Wojciech B. Wolny, szukający
Temat: Downshifting
Nie, świat nie sprzysiągł się przeciwko mnie, bo on nie ma tu nic do rzeczy. Świat z samej swej natury jest piękny.Tak, mam niesatysfakcjonującą pracę, a na jakąkolwiek inną bym ją zmienił, także będzie niesatysfakcjonująca, ponieważ praca o jakiej naprawdę marzę nie istnieje.
Tak, mam zobowiązania wobec ciężko chorej matki, która ze względu na swój (pogarszający się) stan potrzebuje mej pomocy i którą ponadto muszę wspierać finansowo, bo gdyby nie, to może byłaby to pierwsza znana mi osoba, która zmarła z głodu. Mam także zobowiązania wobec swej kobiety, z którą życie na zasadzie cotygodniowych spotkań nie jest żadnym życiem.
Tak, mam obciążenia finansowe (oprócz pomocy matce spłacanie sporego kredytu oraz konieczność wynajęcia mieszkania, bo na kupno mnie nie stać).
Naprawdę nie chcę się tu rozpisywać, bo to nie jest miejsce i czas po temu (chyba, że zechce Pani kontynuować tę dyskusję na skrzynce prywatnej, ale mam wrażenie (czy mylne?), że nie).
Ale - bez względu na własną porażkę lub własny sukces - NIGDY nie odważyłbym się oceniać sposobu życia i postrzegania życia przez innych ludzi, gdybym bardzo szczegółowo nie znał ich osobistego położenia.
Nie wiem, czy ludzie doceniają to co robię czy też nie, i prawdę mówiąc niewiele mnie to obchodzi.
I tak, jest bardzo możliwe, że do końca życia będę robił to, czego nie znoszę (do pewnego stopnia vide moje drugie zdanie od góry).
Albo mogę zrobić coś dla siebie. Czy się boję? Oczywiście. Tyle, że nie tego, czy osiągnę sukces. Jeśli tak - super. Jeśli nie - zawsze mogę zostać choćby cieciem w szkole, nie dbam o to, jeśli chodzi o mnie samego. Ale konswekwencji dla INNYCH osób (drogich mi osób, na których mi zależy) zrobienia tego, co JA chcę (a tu naprawdę nie trzeba jakichś górnolotnych haseł typu "jak chcesz to możesz", tylko zwykły przyziemność dnia codziennego wystarczy) boję się istotnie. Bo to się może skończyć tragicznie.
Ale nie będę tego dłużej ciągnął, naprawdę musiałbym z Panią przez wiele godzin dyskutować, żeby pokazać Pani, że moje obawy nie wynikają z takiego nastawienia, jakie Pani - niestety dość ironicznie - przedstawiła, ale z bardzo prozaicznych, przyziemnych spraw. Acha, żeby było jasne, nie chodzi tu o wydanie tej czy innej książki, bo naturalnie super by było, gdyby się udało (i gdybym jeszcze zarobił na tym), ale nie to jest moim najważniejszym i największym marzeniem. Poza tym to mógłbym robić w domu, a to, co "gra mi w duszy" musiałoby się wiązać z wyjazdem z Polski i Europy (bynajmniej nie w celach zarobkowych) - na rok, dwa, a może 10 lat.
Rubi Birden:
To, co Pan pisze, to oczywiście wszystko prawda. I ma Pan rację. Absolutną. Nie może Pan osiągnąć sukcesu, bo świat sprzysiągł się przeciwko Panu. Ma Pan niesatysfakcjonującą pracę, obciążenia finansowe, zobowiązania wobec ludzi, za mało czasu, a oprócz tego ludzie nie doceniają tego, co Pan robi. I pewnie już do końca życia będzie Pan robił to, czego Pan nie znosi, zanim dojedzie Pan do emerytury będzie Pan zrzędliwym, sfrustrowanym, obrażonym na cały świat facetem. I jeszcze będzie Pan siedział w kącie i miał za złe, bo przecież się Pan poświęcił, a ludzie są tacy niewdzięczni... Ale przecież takie jest życie. Wszyscy tak żyją. Nie?
Proszę Pana, ja te wszystkie powody znam. Sama bardzo długo używałam ich jako świetnej wymówki. Zawsze coś było przeciwko mnie, zawsze "martwiłam się" o innych. Zawsze znalazłam jakiś powód, dla którego nie mogłam robić tego, co kocham. Były ich tysiące, naprawdę. Teraz wiem, że to był tylko strach. Strach przed tym, że mi się nie uda, strach przed tym, że się uda (paradoks, prawda?)
Ja Panu nie powiem, że powinien Pan zrobić to czy tamto. Ja Panu nie powiem, co jest słuszne. Ja Panu powiem jedną rzecz: MAMY TYLKO JEDNO ŻYCIE. A jak Pan przeżyje swoje? Pańska sprawa :)
A i jeszcze coś: nie można dać komuś czegoś, czego się nie ma.Rubi Birden edytował(a) ten post dnia 09.01.08 o godzinie 13:30