Karol Z.

Karol Z. Programista,
elektronik

Temat: dno rekrutacyjne

Mariusz P.:

Mówimy o idealnej sytuacji z idealnym człowiekiem - nie ma takich, ani jednych ani drugich. naturalnym dążeniem człowieka jest "nie narobić się" i to rozumiem, ale dorabianie do tego flozofii "zero-awarii" nie jest dobrym wyjściem i żaden rozsądny szef tego nie łyknie. I wiedzą to także zatrudniający informatyków szefowie, którzy mając swój budżet chyba wiedzą za co płacą - a jak nie wiedzą - no cóż.. nie ma idealnych sytuacji i idealnych ludzi.
Tak, nie ma idealnych sytuacji i idealnych ludzi.
Jednak w kwestii płacenia za usługi tzw. "pogotowia" (bo do takich należy praca informatyka) to płacenie za czekanie. Czekanie na awarię, zgłoszenie ze strony usera że coś nie działa. Taka specyfika.
Więc płaci się za czas jego "gotowości" i mobilności. Czasem to niestety, siedzenie i "nicnierobienie" (według Twojej kategoryzacji pracy).
Komu potrzebny jest informatyk? Użytkownikowi. Któremu użytkownikowi potrzebny jest śpiący informatyk? Pijącemu kawę. I koło się zamyka.
:)
Nie to że ten... ale chyba jednak nadal nie rozumiesz. Choć bardzo się staram. :)
Dział IT jest tak jak dział HR, czy dział Księgowości - wsparciem. Wspiera użytkowników (sprzedaż, logistykę, produkcje etc.), czytaj zarabiających na chlebuś Pana Informatyka, Pani z HR i Pani Księgowej (sytuacja nie dotyczy firm produkujących oprogramowania, bo wtedy informatyk to produkcja)
No, to skoro nic nie robi to go zwolnić! Ciekaw jestem kto (i za ile) zdecyduje się usunąć awarię. :) (bo, zakładam, że informatyk co to "nic nie robi" został zwolniony)
gdy Informatyk śpi, Pani z HR przeprowadza fikcyjne rozmowy, a Pani Księgowa pije kawę - to robi kosztem pracy Handlowca, Logistyka, Pana Waldemara operatora wtryskarki.

Tu pojawia się dylemat - ile nas kosztują działy, które na siebie nie zarabiają? Generują koszty, które muszą być mniejsze niż prawdopodobne koszty poniesione przez firmę gdyby tych działów nie było.
Oczywiście.
I zaczynamy widzieć sens obecności tych działów gdy dzwonisz po dziesięciu firmach i mogą Cię umówić na przyszły tydzień a jedna drukarka w biurze "się była i obraziła" (no, takie fochy kobiety mają... okres, cy cuś...). A właśnie zlikwidowałeś dział który na siebie nie zarabia (w Twoim rozumieniu).
Efektywność pracy na stanowisku można zmierzyć poprzez porównanie sytuacji obecnej z idealną, lub poprzez ocenę indywidualnych czynności wykonywanych przez osobę w dziale (np. ilość pojawiających się awarii, czas naprawy awarii, czas reakcji na zgłoszenie awarii etc.) Myślę, że każdy zdrowo myślący manager jest w stanie ocenić, czy jego pracownik się opierdziela, czy po prostu "sprawia takie wrażenie". Jeżeli tego nie potrafi zrobić... to mu nawet SAP nie pomoże.
Nie mniej jednak jeżeli nie jesteś chirurgiem na nocnym dyżurze i twierdzisz, że twoja praca polega na spaniu, a debile spoza twojej branzy tego nie rozumieją - to chyba wolę informatyka, który "sprawia wrażenie zajętego" :) Tak po ludzku...z poczucia sprawiedliwości ;)
Aaaa...
Ja chyba jednak nie mam więcej pytań. :)
To po co zatrudniać? Można wypchnąć administracje na zewnątrz? No chyba, że taniej jest zatrudnić takiego niewidzialnego nicponia. Można też oczekiwać od takiej osoby troszkę więcej niż tylko "pasek postępu" - bo skoro większa część czasu pracy jest niezagospodarowana, to można go wykorzystać.
I tym sposobem optymalizujemy koszty.
Niestety, doraźnie. I najboleśniej przekonujemy się o tym właśnie wtedy gdy zamknęliśmy dział i postanowiliśmy "wyoutsourcingować" usługi na zewnątrz a w firmach zewnętrznych telefon jest albo zajęty, albo specjaliści są zajęci albo wiesz, że do tych firm nie wolno dzwonić w razie nawet masywnej awarii (bo np. kiedyś dali ciała i jesteś pewien że nie chcesz)...
Oczywiście, wtedy "lepszy administrator" wymyśli sobie awarię, ok praktyka czyni mistrza, raz czy dwa mu nie zaszkodzi, ale jeżeli jest odpowiedzialny za sytuację "zero-awarii", to jak mu raz czy dwa pojedziemy po premii, za częste awarie, to przestaną się one opłacać i będzie mógł sobie spokojnie wspierać użtkowników (czyt. klientów)

No, ale to są streotypy. My dyskutujemy na poważnym poziomie - analizy biznesowej i oceny efektywności pracy na danym stanowisku.
Też tak myślałem, dopóki sobie nie poczytałem Twoich wywodów. :)
Z całym szacunkiem, personalnie nic do Ciebie nie mam, nigdy nie współpracowaliśmy ale jestem pewien że w tym co robisz jesteś o wiele lepszy niż w tym co właśnie popełniłeś (a do czego ja się w tym poście ustosunkowuję)... Gwoli wyjaśnienia - nie chcę Cię obrażać a co najwyżej uświadomić fakt, że patrzenie na pasek postępu to również jest zadanie. Nudne dla informatyka, i wydaje się że niepotrzebne dla Ciebie. Ale dzięki temu wszystko działa. Bo to za co płacisz to: czas (w niewielkim stopniu), gotowość (w znacznym stopniu), wiedza i umiejętności (bardzo istotne). Karol Z. edytował(a) ten post dnia 21.03.11 o godzinie 22:03
Jakub L.

Jakub L. Programista

Temat: dno rekrutacyjne

Mariusz P.:
Karol Z.:
A tak szczerze: ile razy coś się działo w firmie i jak często woła się informatyka? I w jakich sytuacjach to ma miejsce?

1) Software developement - ja user chcieć łatwiej i przyjemniej
2) System failure - ja user chcieć pracować, system nie działać
3) Problem z obsługą - nie działa drukarka. Która? Ta pod oknem.

Komu potrzebny jest informatyk? Użytkownikowi. Któremu użytkownikowi potrzebny jest śpiący informatyk? Pijącemu kawę. I koło się zamyka.

Dział IT jest tak jak dział HR, czy dział Księgowości - wsparciem. Wspiera użytkowników (sprzedaż, logistykę, produkcje etc.), czytaj zarabiających na chlebuś Pana Informatyka, Pani z HR i Pani Księgowej (sytuacja nie dotyczy firm produkujących oprogramowania, bo wtedy informatyk to produkcja)
>
gdy Informatyk śpi, Pani z HR przeprowadza fikcyjne rozmowy, a Pani Księgowa pije kawę - to robi kosztem pracy Handlowca, Logistyka, Pana Waldemara operatora wtryskarki.

Tu pojawia się dylemat - ile nas kosztują działy, które na siebie nie zarabiają? Generują koszty, które muszą być mniejsze niż prawdopodobne koszty poniesione przez firmę gdyby tych działów nie było. Efektywność pracy na stanowisku można zmierzyć poprzez porównanie sytuacji obecnej z idealną, lub poprzez ocenę indywidualnych czynności wykonywanych przez osobę w dziale (np. ilość pojawiających się awarii, czas naprawy awarii, czas reakcji na zgłoszenie awarii etc.) Myślę, że każdy zdrowo myślący manager jest w stanie ocenić, czy jego pracownik się opierdziela, czy po prostu "sprawia takie wrażenie". Jeżeli tego nie potrafi zrobić... to mu nawet SAP nie pomoże.
Nie mniej jednak jeżeli nie jesteś chirurgiem na nocnym dyżurze i twierdzisz, że twoja praca polega na spaniu, a debile spoza twojej branzy tego nie rozumieją - to chyba wolę informatyka, który "sprawia wrażenie zajętego" :) Tak po ludzku...z poczucia sprawiedliwości ;)

To wiele wyjaśnia, to poczucie sprawiedliwości.
Masz gościa, który _wygląda_ jakby nic nie robił, bo w dużej części przypadków, gdy gościu _coś_ robi, nie jesteś wystarczająco kompetentny aby ocenić, co robi i jakie są tego efekty, oraz jakie efekty by były, gdyby tego nie zrobił. I z poczucie sprawiedliwości wymagasz, żeby udawał.
Nie z powodów efektywności kosztowej, bo wszystko czego się od tego gościa wymaga jest spełnione - ciągłość pracy jest zachowana, system i drukarki działają, ale dlatego, że tobie się nie podoba to, że gościu ma czas na spanie.

Załóżmy że masz firmę która tylko i wyłącznie przeprowadza rozmowy kwalifikacyjne, ale porządnie i odpowiada TAK/NIE, przeciętna wydajność pracownika to ponoć 4 rozmowy dziennie.
I teraz masz kolesia który rzuca monetą i odpowiada ze 100% trafnością, czy kandydat z którym miałaby być przeprowadzona rozmowa kwalifikacyjna się nadaje albo i nie, a na monecie pojawia się najniższa kwota którą kandydat weźmie, tylko że ten koleś ma jedno ograniczenie - może wykonać właśnie 4 rzuty dziennie.
Zatrudniasz takiego i po wyrobieniu normy, czyli 4 rzutach monetą dowalasz mu jeszcze dodatkowe zadania bo mimo tego że osiągnął standardową oczekiwaną wydajność ma masę wolnego czasu?

