Dominika R.

Dominika R. Coach & Trainer,
www.strefasilnychkob
iet.com & 2B
Languag...

Temat: Czym jest dla Was samorealizacja?

Slowo to bardzo często używane w różnych kontekstach, a czym jest dla Ciebie?

na podstawie Waszych opinii stworzę śliczny opis naszej grupy :)

Pozdrawiam Was cieplutko!
Monika Czarnowska

Monika Czarnowska ***************

Temat: Czym jest dla Was samorealizacja?

to bycie sobą ... satysfakcja ze swojego ja - ze swojego bycia - człowieczeństwa - z osiągania swoich celów a przez to wszystko poczucie bycia potrzebnym. ...Niestety to pojęcie mnie nie dotyczy ;/ ale może kiedyś.... i pozdrawiam miłą Domi - założycielkę grupy :-)

konto usunięte

Temat: Czym jest dla Was samorealizacja?

najprosciej mowiac robienie tego co sie chce i sie lubi.. a dla postronnych nalezy rowniez dopisać jeszczes do tego widoczny sukce
Jędrzej Fijałkowski

Jędrzej Fijałkowski dziennikarz -
psychotronika,
rzeczy tajemne

Temat: Czym jest dla Was samorealizacja?

Dzięki za zaproszenie i sorry, że go nie przyjmuję. Nie jestem w stanie stanąć na wysokości zadania w żadnej sformalizowanej grupie i na żadnym forum wymagającym poświęcenia czasu na nie zawsze interesujące mnie wypowiedzi. Przypadek (podobno ich nie ma) jednak sprawił, że napisałem ostatnio tekst do "Czwartego wymiaru", który po części odpowiada na zadanie przez Ciebie pytanie i na "wizję" samorealizacji Krzysztofa. Nietrafne jest podejście Dominiki. Nie skazuj się od razu, nie stawaj na straconej pozycji. Kto ma dużo - temu zostanie dodane - kojarzysz? Przecież Ty masz cholernie dużo. Nie widzisz? Okulary, okulary!!!!!
Przesyłam Wam prywatnie ten tekst, który ukaże się w miesięczniku, z prośbą, żeby do chwili ukazania się w druku nie był przesyłany dalej.

Szukając siebie (1)
Powrót do krainy Wielkiego Ducha

To my jesteśmy tymi, na których czekaliśmy
przysłowie Indian Hopi

Kiedy Szewczyk Dratewka podrzucał smokowi wawelskiemu barana naszpikowanego siarką, nie przypuszczał, że w ten sposób walczy ze swoimi kompleksami, z oplatającą go podświadomością, z wyrzutami sumienia.
Smoki istniejące w baśniach, od zarania przekazu mówionego, informują nas, jak chcą jedni, o faunie sprzed milionów lat, lub, jak życzą sobie tego drudzy – są symbolem naszych wewnętrznych rozterek. Przedstawiciele obu grup mają rację. Smok, jako narzędzie pracy twórczej sprawdza się zarówno u paleontologów, jak i u psychologów.

