Łukasz K.

Łukasz K. powrot do biegania

Temat: Najbardziej poszukiwane zawody...

nie ma na to w Polsce szans z prostego powodu - "nowi" czesto dostaja wiecej niz "starzy", z tego samego powodu w regulaminach pracy pojawia sie zakaz rozmawiania o zarobkach.
w mojej branzy najszybszym sposobem na sporą podwyzke jest zmiana pracodawcy, znam przypadku ludzi, ktorzy pracowali od 2 lat w firmie i mieli o 10-20% mniej niz świeżo zatrudnione osoby, ktore na dodatek dostaly sie na nizsze stanowisko
nie wiem, jak radza sobie z tym "na zachodzie", ale jakos w innych krajach potrafia podac konkretne zarobki na danym stanowisku, moze polscy HRowcy pojechaliby tam na szkolenia, a pozniej przekonali swoich szefow do tej praktyki (bo to pewno pomysl szefow by takich informacji nie udzielac)
Monika S.

Monika S. ciągle szukam wyzwań

Temat: Najbardziej poszukiwane zawody...

W UK np w ogłoszeniach podawane są zarobki w ogłoszeniach i to by mi odpowiadało i w Polsce.
U nas czasami się też podaje, ale tylko przy stanowiskach niższego szczebla gdzie potrzeba pilnie pracowników.
W Polsce zarobki i negocjacje płacowe traktuje się jako element rekrutacji...
Łukasz K.

Łukasz K. powrot do biegania

Temat: Najbardziej poszukiwane zawody...

ogloszenia z UK to az przyjemnie sie czyta:)
Mariusz Perlak

Mariusz Perlak Talent Acquisition
Manager

Temat: Najbardziej poszukiwane zawody...

Są plusy i minusy podawania wysokości przewidywanego budżetu na stanowisko:

na pewno ułatwiłoby to komunikację z kandydatem poprzez ogłoszenia
ujednoliciłoby zarobki na tych samych stanowiskach, a na pewno ukróciłoby praktyki, kiedy dwie osoby mają różne zarobki robiąc w sumie to samo (co nota bene jest niezgodne z prawem)

rozmowy kwalifikacyjne straciłyby wtedy swój "biznesowy" charakter - co byśmy wtedy negocjowali z pracodawcą? (ale to raczej nie minus, tylko zmiana jaka by nastąpiła)