Zresztą to samo tyczy się dla software developerów - napisał wszystko zadane specyfikacją, to co napisał działa, błędów nie ma, nowych rzeczy do napisania też nie ma bo kooperanci jeszcze nie dostarczyli wymaganych rzeczy.
Według ciebie z twojego poczucia sprawiedliwości programista nie może siedzieć, prawda?
To po co zatrudniać? Można wypchnąć administracje na zewnątrz? No chyba, że taniej jest zatrudnić takiego niewidzialnego nicponia. Można też oczekiwać od takiej osoby troszkę więcej niż tylko "pasek postępu" - bo skoro większa część czasu pracy jest niezagospodarowana, to można go wykorzystać. Oczywiście, wtedy "lepszy administrator" wymyśli

Aha, czyli mimo osiągnięcia zakładanych celów jesteś z tych, którzy mają tendencję do orania tymi, których wydajność wyskakuje ponad przeciętność.
sobie awarię, ok praktyka czyni mistrza, raz czy dwa mu nie zaszkodzi, ale jeżeli jest odpowiedzialny za sytuację "zero-awarii", to jak mu raz czy dwa pojedziemy po premii, za częste awarie, to przestaną się one opłacać i będzie mógł sobie spokojnie wspierać użtkowników (czyt. klientów)

Hmm, jest adminem, czyli ma zapobiegać awariom, ma nawet taki cel, i jednocześnie ma mieć cel aby wyglądać na zajętego.
Jak wsparł wszystkich możliwych użytkowników i użytkownicy czują się wsparci i usatysfakcjonowani to co wtedy ma robić jeżeli ma wolny czas?
No, ale to są streotypy. My dyskutujemy na poważnym poziomie - analizy biznesowej i oceny efektywności pracy na danym stanowisku.

Twój poziom akurat w tym temacie nie wygląda na poważny.

Jak nie masz wiedzy porównywalnej z adminem, nie jesteś w stanie zweryfikować jego pracy, wprowadzasz więc subiektywne kryterium oceny 'wyglądanie na zajętego'.
Mariusz Perlak

Mariusz Perlak Talent Acquisition
Manager

Temat: dno rekrutacyjne

Karol Z.:
Tak, nie ma idealnych sytuacji i idealnych ludzi.
Jednak w kwestii płacenia za usługi tzw. "pogotowia" (bo do takich należy praca informatyka) to płacenie za czekanie. Czekanie na awarię, zgłoszenie ze strony usera że coś nie działa. Taka specyfika.
Więc płaci się za czas jego "gotowości" i mobilności. Czasem to niestety, siedzenie i "nicnierobienie" (według Twojej kategoryzacji pracy).

Natomiast Ja wychodzę z założenia (może mylnego), że czas za który płacimy, można przeobrazić w konkretne czynności. Pomiędzy awariami zdarzają się inne sytuacje, które wymagają konkretnych czynności do wykonania. Sam o nie pytałeś w poprzednich postach.

Komu potrzebny jest informatyk? Użytkownikowi. Któremu użytkownikowi potrzebny jest śpiący informatyk? Pijącemu kawę. I koło się zamyka.
:)
Nie to że ten... ale chyba jednak nadal nie rozumiesz. Choć bardzo się staram. :)

Ja rozumiem, co chcesz powiedzieć. W przypadku "gaszącego pożar" płacimy mu za gotowość do odpowiedniego i szybkiego zareagowania w sytuacji awarii i nawet jeżeli wydaje nam się, że on nic nie robi, to płacimy za jego czas i wiedzę.

Mam nadzieję, że przekonałem cię, że twoje stanowisko rozumiem, ale nie oznacza to, że się z nim zgadzam. Podajmy przykład strażaków. Im też płacimy za wiedzę, czas i gotowość do redukcji awarii. Oni także wcześniej odwiedzają miejsca ryzykowne i wprowadzają politykę redukcji owego. Do tej pory te dwa stanowiska są podobne do siebie. Gdzie tkwi różnica? Właśnie z rozdysponowaniem czasu oczekiwania na awarię. Żaden strażak nie pozwoliłby sobie napisać, że płaci się mu za jego spanie - bo kiedy on nie gasi pożarów, ćwiczy, zabezpiecza, przygotowuje sprzęt, co więcej uczestniczy w wielu akcjach nie związanych bezpośrednio z podstawową funkcją jaką jest gaszenie pożarów.

W tej analogii znajduję sprzeczność poglądów, jakoby informatyk nie mógł w czasie oczekiwania na awarię podejmować innych czynności.
Jak już pisałem, jeżeli informatyk wychodzi z założenia, że płaci się mu za jego czas i gotowość, a jakiemuś przyjdzie do głowy, żeby ten czas wykorzystać, możemy liczyć się ze wzmożoną aktywnością awaryjności - bo zgodnie ze słowami Maurycego "Ci lepsi sami wywołują awarię" - wtedy administrator udowodni nam, że jego czas jest "cenny" :)
Dział IT jest tak jak dział HR, czy dział Księgowości - wsparciem. Wspiera użytkowników (sprzedaż, logistykę, produkcje etc.), czytaj zarabiających na chlebuś Pana Informatyka, Pani z HR i Pani Księgowej (sytuacja nie dotyczy firm produkujących oprogramowania, bo wtedy informatyk to produkcja)
No, to skoro nic nie robi to go zwolnić! Ciekaw jestem kto (i za ile) zdecyduje się usunąć awarię. :) (bo, zakładam, że informatyk co to "nic nie robi" został zwolniony)

Jakoś tak drastycznie podchodzisz do tego tematu. Czy jedyną alternatywą jest zwolnienie kluczowej osoby w firmie? Nie sądzę. Problem leży w odpowiednim zagospodarowaniu dyspozycyjności naszego administratora - a jeszcze dosadniej, co nasz informatyk robi w czasie dyspozycyjności co przyczynia się do jego większej efektywności. Według Maurycego śpi, według ciebie "a co mnie to obchodzi" - w końcu płacę za jego gotowość, a nie za jego rozwój.
gdy Informatyk śpi, Pani z HR przeprowadza fikcyjne rozmowy, a Pani Księgowa pije kawę - to robi kosztem pracy Handlowca, Logistyka, Pana Waldemara operatora wtryskarki.

Tu pojawia się dylemat - ile nas kosztują działy, które na siebie nie zarabiają? Generują koszty, które muszą być mniejsze niż prawdopodobne koszty poniesione przez firmę gdyby tych działów nie było.
Oczywiście.
I zaczynamy widzieć sens obecności tych działów gdy dzwonisz po dziesięciu firmach i mogą Cię umówić na przyszły tydzień a jedna drukarka w biurze "się była i obraziła" (no, takie fochy kobiety mają... okres, cy cuś...). A właśnie zlikwidowałeś dział który na siebie nie zarabia (w Twoim rozumieniu).

Niczego nie zlikwidowałem. Zoptymalizowałem koszty. Zacząłem kontrolować pracę
działów generujących koszty, tak aby zainwestowany kapitał nie rozchodził się po kościach, bo informatykowi płace za gotowość do usunięcia awarii, Pani z HR, za gotowość do rekrutacji, Pani z Księgowości za gotowość do wystawienia faktury. Bzdura. Zatrudniając pracownika i płacąc mu pensje oczekuję efektywności i pełnego wykorzystania jego kompetencji, nie tylko w czasie gaszenia pożarów.
Efektywność pracy na stanowisku można zmierzyć poprzez porównanie sytuacji obecnej z idealną, lub poprzez ocenę indywidualnych czynności wykonywanych przez osobę w dziale (np. ilość pojawiających się awarii, czas naprawy awarii, czas reakcji na zgłoszenie awarii etc.) Myślę, że każdy zdrowo myślący manager jest w stanie ocenić, czy jego pracownik się opierdziela, czy po prostu "sprawia takie wrażenie". Jeżeli tego nie potrafi zrobić... to mu nawet SAP nie pomoże.
Nie mniej jednak jeżeli nie jesteś chirurgiem na nocnym dyżurze i twierdzisz, że twoja praca polega na spaniu, a debile spoza twojej branzy tego nie rozumieją - to chyba wolę informatyka, który "sprawia wrażenie zajętego" :) Tak po ludzku...z poczucia sprawiedliwości ;)
Aaaa...
Ja chyba jednak nie mam więcej pytań. :)

:)
To po co zatrudniać? Można wypchnąć administracje na zewnątrz? No chyba, że taniej jest zatrudnić takiego niewidzialnego nicponia. Można też oczekiwać od takiej osoby troszkę więcej niż tylko "pasek postępu" - bo skoro większa część czasu pracy jest niezagospodarowana, to można go wykorzystać.
I tym sposobem optymalizujemy koszty.
Niestety, doraźnie. I najboleśniej przekonujemy się o tym właśnie wtedy gdy zamknęliśmy dział i postanowiliśmy "wyoutsourcingować" usługi na zewnątrz a w firmach zewnętrznych telefon jest albo zajęty, albo specjaliści są zajęci albo wiesz, że do tych firm nie wolno dzwonić w razie nawet masywnej awarii (bo np. kiedyś dali ciała i jesteś pewien że nie chcesz)...

Ryzyko biznesowe. w zależności od konkretnej sytuacji. To czy opłaca się wypychać na zewnątrz zależy od wewnętrznych czynników w firmie. Natomiast, to czy firma, którą wynajmujesz ma zajęty telefon, czy nie ma dla nas czas etc. to problem konkurencyjności tej firmy na rynku. Jeżeli mam z kimś podpisaną umowę - kluczową dla działania mojej firmy - to nie wyobrażam sobie sytuacji w której awaria nie zostaje usunięta na czas - firma generuje straty, a podwykonawca nie jest z tego tytułu obciążony kosztami.

Oczywiście, wtedy "lepszy administrator" wymyśli sobie awarię, ok praktyka czyni mistrza, raz czy dwa mu nie zaszkodzi, ale jeżeli jest odpowiedzialny za sytuację "zero-awarii", to jak mu raz czy dwa pojedziemy po premii, za częste awarie, to przestaną się one opłacać i będzie mógł sobie spokojnie wspierać użtkowników (czyt. klientów)

No, ale to są streotypy. My dyskutujemy na poważnym poziomie - analizy biznesowej i oceny efektywności pracy na danym stanowisku.
Też tak myślałem, dopóki sobie nie poczytałem Twoich wywodów. :)

Wybacz, mojej wywody nie mają nic wspólnego ze stereotypami.
Są odpowiedzią na pogląd, jakoby głupi szefowie nie rozumieli, że informatyk gdy śpi, to znaczy, że odwalił kawał dobrej roboty.
Oczywiście zero-awarii jest wartością samą w sobie i może być powodem do spokojnego snu, ale generowanie poglądów, że jest to wystarczające do oceny efektywności pracy (gdzie większość czasu poświęcona na gotowość, a nie działania) pozostaje w niezgodzie ze zdrowym rozsądkiem. Wydaje mi się, że pogląd taki może jedynie głosić osoba, która ma w tym zasadniczy interes - zgodnie z powiedzeniem, ze punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Nie dziwi mnie, że głoszą takie poglądy informatycy. Zastanawiam się, czy zgodziliby się z tym szefowie tych administratorów - choć mogę podejrzewać, że cała dyskusja własnie tego dotyczy, ze się nie zgadzają stąd poczucie niesprawiedliwego traktowania - wyrażone przez Maurycego.
Z całym szacunkiem, personalnie nic do Ciebie nie mam, nigdy nie współpracowaliśmy ale jestem pewien że w tym co robisz jesteś o wiele lepszy niż w tym co właśnie popełniłeś (a do czego ja się w tym poście ustosunkowuję)...