Baśnie – to stereotypy myślowe, ale i przekaz możliwości paranormalnych (czy raczej niewykorzystywanych) umiejętności człowieka.
Zadziwiające jest, iż niezależnie od zakątka świata, baśnie i legendy zawierają te same elementy. Trudno uwierzyć, aby wyrastały z jednego pnia mitów greckich czy opierały się głównie na przekazach starych religii. Znawcy przedmiotu powiadają, że człowiek jest takim stworzeniem, które niezależnie od warunków geograficznych, historycznych czy społecznych dążyć będzie do pewnego luksusu, do marzeń o rzeczach, których osiągnąć nie może, a które jawią mu się, jako obraz szczęścia: do wiecznej młodości, pełnego żołądka, idealnej miłości itd. Ale, czy wszystkie baśnie świata wynikają jedynie z dążenia do marzeń? Czy nie są raczej odzwierciedleniem tego, co kiedyś było, materialnie istniało i do dnia dzisiejszego przetrwało dzięki ustnym przekazom – przeinaczone jedynie, na współczesną modłę, przez rozmaitych bajkopisarzy?
Myśl taka wpadła mi do głowy, kiedy przypomniałem sobie, czytaną w dzieciństwie, „Bajkę o dobrym listonoszu” K. Čapka. Otóż, ów doręczyciel, nim dostarczył list adresatowi – wpierw zawsze go „czytał”, nie naruszając jednak tajemnicy korespondencji, czyli nie otwierając koperty. Przykładał go do czoła na kilka sekund i w jednej chwili wiedział, czy list jest serdeczny czy nieprzyjemny. Kiedy list był miły – cieszył się, kiedy zawierał złe słowa, wyrzuty i kipiał żółcią – jednym dmuchnięciem w kopertę zmieniał formę listu tak, że nie zmieniając treści stawał się sympatyczny. Listy dzielił na ciepłe i zimne. Ciepłe – to te serdeczne. Zimne – okrutne. Wyczuwał to dotykiem.
Czy nie jest to znane już dzisiaj zjawisko dermooptyki? Dopiero niedawno, (o czym Čzapek nie mógł wiedzieć) naukowcy odkryli, iż komórki skóry na czole – są szczególnie uwrażliwione na rozróżnianie światła i barw, co wynikać by mogło z sąsiedztwa zmysłu wzroku, który wyłonił się dopiero w toku ewolucji w takiej postaci, jaką dysponujemy teraz.
Czyżby więc kiedyś umiejętność czytania skórą (palcami) – była normalnym sposobem uzyskiwania informacji? Kiedy to było i jakiej cywilizacji dotyczyło?
A teraz dla zabawy intelektualnej, która

może pobudzić nasz tok rozumowania

– kilka pytań:
Czy bajka o siedmiomilowych butach, czyli możliwości szybkiego przemieszczania się – to informacja o zjawisku OBE, czyli wędrówce poza ciałem?
Czy stoliczku nakryj się – to zjawisko telekinezy i teleportacji?
Czy bułka-odrostka i biblijne siedem koszy ułomków – to przemiana informacji w energię, energii zaś w materię?
Czy Śpiąca Królewna i Łazarz – to efekty działań bioenergoterapeutycznych?
Czy czapka-niewidka– nie kojarzy się nam z eksterioryzacją?
Siedmiomilowe buty – z telekinezą?
A lusterko-widziadełko z jasnowidzeniem?
Czy Tomcio-Paluch – nie jest przykładem ludzkich możliwości operowania ciałem, jaki prezentują również fakirzy?
A królewna-żabka – to nie idea reinkarnacji?
Wreszcie, czy walka ze smokami, od której zaczęliśmy – to nie walka z groźną, nieobłaskawioną podświadomością?
Czy te bajkowe umiejętności są „paranormalne”, czy to najzupełniej realne i rzeczywiste, drzemiące w człowieku pokłady „sił i środków”, których po prostu nie umiemy, bo nie potrzebujemy na naszym wygodnickim etapie industrialnego rozwoju uruchamiać i wykorzystywać dla własnego i społecznego dobra? Nie potrafimy dotrzeć do tkwiących w nas możliwości, chociaż bardzo się staramy. I to ze wszech stron. Każda dziedzina nauki próbuje na własny rachunek rozgryźć strukturę człowieka, jego złożoność duchowość, psyche i soma. Fizyka, biologia, chemia, neurofizjologia, psychologia. Każdy szuka w swoim ogródku. Ekstensywność poczynań wydłuża czas ostatecznego efektu. Pomieszanie języków trwające od czasów Wieży Babel, skutecznie temu przeszkadza. Ciągle jesteśmy homo nieodgadnione, nie znamy sami siebie.
Tajemnice wnętrza człowieka, pobudki jego zachowań, wewnętrzne rozterki

próbowały wyjaśniać i tłumaczyć rozmaite szkoły psychologii.