Współpracuję w tej chwili z holendrami i anglikami otwierającymi w Polsce oddziały swoich firm - nie potrafią stworzyć adekwatnego budżetu do sytuacji rynkowej, bo jej nie znają. My podpowiadamy im, że np. na naszym rynku takie stanowisko najczęściej opłacane jest na poziomie x.
Wyobraźmy sobie teraz, że firma bezkrytycznie podchodzi do naszych zapewnień, a my pomyliliśmy się w ocenie. W ogłoszeniu widnieje kwota x, która powoduje, że osoby odpowiednie na stanowisko nie wezmą udziału w rekrutacji.
Rozmawiając z osobami, które zgłosiły się na stanowisko, poznajemy ich oczekiwania finansowe i wtedy dajemy naszemu klientowi możliwość korygowania budżetu. Mówimy mu: "tacy ludzie chcą (i mogą - selekcja) u was pracować, za taką i taką kwotę" "O nein, nie stać nas chcemy z nimi ponegocjować warunki" obydwie strony siadają do stołu i negocjują - naturalna konsekwencja konfliktu interesów.
To samo dotyczyłoby stanowisk na szczeblu zarządzającym, jak i operacyjnym. Dlatego, że zgodnie z tendencją do wykorzystywania maksymalnych możliwości pracownika (a o ich diagnozę dbają działy HR/ZZL) ten, który posiada większe kompetencje i umiejętności, będzie wykonywał zadania wymagające tego od niego, kolega/koleżanka pracująca na podobnym stanowisku, nie posiadająca podobnego potencjału, naturalną koleją rzeczy nie będzie obarczona podobnymi obowiązkami, tak więc i podobieństwo stanowisk się zaciera, a co za tym idzie wysokość wynagrodzenia.
Nie bez powodu wspomniałem o angielskich i holenderskich pracodawcach, żeby pokazać, że oni także nie kazali nam podawać konkretnych kwot w ogłoszeniach.
Na to wszystko nakłada się obawa pracodawców przed ujawnieniem wysokości zarobków w ich firmie. Osobiście nie wzniecam i nie wzniecałbym takich obaw, bo uważam, że dobry pracodawca nie musi obawiać się konkurencji, która podbierze mu pracowników za "ciut" więcej.
Od któregoś dyrektora usłyszałem ostatnio, że do Polski zmierza długimi krokami model "ekonomii społecznej", który opiera się na wzajemnym zaufaniu między kontrahentami i ujawnianiu im własnych budżetów, tak aby między nimi dochodziło do "czystej" gry. Kończy się era, także w rekrutacji, drapieżnego marketingu opartego na sztuczkach rodem z Cialdiniego i coraz większą wagę będzie przypisywało się budowaniu trwałych relacji z klientami. Jak to ujął wspomniany dyrektor (zarządzając logistyką w jednej z firm farmaceutycznych) "W bambuko zrobisz raz, może dwa, za trzecim razem ci się nie uda". Nadzieja w tym, że coraz więcej pracodawców będzie traktowało pracowników zgodnie z modelem klienta wewnętrznego, natomiast swoich klientów jako długotrwałych partnerów, a nie "owce" którym da się cukierka gratis, bądź będzie bazowało na innych "niedoskonałościach" systemu poznawczego.
Wtedy może też pojawią się kwoty w ogłoszeniach - co oznaczałoby nie tylko zmianę samego systemu rekrutacji i selekcji, ale także zmianę modelu biznesowego w Polsce. Czego sobie i Państwu życzę ;)Mariusz Perlak edytował(a) ten post dnia 10.05.08 o godzinie 22:35

konto usunięte

Temat: Najbardziej poszukiwane zawody...

Mariusz Perlak:
Są plusy i minusy podawania wysokości przewidywanego budżetu na stanowisko:

na pewno ułatwiłoby to komunikację z kandydatem poprzez ogłoszenia
ujednoliciłoby zarobki na tych samych stanowiskach, a na pewno ukróciłoby praktyki, kiedy dwie osoby mają różne zarobki robiąc w sumie to samo (co nota bene jest niezgodne z prawem)

rozmowy kwalifikacyjne straciłyby wtedy swój "biznesowy" charakter - co byśmy wtedy negocjowali z pracodawcą? (ale to raczej nie minus, tylko zmiana jaka by nastąpiła)

Współpracuję w tej chwili z holendrami i anglikami otwierającymi w Polsce oddziały swoich firm - nie potrafią stworzyć adekwatnego budżetu do sytuacji rynkowej, bo jej nie znają. My podpowiadamy im, że np. na naszym rynku takie stanowisko najczęściej opłacane jest na poziomie x.
Wyobraźmy sobie teraz, że firma bezkrytycznie podchodzi do naszych zapewnień, a my pomyliliśmy się w ocenie.

To nie jest minus podawania kwoty a minus niekompetentnej firmy, która ze względu na brak powszechnej informacji o zarobkach i mimo specjalizacji w rekrutacji nie potrafi podpowiedzieć płacącemu jej klientowi jaką kwotę zaproponować.
Dlatego, że zgodnie z tendencją do wykorzystywania maksymalnych możliwości pracownika (a o ich diagnozę dbają działy HR/ZZL) ten, który posiada większe kompetencje i umiejętności, będzie wykonywał zadania wymagające tego od niego, kolega/koleżanka pracująca na podobnym stanowisku, nie posiadająca podobnego potencjału, naturalną koleją rzeczy nie będzie obarczona podobnymi obowiązkami, tak więc i podobieństwo stanowisk się zaciera, a co za tym idzie wysokość wynagrodzenia.