Nie rozumiem, co ma wspólnego moja praca z tym co piszę. Nie jestem szefem informatyków. Po prostu zastanawiam się nad problemem efektywności czyjejś pracy i czy można wyrazić ją w długości snu. Taki specyficzny Gopher KPI.
Gwoli wyjaśnienia - nie chcę Cię obrażać a co najwyżej uświadomić fakt, że patrzenie na pasek postępu to również jest zadanie.

ależ nie czuję się urażony :) Ja wiem, ze to jest zadanie, ale w trakcie wykonywania tego zadania, można rozłożyć siły także na inne czynności.
No chyba, że jak przestaniemy śledzić pasek postępu to on zniknie. Porównałbym to do kontrolera lotu - on tez gapi się na kropki, a jego wiedza pozwala mu odpowiednio te kropki odczytać, ale .... nie płacimy mu za to, że śpi, tylko analizuje kropki na radarze.
Nudne dla informatyka, i wydaje się że niepotrzebne dla Ciebie.
Ale dzięki temu wszystko działa. Bo to za co płacisz to: czas (w niewielkim stopniu), gotowość (w znacznym stopniu), wiedza i umiejętności (bardzo istotne). Karol Z. edytował(a) ten post dnia 21.03.11 o godzinie 22:03

Płacę za efekt (powtarzalny, żeby nie było, że szczęście może być determinantem efektu). Jeżeli mam efekt, reszta mnie nie interesuje. Czy efektem jest zero-awarii, czy efektem jest rozwój moich ludzi w dziale IT i zero-awarii.

Temat: dno rekrutacyjne

Mariusz P.:
Karol Z.:
Bo to za co płacisz to: czas (w niewielkim stopniu), gotowość (w znacznym stopniu), wiedza i umiejętności (bardzo istotne).

Płacę za efekt (powtarzalny, żeby nie było, że szczęście może być determinantem efektu).

co do zasady umowa o pracę jest umową staranności
tylko lub aż - jak kto woli:)Iwona K. edytował(a) ten post dnia 22.03.11 o godzinie 09:21
Mariusz Perlak

Mariusz Perlak Talent Acquisition
Manager

Temat: dno rekrutacyjne

Jakub L.:


To wiele wyjaśnia, to poczucie sprawiedliwości.
Masz gościa, który _wygląda_ jakby nic nie robił, bo w dużej części przypadków, gdy gościu _coś_ robi, nie jesteś wystarczająco kompetentny aby ocenić, co robi i jakie są tego efekty, oraz jakie efekty by były, gdyby tego nie zrobił.

Zgadzam się. Trudno porównywać sytuację obecną z idealną, no chyba, że policzymy straty, jakie możemy osiągnąć, gdyby informatyka nie było.
I z poczucie sprawiedliwości wymagasz, żeby udawał.
Nie z powodów efektywności kosztowej, bo wszystko czego się od tego gościa wymaga jest spełnione - ciągłość pracy jest zachowana, system i drukarki działają, ale dlatego, że tobie się nie podoba to, że gościu ma czas na spanie.


No w zasadzie nie podoba. Tylko ja idąc waszym tropem, zakładam że firma nie ma awarii i większość czasu nie potrzebna jest interwencja. Oczywiście trzeba spojrzeć na tą pracę jak na proces, a nie wycinać jednego dnia z życia informatyka. Jeżeli informatyk doprowadzi do sytuacji w której nie ma awarii i sytuacji w której na każdą jest w stanie zareagować odpowiednio, to zostaje mu niewykorzystany potencjał - w postaci dyspozycyjności. Prawdopodobnie nie tylko mnie to nie będzie się podobalo, ale każdemu liczącemu budżet managerowi, bo w tej sytuacji koszt dyspozycyjności wzrasta w stosunku do kosztu konkretnej czynności. OK. mógłbym się na to zogodzić, gdybym za dyspozycyjność płacił minimalną podstawę, a za wykonywanie konkretnych działań prowizję, plus dodatek za zero-awarii.

Załóżmy że masz firmę która tylko i wyłącznie przeprowadza rozmowy kwalifikacyjne, ale porządnie i odpowiada TAK/NIE, przeciętna wydajność pracownika to ponoć 4 rozmowy dziennie.
I teraz masz kolesia który rzuca monetą i odpowiada ze 100% trafnością, czy kandydat z którym miałaby być przeprowadzona rozmowa kwalifikacyjna się nadaje albo i nie, a na monecie pojawia się najniższa kwota którą kandydat weźmie, tylko że ten koleś ma jedno ograniczenie - może wykonać właśnie 4 rzuty dziennie.
Zatrudniasz takiego i po wyrobieniu normy, czyli 4 rzutach monetą dowalasz mu jeszcze dodatkowe zadania bo mimo tego że osiągnął standardową oczekiwaną wydajność ma masę wolnego czasu?

Jezeli dobrze rozumiem, sugerujesz, że rzucający monetą osiąga efektywność poprzez przypadek, a nie odpowiednią wiedzę, ewentualnie chcesz mi pokazać, że są osoby, dla których podjecie decyzji o zaakceptowaniu kandydata to bułka z masłem (jak rzut monetą).
Nie rozumiem, czemu miałbym zatrudniać osobę niekompetentną, ale rozumiem dlaczego miałbym zatrudniać osobę efektywną? No ale to nie ma wpływu na odpowiedź na twoje pytanie. W przypadku, gdyby osoba była w stanie wykonać jedynie cztery rzuty w ciągu całego dnia, byłbym skłonny zapłacić jej za każdy rzut, o ile rzeczywiście będzie trafny (nota bene ja tak jestem wynagradzany.
Tylko, że wykonanie czterech trafnych rzutów wymaga aktywności w innych wymiarach. Tak samo jak zachowanie równowagi w systemie informatycznym - wymaga włożenia energii i podjęcia czynności. Ponieważ system informatyczny nie zachwuje naturalnej homeostazy bez zewnętrznej ingerencji administratora. Potrzebna jest energia, która podtrzyma równowagę.
No chyba, że się mylę i system zachowuje się samodzielnie i wymaga ingerencji jedynie w przypadku kryzysu, wtedy praca wygladałaby tak: sen-kryzys-aktywność-rozwiązanie-sen

w moim wyobrażeniu powinno to wyglądać tak:

aktywność prewencyjna-kryzys-aktywność reakcyjna-rozwiązanie-analiza przyczyn-implementacja rozwiązań-aktywność prewencyjna.

w moim modelu, trudno znaleźć miejsce na sen, jest za to miejsce na rozwój i zwiększanie efektywności.


Zresztą to samo tyczy się dla software developerów - napisał wszystko zadane specyfikacją, to co napisał działa, błędów nie ma, nowych rzeczy do napisania też nie ma bo kooperanci jeszcze nie dostarczyli wymaganych rzeczy.

Jak napisał, jak działa, jak nie ma problemów to jedzie z kolejnym zleceniem.
Według ciebie z twojego poczucia sprawiedliwości programista nie może siedzieć, prawda?

Z poczucia rozsądku. Nie widzę żadnego zawodu, który polegałby na siedzeniu. Jeżeli nie wykorzystujemy potencjału naszych pracowników, to po za to płacić.

To po co zatrudniać? Można wypchnąć administracje na zewnątrz? No chyba, że taniej jest zatrudnić takiego niewidzialnego nicponia. Można też oczekiwać od takiej osoby troszkę więcej niż tylko "pasek postępu" - bo skoro większa część czasu pracy jest niezagospodarowana, to można go wykorzystać. Oczywiście, wtedy "lepszy administrator" wymyśli

Aha, czyli mimo osiągnięcia zakładanych celów jesteś z tych, którzy mają tendencję do orania tymi, których wydajność wyskakuje ponad przeciętność.

Dla ciebie to oranie ponad-przeciętnymi, dla mnie to próba usprawiedliwienia nic nie robienia. Zrobiłem swoje, rączki otrzepane, no to laba.
Jeżeli ktoś osiąga zakładane cele, ale widzę że jego możliwości są dużo większe to podwyższam cele. Po co? Bo dzięki temu rozwija się firma.
Oczywiście durniem nie jestem i zakładam, że podwyższenie celów wiąże się z podwyższeniem kosztów, ale to zupełnie inna bajka. My mówimy o sytuacji, w której firma nie wykorzystuje pełnego potencjału pracownika, ponieważ po wykonaniu zakładanych czynności pozostaje mu czas do wykorzystania.
sobie awarię, ok praktyka czyni mistrza, raz czy dwa mu nie zaszkodzi, ale jeżeli jest odpowiedzialny za sytuację "zero-awarii", to jak mu raz czy dwa pojedziemy po premii, za częste awarie, to przestaną się one opłacać i będzie mógł sobie spokojnie wspierać użtkowników (czyt. klientów)

Hmm, jest adminem, czyli ma zapobiegać awariom, ma nawet taki cel, i jednocześnie ma mieć cel aby wyglądać na zajętego.

Nie interesuje mnie czy on wyglada na zajętego, czy też nie. On ma być aktywny w czasie za który firma mu płaci. On ma być dyspozycyjny w czasie za który firma mu płaci.
Jak wsparł wszystkich możliwych użytkowników i użytkownicy czują się wsparci i usatysfakcjonowani to co wtedy ma robić jeżeli ma wolny czas?

argumentacja ad absurdum? nie łykam tego. Takie sytuacje nie istnieją.
No, ale to są streotypy. My dyskutujemy na poważnym poziomie - analizy biznesowej i oceny efektywności pracy na danym stanowisku.

Twój poziom akurat w tym temacie nie wygląda na poważny.

daruj sobie. nie piszę o stereotypach.

Jak nie masz wiedzy porównywalnej z adminem, nie jesteś w stanie zweryfikować jego pracy, wprowadzasz więc subiektywne kryterium oceny 'wyglądanie na zajętego'.