Wszystkie miały jedną wadę: bliższe były soma niż psyche. Psyche pozostawała „duszą” z nazwy „działającą” w sposób wynikający mimo wszystko z pewnych uwarunkowań zewnętrznych: rodzina, seks, proces. A przecież, jak mówi ghost raider ustami Nicolasa Cage’a, bohatera filmu pod takim właśnie tytułem, aktualnego komiksowego przeboju kinowego: - Szatan zabrał mi duszę, ale nie zabrał ducha.
I o tego właśnie ducha chodzi. Żadna ze znanych dotąd szkół psychologicznych nie nadała tej naszej, ludzkiej właściwości należytego wymiaru, żadna nie dopełniła swojego kanonu drugą połówką Uniwersum, nie „zmiękczyła” swoich ideologicznych założeń pierwiastkiem Yin.
Światełko w tunelu zapalił Carl Jung, który jako pierwszy przedstawiciel tej dziedziny nauki sięgnął poza neurologię i matematykę, doszukując się w psychologii także pierwiastka duchowego i na co dzień obcując z I Chingiem i Tarotem.
Według Junga człowiekiem nie kieruje wyłącznie instynktowna, podświadoma siła. Mamy także własne cele określane po części przez nasze doświadczenia, po części przez zbiorową podświadomość. Ludzie nie są marionetkami, próbują rozwiązywać własne problemy na bazie własnego rozwoju emocjonalnego i jego zrozumienia. Ludzie zależą więc od… siebie. Ale nie wyłącznie od tej części, gruntownie przebadanej już przez medyków i psychologów. Nasze „ja” współtworzy coś jeszcze.
Poglądy Junga mają dziś swoich zwolenników, zwłaszcza wśród tych, którzy bardziej zainteresowani są rozwojem duchowym niż chorobami psychicznymi.
Czy trzeba przegrać świat, żeby wygrać duszę?

- pyta niczym filmowy ghost rider, Rick Jarow, autor książki „Antykariera. W poszukiwaniu pracy życia”. To on, szerzej niż dotychczas wszyscy inni, potraktował element duchowości człowieka w jego rozwoju. Naukowiec, twórca idei antykariery, wykładowca historii religii, nauczyciel duchowy, szaman, człowiek Epoki Wodnika.
Pisze o sobie: „Chciałem zrozumieć korzenie moich osobistych poszukiwań sensu życia nie tylko w kontekście wielkich cywilizacji przeszłości, ale również w kontekście mojej własnej kultury. W tym duchu przystąpiłem do studiów nad kulturą Wschodu i Zachodu, uwieńczonych po dwunastu latach doktoratem na Uniwersytecie Columbia.”
W czasie studiów uczył się medytacji, spotykał z szamanem, pobierał nauki u rozmaitych mistrzów. Wnioski, jakie z tych duchowych peregrynacji wyciągał były zdumiewające dla niego samego. Dostrzegł wyraźną niespójność w ludzkich poczynaniach, rozdarcie, które nie pozwalało jasno określać swojego miejsca w życiu, sprecyzować jednoznacznie swoich potrzeb.
„Rzeczywistość, w której pracujemy, ulegnie zmianie, kiedy przyjmiemy całkiem nowe spojrzenie na pracę i wszelką działalność ekonomiczną zaczniemy widzieć w kontekście ewolucyjnej współzależności wszystkich i wszystkiego. Od Karola Marksa po Handel Henderson wciąż podnoszą się głosy przekonujące, że niezbędnym warunkiem wolności człowieka jest transformacja miejsca pracy… W głębi serca wiemy, że każdemu z nas wiodłoby się lepiej, gdybyśmy robili to, co kochamy…”
Jesteśmy zasupłani, zagubieni w industrialnym świecie, który, co za ironia i paradoks, nam, jego władcom, dyktuje warunki egzystencji. Jesteśmy terroryzowani przez najgorszych terrorystów świata: własne przyzwyczajenia, nacisk środowiska, fałszywe ambicje, chęci przypodobania się wszystkim wokół. Nie umiemy bronić swojego stanowiska, obawiając się ostracyzmu, śmieszności. Nie umiemy zachować oryginalności swojego „ja”, jeśli nie przystaje do wyobrażeń o nas, tych, na którym nam zależy.
Doskonale wywiódł to w swoich medytacjach zawartych w książce „Wezwanie do miłości” Ojciec Anthony de Mello.
„Tak naprawdę to nie ty zdecydowałeś nawet o tak podstawowych sprawach, jak twoje pragnienia, chęci…, wartości, gusta i postawy. Twój komputer (mózg) został załadowany instrukcjami, jak ma działać, przez twoich rodziców, społeczeństwo, twoją kulturę i całe twoje dotychczasowe doświadczenie… W ten sposób prowadzisz żałosną egzystencję, żyjąc stale na łasce zdarzeń i ludzi, rozpaczliwie starając się podporządkować to, co cię spotyka ich wymaganiom…”

