Temat: Jak wydać własną książkę (portal księgarski)

Piszesz - może to być proza, poezja, eseistyka; przetłumaczyłeś książkę. Zapisałeś to w wordzie. Masz gotowy poprawiony redakcyjnie tekst. Chcesz go wydać. Zastanawiasz się jak to zrobić?

Masz dwie drogi. Szukasz wydawcy, najlepiej dużej, znanej oficyny, która potrafi wypromować nowego autora i rozprowadzić książkę w ogólnopolskiej sieci dystrybucyjnej. Wysyłasz bądź to maszynopis, bądź to dyskietkę. Czekasz na odpowiedź, ale wydawca szczególnie ten markowy ma takich propozycji do wydania całe mnóstwo. Widziałem kiedyś w wyd. Dolnośląskim u red. Jana Stolarczyka dwie pochyłe wieże przesyłek z całego kraju z pracami różnych autorów. Przewijały się nazwiska znane i mniej znane lub całkiem obce. Oczekiwanie na jakąkolwiek odpowiedź trwa miesiącami, nawet gdyby redaktor naczelny oraz jego recenzenci poświęcali sto procent czasu na czytanie nadesłanych tekstów.

Drugi krok to próba znalezienia małego wydawcy bardziej mobilnego, który plany wydawnicze tworzy ad hoc i potrafi opublikować taki tekst od momentu złożenia, w ciągu miesiąca góra dwóch. Niestety w tym wypadku jak i coraz częściej w pierwszym, powinieneś dysponować własnymi funduszami - wówczas rozmowa z wydawcą staje się klarowna i bardziej efektywna. Wieńczy ją umowa, chyba, że tekst jest ewidentnym bełkotem i autor wyda go własnym nakładem, ale o tym za chwilę.

Przed podpisaniem umowy następuje operacja kalkulacji kosztów, ustalenie wysokości nakładu. W umowie widnieje proponowane honorarium, kwota zaliczki i termin wydania, to pierwsze tylko wtedy, gdy tekst jest na tyle dobry i oryginalny, że wydawca przewiduje jego szybką sprzedaż i dobre recenzje u krytyków. Lepiej jest z tłumaczeniami - tu można liczyć na życzliwszy oddźwięk, ale wówczas kiedy sam tłumacz załatwi prawa do tłumaczenia, najlepiej za darmo, ewentualnie dotację od wielu fundacji, których to adresy można otrzymać w Stowarzyszeniu Tłumaczy Polskich w Ministerstwie Kultury lub jeśli się grzecznie poprosi w redakcji ”Literatury na Świecie”.

W związku z kryzysem w tej branży wydanie książki własnym sumptem jest najbardziej wskazane. Załóżmy, że mamy już pieniądze i wydawcę. Następuje słynna kalkulacja czyli określenie technicznych parametrów przyszłej książki: format, rodzaj papieru, obwoluty, nakład, to wtedy, gdy tekst masz na dyskietce złamany i przygotowany do wydruku kalek lub klisz. Jeżeli jest to maszynopis, to trzeba jeszcze doliczyć skład i łamanie tekstu oraz jego obróbkę redakcyjną – minimum trzy korekty + wydruki. Nie znając kompletnie cenników narażamy się na sytuację, w której wydawca zawyży swoje koszty i siłą rzeczy przepłacimy podwójnie za gotowy już egzemplarz książki. Jest to najczęstsze zjawisko na naszym rynku. Jeżeli przejdziemy już wszystkie etapy i otrzymamy swoją własną książkę z drukarni i minie czas euforii, to czeka nas rzecz następująca – sprzedanie jej i odzyskanie chociażby częściowo włożonych własnych lub na nieszczęście pożyczonych pieniędzy. Robi to za nas wydawca lub robimy to sami, czyli bierzemy egzemplarz do teczki i chodzimy od księgarni do księgarni, grzeczni i pełni pokory licząc, że pełny komis skusi księgarza. Natrafiamy na dwie postawy. Odmowną i akceptującą układ, trzecia możliwość, to ta, że odeślą nas do hurtowni, szczególnie te księgarnie związane z sieciami hurtowni umowami na wyłączne zaopatrzenie oraz będące ich własnością.

Ostatni krok z tych desperackich, to wydać książkę zupełnie samemu, czyli zakładając działalność gospodarczą i wpisanie we wniosku - działalność wydawnicza nie podlegająca koncesji, ma to jedynie miejsce z wydawaniem prasy. Najlepiej zostać od razu płatnikiem VAT. Całość usług poligraficznych jest ”ovatowana”.

Gdy przejdziemy ten etap, a mamy dostęp do programów komputerowych możemy zaopatrzyć się w programy składające np. Pagemaker 6,5 lub Quark Press. Nie są one łatwe w obsłudze i trzeba trochę praktyki. Jeżeli nie, to szukamy w miarę taniej firmy, która nam książkę przygotuje do druku. Przedtem nie zapomnijmy wystąpić do Biblioteki Narodowej o przyznanie międzynarodowego numeru ISBN, otrzymamy go standardowo - sto w pakiecie. Bez niego będziemy musieli doliczyć 7% Vat-u do ceny katalogowej książki in. ceny sprzedaży. Następnie szukamy wśród licznych ofert adresu taniej drukarni, dającej przy okazji długie terminy płatności i biorącej jak najmniejszą zaliczkę na papier. I czekamy na gotowy produkt, efekt naszej pracy umysłowej, dumy i zaradności.

Wydając samemu książkę teoretycznie opublikujemy ją taniej, ale do kosztów naszego przedsięwzięcia dojdą: podatek dochodowy do urzędu skarbowego, koszty dystrybucji i ryzyko związane z nieznajomością rynku hurtowego, przejawiające się tym, że dajemy nakład praktycznie ”w ciemno”, nic nie wiedząc o naszych kontrahentach. Jeżeli płacimy gotówką, najpewniej otrzymamy rabat od ceny produkcji, ale gdy otrzymujemy rachunek terminowy z np. 30 – 40 dniową płatnością, to dochodzi do tego ból serca i nerwy, czy na czas zdołamy ściągnąć jakiekolwiek pieniądze z hurtowni lub księgarni i czy w ogóle nasz tytuł się sprzedaje, pozwalając nam uregulować go w terminie. Na koniec życzę wszystkim autorom nie mającym własnej książki, trafnego wyboru własnej drogi do niej. Są chlubne przykłady autorów już uznanych jak Olgi Tokarczuk (wydawnictwo RUTA) i Andrzeja Stasiuka (wydawnictwo CZARNE), że można na tym polu osiągnąć sukces nie tylko literacki, ale i rozwinąć ciekawą i potrzebną działalność wydawniczą czego Wszystkim zainteresowanym życzę.

Gabriel Leonard Kamiński