Temat: Najbardziej poszukiwane zawody...
Są plusy i minusy podawania wysokości przewidywanego budżetu na stanowisko:
na pewno ułatwiłoby to komunikację z kandydatem poprzez ogłoszenia
ujednoliciłoby zarobki na tych samych stanowiskach, a na pewno ukróciłoby praktyki, kiedy dwie osoby mają różne zarobki robiąc w sumie to samo (co nota bene jest niezgodne z prawem)
rozmowy kwalifikacyjne straciłyby wtedy swój "biznesowy" charakter - co byśmy wtedy negocjowali z pracodawcą? (ale to raczej nie minus, tylko zmiana jaka by nastąpiła)
Współpracuję w tej chwili z holendrami i anglikami otwierającymi w Polsce oddziały swoich firm - nie potrafią stworzyć adekwatnego budżetu do sytuacji rynkowej, bo jej nie znają. My podpowiadamy im, że np. na naszym rynku takie stanowisko najczęściej opłacane jest na poziomie x.
Wyobraźmy sobie teraz, że firma bezkrytycznie podchodzi do naszych zapewnień, a my pomyliliśmy się w ocenie. W ogłoszeniu widnieje kwota x, która powoduje, że osoby odpowiednie na stanowisko nie wezmą udziału w rekrutacji.
Rozmawiając z osobami, które zgłosiły się na stanowisko, poznajemy ich oczekiwania finansowe i wtedy dajemy naszemu klientowi możliwość korygowania budżetu. Mówimy mu: "tacy ludzie chcą (i mogą - selekcja) u was pracować, za taką i taką kwotę" "O nein, nie stać nas chcemy z nimi ponegocjować warunki" obydwie strony siadają do stołu i negocjują - naturalna konsekwencja konfliktu interesów.
To samo dotyczyłoby stanowisk na szczeblu zarządzającym, jak i operacyjnym. Dlatego, że zgodnie z tendencją do wykorzystywania maksymalnych możliwości pracownika (a o ich diagnozę dbają działy HR/ZZL) ten, który posiada większe kompetencje i umiejętności, będzie wykonywał zadania wymagające tego od niego, kolega/koleżanka pracująca na podobnym stanowisku, nie posiadająca podobnego potencjału, naturalną koleją rzeczy nie będzie obarczona podobnymi obowiązkami, tak więc i podobieństwo stanowisk się zaciera, a co za tym idzie wysokość wynagrodzenia.
Nie bez powodu wspomniałem o angielskich i holenderskich pracodawcach, żeby pokazać, że oni także nie kazali nam podawać konkretnych kwot w ogłoszeniach.
Na to wszystko nakłada się obawa pracodawców przed ujawnieniem wysokości zarobków w ich firmie. Osobiście nie wzniecam i nie wzniecałbym takich obaw, bo uważam, że dobry pracodawca nie musi obawiać się konkurencji, która podbierze mu pracowników za "ciut" więcej.
Od któregoś dyrektora usłyszałem ostatnio, że do Polski zmierza długimi krokami model "ekonomii społecznej", który opiera się na wzajemnym zaufaniu między kontrahentami i ujawnianiu im własnych budżetów, tak aby między nimi dochodziło do "czystej" gry. Kończy się era, także w rekrutacji, drapieżnego marketingu opartego na sztuczkach rodem z Cialdiniego i coraz większą wagę będzie przypisywało się budowaniu trwałych relacji z klientami. Jak to ujął wspomniany dyrektor (zarządzając logistyką w jednej z firm farmaceutycznych) "W bambuko zrobisz raz, może dwa, za trzecim razem ci się nie uda". Nadzieja w tym, że coraz więcej pracodawców będzie traktowało pracowników zgodnie z modelem klienta wewnętrznego, natomiast swoich klientów jako długotrwałych partnerów, a nie "owce" którym da się cukierka gratis, bądź będzie bazowało na innych "niedoskonałościach" systemu poznawczego.
Wtedy może też pojawią się kwoty w ogłoszeniach - co oznaczałoby nie tylko zmianę samego systemu rekrutacji i selekcji, ale także zmianę modelu biznesowego w Polsce. Czego sobie i Państwu życzę ;)
Mariusz Perlak edytował(a) ten post dnia 10.05.08 o godzinie 22:35