Stąd powinny istnieć w siatce płac awanse pionowe i poziome. Niekoniecznie podwładny ma zarabiać mniej niż jego szef... ale co to ma do rzeczy z ukrywaniem zarobków?
Nie bez powodu wspomniałem o angielskich i holenderskich pracodawcach, żeby pokazać, że oni także nie kazali nam podawać konkretnych kwot w ogłoszeniach.

Skoro nie ma obowiązku w Polsce, nie ma tradycji a w dodatku można wykorzystać pracownika za niższą płacę, to czemu mieliby z tego nie skorzystać, tylko czego miałoby to dowodzić?
Na to wszystko nakłada się obawa pracodawców przed ujawnieniem wysokości zarobków w ich firmie. Osobiście nie wzniecam i nie wzniecałbym takich obaw, bo uważam, że dobry pracodawca nie musi obawiać się konkurencji, która podbierze mu pracowników za "ciut" więcej.
Od któregoś dyrektora usłyszałem ostatnio, że do Polski zmierza długimi krokami model "ekonomii społecznej", który opiera się na wzajemnym zaufaniu między kontrahentami i ujawnianiu im własnych budżetów, tak aby między nimi dochodziło do "czystej" gry. Kończy się era, także w rekrutacji, drapieżnego marketingu opartego na sztuczkach rodem z Cialdiniego i coraz większą wagę będzie przypisywało się budowaniu trwałych relacji z klientami. Jak to ujął wspomniany dyrektor (zarządzając logistyką w jednej z firm farmaceutycznych) "W bambuko zrobisz raz, może dwa, za trzecim razem ci się nie uda". Nadzieja w tym, że coraz więcej pracodawców będzie traktowało pracowników zgodnie z modelem klienta wewnętrznego, natomiast swoich klientów jako długotrwałych partnerów, a nie "owce" którym da się cukierka gratis, bądź będzie bazowało na innych "niedoskonałościach" systemu poznawczego.

No cóż, moda na przeskakujących pracowników minęła już dobrych pare lat temu... co nie znaczy, że dyrektorzy firm "przedstawicielsko-handlowych" jedno mówią a drugie robią :-)
Wtedy może też pojawią się kwoty w ogłoszeniach - co oznaczałoby nie tylko zmianę samego systemu rekrutacji i selekcji, ale także zmianę modelu biznesowego w Polsce. Czego sobie i Państwu życzę

Też sobie życzę :-)
Barbara Zych

Barbara Zych Employer Branding
Institute, CEO

Temat: Najbardziej poszukiwane zawody...

Trochę z innej strony :)

http://humanflow.pl/2008/04/29/zlota-10/

BZ

Temat: Najbardziej poszukiwane zawody...

To jest właściwie ten sam raport, od którego się zaczęła ta dyskusja.
Zarówno gazeta praca, jak i HumanFlow cytuje ranking Manpowera, tylko gazeta wycięła jeden z punktów (pracownicy produkcji).

Temat: Najbardziej poszukiwane zawody...

Ola Kotowska:
Joanna S.:
Wiktoria Kuc:
polecenia i wewnetrzne rekr to jedne z najlepszych metod pozyskiwania ludzi. podpisuje sie pod tym calkowicie. nie rozumiem, czemu powyzej wystepuje to jako zarzut.


W tych korporacjach również uważam, że to jest dobra metoda.
Jeśli firma inwestuje w pracowników, to i warto polecić swoich znajomych.
Wzajemna korzyść:)
W innych przypadkach to jest odrębny problem.

Pracownicy muszą być tak samo elastyczni, jak firmy.


