Temat: antykarierowicze wszystkich krajów, łączcie się ;P
Katarzyna Ramotowska:
Do zabrania głosu w dyskusji sprowokowała mnie wymiana poglądów między Wojtkiem a Kamilą:
Kamilo, patrząc na Waszą dyskusję z dystansu myślę, że niepotrzebnie wycofujesz się odniesienia swoich wypowiedzi bezposrednio do Wojtka, bo myślę, że Ciebie Wojtku to także dotyczy.
Skoro bowiem nie można mieć wszystkiego to Kamila na pierwszym miejscu postawiła podróże i fotografię a Ty rodzinę oraz to, na co wziąłeś kredyt.
Nie nie, oprócz (stosunkowo niewielkiej) pożyczki w banku jeszcze nie wziąłem żadnego kredytu. I nie stawiam wszystkiego na rodzinę, bo gdyby tak było - nie zabierałbym na forum Antykariera głosu, tylko dawno opiekowałbym się żoną/dzieckiem, zarabiając normalne pieniążki w biurze (tak jak to zresztą i teraz - niestety - robię), zaciągnąwszy 30-letni kredyt, żebyśmy mieli mieszkanie (choć - z dziewczyną czy bez - uważam, że wynjmowanie jest o wiele tańsze!) etc. Ja po prostu jestem ślepy (tak, przyznaję to), bo po prostu NIE WIEM i NIE WIDZĘ, czy lepiej jest utracić dziewczynę i jej miłość, ale poświęcić się pasji (która wymagałaby bardzo długich nieobecności w domu i w Polsce), czy też może zapomnieć o pasji, ale zyskać kobietę, rodzinę, miłość, spokój... Czy zranić ją (rzucając ją, bo do tego to się sprowadza, chyba że ona rzuci mnie pierwsza) - ale przy okazji i siebie, czy zranić siebie (rezygnując z największej siły napędowej, jaką jest dająca największe spełnienie i szczęście pasja i marzenia) - ale przy okazji i ją, bo będąc niespełniony nie byłbym nigdy w pełni szczęśliwy. Jak ktoś tu wspomniał, to jest jak waga, tyle tylko że żadna z szalek tej wagi nie przeważa, lecz waga pozostaje w idealnej równowadze (albo raczej wychyla się raz w jedną, raz w drugą stronę), a to jest tak, jakby na szalach w ogóle nic nie leżało...
I nie można tego tłumaczyć siłą wyższą bo przecież każdy kowalem swego losu...
Wojtku, pomimo, że bardzo szanuję kierujące Twoimi wyborami szlachetne pobudki - a szczególnie pomoc rodzicom, to muszę powiedzieć, że zdecydowanie bliżej mi do postawy Kamili, która może wydawać się bardziej egoistyczna ale na dłuższą metę okazuje się kluczem do sukcesu... ot choćby z tego powodu, że spełnione i szczęśliwe osoby z wielką łatwością pomnażają dobrą energię, dzielą się nią uszczęsliwiając innych - a zatem zmieniają na lepsze Świat.
OK, ale co z sytuacją, gdy matka na przykład mdleje, na przykład idzie do szpitala, na przykład ma zrobić wielkie sprzątanie (a nie może tego robić), a ja jestem o 7000 km od niej przez 6 miesięcy? Dla Ciebie - trochę także i dla mnie - jest to klucz do sukcesu, ale dla osoby postronnej (już nie mówię o samej matce) byłby to już nie tylko egoizm, ale wręcz bycie wyrodnym, czyż nie? A jednak z drugiej strony kiedy o tym myślę/wiem, to coś mnei aż dusi w środku, skaczące ciśnienie rozsadza mi czaszkę, zniera mi się na mdłości (lub zemdlenie), że pasja jest tylko jak mgła, której nawet dotknąć nie można... Całym jestestwem myślę o swych marzeniach. Tylko co z tego? To nie kwestia strachu przed nieznanym, braku pieniędzy czy strachu przed porażką. Osoba silna, osoba marząca, osoba z pasją nie przejmuje się zbytnio takimi rzeczami. To kwestia tak potwornie trudnych wyborów, że aż niemożliwych. To kwestia bycia ze wszystkich stron "ściśniętym" pomiędzy pragnieniami, uczuciami, marzeniami, pasjami, odpowiedzialnością, miłością, obowiązkiem... bez możliwości wyrwania się w którąkolwiek stronę.
To nic innego jak tylko hołdowanie maksymie: "zmieniając Świat zacznij od siebie".
Na dowód powiem, że jestem żywym przykładem tego, że trzymając się konsekwentnie realizacji swoich marzeń, można dojść do etapu na którym nie tylko bardzo godziwie się żyje ale, co najważniejsze, można też pomagać innym (nie tylko rodzicom). To bardzo proste i daje wiele radości :)
Mogę tylko pozazdrościć i pogratulować. Albo życzliwości bliskich i tego, że nie wymagają stałej opieki, albo tego, że pomimo braku życzliwości i/lub konieczności opieki wyruszyłaś jednak w swoją stronę. W tym drugim przypadku, czy pytałaś się bliskich (rodziców, chłopaka/narzeczonego/męża) jak się z tym czują? Bo jeśli czują się z tym ok lub wręcz dobrze, to gratuluję i zadroszczę podwójnie...
Życzę wszystkim trafnych wyborów życiowych.
Kaśka