Nie potrzebuję wiedzy porównywalnej z adminem, żeby ocenić jego pracę - ja mam kapitał, który inwestuje w pracę informatyka, oczekując zakładanych efektów.
Tutaj nie jest potrzebna wiedza za zakresu administrowaniu. Zatrudniam administatora, który ma tą wiedzę. Tutaj potrzebna jest wiedza z zakresu zarządzania zasoabmi ludzkimi, co panowie informatycy skutecznie udowodnili.
Mariusz Perlak

Mariusz Perlak Talent Acquisition
Manager

Temat: dno rekrutacyjne

Jakub Purtal:

Dobrze że nigdy nie będziesz menadżerem działu IT.

nie bądź taki pewny ;P

konto usunięte

Temat: dno rekrutacyjne

Mariusz P.:
Jakub Purtal:

Dobrze że nigdy nie będziesz menadżerem działu IT.

nie bądź taki pewny ;P

Podsumuję Twoją wcześniejszą wypowiedź.

Zarządzanie infrastrukturą IT to nie tylko gaszenie awarii, to też np. utrzymanie już istniejących usług, wdrażanie usług, optymalizacja.

Nie wyobrażam sobie aby osoba bez doświadczenia w administracji systemami linux/unix miała takim działem zarządzać. Długa droga przed taką osobą.

Musisz mieć przynajmniej wiedzę ogólną informatyczną rzeby ocenić pracę administratora i nie na poziomie: "wiem co to windows". Nie wyobrażasz sobie pewnie aby osoba która się nie zna na HH/HR oceniała Twoją pracę.

Gdy osoba nie techniczna ma styczność z IT to dochodzi do dziwnych sytuacji. Opiszę tu doświadczenie mojego kolegi. Jakiś menadżer w jego firmie zadzwonił do działu IT z pytaniem o jakiś kabel do komputera (nie jest ważne jaki to kabel). Dostał odpowiedź że nie ma takiego na stanie. W tym momencie nie wiem co chciał osiągnąć ów koleś (może chciał wpłynąć na ambicję działu IT), powiedział żeby mu taki kabel zrobić (stworzyć).

Więc jakim menadżerem będziesz Mariuszu?
Mariusz Perlak

Mariusz Perlak Talent Acquisition
Manager

Temat: dno rekrutacyjne

Jakub Purtal:
Mariusz P.:
Jakub Purtal:

Dobrze że nigdy nie będziesz menadżerem działu IT.

nie bądź taki pewny ;P

Podsumuję Twoją wcześniejszą wypowiedź.

Zarządzanie infrastrukturą IT to nie tylko gaszenie awarii, to też np. utrzymanie już istniejących usług, wdrażanie usług, optymalizacja.

No wreszcie ktoś to głośno powiedział. Trąbię o tym od kilku postów.


Nie wyobrażam sobie aby osoba bez doświadczenia w administracji systemami linux/unix miała takim działem zarządzać. Długa droga przed taką osobą.

Zarządzasz osobami, a nie systemami. Nie, żartuję :) oczywiście masz racje, sam nie pchałbym się z motyką na słońce :)

Musisz mieć przynajmniej wiedzę ogólną informatyczną rzeby ocenić pracę administratora i nie na poziomie: "wiem co to windows". Nie wyobrażasz sobie pewnie aby osoba która się nie zna na HH/HR oceniała Twoją pracę.

Ależ to się dzieje codziennie. Moi klienci nie zawsze znają się na HH, ale oceniają moją efektywność. Moi szefowie oceniają czynności które wykonuje poprzez efekty, które przynoszą. Nie muszą się znać na rekrutacji. To ja się na niej znam. Oni wiedzą jak się zarządza zespołem rekruterów.


Gdy osoba nie techniczna ma styczność z IT to dochodzi do dziwnych sytuacji. Opiszę tu doświadczenie mojego kolegi. Jakiś menadżer w jego firmie zadzwonił do działu IT z pytaniem o jakiś kabel do komputera (nie jest ważne jaki to kabel). Dostał odpowiedź że nie ma takiego na stanie. W tym momencie nie wiem co chciał osiągnąć ów koleś (może chciał wpłynąć na ambicję działu IT), powiedział żeby mu taki kabel zrobić (stworzyć).

jak to nie ma znaczenia, jaki to kabel - pewnie chodziło o crossa na UTP, co ci byle dzieciak na osiedlu skręci :D

Więc jakim menadżerem będziesz Mariuszu?

Oj, filozoficzne pytanie. na razie nie mam zamiaru managerować :) Nie zakładałbym jednak z góry że taka szansa nie zostanie mi kiedyś dana i że z niej nie skorzystam. Manager IT, to brzmi dumnie - pewnie bym sobie mógł trochę pospać :)

konto usunięte

Temat: dno rekrutacyjne

Mariusz P.:
Gdy osoba nie techniczna ma styczność z IT to dochodzi do dziwnych sytuacji. Opiszę tu doświadczenie mojego kolegi. Jakiś menadżer w jego firmie zadzwonił do działu IT z pytaniem o jakiś kabel do komputera (nie jest ważne jaki to kabel). Dostał odpowiedź że nie ma takiego na stanie. W tym momencie nie wiem co chciał osiągnąć ów koleś (może chciał wpłynąć na ambicję działu IT), powiedział żeby mu taki kabel zrobić (stworzyć).

jak to nie ma znaczenia, jaki to kabel - pewnie chodziło o crossa na UTP, co ci byle dzieciak na osiedlu skręci :D

Jeśli chcesz aby rodzaj kabla miał znaczenie to nie był to cross.
Raczej chodziło o coś takiego: http://www.idiots.org.uk/vga_rgb_scart/

Więc jakim menadżerem będziesz Mariuszu?

Oj, filozoficzne pytanie. na razie nie mam zamiaru managerować :) Nie zakładałbym jednak z góry że taka szansa nie zostanie mi kiedyś dana i że z niej nie skorzystam. Manager IT, to brzmi dumnie - pewnie bym sobie mógł trochę pospać :)

Twoi podwładni za to by nie spali, nawet nocą. :)
Karol Z.

Karol Z. Programista,
elektronik

Temat: dno rekrutacyjne

Mariusz P.:

Natomiast Ja wychodzę z założenia (może mylnego), że czas za który płacimy, można przeobrazić w konkretne czynności.
Może.
Ale jeśli zrobił wszystko co do niego należało i ma czas na czytanie czasopisma branżowego to znaczy że pracuje czy się opierdziela? :)
Ja rozumiem, co chcesz powiedzieć. W przypadku "gaszącego pożar" płacimy mu za gotowość do odpowiedniego i szybkiego zareagowania w sytuacji awarii i nawet jeżeli wydaje nam się, że on nic nie robi, to płacimy za jego czas i wiedzę.
I gotowość.
(w znacznej mierze).
Za to że w ciągu, powiedzmy, 5 minut zareaguje.
Mam nadzieję, że przekonałem cię, że twoje stanowisko rozumiem, ale nie oznacza to, że się z nim zgadzam. Podajmy przykład strażaków. Im też płacimy za wiedzę, czas i gotowość do redukcji awarii. Oni także wcześniej odwiedzają miejsca ryzykowne i wprowadzają politykę redukcji owego. Do tej pory te dwa stanowiska są podobne do siebie. Gdzie tkwi różnica? Właśnie z rozdysponowaniem czasu oczekiwania na awarię. Żaden strażak nie pozwoliłby sobie napisać, że płaci się mu za jego spanie - bo kiedy on nie gasi pożarów, ćwiczy, zabezpiecza, przygotowuje sprzęt, co więcej uczestniczy w wielu akcjach nie związanych bezpośrednio z podstawową funkcją jaką jest gaszenie pożarów.
A informatyk, w czasie gdy "nic nie robi" opracowuje dalsze plany, wdraża nowe technologie albo po prostu czyta. Ubogacając siebie i tworząc wartość dodaną firmy. I, co więcej, jest to wartość, którą legalnie wyniesie z firmy! (bo nikt nie kasuje mu pamięci przed zakończeniem pracy)
W tej analogii znajduję sprzeczność poglądów, jakoby informatyk nie mógł w czasie oczekiwania na awarię podejmować innych czynności.
Ma.
Ale jeśli zrobił wszystko co w planie, jeśli przewidział sytuacje dodatkowe, wdrożył to i owo i nadal ma czas...?
Jak już pisałem, jeżeli informatyk wychodzi z założenia, że płaci się mu za jego czas i gotowość, a jakiemuś przyjdzie do głowy, żeby ten czas wykorzystać, możemy liczyć się ze wzmożoną aktywnością awaryjności - bo zgodnie ze słowami Maurycego "Ci lepsi sami wywołują awarię" - wtedy administrator udowodni nam, że jego czas jest "cenny" :)
Jak dla mnie próbujesz udowodnić że trzeba utylizować czas, który informatyk ma by go jeszcze pejczykiem posmagać, może będzie lepiej działał.
Jakoś tak drastycznie podchodzisz do tego tematu. Czy jedyną alternatywą jest zwolnienie kluczowej osoby w firmie? Nie sądzę. Problem leży w odpowiednim zagospodarowaniu dyspozycyjności naszego administratora - a jeszcze dosadniej, co nasz informatyk robi w czasie dyspozycyjności co przyczynia się do jego większej efektywności. Według Maurycego śpi, według ciebie "a co mnie to obchodzi" - w końcu płacę za jego gotowość, a nie za jego rozwój.
Ale jeśli przeczytał, wdrożył, zrobił, przeanalizował strony WWW, firm, które należą do jego zakresu obowiązków i nadal nic nie robi...?
Niczego nie zlikwidowałem. Zoptymalizowałem koszty.
Wielu kierowników tak robi a potem się zastanawia dlaczego jednak nie wszystko działa jak należy...
Zacząłem kontrolować pracę
działów generujących koszty, tak aby zainwestowany kapitał nie rozchodził się po kościach, bo informatykowi płace za gotowość do usunięcia awarii, Pani z HR, za gotowość do rekrutacji, Pani z Księgowości za gotowość do wystawienia faktury. Bzdura. Zatrudniając pracownika i płacąc mu pensje oczekuję efektywności i pełnego wykorzystania jego kompetencji, nie tylko w czasie gaszenia pożarów.
Płacąc pensję płacisz mu za optymalne wykorzystanie i zagospodarowanie danych mu 8h dziennie. :)
Oczywiście zero-awarii jest wartością samą w sobie i może być powodem do spokojnego snu, ale generowanie poglądów, że jest to wystarczające do oceny efektywności pracy (gdzie większość czasu poświęcona na gotowość, a nie działania) pozostaje w niezgodzie ze zdrowym rozsądkiem. Wydaje mi się, że pogląd taki może jedynie głosić osoba, która ma w tym zasadniczy interes - zgodnie z powiedzeniem, ze punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Wiesz, ja nie mam interesu w "siedzeniu" ale pracowałem również jako "instalator Windowsa", wykonawca kopii zapasowych, instalator sieci... Więc, faktycznie, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jednak tam gdzie oczekujemy wysokiej dostępności płacimy za możliwość rozwiązania potencjalnych problemów. Niby nie wydarzy się nic złego, ale jak masz ubezpieczone auto to musisz płacić żeby w razie wypadku firma pokryła straty. I jasne, zadajesz sobie pytanie "kurka, dopłacam do biznesu +200PLN miesięcznie, co ja z tego mam?". Ano... święty spokój. Ale nie mając tego... możesz narazić się na koszty. W efekcie wychodzi że święty spokój kosztuje...
Nie dziwi mnie, że głoszą takie poglądy informatycy. Zastanawiam się, czy zgodziliby się z tym szefowie tych administratorów - choć mogę podejrzewać, że cała dyskusja własnie tego dotyczy, ze się nie zgadzają stąd poczucie niesprawiedliwego traktowania - wyrażone przez Maurycego.
Biorąc pod uwagę że część z nich pochodzi z "szeregowych informatyków" to można sądzić że wyrabiają odpowiednie metody by ludzie się nie nudzili. Ale to odwieczny problem (ile musi być otwartych kas w markecie = zatrudnionych kasjerek by było efektywnie). Z punktu widzenia klienta - wszystkie, z punktu widzenia kasjerek - wszystko jedno, ale też raczej więcej. Z punktu widzenia księgowej najlepiej jedna.
ależ nie czuję się urażony :) Ja wiem, ze to jest zadanie, ale w trakcie wykonywania tego zadania, można rozłożyć siły także na inne czynności.
Można spróbować.
Jeśli to spowoduje że te "inne czynności" będą wykonane niestarannie, bo informatykowi się dołożyło pracy...
No chyba, że jak przestaniemy śledzić pasek postępu to on zniknie. Porównałbym to do kontrolera lotu - on tez gapi się na kropki, a jego wiedza pozwala mu odpowiednio te kropki odczytać, ale .... nie płacimy mu za to, że śpi, tylko analizuje kropki na radarze.
Informatykowi płaci się również za to że sprawdza, optymalizuje sieć, że dostawia nowe urządzenia, dokonuje sprawdzenia, serwisuje, wykonuje kopie zapasowe... Ale jeśli zrobi to wszystko to się go nie zwalnia. :)
Płacę za efekt (powtarzalny, żeby nie było, że szczęście może być determinantem efektu).
Nie. Płacisz za czas, w czasie którego informatyk czeka na zdarzenie, obsługuje, w możliwie skończonym czasie. :) + akcje zaplanowane. Momentami chłopaki mają naprawdę zasuwanie. :>
Karol Z.

