czy pojazdów, potem układów scalonych. A przecież jakoś trzeba określić "wzajemne ułożenie elementów i określenie powiązań między nimi" także w innych naukach. Są słowa typu "konfiguracja", ale jakoś po prostu przyjęło się "infrastruktura" i "architektura".
Dopiero dzisiaj, przy okazji tej dyskusji zacząłem zastanawiać się nad terminami, natomiast wtedy używaliśmy tego na równi z innymi pojęciami technicznymi. Było dla nas oczywiste, że architekci obwodów scalonych projektują topografię (tu znów termin z geografii) ścieżek i układ podzespołów, a architekci systemów informacyjnych - dokonują szeregu analiz w zakresie ustalenia wzajemnych powiązań i specyfikacji modułów pełniących określone funkcje.
Bo przecież specjalista nie wystarczy, musi być architekt - lepiej brzmi - który przez wieki kojarzony był z budownicwem.
Powód drugi:
To, co dla kogo lepiej brzmi, to kwestia indywidualna. Dla mnie osobiście
"Specjalista d/s projektowania systemów informatycznych" brzmi o wiele lepiej, niż zwyczajne (proszę wybaczyć, indywidualne odczucie)
"Architekt IT". To drugie to dla mnie tylko nazwa stanowiska, to pierwsze - dodatkowy element prestiżu.
Przecież taka osoba nie zawsze jest
specjalistą. Pełni obowiązki kogoś, kto ustala architekturę systemu, ale nie jest jeszcze "seniorem", dopiero zaczyna. Tutaj właśnie widać, że ta nazwa stanowiska nie ma odzwierciedlać prestiżu, tylko zakres obowiązków. W tym kontekście mówienie o sobie "specjalista" byłoby daleko idącym nadużyciem.
W informatyce, w przypadku większych przedsięwzięć, zachodzi potrzeba podejścia projektowego. A to dlatego, że systemy ze sobą muszą współpracować, składają się z wielu różnych, skomplikowanych bloków funkcjonalnych - a tego się nie "ogarnie" ad hoc. Od tego, jak się te bloki zaprojektuje, jak się je połączy zależy, czy system będzie odporny na błędy, łatwo rozszerzalny, jak będzie szybko działał, czy da się w razie czego wymienić jeden blok na inny (terminologia żywcem wyjęta z konstrukcji elektronicznych). Spędza się nad tym nieraz dłuuuugie tygodnie (miesiące) z kartką bądź specjalnym oprogramowaniem. Jak się źle zaprojektuje i architektura całości jest do kitu, to dodanie nowego "klocka" może spowodować (i często powoduje) "zawalenie" całej reszty, problemy z wydajnością, może być bardzo czaso i kosztochłonne (koszty napraw, wymiany, a także kary za niedziałanie systemu i nieterminowość). Jak w architekturze budowli. Wysiłek wcale nie mniejszy.
Być może po prostu termin "architektura" komuś pasował poprzez analogię. Teraz wychodzi, że wszyscy, którzy stosują ten termin, to osoby "chore na punkcie przerostu ego", a tymczasem one nawet nie zastanawiają się nad tym, że ktoś może tytuł "architekt" traktować tak...
nabożnie, bo po prostu ten termin pasuje im do konkretnego zagadnienia.
Podam przy okazji inny przykład, który powinien oburzyć wszystkich, ryzykujących codziennie życiem górników - oto powstał termin "Data mining" i zawód "Data miner" - górnictwo danych i "górnik danych" (nie tłumaczy się). Nie ja to wymyśliłem, natomiast wymagane jest ode mnie stosowanie tych pojęć, jeśli chcę się poruszać w zakresie nauk informatycznych... Kto to wymyślił i dlaczego? Nie wiem, ale raczej chodziło mu o skojarzenie, a nie o... prestiż górnika.
Problem z tym ma każdy, kto na niezbyt dobrze skleconych przez "architektów IT" stronach spóbował znaleźć pracę w tej "starej, budwolanej architekturze".
Bardzo proszę, aby nie iść w tę stronę w tej dyskusji.
Tak, jak architekci zaprojektowali genialne, ponadczasowe konstrukcje, tak i kilka się zawaliło... Wszędzie trafiają się czarne owce. Ale tu to nie tylko o to chodzi, bo problem sięga znacznie głębiej.
Architekt posiada pewne uprawnienia i bez niego nie może powstać żadna konstrukcja budowlana (o ile się orientuję). Jego obecność jest wymagana przy każdym projekcie. Bierze także na siebie odpowiedzialność. Swoją drogą podejrzewam, że stąd ta niechęć do szafowania tym tytułem - w końcu "architekt IT" nie ryzykuje tym, ze pójdzie do więzienia za źle przygotowany projekt.