Szukamy samych siebie

jak w tytułowym motto wyłożyli to Indianie Hopi. Szukamy po omacku. Jarow obiecuje dać nam światło i klucz do wejścia. Tych, co oferowali światło było już od stworzenia świata wielu. Dajmy mu jednak kredyt zaufania, jak dawaliśmy wszystkim do tej pory.
Jarow czerpie swoją wiedzę ze źródeł nie religijnych, choć wykłada historię religii. Czerpie ją ze źródeł tradycji duchowych, starożytnych kultur: mądrości Indian, wskazań Kabały, przekazów Inków, ale i z kultury Zachodu.
Mówi o duchowości, nie religii, podobnie jak Andrèè Malroux w swoim słynnym powiedzeniu: „Wiek XXI będzie wiekiem religii lub nie będzie go wcale” też miał na myśli duchowość, nie zaś konkretną religię, czyli zestaw nakazów zakazów i wierzeń podawanych przez ziemskich namiestników nieziemskich bogów.
Wschód i Zachód to Całość i w tym kierunku idą Najwięksi. O tym mówi wielu europejskich filozofów, mówi de Mello, Jarow, mądrzy przedstawiciele wszystkich nacji. Coraz bardziej zaczynamy traktować świat, jego rozległą, ogromną kulturę, jako naszą, własną, której jesteśmy częścią. Uczymy utożsamiać się ze światem, z Ziemią, bardzo powoli. Przychodzi to nam w sferze duchowej tak samo trudno, jak w sferze polityki, po przystąpieniu do Unii, uświadomienie sobie faktu, że jesteśmy Europejczykami.
Ale to przecież my czekamy na siebie i siebie szukamy. I jeśli dzięki Jarowowi znajdziemy, czyż ważne, z jakiego materiału był klucz, który nam wręczył?
Czyż to nie nasz filozof, Julian Aleksandrowicz, w innej kwestii, dotyczącej medycyny, nie stwierdził, iż nieważne, kto leczy człowieka: znachor, czy lekarz, jeśli go wyleczy. I że uczyć trzeba się choćby od diabła.
Jarowowi do diabła daleko, wszak jego propozycja wprowadzenia do rozwoju duchowego i do psychologii, medytacji opartej na czakrach, ośrodkach energetycznych zlokalizowanych w ciele człowieka, wciąż jawi się poniektórym jako diabelski wynalazek.
Przedstawiciele innych gałęzi psychologii kwitują to krótko. Jedni powiadają: bzdura, inni - parapsychologia, nowy guru, itd.
Tymczasem istnieją już instrumenty, stricte materialne, które te szatańskie wynalazki są w stanie zbadać i pomierzyć. Ki diabeł?
Człowiek jest energetyczny. Jego ciało zawiera wiele pól fizycznych dość dokładnie zbadanych i opisanych. Opisano też i zbadano pola znajdujące się… poza ciałem. Od czasów ks. prof. Włodzimierza Sedlaka i A. Szent-Györgyi’ego, którzy w poszukiwaniu człowieka elektronicznego i elektromagnetycznego „szwu życia” otarli się o Nagrodę Nobla nikt poważny już podobnych „sensacji” nie neguje. Energia zawarta w naszej informacji genetycznej, w naszym ciele, wreszcie w naszym wewnętrznym „ja”, czyli duchu jest, funkcjonuje i … ma się dobrze. Czemu więc nie skorzystać z możliwości, jakie jest w stanie wprowadzić w nasze poczynania?
Dlaczego z tej wiedzy nie skorzystać i tak próbować modelować tę energię, (bo umiemy wszak nad nią panować, w każdym razie niektórzy), żeby wykorzystywać ją dla własnego dobra i rozwoju. Rozwoju wszechstronnego, bo łączące oba pierwiastki w nas istniejące: fizyczny i duchowy. Tak powstała psychologia transpersonalna.
Ściśnięci, zagonieni, pracujemy jak głupcy, zapominając o uciekającym życiu, radości, skazani (czy rzeczywiście na kretyński kierat), na stereotyp życia, wyścig szczurów, zagubienie się w pracy nie dającej przyjemności. Błagamy o chwilę oddechu. Jarow go daje. Mówi: jeśli nie kochaz tego, co robisz – to po co to robisz?
„Przekuwanie swego życia w dzieło sztuki, dochodzenie do mistrzostwa w rzemiośle życia, cierpliwa współpraca z siłami wszechświata i pozostawanie sobą w każdym działaniu wymagają odwagi i prawdziwego zaangażowania… Żeby dotknąć własnej autentyczności, będziemy musieli przejść próbę ognia – i to nie raz, wiele razy. Ale w tym ogniu rodzi się złoto. Nasza praca w tym świecie jest sposobem, w jaki nieszlachetne pierwiastki zostają poddane transformacji. A więc zacznij od jednej godziny. Przejdź do jednego dnia. Wejdź w to na całe życie.” - pisze Rick Jarow w swojej książce.