Karol Z. Programista,
elektronik

Temat: dno rekrutacyjne

Mariusz P.:

w moim modelu, trudno znaleźć miejsce na sen, jest za to miejsce na rozwój i zwiększanie efektywności.


Zresztą to samo tyczy się dla software developerów - napisał wszystko zadane specyfikacją, to co napisał działa, błędów nie ma, nowych rzeczy do napisania też nie ma bo kooperanci jeszcze nie dostarczyli wymaganych rzeczy.

Jak napisał, jak działa, jak nie ma problemów to jedzie z kolejnym zleceniem.
A co jeśli czeka na to co kolega napisze (bo ma do rozszerzenia moduł a piszą wspólnie)?
Podpowiem że to nie jest syt. patologiczna tylko zwykły project management.
Według ciebie z twojego poczucia sprawiedliwości programista nie może siedzieć, prawda?

Z poczucia rozsądku. Nie widzę żadnego zawodu, który polegałby na siedzeniu. Jeżeli nie wykorzystujemy potencjału naszych pracowników, to po za to płacić.
Zwolnijmy, niech idą do domu. :)
W pewnym momencie po prostu nie będziesz miał kim pracować bo będziesz uznawany za człowieka, który zatrudnia tych, którzy szybko nóżkami przebierają(nawet bez celu). :)
Dla ciebie to oranie ponad-przeciętnymi, dla mnie to próba usprawiedliwienia nic nie robienia. Zrobiłem swoje, rączki otrzepane, no to laba.
Jeżeli ktoś osiąga zakładane cele, ale widzę że jego możliwości są dużo większe to podwyższam cele. Po co? Bo dzięki temu rozwija się firma.
Oczywiście durniem nie jestem i zakładam, że podwyższenie celów wiąże się z podwyższeniem kosztów, ale to zupełnie inna bajka. My mówimy o sytuacji, w której firma nie wykorzystuje pełnego potencjału pracownika, ponieważ po wykonaniu zakładanych czynności pozostaje mu czas do wykorzystania.

Nie interesuje mnie czy on wyglada na zajętego, czy też nie. On ma być aktywny w czasie za który firma mu płaci. On ma być dyspozycyjny w czasie za który firma mu płaci.
Tak.
A co jeśli w jednym tygodniu ma zleceń tyle że na zakręcie nie wyrabia ( różnego rodzaju: instalacja drukarki, usunięcie wirusa, sieć padła i sprawdzić dlaczego...) a w kolejnych dwóch nic takiego nie wystąpiło. Więc na trzeci tydzień idzie na szkolenie (bo trzeba mu jakoś czas zagospodarować!) a w tym czasie znowu pady systemu...
argumentacja ad absurdum? nie łykam tego. Takie sytuacje nie istnieją.
:)
Nie potrzebuję wiedzy porównywalnej z adminem, żeby ocenić jego pracę - ja mam kapitał, który inwestuje w pracę informatyka, oczekując zakładanych efektów.
Tak się składa że inaczej się pracuje w fabryce śrubek, a inaczej w produkcji oprogramowania. :) I mam wrażenie że albo nie widzisz, albo nie chcesz przyjąć że różnica istnieje.
Tutaj nie jest potrzebna wiedza za zakresu administrowaniu. Zatrudniam administatora, który ma tą wiedzę. Tutaj potrzebna jest wiedza z zakresu zarządzania zasoabmi ludzkimi, co panowie informatycy skutecznie udowodnili.
:)
Jakub L.

Jakub L. Programista

Temat: dno rekrutacyjne

Mariusz P.:
Jakub L.:
I z poczucie sprawiedliwości wymagasz, żeby udawał.
Nie z powodów efektywności kosztowej, bo wszystko czego się od tego gościa wymaga jest spełnione - ciągłość pracy jest zachowana, system i drukarki działają, ale dlatego, że tobie się nie podoba to, że gościu ma czas na spanie.

No w zasadzie nie podoba. Tylko ja idąc waszym tropem, zakładam że firma nie ma awarii i większość czasu nie potrzebna jest interwencja. Oczywiście trzeba spojrzeć na tą pracę jak na proces, a nie wycinać jednego dnia z życia informatyka. Jeżeli informatyk doprowadzi do sytuacji w której nie ma awarii i sytuacji w której na każdą jest w stanie zareagować odpowiednio, to zostaje mu niewykorzystany potencjał - w postaci dyspozycyjności. Prawdopodobnie nie tylko mnie to nie będzie

Prawdopodobnie tak, bardzo wielu manago w Polsce ma ciągoty do widzenia pracowników zajętymi.
się podobalo, ale każdemu liczącemu budżet managerowi, bo w tej sytuacji koszt dyspozycyjności wzrasta w stosunku do kosztu konkretnej czynności. OK. mógłbym się na to zogodzić, gdybym za dyspozycyjność płacił minimalną podstawę, a za wykonywanie konkretnych działań prowizję, plus dodatek za zero-awarii.

Jakich konkretnych działań?
Problem z administratorem jest taki, że jak ma opowiadać o swojej pracy nieadministratorom, to równie dobrze mógłby mówić do pustego pokoju.
Załóżmy że masz firmę która tylko i wyłącznie przeprowadza rozmowy kwalifikacyjne, ale porządnie i odpowiada TAK/NIE, przeciętna wydajność pracownika to ponoć 4 rozmowy dziennie.
I teraz masz kolesia który rzuca monetą i odpowiada ze 100% trafnością, czy kandydat z którym miałaby być przeprowadzona rozmowa kwalifikacyjna się nadaje albo i nie, a na monecie pojawia się najniższa kwota którą kandydat weźmie, tylko że ten koleś ma jedno ograniczenie - może wykonać właśnie 4 rzuty dziennie.
Zatrudniasz takiego i po wyrobieniu normy, czyli 4 rzutach monetą dowalasz mu jeszcze dodatkowe zadania bo mimo tego że osiągnął standardową oczekiwaną wydajność ma masę wolnego czasu?

Jezeli dobrze rozumiem, sugerujesz, że rzucający monetą osiąga efektywność poprzez przypadek, a nie odpowiednią wiedzę, ewentualnie chcesz mi pokazać, że są osoby, dla których podjecie decyzji o zaakceptowaniu kandydata to bułka z masłem (jak rzut monetą).

Moneta jest magiczna i daje w 100% trafne odpowiedzi "zatrudniać" albo "nie zatrudniać", w pierwszym przypadku jeszcze za ile. Kompetencje gościa nie mają tu nic do rzeczy, gościu i jego moneta to czarna skrzynka, pokazujesz jej CV i dostajesz dane które firma przekazuje klientowi.
Nie rozumiem, czemu miałbym zatrudniać osobę niekompetentną, ale rozumiem dlaczego miałbym zatrudniać osobę efektywną? No ale to nie ma wpływu na odpowiedź na twoje pytanie. W przypadku, gdyby osoba była w stanie wykonać jedynie cztery rzuty w ciągu całego dnia, byłbym skłonny zapłacić jej za każdy rzut, o ile rzeczywiście będzie trafny (nota bene ja tak jestem wynagradzany.
Tylko, że wykonanie czterech trafnych rzutów wymaga aktywności w innych wymiarach. Tak samo jak zachowanie równowagi w systemie informatycznym - wymaga włożenia energii i podjęcia czynności.

Czasem tak, czasem nie, są sytuacje, gdy wszystko działa.
Ponieważ system informatyczny nie zachwuje naturalnej homeostazy bez zewnętrznej ingerencji administratora. Potrzebna jest

Nie, bo?
No chyba, że się mylę i system zachowuje się samodzielnie i wymaga ingerencji jedynie w przypadku kryzysu, wtedy praca wygladałaby tak: sen-kryzys-aktywność-rozwiązanie-sen

w moim modelu, trudno znaleźć miejsce na sen, jest za to miejsce na rozwój i zwiększanie efektywności.