W informatyce projektantów IT "zaprzęga się" do większych zagadnień, a i to nie zawsze chętnie. Serwisy www, zwłaszcza te prostsze, tworzy obecnie wielu nie-informatyków, poprzez "wyklikiwanie", bądź nie zawsze świadome (w końcu nie są technicznie przygotowani) wykorzystywanie i łączenie gotowych komponentów. Często mają przed oczami cel - biznes, np. sklep internetowy, a dopiero potem myślą (lub nie), jak to wszystko będzie działać. On nie ma czasu, chęci i wiedzy, by zastanawiać się nad "skalowalnością", nawet mu to nie jest potrzebne. A "ergonomię" stosuje podług własnych odczuć - jeśli nie ma zmysłu artystycznego, to efekty są, jakie są i Pan to właśnie widział. Efektów pracy architekta IT raczej Pan nie zobaczy. Oni grzebię "w środku". No dobrze, zobaczy Pan pod względem np. szybkości działania systemu i funkcjonalności, choć tą zajmuje się z kolei "analityk funkcjonalny".
Niejednokrotnie taki projektant załamuje ręce (sam załamywałem), gdy widzi takie rozwiązania, ale nikt go nie będzie wynajmował do prostszych kwestii, które "pochyta się" samodzielnie - lepiej lub gorzej. Innymi słowy - architekt budownictwa zawsze ma okazję się wykazać (i wziąć na siebie odpowiedzialność za zawalenie budynku, bądź zepsucie pejzażu), a projektant IT - nie. Jego obecność nie jest wymagana.
W dodatku, jak architekt budownictwa powie, że w danym projekcie ściana czy jakiś wspornik ma być w danym miejscu i o danych parametrach, to nikt bez odpowiednich uprawnień nie ma prawa mu tego ruszyć, prawda? A projektantowi IT - owszem. Wystarczy, że manager czy kierownik użyje "argumentu argumentów - bo tak".
Ba, wręcz w świecie managerów wszelcy "projektanci" są często
niemile widziani, bo "tylko generują koszty i produkują jakieś tam papierki, a tymczasem szkoda czasu i trzeba programować system, a nie słuchać gryzipiórka od "systemów IT". Przecież nawet, jak się zawali, to nikt nie zginie. Architekt budownictwa nie może być oficjalnie "niemile widziany", bo jego obecność jest po prostu wymagana prawnie. W IT - to kwestia świadomości kierownika projektu.
Szukam pracy jako architekt i znajduję oferty dla informatyków. To jest chore!
To fakt, że nowo powstałe branże "zawłaszczyły" tytuł, który od wieków kojarzony był z jedną tylko branżą - budownictwem i zagospodarowaniem przestrzeni. Ale może jednak nie chodziło li tylko o "magię prestiżu architekta" (o czym pisałem wyżej), tylko o to, że architektura przestała być domeną jedynie budownictwa, a terminy słownikowe, podobnie jak prawo, nie nadążają za rzeczywistością? Brak nadążania prawa i terminologii za rzeczywistością widzę np. w swojej "działce" - telemedycynie.
Opierając się na terminach przytoczonych przez Pana Bogdana:
Bogdan A.:
Aby rozwiązać problem , należałoby najpierw poszukać definicji architektury:
1) Architektura jest sztuką kształtowania przestrzeni (Brunazeli)- z naciskiem na słowo sztuka
2) Architektura to wszystko to co Człowiek wykonuje w przestrzeni- raczej nie tej wirualnej
3) „Dyscyplina organizująca i kształtująca przestrzeń dla zaspokojenia potrzeb
człowieka; nauka projektowania i wznoszenia budowli” – taką definicję architektury czytamy w Słowniku Kopalińskiego, , zwracam uwagę przy okazji na słowo człowiek.
rzeczywiście, wszystko wydaje się jednoznaczne: "kształtowanie przestrzeni dla zaspokojenia potrzeb człowieka".
Kwestia jest taka, czy ta definicja jest aktualna w dzisiejszych czasach, gdzie definiuje się również "przestrzeń wirtualną", czyli tę, w ramach której człowiek może funkcjonować podobnie, jak z naturalnej, przykładowo: kupować, leczyć się (to już powoli funkcjonuje), płacić rachunki, zarabiać. Tego nie było jeszcze 20 lat temu. To już jednak jest filozofia i tę pozostawię autorom słowników :)
-------------------------------------------------------------------------------
Podsumowując - widzę trzy argumenty:
1.
w zakresie terminologii: definicja (nieważne, aktualna, czy nie), podaje wprost, czym jest architektura per se. Ten argument nie jest jednakże zbyt mocny, z racji dostosowywania się definicji do rzeczywistości.
2.
emocjonalny: tytuł, który od wieków budził prestiż, wymagał ukończenia konkretnych szkół, wiązał się z odpowiedzialnością i w jego ramach tworzono piękne, zabytkowe budowle, służące pokoleniom, został niejako przywłaszczony przez inne, nowopowstałe nauki. A na to się Państwo nie godzicie. Tak jest także w innych zawodach.
3.
prawny: architekt to ktoś, kto musi asystować przy projektowanie obiektów budowlanych, bierze za to odpowiedzialność, posiada specjalne uprawnienia, tytuł jest objęty rozporządzeniem odpowiedniego ministra. Ten argument jest silny.
Czy dostrzegacie Państwo inne argumenty?
Dziękuję za ewentualne poświęcenie uwagi na przeczytanie tego wszystkiego i pozdrawiam :)
Adrian Olszewski edytował(a) ten post dnia 19.09.10 o godzinie 19:11