Szukając siebie (2)
Brykający Tygrys w naszej duszy
Wszyscy powinniśmy uczyć się sposobów budzenia potencjału ukrytego w naszej istocie
C.G.Jung

Bardzo nie lubimy, jeśli coś musimy. Jeśli na dodatek, to „coś” stanowi połowę naszego życia i jest podstawą naszej egzystencji, wiąże się z nami na dobre i na złe, siedzi nam na karku cały czas, przypomina… no, to nie lubimy tego jeszcze bardziej. Mówię o czymś, co trwa przez całe aktywne życie, dokucza i przeszkadza, a raczej dokuczać i przeszkadzać może, jeśli tego nie obłaskawimy. Ale jeśli tylko potrafimy nad tym zapanować i ukierunkować po naszej myśli, sprawiać może dużą przyjemność.
To „coś” to nasza praca. Nieodzowny element aktywnego życia, zapewniający nam lepszą lub gorszą egzystencję. Przynajmniej połowa z nas pracuje, bo musi.
W firmie, której nie lubimy, na stanowisku, które nam nie pasuje, robiąc to, co nie sprawia przyjemności, ale co robić trzeba. Żyjemy w społeczeństwie industrialnym, pogoń za pieniądzem jest tego konsekwencją. Liczysz się, bo masz lepszy samochód, lepszą plazmę, najnowszą komórę i markowe ciuchy. Bywasz w najmodniejszych nocnych klubach. W dziennych nie możesz, bo jak, kiedy często po 20 wychodzisz z pracy. Jeśli wyjdziesz wcześniej, jest to źle widziane, na dobre miejsce czeka kolejka chętnych. Jak w dowcipie: - Pani Małgosiu, dlaczego pani wychodzi przed 18? – Bo jestem na urlopie, panie prezesie.
Dzisiejsza

rzeczywistość kreuje wyścig szczurów.

Wysforować się o dwie długości do przodu, zdobyć, wygrać, posiąść. Kiedy przychodzi chwila refleksji (a czasami przychodzi) zastanawiamy się po co to wszystko, tęsknie spoglądamy na mijane w pędzie do sukcesu łąki, jeziora, oazy zielonego spokoju, które są tak odległe, choć na wyciągnięcie ręki.
Niektórym odpowiada taki tryb życia. Leży w ich charakterze, muszą się sprawdzać, konkurować, wygrywać. Mają świadomość kosztów, jakie za to płacą. Ale to lubią, to ich żywioł. Ale ta druga połowa uczestniczy w tej rywalizacji z konieczności. Żeby nie zniknąć z planszy musi, musi, musi. Często wbrew sobie.
Czy istotnie, jeśli wpadliśmy raz w tę szaloną i niechcianą spiralę samonakręcających się wymagań, gonitwę za pieniądzem pozyskiwanym w trudzie, którego nie znosimy – nie ma już żadnego ratunku? Czy to jest karuzela, która nigdy się nie zatrzyma? Czy nie możemy wysiąść?
Przyszło do nas z Zachodu pojęcie „antykariery”. Wprowadził, je w życie i stworzył wokół niego nowy kierunek psychologiczny, Rick Jarow, autor książki: „Antykariera. W poszukiwaniu pracy życia”. Było o nim w poprzednim numerze. Naukowiec, wykładowca historii religi, nauczyciel duchowy, człowiek Epoki Wodnika.
Ukute przez Jarowa pojęcie „antykariera” w kraju, gdzie słowo „anty” tłumaczone jest jako przeciwstawne, wywrotowe, znienawidzone, o wybitnie pejoratywnym zabarwieniu, zyskało miano „alterkariery”, czyli kariery alternatywnej. To brzmi lepiej. Nie nakazuje, ale proponuje inne rozwiązanie. Idea zostaje ta sama, ale mamy wybór. Decydujemy, a nie jesteśmy przeciwni.
Autorką polskiego odpowiednika „antykariery” jest Tanna Jakubowicz-Mount, dyplomowany psycholog, twórczyni nurtu psychologii interpersonalnej w Polsce.
Polacy są pełni kompleksów, jednocześnie wielu z nich - otwartych na wszelkie nowości i gwałtownie pragnących wyjść z „grajdoła”, w który w pewnym momencie wcisnęła ich historia. Idea trafiła więc na podatny grunt.
Samemu trudno pokonać własny „komputer”, utarte przyzwyczajenia,