Top efektywności admina to brak awarii.
Jego idealny model pracy wygląda tak: sen - ewentualna prewencja - sen. Kryzysom można zapobiegać.
Sen ci się nie podoba, prewencji nie jesteś w stanie ocenić, bo nie jesteś administratorem. Nic osobistego, tak już jest, ja też nie potrafię.
Zresztą to samo tyczy się dla software developerów - napisał wszystko zadane specyfikacją, to co napisał działa, błędów nie ma, nowych rzeczy do napisania też nie ma bo kooperanci jeszcze nie dostarczyli wymaganych rzeczy.

Jak napisał, jak działa, jak nie ma problemów to jedzie z kolejnym zleceniem.

A jak zlecenia jeszcze nie ma a będzie za 2 tygodnie jak inni kooperanci się wyrobią?
Według ciebie z twojego poczucia sprawiedliwości programista nie może siedzieć, prawda?

Z poczucia rozsądku. Nie widzę żadnego zawodu, który polegałby na siedzeniu. Jeżeli nie wykorzystujemy potencjału naszych pracowników, to po za to płacić.

Tak jak ten koleś od rzutów monetą. Jego potencjałem są 4 rzuty dziennie.
Potencjałem admina jest przeprowadzenie minimalnej ilości prewencji która jest potrzebna aby system zachował swoją założoną funkcjonalność.
Dla ciebie to oranie ponad-przeciętnymi, dla mnie to próba usprawiedliwienia nic nie robienia. Zrobiłem swoje, rączki otrzepane, no to laba.
Jeżeli ktoś osiąga zakładane cele, ale widzę że jego możliwości są dużo większe to podwyższam cele. Po co? Bo dzięki temu rozwija się firma.

A bez podwyższonych celów nie?
Oczywiście durniem nie jestem i zakładam, że podwyższenie celów wiąże się z podwyższeniem kosztów, ale to zupełnie

Zakładając, że będzie się chciało temu gościowi więcej pracować za więcej pieniędzy. Jak nie to co, zwolnisz go i na jego miejsce zatrudnisz kogoś mniej wydajnego który będzie za te same pieniądze ciągle wyglądał na zajętego?
inna bajka. My mówimy o sytuacji, w której firma nie wykorzystuje pełnego potencjału pracownika, ponieważ po wykonaniu zakładanych czynności pozostaje mu czas do wykorzystania.

Zakładane czynności za zakładaną pensję.
Zrobił i nagle pojawia się problem, bo zrobił i ma labę.
No to następnym razem nie zrobi wcześniej i będzie się obijał w trakcie, nie jest to weryfikowalne.
W tym momencie nie będziesz znał jego prawdziwego potencjału.
Hmm, jest adminem, czyli ma zapobiegać awariom, ma nawet taki cel, i jednocześnie ma mieć cel aby wyglądać na zajętego.

Nie interesuje mnie czy on wyglada na zajętego, czy też nie. On ma być aktywny w czasie za który firma mu płaci. On ma być dyspozycyjny w czasie za który firma mu płaci.

W czasie za który mu firma płaci zrobił to, za co mu firma płaci - system działa, luserzy wsparci. I jest dyspozycyjny, bo jest w firmie.
Tylko problem jego manago jest taki, że on czyli admin siedzi na krześle.
Bo nie jest aktywny, co jako manago rozumiesz przez aktywność administratora?
Jak wsparł wszystkich możliwych użytkowników i użytkownicy czują się wsparci i usatysfakcjonowani to co wtedy ma robić jeżeli ma wolny czas?

argumentacja ad absurdum? nie łykam tego. Takie sytuacje nie istnieją.

Jak nie to nie. Ileż ja razy słyszałem "coś takiego się nie zdarza".
Jak nie masz wiedzy porównywalnej z adminem, nie jesteś w stanie zweryfikować jego pracy, wprowadzasz więc subiektywne kryterium oceny 'wyglądanie na zajętego'.

Nie potrzebuję wiedzy porównywalnej z adminem, żeby ocenić jego pracę - ja mam kapitał, który inwestuje w pracę informatyka, oczekując zakładanych efektów.
Tutaj nie jest potrzebna wiedza za zakresu administrowaniu. Zatrudniam administatora, który ma tą wiedzę. Tutaj potrzebna jest wiedza z zakresu zarządzania zasoabmi ludzkimi, co panowie informatycy skutecznie udowodnili.

Zatrudniając admina przedstawiłeś mu zadania - w określonym systemie ma nie być awarii i userzy mają być wsparci. Gdy admin to osiąga nagle się okazuje, że robi to źle, bo ma labę.
Ze specyfiki pracy admina wynika, że nie zutylizujesz jego laby, on tylko adminuje i wspiera userów, niezależnie czy robi to w 100% czasu pracy ganiając jak kot z pęcherzem, w 80%, połowie czy w 1% czasu pracy przez magiczne pierdzące dźwięki.
Dziwne jest to, że twoje poczucie sprawiedliwości jest rażone akurat przez te dwa ostatnie przypadki i koniecznie chciałbyś coś temu adminowi dowalić do roboty.

I jeszcze rozwinięcie sytuacji - z siedzącym adminem została rozwiązana umowa, na podstawie tego, że siedział. Adminowanie zostało zoutsorsowane.
Nawet niech będzie (mało prawdopodobne) za taką samą kasę ile kosztował admin, a nie większą, czyli +- 1,8 razy jego pensja netto, comiesięcznym ryczałtem w modelu chińskim, czyli pomniejszanym za awarie, a nie od awarii, bo od awarii może prowadzić do patologii. Warunek jest taki, że firma zapewnia pracownika na miejscu do reakcji na awarię.
I przychodzi ten admin który teraz pracuje w firmie do której administracja została zoutsorsowana, i śpi dalej.
Rozwiązujesz umowę? Sprawdzasz za co płaciłeś?
Jakub L.

Jakub L. Programista

Temat: dno rekrutacyjne

Mariusz P.:
Jakub Purtal:
Mariusz P.:
Jakub Purtal:

Dobrze że nigdy nie będziesz menadżerem działu IT.

nie bądź taki pewny ;P

Podsumuję Twoją wcześniejszą wypowiedź.

Zarządzanie infrastrukturą IT to nie tylko gaszenie awarii, to też np. utrzymanie już istniejących usług, wdrażanie usług, optymalizacja.

No wreszcie ktoś to głośno powiedział. Trąbię o tym od kilku postów.

A czymże jest utrzymanie już istniejących usług jak nie likwidowaniem awarii które zakłócają ich działanie?
Musisz mieć przynajmniej wiedzę ogólną informatyczną rzeby ocenić pracę administratora i nie na poziomie: "wiem co to windows". Nie wyobrażasz sobie pewnie aby osoba która się nie zna na HH/HR oceniała Twoją pracę.

Ależ to się dzieje codziennie. Moi klienci nie zawsze znają się na HH, ale oceniają moją efektywność. Moi szefowie oceniają czynności które wykonuje poprzez efekty, które przynoszą. Nie muszą się znać na rekrutacji. To ja się na niej znam. Oni wiedzą jak się zarządza zespołem rekruterów.

Czyli działasz jak czarna skrzynka.
Tylko gościu z monetą ani admin nie mogą być czarnymi skrzynkami, bo wiesz że gościowi zrobienie dziennej porcji roboty to 4 rzuty, a admin śpi, i tobie jako managerowi to przeszkadza.
Mariusz Perlak

Mariusz Perlak Talent Acquisition
Manager

Temat: dno rekrutacyjne

Karol Z.:
Może.
Ale jeśli zrobił wszystko co do niego należało i ma czas na czytanie czasopisma branżowego to znaczy że pracuje czy się opierdziela? :)

Jeszcze raz, ja nie mówię o wycinku czasu, tylko o procesie. W procesie się opierdziela, w wycinku czasu pracuje.

A informatyk, w czasie gdy "nic nie robi" opracowuje dalsze plany, wdraża nowe technologie albo po prostu czyta. Ubogacając siebie i tworząc wartość dodaną firmy. I, co więcej, jest to wartość, którą legalnie wyniesie z firmy! (bo nikt nie kasuje mu pamięci przed zakończeniem pracy)

W tej kwesti się zgadzamy. Nie zgadzamy się z częścią dotyczącą spania.

Ma.
Ale jeśli zrobił wszystko co w planie, jeśli przewidział sytuacje dodatkowe, wdrożył to i owo i nadal ma czas...?

Supermen?

Jak dla mnie próbujesz udowodnić że trzeba utylizować czas, który informatyk ma by go jeszcze pejczykiem posmagać, może będzie lepiej działał.

Po prostu nie lubię marnowania roboczogodzin.

>
Ale jeśli przeczytał, wdrożył, zrobił, przeanalizował strony WWW, firm, które należą do jego zakresu obowiązków i nadal nic nie robi...?

Na pewno znajdą sie czynności poza spaniem.

Płacąc pensję płacisz mu za optymalne wykorzystanie i zagospodarowanie danych mu 8h dziennie. :)

zgadzam się, nien pzostaje to w sprzeczności z wymaganiem więcej niż spania.

Wiesz, ja nie mam interesu w "siedzeniu" ale pracowałem również jako "instalator Windowsa", wykonawca kopii zapasowych, instalator sieci... Więc, faktycznie, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.


Obrazek


:)

Jednak tam gdzie oczekujemy wysokiej dostępności płacimy za możliwość rozwiązania potencjalnych problemów. Niby nie wydarzy się nic złego, ale jak masz ubezpieczone auto to musisz płacić żeby w razie wypadku firma pokryła straty. I jasne, zadajesz sobie pytanie "kurka, dopłacam do biznesu +200PLN miesięcznie, co ja z tego mam?". Ano... święty spokój. Ale nie mając tego... możesz narazić się na koszty. W efekcie wychodzi że święty spokój kosztuje...

No tak. Kolejna analogia :)

Biorąc pod uwagę że część z nich pochodzi z "szeregowych informatyków" to można sądzić że wyrabiają odpowiednie metody by ludzie się nie nudzili. Ale to odwieczny problem (ile musi być otwartych kas w markecie = zatrudnionych kasjerek by było efektywnie). Z punktu widzenia klienta - wszystkie, z punktu widzenia kasjerek - wszystko jedno, ale też raczej więcej. Z punktu widzenia księgowej najlepiej jedna.