Również jestem tego samego zdania, ale jedynie w przypadkach tzw. WEWNĘTRZNYCH REKRUTACJI, bez oficjalnych ogloszen o naborze na wolne stanowiska.Bo jaki ma sens publiczne wystawianie ofert pracy, skoro i tak zostanie przyjeta osoba zarekomendowana przez kogos tam?Pracodawcy i rekrutujący nie zdają sobie sprawy, ze poprzez takie "puste" i bezcelowe nabory , ktore slużą jedynie okazjonalniej reklamie firmy, niepotrzebnie rozbudzają nadzieję w poszukujących pracy, marnują ich czas i pieniądze na dojazdy na rozmowy kwalifikacyjne.
>> Ja i moi koledzy nie szukamy super pracy z ambicjami.Zadowolimy
się normalną pracą, majacą nawet pośredni związek z wyuczonym zawodem.Niestety, nawet tu nie mamy szansy zaistniec.Potrzeba do tego duzego szczęscia i farta, o ktorym pisala wcześniej Joanna S.
Chęci i wiedza schodzą na dalszy plan.Ola Kotowska edytował(a) ten post dnia 01.08.09 o godzinie 22:30
Dariusz W.

Dariusz W. "Analfabetami XXI
wieku będą nie ci,
którzy nie umieją
cz...

Temat: Najbardziej poszukiwane zawody...

Joanna Borowy:

o czym też Pani pisze? firma do kandydata i kandydat do firmy? jak to można zweryfikowac w ogóle, to czemu w większości firm jest taka olbrzymia rotacja???? czemu tysiącom ludzi nie chce się rano wstawać do pracy, skoro tak świetnie są wtopieni w charakter firmy i firma w nich?? to chyba raczej chodzi o to, by kandydata do firmy dopasować a nie odwrotnie...żeby chodził jak w zegarku i najlepiej za niezbyt wysoką pensyjkę!
ale jakiej innej odpowiedzi można się spodziewać od specjalisty ds. rekrutacji, zawsze będzie przecież bronić swego i swoich:) bo inaczej nie miałaby pracy...


Przyglądam się tej dyskusji od dłuższego czasu.

Pani Joanno mam wrażenie , że nie rozumie Pani procesu rekrutacyjnego.
Proszę spojrzeć na rekrutację jak handlowiec. Obie strony mają coś do zaoferowania, obie mają do coś do kupienia.
Kandydat " sprzedaje" siebie, firma kupuje. I być może Pani nie zauważyła tego na swoich rozmowach, firma również che się "sprzedać" i szuka właściwego nabywcy.

Zupełnie inną rzeczą jest, nie zawsze profesjonalnie przeprowadzony proces rekrutacji, ale na ten temat jest wiele innych wątków na GL.
Jak w każdym zawodzie, tak i w rekrutacji pracują czasami przypadkowe osoby (niestety).

To bardzo przykre, że szukała Pani pracy przez 1,5 roku.Czy nie zastanawiała się Pani , że problem może leżeć w czymś innym?

Ja również szukałem pracy przez pewien okres (znacznie krócej niż 1,5 roku, ale jednak). Miałem dosyć dużą przekładalność wysłanych CV na rozmowy i muszę powiedzieć, że każda rozmowa była na odpowiednim poziomie. Być może to efekt tego, że w większości były to firmy duże lub korporacje, bardzo przykładające się do procesu rekrutacji.

Wydaje mi się, że nie może Pani negować w rozmowie wypowiedzi , tylko dlatego, że ich autorami są osoby stojące, w Pani mniemaniu, po drugiej stronie barykady. Nie można iść na rozmowę rekrutacyjną z takim nastawieniem, że po drugiej stronie biurka będzie siedział ktoś kto chce Pani udowodnić, że jest Pani do niczego. Bo jest wręcz odwrotnie.
I właśnie tu chyba jest sedno sprawy: jeżeli traktujemy firmę , lub osoby w niej pracujące (np. rekruterów) jako coś złego, to nie ma co się dziwić że:"tysiącom ludzi nie chce się rano wstawać do pracy". W takim wypadku nie można mówić o dopasowaniu do firmy, tylko o pomyłce rekrutacyjnej.Dariusz W. edytował(a) ten post dnia 02.08.09 o godzinie 19:53



Wyślij zaproszenie do