odnaleźć duchową ścieżkę,

która zaprowadzi w kierunku rozwoju. Szukamy pomocy. Są kursy, są spotkania, jest prowadzenie psychologa i jednocześnie duchowego przewodnika, który ma nas z okopów ograniczeń i konieczności „wydłubać”. Pokazać, jak pokochać pracę, jak zastąpić tę, której się nie cierpi taką, która maksymalnie otworzy drzemiące w nas możliwości. Jak zmienić to, co było do tej pory nieznośnym balastem, przeszkodą, musem w coś, co przyniesie satysfakcję, z pełną świadomością, że trzeba to zrobić. Gdzie szukać inspiracji?
Może trzeba wrócić do czasów, gdy wszystko było proste i zrozumieć, dlaczego takie było?
Tanna Jakubowicz w swoich warsztatach cofa się do kultur, których korzenie sięgają wiekowych tradycji.
- To zajęcia dla ludzi, którzy zadają sobie pytanie: kim jestem, po co żyję, podstawowe pytania duchowe i egzystencjalne. Dla tych, którzy poszukują, pragną dzielić się swoimi umiejętnościami, wspólnie kształtować inny, niż dotychczas poznany świat. I jakby to rewolucyjnie nie brzmiało, jest to praca u podstaw, praca od najmniejszych dokonań, pierwszych kroków po ścieżce, na której dopiero daleko na horyzoncie widać odległy cel - powiada. – Ale przecież, jak mówią Chińczycy – nawet najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku. Początek jest zaś tu, w którym miejscu jesteśmy. Nie musimy od razu przechodzić na wegetarianizm, gwałtownie praktykować jakąś inną religię, uciec z domu lub rzucić pracę. Początek to akceptacja miejsca, w którym aktualnie jesteśmy i, jak mówi Jarow - łagodne przyzwolenie, aby nasze wnętrze powoli zestroiło się z wyższymi siłami Wszechświata…
Założenie autorskiego programu psychologii interpersonalnej Tanny Jakubowicz-Mount opiera się na fakcie, że życie każdego z nas ma swoje przeznaczenie. Musimy tak działać, aby to przeznaczenie wypełnić.
Wiele starożytnych kultur przepowiadało zmiany,

gdy nadejdzie Epoka Wodnika.