No tak, ale kiedy wymagają od nich brak nudy, to zarzuca się im, że nie rozumieją, że jeden z drugim chcą sobie pospać, bo wykonali już co do nich należy.
ależ nie czuję się urażony :) Ja wiem, ze to jest zadanie, ale w trakcie wykonywania tego zadania, można rozłożyć siły także na inne czynności.
Można spróbować.
Jeśli to spowoduje że te "inne czynności" będą wykonane niestarannie, bo informatykowi się dołożyło pracy...

a to już pachnie sabotażem :)

Informatykowi płaci się również za to że sprawdza, optymalizuje sieć, że dostawia nowe urządzenia, dokonuje sprawdzenia, serwisuje, wykonuje kopie zapasowe... Ale jeśli zrobi to wszystko to się go nie zwalnia. :)

No właśnie, powtórzę w tej kwesti nie mam wątpliwości. Płaci się za czynności.
Płacę za efekt (powtarzalny, żeby nie było, że szczęście może być determinantem efektu).
Nie. Płacisz za czas, w czasie którego informatyk czeka na zdarzenie, obsługuje, w możliwie skończonym czasie. :) + akcje zaplanowane. Momentami chłopaki mają naprawdę zasuwanie. :>

Pewnie, że mają. Dlatego myślę, że głoszenie poglądów, że informatycy śpią w pracy, jak wszystko zrobią jest najbardziej krzywdzące dla nich.Mariusz P. edytował(a) ten post dnia 23.03.11 o godzinie 09:09
Paweł B.

Paweł B. czarodziej -
przemysł, usługi

Temat: dno rekrutacyjne

Czy informatycy maja czas na to, by uprawiać sex ?
Piotr K.

Piotr K. "Żyj i daj żyć
innym"

Temat: dno rekrutacyjne

Paweł B.:
Czy informatycy maja czas na to, by uprawiać sex ?

musza sie najpierw zresetowac;-)
Karol Z.

Karol Z. Programista,
elektronik

Temat: dno rekrutacyjne

Mariusz P.:

Jeszcze raz, ja nie mówię o wycinku czasu, tylko o procesie. W procesie się opierdziela, w wycinku czasu pracuje.
I ze względu na "proces" zwolnisz gościa bo szybko i sprawnie potrafi podziałać w zakresie awarii? Przychylam się do głosu, że nie chciałbym byś był moim przełożonym. :)
W tej kwesti się zgadzamy. Nie zgadzamy się z częścią dotyczącą spania.
:)
Kolega pisał "z oczkiem" (jak piwo bezalkoholowe). Ale trzeba umieć czytać między wierszami.
Po prostu nie lubię marnowania roboczogodzin.
Znowu nie rozumiesz.
Ale nie chcę się powtarzać. Płacisz za gotowość. Porównując do płacenia za ubezpieczenie: płacisz "za nic". Strasznie niesprawiedliwe, prawda?
Na pewno znajdą sie czynności poza spaniem.
:)
Ja nie wiem ile czasu jeszcze będę musiał tłumaczyć że to było z przymrużeniem oka...

Obrazek


:)
Nic tylko zakasać rękawy, zdobyć wiedzę i zostać jednym z powyższych. Miałbyś tyyyyyle luzu. :)
No tak, ale kiedy wymagają od nich brak nudy, to zarzuca się im, że nie rozumieją, że jeden z drugim chcą sobie pospać, bo wykonali już co do nich należy.
I taka prawda.
Zrobili co swoje, teraz czekają na interwencję. Mogą sobie włączyć gry sieciowe i porąbać paru przybyszy z odległych planet.
Można spróbować.
Jeśli to spowoduje że te "inne czynności" będą wykonane niestarannie, bo informatykowi się dołożyło pracy...

a to już pachnie sabotażem :)
Nie wiem czym pachnie.
Wiem że bezsensowne dokładanie roboty (bo przełożonemu "wydaje się" że pracownik się opierdziela) jest nie do końca stosowne.
No właśnie, powtórzę w tej kwesti nie mam wątpliwości. Płaci się za czynności.
No, to będzie to co u kanarów: za wszelką cenę doprowadzić do uzyskania premii. Po trupach do celu. I dziś od tego się odchodzi. Jasne, chodzi o wyegzekwowanie by ludzie płacili za przejazd, ale nie o to by masakrować ludzi w tramwajach/autobusach za brak biletu.
Pewnie, że mają. Dlatego myślę, że głoszenie poglądów, że informatycy śpią w pracy, jak wszystko zrobią jest najbardziej krzywdzące dla nich.
Nie jest to pisane dosłownie, ma zobrazować inną rzecz niż tą na której się skupiłeś.
Mariusz Perlak

Mariusz Perlak Talent Acquisition
Manager

Temat: dno rekrutacyjne

Jakub L.:

Prawdopodobnie tak, bardzo wielu manago w Polsce ma ciągoty do widzenia pracowników zajętymi.

a zagraniczni nie mają? Jeżeli nie widzę efektów pracy, nie widzę aktywności to coś mi nie pasje.

To tak samo jak z Panami na budowie. Jak przechodzimy obok nich i widzimy, że na 5, tylko 1 napierdziela z łopatą, to widzimy wycinek sytuacji, bo przeciez mogą miec tylko jedną łopatę, bo mają przerwę śniadaniową, etc. Natomiast, jeżeli sytaucja ta powtarza się w procesie i ci ludzie nie mają nic do roboty i nie są zajęci nagminnie, to mamy problem, a właściwie kierownik budowy ma.

Bo oczywiste jest, że robotnik zapytany czemu się opierdziela, znajdzie milion wytłumaczeń na swoje nic-nie-robienie. Przecież wszystko zrobione, zainstalowane, posprawdzane - to fajrant.


Jakich konkretnych działań?
Problem z administratorem jest taki, że jak ma opowiadać o swojej pracy nieadministratorom, to równie dobrze mógłby mówić do pustego pokoju.

Oczywiście, praca administratora to czarna magia i nikt przeciętny tego nie zrozumie. Kuba litości. Praca administratora polega na wykonywaniu konkretnych czynności - chociażby polegających na konserwacji, analizie dziennika zdarzeń, nadawaniu uprawnień, przeprowadzeniu zdarzeń testowych etc. Nie tylko reagowaniu i usuwaniu awarii.


Moneta jest magiczna i daje w 100% trafne odpowiedzi "zatrudniać" albo "nie zatrudniać", w pierwszym przypadku jeszcze za ile. Kompetencje gościa nie mają tu nic do rzeczy, gościu i jego moneta to czarna skrzynka, pokazujesz jej CV i dostajesz dane które firma przekazuje klientowi.

OK rozumiem teraz.
Nie rozumiem, czemu miałbym zatrudniać osobę niekompetentną, ale rozumiem dlaczego miałbym zatrudniać osobę efektywną? No ale to nie ma wpływu na odpowiedź na twoje pytanie. W przypadku, gdyby osoba była w stanie wykonać jedynie cztery rzuty w ciągu całego dnia, byłbym skłonny zapłacić jej za każdy rzut, o ile rzeczywiście będzie trafny (nota bene ja tak jestem wynagradzany.
Tylko, że wykonanie czterech trafnych rzutów wymaga aktywności w innych wymiarach. Tak samo jak zachowanie równowagi w systemie informatycznym - wymaga włożenia energii i podjęcia czynności.

Czasem tak, czasem nie, są sytuacje, gdy wszystko działa.

Znowu sprowadzasz proces do wycinka. Oczywście, że są sytuacje, kiedy wszystko działa, ale bez podtrzymywania systemu od zewnątrz, szybko pierdyknie.

Ponieważ system informatyczny nie zachwuje naturalnej homeostazy bez zewnętrznej ingerencji administratora. Potrzebna jest

Nie, bo?

Ponieważ jest elementem struktury wykraczającej poza sam system, ponieważ dostarczamy mu danych na wejściu o różnorodnym charakterze, ponieważ jest stworzony przez człowieka i dla człowieka, poniewaz potrzebuje administratora.


Top efektywności admina to brak awarii.
Jego idealny model pracy wygląda tak: sen - ewentualna prewencja - sen. Kryzysom można zapobiegać.
Sen ci się nie podoba, prewencji nie jesteś w stanie ocenić, bo nie jesteś administratorem. Nic osobistego, tak już jest, ja też nie potrafię.

No nie podoba sen, bo jestem przekonany, ze można go inaczej zagospodarować.
jestem w stanie ocenić prewencje nie będąć administratorem. Jeżeli jakaś czynność ma przynieść efekt, oceniam efekt.


A jak zlecenia jeszcze nie ma a będzie za 2 tygodnie jak inni kooperanci się wyrobią?

znowu wycinek sytuacji. Ujmijcie wreszcie te zadania w proces, bo w ten sposób to się można przekrzykiwać na hipotetyczne sytuacje - bo nie ma zleceń, bo kumpel pisze moduł, bo klient nie odpowiada etc. Jasne wszystko jest możliwe i wszystko moze się zdarzyć.

Tak jak ten koleś od rzutów monetą. Jego potencjałem są 4 rzuty dziennie.
Potencjałem admina jest przeprowadzenie minimalnej ilości prewencji która jest potrzebna aby system zachował swoją założoną funkcjonalność.

a potem fajrant :)
Dla ciebie to oranie ponad-przeciętnymi, dla mnie to próba usprawiedliwienia nic nie robienia. Zrobiłem swoje, rączki otrzepane, no to laba.
Jeżeli ktoś osiąga zakładane cele, ale widzę że jego możliwości są dużo większe to podwyższam cele. Po co? Bo dzięki temu rozwija się firma.

A bez podwyższonych celów nie?

No coś mi się kłóci rozwoj brak podwyższania celów. Oksymoron mi wyszedł.

Zakładając, że będzie się chciało temu gościowi więcej pracować za więcej pieniędzy. Jak nie to co, zwolnisz go i na jego miejsce zatrudnisz kogoś mniej wydajnego który będzie za te same pieniądze ciągle wyglądał na zajętego?

No tak, w idealnej sytuacji ekonomicznej, miałoby to sens, że więcej płacę za więcej pracy. Dlatego takimi dylematami zajmują się psycholodzy i okazuje się, że można zachęcić czlowieka do większej pracy, bez większej płacy. No i fakt, że za dodatkową pracę dostanę więcej kasy, nie jest wystarczający do zmotywoaania człowieka.

inna bajka. My mówimy o sytuacji, w której firma nie wykorzystuje pełnego potencjału pracownika, ponieważ po wykonaniu zakładanych czynności pozostaje mu czas do wykorzystania.

