Temat: osobiste pytania....
Magdo, rozumiem że moja wypowiedź mogła Cię zbulwersować, więc wyjaśnię dokładnie o co mi chodzi.
W mojej pracy pracuje się na zmiany. Najczęściej jest to czas pracy (8,5 godziny) między 7 a 19. Jeżeli jest zespół, w którym wszyscy są równi (mają takie same obowiązki, płace, kwalifikacje), to również równo i sprawiedliwie rozdziela się zmiany. Owszem, są sytuacje, gdy w zespole komuś bardzo pasują późne zmiany i przez to reszta ma wygodniej, bo się pozamieniają i rzadziej muszą być w pracy do późna, ale takie sytuacje nie zdarzają się często.
Zatem, rekrutując kogoś do takiego typu pracy, trzeba położyć nacisk na tę dyspozycyjność i świadomość tej osoby na co się pisze. Ciąża czy posiadanie rodziny nic w tym nie przeszkadza, póki ktoś nie próbuje tego nadmiernie wykorzystać krzywdząc resztę zespołu.
I tu leży punkt ciężkości mojej wypowiedzi.
Jeżeli jestem osobą, która ma męża, dziecko, bogate życie towarzyskie, bardzo absorbujące hobby, cokolwiek, przez co zależy mi na kończeniu pracy o godzinie 15 i ani minuty później, to nie podejmuję się pracy w systemie zmianowym.
Natomiast jeżeli już się jej podejmuję, z jakichkolwiek względów, to z wszystkimi tego konsekwencjami. Nie mam męża ani dziecka, więc domyślam się, że może paść argument, że nie wiem o czym mówię. Chciałabym to uprzedzić, ponieważ wydaje mi się, że dokładnie wiem co znaczy ponosić konsekwencje takiego wyboru, choć nie wiążą się one z posiadaniem dzieci.
Kiedy podejmowałam tę pracę byłam na końcówce 3 roku studiów dziennych. A że to moje drugie studia, nie mogłam czekać ze znalezieniem pracy aż je skończę i jako 27 letnia osoba bez doświadczenia liczyć że ktoś mnie zatrudni. Więc cały 4 rok studiów ponosiłam konsekwencje swojego wyboru. Pracowałam na cały etat i studiowałam dziennie. Wstawałam w okolicach 6 rano, jechałam na zajęcia (uczelnię i pracę miałam blisko siebie, natomiast ode mnie z domu jest to godzina autobusem), po zajęciach jadłam obiad na mieście i szłam do pracy na zmianę 15-23:30. Tak 5 dni w tygodniu od października do czerwca. Jeżeli potrzebowałam w tygodniu dzień wolny na naukę przed kolokwium lub egzaminem, to albo odpowiednio wcześniej brałam urlop, albo zamieniałam się z kimś na pracę w weekend (w tym przypadku praca 24/7 ma swoje plusy). Musiałam zrezygnować ze spotkań ze znajomymi, z rodzicami widywałam się tylko w weekendy, mimo że z nimi mieszkam, bo jak wracałam to już spali, a jak wstawałam to już ich nie było. Z chłopakiem widywałam się również tylko w weekendy. Ale to były konsekwencje tego, że chciałam pracować nie dorywczo, jednocześnie studiując dziennie. Na 5 rok przeszłam na pół etatu, bo dochodzi pisanie pracy mgr i chodzenie po bibliotekach. I nigdy w życiu nie użyłam argumentu "bo ja studiuje dziennie" do tego żeby dostać lepszą zmianę. Przez ostatnie pół roku wszystkie zmiany które mam kończą się o 19 i nie dyskutuję z tym, bo wiem, że przez moje pół etatu moi koledzy mają trochę więcej pracy, więc uznałam za rozwiązanie fair, że ja w takim razie wezmę te mniej wygodne zmiany na ten czas.
Są w tej pracy osoby, które mają rodziny, dzieci i które potrafią sobie życie zorganizować, jeżeli mają zmianę do 19 to organizują kogoś (mamę, ciocię, męża) do zajęcia się dzieckiem do tego czasu. Jeżeli nie mają takiej możliwości i muszą zamienić się z kimś na zmianę wcześniejszą, to w innym terminie biorą za tę osobę późniejszą zmianę, żeby było fair.
Natomiast zdarzają się, jak już wcześniej napisałam, osoby, które nadużywają argumentu "bo ja mam dziecko". W tym momencie osoba, która rodziny nie ma i jest zmuszona prawie ciągle pracować na zmianę do 19 jest ewidentnie pokrzywdzona, bo musi zrezygnować ze swojego życia prywatnego, hobby, rodzinny sytuacji (rodzice to też rodzina ;-)), na rzecz osoby, która nieodpowiedzialnie podjęła tę pracę.
Mam nadzieję, że teraz rozumiesz o co mi chodziło. Każdą pracę można pogodzić z życiem prywatnym, ale nie kosztem innych ludzi. Więc jeżeli kandydat wie, że coś mu ewidentnie nie pasuje, to się tego nie powinien podejmować. I to jest kwestia, którą moim zdaniem trzeba wyjaśnić na rozmowie kwalifikacyjnej, żeby potem nie było zgrzytów. Może i jestem niedzisiejsza, ale zawsze przedkładam szczerość i jasne postawienie sprawy nad cwaniactwo. Może na cwaniactwie się dalej zajedzie, ale jakim kosztem.