Ta Epoka według rozmaitych ludzi o nadczułych zmysłach nadchodzi. To Epoka zmian, epoka ewolucji, gdzie każdy będzie prekursorem, każdy będzie pierwszym, a wszyscy razem zaczną tworzyć zupełnie inne wartości.
Każdy, bowiem, jest unikalny i każdy ma swój niepowtarzalny potencjał. Jak pisze Jarow: „Przekuwanie swego życia w dzieło sztuki, dochodzenie do mistrzostwa w rzemiośle życia, cierpliwa współpraca z siłami wszechświata i pozostawanie sobą w każdym działaniu wymagają odwagi i prawdziwego zaangażowania… Żeby dotknąć własnej autentyczności, będziemy musieli przejść próbę ognia – i to nie raz, wiele razy. Ale w tym ogniu rodzi się złoto…”
Z Tanną nie chodzi się po ogniu, ale wchodzi do indiańskiego namiotu, gdzie walczy się w odosobnieniu ze sobą samym, pokonuje utarte przyzwyczajenia, narosłe przez lata stereotypy, rozbija zewnętrzną skorupę, nie pozwalającą na głębszy oddech, synchroniczny ze Wszechświatem, wtapiający się weń.
- Przychodzę na miejsce odosobnienia zaraz po świcie, zbudować krąg z kamieni, rozpalić ogień, wzywam strażników i duchy opiekuńcze, przywołuję Starszyznę – swoich nauczycieli i duchowych przodków, tworzę Jedność ze swoją Historią, ze swoimi korzeniami. Jak cudownie jest siedzieć samej, medytować, nie być poganianą przez dzwonki, telefony, naciski zewnętrznego świata poza namiotem… Szamanizm to najstarsza tradycja duchowa świata, kult Matki Ziemi, naturalnych cykli przyrody, to utożsamianie się z tym wszystkim, co nas otacza, co żyje obok nas, w czym uczestniczymy z powodu tego najprostszego faktu, że JESTEŚMY...
Tanna odnajduje

pierwotne instynkty radości

w szamanizmie. Poznała szamanizm w swych wędrówkach po USA, zyskała przychylność Indian i została wtajemniczona w pierwszy krok tej kultury. Jest Starszą plemienia, z uprawnieniami prowadzenia pierwszych wtajemniczeń.
Indianie, gdy rodził się nowy członek plemienia pytali go, jaki dar ze sobą przynosi. Nawet ułomność, czy upośledzenie były wedle nich darem, który wyciskał piętno na rzeczywistości, po coś był potrzebny, na coś dany.
Psychologia transpersonalna uczy umiejętności przystosowania świata do naszych wewnętrznych możliwości, czerpanie z pokładów intelektu i ducha, w zgodzie ze sobą, z otoczeniem. Nasz osobisty dźwięk, jakim każdy dysponuje, musi brzmieć w konsonansie z pozostałymi członkami orkiestry Wszechświata. Musimy mieć świadomość, że jesteśmy współodpowiedzialni za to, by Wszechświat nie fałszował. Jeśli będziemy dobrymi muzykami, Dyrygent na pewno, któregoś dnia pozwoli nam na solówkę.
Polskie Towarzystwo Transpersonalne powstało w 1992 roku i rychło weszło w skład struktur europejskich. Zachód dostrzegł w tym kierunku psychologii duże możliwości autorozwoju, inną drogę dotarcia do tworzenia zmian we współczesnym człowieku, a co za tym idzie – w rzeczywistości. U nas podchodzi się do tego wciąż, delikatnie mówiąc, bardzo ostrożnie. Nie jesteśmy, co tu gadać narodem otwartym. Wciąż mamy w sobie coś ze średniowiecznego rycerstwa: zakute w pancerne hełmy głowy. A pancerz to wielce tradycyjny, stereotypowy, po chłopsku nieustępliwy i po kościelnemu nieprzepuszczalny. Jak robił mój dziad i ojciec, tako i ja. Ale to już resztki tego myślenia.
Na pierwszy obóz Tanny przyjechało kilkanaście kobiet. Na drugi, bez żadnej reklamy - już kilkadziesiąt i trzeba było uczestników podzielić.
Dona rzuciła dystrybucję farmaceutyków po kilku spotkaniach. Czuła, że przegrywa życie, że musi robić coś innego. Intuicja podpowiadała jej, że powinna podjąć to ryzyko. Z kredytem na głowie wyszła z pracy wprost na zieloną trawkę. Trafiła do Tanny. Dzisiaj organizuje kursy dla tych, którzy podobnie, jak ona znaleźli się nagle soute na bruku.
Ilu z nas, chciałoby

