Temat: Choć trochę, ale się poznajmy...
tak, na naszych terenach pijaczki, zboczeńcy i uchodzcy agresywni nie sa rzadkoscią.. do tego dorzućmy smietnisko ogolne i zero poszanowania tego, co zwie sie gospodarką lesną...
co zaś do głównego wątku tego forum to - choć na co dzień mozna mnie spotkać głownie z garniturkach i obcasach:) - współtworzyłam przez dwa lata miesięcznik Survival traktując sam survival bardzo szeroko, nie tylko jako umiejętnosc biwakowania w polskim lesie i rozpalania ognisk :)
dośc "modny" stał sie survival wojskowy, kojarzony z selekcjami np.na poligonie drawskim, pustyni Błedowskiej czy w Kotlinie Kłodzkiej i szeregiem zadań na bazie pomysłów rekrutacyjnych do militralnych grup specjalnych, co jest z pewnoscia medialne i daje wycisk, a to widzowie lubią:):)
jedni mają usilne potrzeby podejmowania kolejnych prób zmierzenia się z samym sobą, inni - raczej lubowania się harmonią z naturą :) i jej blikością, z dala od zgiełku miast i szybkiego zycia na co dzień... a ja należę raczej do tych drugich, choc na drawskim poligonie byłam dwukrotnie:)
mam mase sugestii survivalowych w kraju (choc Beskid Niski, ze względu na ogrom zwierząt dzikich może byc zaskoczeniem i to niekoniecznie miłym:):), ale i moc za granicą.. od przedzierania się z maczetą przez dzungle Ameryki Srodkowej i Poludniowej (Kostaryka, Gwatemala, Urugwaj, Paragwaj..) po survivale azjatyckie (chocby polnocny Wietnam, Laos i Myanmar czy prowincje gorskie Sri Lanki)... mam duszę wszedobylskiego dziennikarza, ktory nie rozstaje sie ponadto z aparatem, wiec wyprawy traktuję kompleksowo - sprawdzam się i własne mozliwosci, organizacyjne, logistyczne, swojego organizmu i wlasnych ograniczen, zmierzam z kolejną przygodą, probuje radzic sobie w patowych sytuacjach (a tych miewałam niemało:):), lecz dopiero chłodna ocena ich po powrocie do kraju pozwala oszacowac poziom ryzyka, mojej odpowiedzialnosci itp.... lubię przygodę traperską przez duże P, ale po zaliczeniu wielu niespodziewanych nie prowokuje zadnych na siłę :):)
fajnie wspominam przeprawę iście survivalową przez Argentynę aż po Ziemie Ognistą, truckami - a najczesciej na konskim grzbiecie.... noce na pampie czy w gorach, ogniska, do których wrzucalo sie nie gałązki, a mięso lam (znacznie łatwiejsze do pozyskania i tansze w tamtym regionie niz tradycyjne drewno, nawet najlichszej jakości)... oj opowiesci wszelakich starczyłoby na ksiązkę, a nie zanudzanie na forum:)
dodam przy okazji, że w kraju szalenie podobają mi się inicjatywy okołosurvivalowe w stylu np. przepraw konnych - pewna w-wska grupa miłosników koni ogranizuje corocznie konne rajdy przeprawowe na trasie Mazury-Wwa, przez lasy, grądy, rzeki i okoliczne błotka, gdzie trzeba wyczuć dobrze teren, poznać możliwosci i ograniczenia okolicy, by przygotowac biwakowanie prowizoryczne dla siebie i koni i wciągnąc sie przy okazji w kilkudniową grę - rywalizację z grupą przeprawiającą się w przeciwną stronę:)
Marta Chalimoniuk edytował(a) ten post dnia 14.06.07 o godzinie 00:14