Temat: osobiste pytania....
Marcela K.:
Marta K.:
Żeby wymyślić coś sensownego, trzeba mieć wiarygodne dane do analizy, a na kategorię "wydajemisię" szkoda czasu.
Na kategorię "ponarzekajmy" jaki świat jest zły, a życie niesprawiedliwe, Pani za to czasu nie brakuje.
Popełniłam jeden zasadniczy błąd w tej dyskusji. Próbowałam być konstruktywna i skupić się na rozwiązaniu problemu, a nie na narzekaniu, tam gdzie nikt tego nie oczekiwał. Zastanawiające, że w dyskusji o dyskryminacji, najwięcej do zarzucenia innym, mają osoby, które w swoich komentarzach udowadniają, że do tolerancyjnych i wyrozumiałych nie należą.
Pomińmy na chwilkę pyskówkę w którą poszła ta dyskusja i wróćmy do meritum pomysłu, nota bene dość ciekawego i wydaje się w miarę sprawiedliwego.
Będąc ojcem dziecka w tej chwili mam możliwość, tak jak i moja żona pobrania urlopu macierzyńskiego? Nie znam się tak dobrze na przepisach, dlatego pytam, czy mogę, zamiast mojej żony opiekować się dzieckiem w tym czasie, kiedy ona będzie chciała pracować?
Jeżeli mam takie prawo, czemu miałbym go nie wykorzystać? Czemu zakłada się z góry, że to kobieta rodząca, będzie wyłączona z rynku pracy.
Pytanie, czy pomysł Marceli jest innowacyjny, czy już w tej chwili możliwy do zastosowania?
Jeszcze a propos powodów dyskryminacji: Ile w waszych firmach pracuje kobiet, których nikt, nigdy na oczy nie widział? Pytanie to raczej skierowane jest do działów kadr, bo przeciętny pracownik nawet nie wie, ile razy firma zatrudniła osobę, która po podpisaniu umowy przyniosła zwolnienie lekarskie, bo spodziewa się dziecka.
czy to jest nieuczciwe? Nie sądzę, prawo na to pozwala. Jest to jednak zachowanie, które szkodzi samym kobietom. Bohaterkami możemy nazwać osoby, które nie poddały się presji - "jesteś w ciąży, to wal to, idź na L4 weź zwolnienie, co ci ta kwoka szefowa będzie truła dupę, po co się denerwować". Frajerkami są kobiety, które pracują w ciąży. Pojawia się klasyczny problem wspólnego pastwiska. Duża część społeczeństwa spostrzegając możliwość otrzymywania pieniędzy bez świadczenia pracy, myśli o doraźnej korzyści, nie zdając sobie sprawy, że takie zachowania burzą podstawy zaufania społecznego i pracodawcy, którzy na tym stracili, nie będą chętni do powtórzenia tego błędu.
Czy rozłożenie ryzyka na dwóch pracodawców, byłoby dobrym rozwiązaniem? Po części tak - gdyż w tej chwili ryzyko kojarzone jest jedynie z młodymi kobietami, gdyby przenieść to ryzyko na dwie osoby, nastąpiłoby rozmycie.
czy to rozwiąże problem? Nigdy, dopóki nie znajdziemy sposobów na budowanie zaufania społecznego, takiego który pozwoli pracodawcom przestać się bać, że zatrudnią "figuranta", a kobietom, że urodzenie dziecka pogorszy ich sytuacje w pracy.
Dopóki nie wypleni się "złych praktyk", żadne, nawet najbardziej restrykcyjne przepisy nie zmuszą pracodawców do podejmowania ryzyka i będziemy słyszeć o telefonach do kandydatów "ile dzieci, a kiedy kolejne etc."
Możemy to osiągnąć dwa sposobami, albo redukując liczbę przepisów ułatwiających takie praktyki, lub też wprowadzić takie, które uchronią pracodawców przez kosztami,lub
nie zgadzając się wprost na takie praktyki w naszym otoczeniu.