pójść na emeryturę w wieku trzydziestu lat,

nie po to by leżeć odłogiem, ale po to by wreszcie móc robić to, co bardzo chcą, a siedząc w biurze nie mają możliwości. Zarabiają kasę, której nie mają kiedy wydać, bo biurowy kierat nie pozwala na żaden wyjazd, na zajęcia, na spotkania. Są zestresowane, z nadciśnieniem, kłopotami ze snem. To pierwsza grupa, szukająca wsparcia u Tanny. Druga grupa wie, czego chce, ustaliła sobie jasny cel i kierunek i teraz spotyka się po to, żeby z niego nie zboczyć, a innym pokazać, że można. Wiedzą, do czego są predestynowani, jakie mają zdolności. Tu muszą nauczyć się, jak je wykorzystać z pożytkiem dla siebie i innych. To „dla innych” jest też niesłychanie ważne. Wzajemnie tworzą grupę wsparcia.
- Siedzisz w miłym, bezpiecznym bajorku nad brzegiem rzeki – opowiada Tanna. – Znasz to miejsce na wylot. Nic nowego cię tu nie czeka. Tracisz swój potencjał, nudzisz się, ale mimo, że dwa metry dalej jest czysta, rwąca rzeka nie ruszasz się – to stan wielu z tych, którzy tu trafiają. Przychodząc – wykonali ten pierwszy krok w kierunku zmiany. Nie do uwierzenia, jak chwilę potem wszystko zaczyna układać się inaczej. Jeśli jest to twoja autentyczna decyzja, niewymuszona – nagle przychodzi list z zaproszeniem do udziału w wystawie malarskiej, jakiś stary znajomy przypomina sobie, że kiedyś robiłeś projekty okładek książek. To są irracjonalne sprawy, wykraczające daleko poza rozumienie psychologii, materializujące się w sferze ducha, realizujące w świecie, którego wciąż jeszcze do końca nie rozumiemy, ale który, czy w to wierzymy, czy nie, czy tego chcemy, czy nie – jaknabardziej dowodnie istnieje, czego przykładem wszystkie osoby, które do tej pory przewinęły się przez moje zajęcia, dokonując wyboru…
Brzmi w kategoriach surrealistycznych: w kategoriach wiary. Jak w przypowieści o niedowiarku, który wisząc na ostatniej gałęzi suchego drzewa nad przepaścią wołał w kierunku niebios: - Panie Boże, już w Ciebie wierzę, tylko mnie uratuj! – Wierzysz? – zapytał Pan Bóg. – To puść się!
Ci, którzy trafili na zajęcia Tanny – tak uczynili. I nie spadli.
„Nasza praca w tym świecie jest sposobem, w jaki nieszlachetne pierwiastki zostają poddane transformacji. A więc zacznij od jednej godziny. Przejdź do jednego dnia. Wejdź w to na całe życie” – zaprasza Jarow.
„Pierwszą rzeczą, jaką musimy zrobić, to uświadomić sobie swą Wewnętrzną Naturę i zaufać jej, a potem nie tracić z oczu. Albowiem w Brzydkim Kaczątku kryje się Łabędź, w Brykającym Tygrysie drzemie nasz Wybawiciel, który zna Drogę, a w każdym z nas jest coś Szczególnego i musimy to zachować” – pisze filozof Beniamin Hoff, w swoim bestsellerze: „Tao Kubusia Puchatka”
Znowu więc musimy przyznać rację filozofom.
Dominika R.

Dominika R. Coach & Trainer,
www.strefasilnychkob
iet.com & 2B
Languag...

Temat: Czym jest dla Was samorealizacja?

"nietrafne jest podejście Dominiki"

Czy mógłbyś, Jędrzeju, rozwinąć nieco na czym polega nietrafność mojego podejścia?

ja spytałam co o tym sądzicie, cóż w tym nietrafnego?

PS. Super mi się czytało Twój tekst!

Władysław O.

Wypowiedzi autora zostały ukryte. Pokaż autora
Jędrzej Fijałkowski

Jędrzej Fijałkowski dziennikarz -
psychotronika,
rzeczy tajemne

Temat: Czym jest dla Was samorealizacja?

Oczywiście, że chodziło o Monikę. Dominiko - wielkie sorry. Dwie Niki w jednej grupie - każdy by się pomylił. Jeszcze raz przepraszam. Władkowi dzięki za refleks. Jądrzej



Wyślij zaproszenie do