Temat: dno rekrutacyjne
Beata B.:
Jeśli ktoś (rekruter) podejmuje decyzję bez takiej rozmowy słysząc tylko i wyłącznie odpowiedź "tak, nie zrezygnuję z DG" na pytanie: czy pani zrezygnuje z DG? no to to jest dla mnie chore.
Moment, coś mi się nie zgadza. Informacje o tym, czy dana osoba zrezygnuje z DG otrzymujemy na rozmowie właśnie.
I nie przekazuje informacji swojemu klientowi o potencjalnym kandydacie tylko sam (ten rekruter) podejmuje decyzję taką dlatego, że musiałby się deko więcej wysilić i wykonać jeden dodatkowy telefon z zapytaniem czy taka opcja wchodzi w grę.
Mimo, ze to tylko głupi rekruter, to jakieś tam decyzje musi podejmować. Kierując się własnym interesem. Co leży w interesie konsultanta:
1)Zarekomendować osoby, które klient zaprosi do rozmów - jeżeli wiemy, ze taki klient nie toleruje DG i wymaga aby pracownik był zatrudniony tylko u niego, nie przeskoczymy. Możemy się klienta zapytać, bo to jednak żal przeprowadzić rozmowę i potem nic nie móc z kandydatem zrobić, ale zapytać raz.
2) Przekonać klienta do zatrudnienia rekomendowanej osoby - ok. tu się zgodzę, łatwiej przekonać do zatrudnienia osobę bez DG niż z DG. Bilans strat i zysków.
4) Zarekomendować kandydata co do którego jesteśmy pewni, że przepracuje więcej niż kilka miesięcy - klient płaci rekruterowi za wzięcie współodpowiedzialności za jego decyzje o zatrudnieniu. Tu pojawia się problem decyzyjności i czy można tak nonszalancko rekomendować każdą osobę, która jest przekonana, że to nie problem godzić DG z pracą na etacie. Bo co z tego, że klient zatrudni, skoro za dwa miesiące wróci do nas z pretensjami, że osoba zrezygnowała z pracy u niego. Jeszcze małe piwo, gdy będzie miał pretensje, ale my daliśmy gwarancje na nasze usługi i teraz albo zwracamy kasę, albo szukamy kogoś kto zastąpi naszego "przekonanego, że pogodzi DG z etatem".
Chodzi o to, że nie ma szansy porozmawiania na ten temat na linii pracodawca-ja, czy ktokolwiek inny kto ma chwiałby tak pracować, u kogoś i u siebie, ponieważ Wy za niego podejmujecie decyzję na nie.
I za to właśnie nam ten nasz pracodawca płaci - za pomaganie mu w podejmowaniu decyzji, bazując na swojej wiedzy i doświadczeniu w zakresie rynku pracy.
Nikt z Was się nie pyta ile godzin nam zajmuje nasza działalność, w jakich godzinach można ją wykonywać, w jakie dni itd itd.
Po prostu z góry zakłada: nie, tego nie da się pogodzić.
A ja dalej twierdzę, że da się pogodzić, jeśli się ustali z mądrym właścicielem takiej firmy, czy jakimś dyrektorem, bo się da. Tylko musi dojść do takiego spotkania i rozmowy.
Czy teraz się rozumiemy?
No tak, rekruter to nie mądry właściciel lub dyrektor... Może jeżeli, każdy rekrutujący miał wizytówkę Dyrektor ds. rekrutacji, wtedy byłoby łatwiej przełknąć taką a nie inną decyzję. Pogląd o tym, że samemu przekonałoby się lepiej, to tylko złudzenie kontroli - na podobnej zasadzie mniej boimy się "śmiertelnej" jazdy samochodem, niż "bezpiecznego" lotu samolotem.
Natomiast Wy cały czas wbijacie mi do głowy jakiś schemat, który macie zakorzeniony w głowie, czyli ilość godzin pracy na danym stanowisku + nadgodziny, o których wiedziałam, że wcześniej czy później napiszecie wprost. Za chwilę opiszecie jeszcze kodeks pracy i inne przepisy ekonomiczno-biznesowe.
A ja już w pierwszym poście poruszającym ten temat napisałam wyraźnie, każdy może mieć inny styl życia po godzinach pracy i inaczej go wykorzystywać. Jeden się opiekuje małymi dziećmi, lata ze szmatą po domu, biega na zakupy, a inny nie ma takich obowiązków, bo ma odchowane dzieci, może zamówić zakupy do domu, bo to nie jest już problem w tych czasach i zamówić kogoś kto raz/dwa razy w tygodniu posprząta mieszkanie. Tylko Wam to nie przychodzi nawet do głowy. Ja taką pracę w domu nazywam również pracą, a wy odpoczynkiem i regeneracją organizmu, żeby nie był przeciążony (a przecież jest).
Troszkę upraszczasz. DG nadal pozostaje pracą, a nie hobby po godzinach (wtedy nie nazywalibyśmy tego działalnością gospodarczą) - co więcej, dużą część osób prowadzących DG robi to 24h/dobę. Nawet jeżeli nie ma sprzeczności bezpośredniej w DG i firmą w której działasz na etacie, to nadal pracodawca podejmuje ryzyko, że praca na własny rachunek (zazwyczaj bardziej opłacalna niż na etacie) będzie kolidować ze sobą, albo pod kątem zasobów energetycznych (sprowadzenie ich do "tutaj tyle, godzin, tam tyle" może być domeną ekonomisty, a nie psychologa) albo pod kątem załatwiana spraw związanych z DG w godzinach pracy - i żadne zapewnienia, że tak nie będzie, nie będą stanowiły wystarczającej przesłanki, do tego, aby przewidywać, że obcy nam człowiek rzeczywiście będzie w stanie to pogodzić.
Po tej całej dyskusji myślę, że po prostu trzeba Wam od razu ściemniać, nie mówić prawdy, pisać w cv, że ma się zawieszoną DG i tyle.
To już twoja sprawa i twoja moralność. Jeżeli uważasz, że środkiem do osiągnięcia celu ma być kłamstwo, to może cała ta dyskusja nie miała sensu.
Nie ma innego wyjścia skoro macie tak zaściankowe myślenie.
Zaściankowe, czy nie zaściankowe - to Ty nie potrafisz znaleźć osoby, która chciałby cię w ten sposób zatrudnić. Fakty w tej sytuacji, raczej potwierdzają Iwony i mój pogląd w tej sprawie.
A Was kompletnie nie powinno interesować to co ktoś robi po wyjściu z pracy, bo jest to osobista sprawa każdej osoby.
Oczywiście, ale nie w sytuacji, gdy potencjalny pracownik prowadzi inną działalność gospodarczą.
I chyba tyle w tym temacie z mojej strony. Beata B. edytował(a) ten post dnia 26.03.11 o godzinie 11:16
Oczywiście, znajdą się osoby, które podejmą to ryzyko zatrudnienia na etacie przedsiębiorcy, dlatego życzę powodzenia w poszukiwaniu.