Tomasz
T.
sensem życia jest
dążenie i działanie!
Temat: Opowiadanie :o)
Dawno, dawno temu... gdzieś na południu, za lasami, za siedmioma górami żyło grono wspaniałych przyjaciół, którzy potrafili cieszyć się każdym dniem spędzonym razem nawet, gdy wichry namiętności wiodły wszystkie myśli i poczynania ku zdradzie kompromitującego zachowania, byli bowiem pedałami, tj. ups, pardon... homoseksualistami. Ale zawitali w szeregi heteroseksualni. Tego ich zamknięta społeczność zdzierżyć nie potrafiła. Choć się starali zrozumieć nasłuchując odgłosów pikiety i wiadomości, które właśnie podały, że prezydent miał sekretny pamiętnik. Wszyscy czytali wówczas najnowszą powieść jego przyjaciela. Był on miłośnikiem antycznej sztuki sakralneji religioznawcą. Kolejną osobą będącą we władaniu kopii sławnej osoby i jej pamiętnika był Ojciec Grzyb,wielce durny przedstawiciel handlowy ginącej rodziny pochodzącej z dawno już zapomnianego rodu buraków. Ojciec Grzyb, jednakowoż, miał jedną wadę - nie miał zalet. Nowi i starzy przedstawiciele tegoż gremium bardzo go cenili, za jego umiejętność robienia rzeczy prostych i wielce przydatnych, np. krzesło, które pomaga wstawać, łóżko - które zapisuje sny, czy choćby prysznic, który swą konstrukcją nawiązuje do rozwiązań samego Vincenta Priessnitza!
Zapowiadał się kolejny zwykły tydzień, jednak wtem zza rogu wyłonił się ogromny włochaty karaluch. Był mojego wzrostu i miał wielkiego guza na prawym ciemieniu. Spojrzał na mnie podejrzliwie i mruknął donośnie, aż mi czułki zadygotały i zrobiło się słabo. Było ciemno jak w środku nocy i bardzo wietrznie, a karaluch nie wyglądał na takiego, którego można zbyć byle czym lub przestraszyć muchozolem. "Twarda sztuka z tego karalucha!"- pomyślałem uśmiechając się pod nosem - miałem bowiem za pazuchą wykrywacz twardych sztuk. Pazucha zawierała również tajny stenogram z posiedzenia zarządu Krasnali Ogrodowych S.A.
W tym samym czasie w lesie nieopodal rozbił się statek piratów z Karaibów. Był wśród nich sam John Deep! "Ciacho!" - tak nazywał się ich okręt. Z bijącym sercem podbiegłem do rozbitków. Na moją uwagę zwrócił niebieski płyn wyciekający spod kapelusza. Zastanowiło mnie jedno - "od kiedy krew jest niebieska?". Ich przeszywający wzrok na zawsze pozostanie w mej pamięci. Przyglądając się wrakowi do moich uszu doszły dwa ślimaki, obślizgłe i wygłodniałe. Nie było innego wyjścia, musiałem je zjeść. Z pierwszym poszło gładko, drugiego natomiast zepsuł Rysiek z Klanu.
Tymczasem ziemniaki gotowały wszystkim straszliwą zdradę: postanowiły uniemożliwić nam pisanie tego opowiadania!