Temat: Zbigniew Gach - laureat konkursu SDP 2002

Edmund Szczesiak




Zbigniew Gach:
Moją największą miłością jest dziennikarstwo


Znany jest z wielkiego poczucia humoru. Nikt tak jak Zbyszek nie potrafi opowiadać dowcipów, a zna ich setki, a może i tysiące. Imał się różnych zajęć: był menedżerem grupy rockowej, występował w telewizyjnych programach satyrycznych i w Niekabarecie Macieja Nowaka. „Koneser kobiet z ładnymi nogami” – jak można przeczytać w „Kto jest kim w województwie pomorskim”. Wszystko wskazuje jednak na to, że największą miłością Zbyszka Gacha jest dziennikarstwo.
O dziennikarstwie marzył od lat szkolnych, a pierwsze poważniejsze próby przypadły w czasie studiów na filologii polskiej Uniwersytetu Gdańskiego. Publikował najpierw w „Dzienniku Akademickim” (dodatku do „Dziennika Bałtyckiego”), potem związał się z ogólnopolskim tygodnikiem „Politechnik”, a od III roku studiów, również z ogólnopolskim, redagowanym w Gdańsku, tygodnikiem „Czas”, który – zwłaszcza po Sierpniu 1980 – zapisał się jako wyjątkowo waleczny.
Pierwsze dni stanu wojennego Zbyszek spędził wśród strajkujących w Stoczni Gdańskiej. Schwytany przez ZOMO, kilka dni odsiedział w areszcie w Starogardzie Gdańskim. (Atak na stocznię i swoje przeżycia opisał później w reportażu opublikowanym w wydanej w podziemiu w 1984 roku zbiorowej książce „Gdańsk. Dramat wojenny”).
Władze stanu wojennego zlikwidowały „Czas”, a 18 dziennikarzom tygodnika – wśród nich Zbyszkowi – zakazały uprawiania zawodu. Przez prawie rok był... menedżerem grupy rockowej Cytrus. Do zawodu dziennikarza powrócił w marcu 1983. Został zatrudniony w „Pomeranii” – miesięczniku Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, które nie zastosowało się do zaleceń władz, stając się rodzajem „opozycji na powierzchni”. W miesięczniku, skupiającym w tym czasie najlepsze wybrzeżowe pióra, Zbyszek między innymi publikował wieloodcinkowy reportaż historyczny o podziemnej drukarni w Borach Tucholskich. Zrodziła się z tego jego pierwsza samodzielna książka „Jeden z Wiela” ( Arkun 1991).
W 1984 roku pracował w głębokiej tajemnicy – wraz z Maciejem Łopińskim i Mariuszem Wilkiem – nad książką o podziemnej Solidarności i ukrywających się działaczach: „Konspirą”, która doczekała się kilkunastu wydań – w kraju (poza cenzurą) i za granicą. Służba Bezpieczeństwa zachodziła w głowę, kim też jest kąśliwy Moskit (Zbyszek ukrył się pod pseudonimem Marcin Moskit), ale nie udało się jej tego rozszyfrować.
Gdy Polska ostatecznie wybijała się na niepodległość, Zbyszek współtworzył w Gdańsku „Tygodnik Wyborczy”, przekształcony potem w „Tygodnik Gdański”. Korzystając z bliskości siedziby redakcji i gabinetu przewodniczącego odrodzonej Solidarności bacznie przyglądał się i przysłuchiwał Lechowi Wałęsie. W rezultacie powstała książka „Antybohater”, uważana za najlepszą, z dotychczas opublikowanych, o wąsatym przywódcy.
Wiele pracy (znany jest z wyjątkowo starannego dokumentowania swych tekstów) włożył w książkę „Leszek Balcerowicz: Przetrwać” (pracował nad nią 27 miesięcy); ukazała się w połowie 1993 roku. Jeszcze więcej – ponad trzy lata – w „Poczet kanonizowanych świętych polskich”, wydanej w 1997.
Wspólnie ze Sławomirem Kitowskim przygotował album „Gdynia” (jest także autorem obszernego wstępu), przyłożył też rękę – pracując przez pewien czas w Fundacji Dar Gdańska – do albumów „Dawny Sopot” i „Gdańsk 1945”.
Do bogatego dorobku Zbyszka dorzućmy jeszcze kilkadziesiąt programów satyrycznych dla Polsatu, które współtworzył i w nich występował.
Obecnie pracuje w „Dzienniku Bałtyckim”, w dziale reportażu, ten gatunek jest jego największą pasją. Właśnie za reportaż „Łaciate przeznaczenie”, opublikowany w „Dzienniku Bałtyckim” – o holenderskim rolniku, który gospodarował w Cetyniu pod Bytowem, zmagając się z wielkimi trudnościami – Zbyszek otrzymał nagrodę specjalną SDP, „polskiego Pulitzera”, za ubiegły rok. „Za ukazanie ludzkiego wymiaru integracji europejskiej, na przykładzie osadników holenderskich, którzy stali się z własnego wyboru rolnikami w Polsce” – jak napisano w uzasadnieniu nagrody.