Zakładane czynności za zakładaną pensję.

W czasie za który zapłacił pracodawca.
Zrobił i nagle pojawia się problem, bo zrobił i ma labę.
No to następnym razem nie zrobi wcześniej i będzie się obijał w trakcie, nie jest to weryfikowalne.

Oczywiście, zawsze istnieje ryzyko sabotażu, dlatego jest oceniany za czas w jakim problem jest rozwiązywany.
W tym momencie nie będziesz znał jego prawdziwego potencjału.

Nie, ale będę mógł go porównać z innymi, albo z samym sobą w różnych punktach

Hmm, jest adminem, czyli ma zapobiegać awariom, ma nawet taki cel, i jednocześnie ma mieć cel aby wyglądać na zajętego.

Nie interesuje mnie czy on wyglada na zajętego, czy też nie. On ma być aktywny w czasie za który firma mu płaci. On ma być dyspozycyjny w czasie za który firma mu płaci.

W czasie za który mu firma płaci zrobił to, za co mu firma płaci - system działa, luserzy wsparci. I jest dyspozycyjny, bo jest w firmie.
Tylko problem jego manago jest taki, że on czyli admin siedzi na krześle.
Bo nie jest aktywny, co jako manago rozumiesz przez aktywność administratora?


Jak wsparł wszystkich możliwych użytkowników i użytkownicy czują się wsparci i usatysfakcjonowani to co wtedy ma robić jeżeli ma wolny czas?

argumentacja ad absurdum? nie łykam tego. Takie sytuacje nie istnieją.

Jak nie to nie. Ileż ja razy słyszałem "coś takiego się nie zdarza".
Jak nie masz wiedzy porównywalnej z adminem, nie jesteś w stanie zweryfikować jego pracy, wprowadzasz więc subiektywne kryterium oceny 'wyglądanie na zajętego'.

Nie potrzebuję wiedzy porównywalnej z adminem, żeby ocenić jego pracę - ja mam kapitał, który inwestuje w pracę informatyka, oczekując zakładanych efektów.
Tutaj nie jest potrzebna wiedza za zakresu administrowaniu. Zatrudniam administatora, który ma tą wiedzę. Tutaj potrzebna jest wiedza z zakresu zarządzania zasoabmi ludzkimi, co panowie informatycy skutecznie udowodnili.

Zatrudniając admina przedstawiłeś mu zadania - w określonym systemie ma nie być awarii i userzy mają być wsparci. Gdy admin to osiąga nagle się okazuje, że robi to źle, bo ma labę.
Ze specyfiki pracy admina wynika, że nie zutylizujesz jego laby, on tylko adminuje i wspiera userów, niezależnie czy robi to w 100% czasu pracy ganiając jak kot z pęcherzem, w 80%, połowie czy w 1% czasu pracy przez magiczne pierdzące dźwięki.
Dziwne jest to, że twoje poczucie sprawiedliwości jest rażone akurat przez te dwa ostatnie przypadki i koniecznie chciałbyś coś temu adminowi dowalić do roboty.

Tak, aby nie musiał biedak marnować swojego czasu. Ponad to, zaczęliśmy rozmawiać o spaniu jako indykatorze skuteczności. Nie da się chociażby wspierać użtkowników śpąc.


I jeszcze rozwinięcie sytuacji - z siedzącym adminem została rozwiązana umowa, na podstawie tego, że siedział. Adminowanie zostało zoutsorsowane.
Nawet niech będzie (mało prawdopodobne) za taką samą kasę ile kosztował admin, a nie większą, czyli +- 1,8 razy jego pensja netto, comiesięcznym ryczałtem w modelu chińskim, czyli pomniejszanym za awarie, a nie od awarii, bo od awarii może prowadzić do patologii.

Moment, 1,8 pencji netto jest droższym rozwiązaniem niż 1 krotnośc pensji brutto.
Nie rozumiem różnicy "za awarię" i "od awarii"?
Warunek jest taki, że firma zapewnia pracownika na miejscu do reakcji na awarię.

No właśnie, ale ten warunek jest kluczowy dla naszej dywagacji. Zamienił stryjek siekierkę na kijek.
Jezeli płaciłem koszty dyspozycjności admina, to po to wyrzucam to na zewnątrz, żeby te koszty zmniejszyć, lub się ich pozbyć (analogia z ubezpieczeniem pokazuje nam, że nie jest to możliwe).
jak wezmę takiego agenta z zewnątrz, to nie dość, że będzie się dalej opierdzelał, to jeszcze nie będę miał na niego wpływu, usrany interes w przykładzie, który podajesz. Natomiast wyrzucająć admina na zewnątrz, zakłądam, że firma wykorzystuje potnecjał swoich adminów w taki sposób, że jego dyspozycjność rozkładana jest na kilku klientów, stąd koszty rozkładane są proporcjonalnie na kilka firm. Stąd mój wkład w jego "dyspozycjność" będzie mniejszy, niż w dyspozycjność czlowieka na wyłączność.
I przychodzi ten admin który teraz pracuje w firmie do której administracja została zoutsorsowana, i śpi dalej.
Rozwiązujesz umowę? Sprawdzasz za co płaciłeś?

Jak już pisalem, wrzucam na zewnąrz usługi, po to by:
1) mieć dostęp do specjalistycznej wiedzy
2) obniżyć koszty obsługi
3) mieć mozliwość dostępu do najlepszych ludzi, w przypadku, gdyby awaria była powazniejsza

Jeżeli firma oferuje mi zatrudnienie osoby, która będzie na moją wyłączność, to automatycznie rezygnuje z dwóch punktów oferty 2 i 3, a pierwszy punkt zapewniał mi mój admin. "jeżeli nie widać róznicy to po co przepłacać"
Mariusz Perlak

Mariusz Perlak Talent Acquisition
Manager

Temat: dno rekrutacyjne

Karol Z.:
Mariusz P.:

Jeszcze raz, ja nie mówię o wycinku czasu, tylko o procesie. W procesie się opierdziela, w wycinku czasu pracuje.
I ze względu na "proces" zwolnisz gościa bo szybko i sprawnie potrafi podziałać w zakresie awarii? Przychylam się do głosu, że nie chciałbym byś był moim przełożonym. :)

Jeżeli jedynym twoim pomysłem na zarządzanie ludźmi to zwalnianie. To ja również dziękuję za takiego przelożonego.

Uczepiłeś się tego zwalaniania, jak rzep psiego ogona.
W tej kwesti się zgadzamy. Nie zgadzamy się z częścią dotyczącą spania.
:)
Kolega pisał "z oczkiem" (jak piwo bezalkoholowe). Ale trzeba umieć czytać między wierszami.

Kto pisał z oczkiem? Jakim oczkiem, jakie czytanie między wierszami? Wróć Maurycy nie pisał z oczkiem o spaniu w pracy.
i daj sobie spokój z komentarzami w stylu "trzeba umieć czytać między wierszami" :)
Po prostu nie lubię marnowania roboczogodzin.
Znowu nie rozumiesz.
Ale nie chcę się powtarzać. Płacisz za gotowość. Porównując do płacenia za ubezpieczenie: płacisz "za nic". Strasznie niesprawiedliwe, prawda?

Nie płacę za nic, tylko za konkretne czynności, które administrator wykonuje w okresie oczekiwania na awarie, o których pisalicie kilka postów wyżej.
Na pewno znajdą sie czynności poza spaniem.
:)
Ja nie wiem ile czasu jeszcze będę musiał tłumaczyć że to było z przymrużeniem oka...

Nie było, odnoszę się do wypowiedzi Maurycego cały czas. Cały czas używając pojęcia sen, jako okres latencji.


:)
Nic tylko zakasać rękawy, zdobyć wiedzę i zostać jednym z powyższych. Miałbyś tyyyyyle luzu. :)

Ja jestem z tych pracowitych. Nie nadawaałbym się.
No tak, ale kiedy wymagają od nich brak nudy, to zarzuca się im, że nie rozumieją, że jeden z drugim chcą sobie pospać, bo wykonali już co do nich należy.
I taka prawda.
Zrobili co swoje, teraz czekają na interwencję. Mogą sobie włączyć gry sieciowe i porąbać paru przybyszy z odległych planet.

Mogą. Po pracy.
Można spróbować.
Jeśli to spowoduje że te "inne czynności" będą wykonane niestarannie, bo informatykowi się dołożyło pracy...

a to już pachnie sabotażem :)
Nie wiem czym pachnie.
Wiem że bezsensowne dokładanie roboty (bo przełożonemu "wydaje się" że pracownik się opierdziela) jest nie do końca stosowne.

ależ przełożonemu się nie wydaje. Granie w gry sieciowe w pracy to opierdzielanie się. Bez względu na to, czy w czasie pracy wykonał wszystkie czynności.

No właśnie, powtórzę w tej kwesti nie mam wątpliwości. Płaci się za czynności.
No, to będzie to co u kanarów: za wszelką cenę doprowadzić do uzyskania premii.

Jak u kanarów? Za wszelką cenę? To kontrolerzy kradli bilety pasażerom? Nie rozumiem analogii.
Po trupach do celu. I dziś od tego się odchodzi. Jasne, chodzi o wyegzekwowanie by ludzie płacili za przejazd, ale nie o to by masakrować ludzi w tramwajach/autobusach za brak biletu.


Pewnie, że mają. Dlatego myślę, że głoszenie poglądów, że informatycy śpią w pracy, jak wszystko zrobią jest najbardziej krzywdzące dla nich.
Nie jest to pisane dosłownie, ma zobrazować inną rzecz niż tą na której się skupiłeś.

No nie będziemy chyba pisali słownika pojęć. Dla mnie "spanie" odnosi się do sytuacji, w której pracownik jest wyłączony z działania - bez wgledu na to czy wykonał już wszystkie czynności, czy też nie.
Karol Z.

Karol Z. Programista,
elektronik

Temat: dno rekrutacyjne

Mariusz P.:

Jeżeli jedynym twoim pomysłem na zarządzanie ludźmi to zwalnianie. To ja również dziękuję za takiego przelożonego.
:)
To Ty powiedziałeś że trzeba naprawiać proces. A jeśli w zakres procesu wchodzi czekanie?
Kto pisał z oczkiem? Jakim oczkiem, jakie czytanie między wierszami? Wróć Maurycy nie pisał z oczkiem o spaniu w pracy.
i daj sobie spokój z komentarzami w stylu "trzeba umieć czytać między wierszami" :)
Nie dam sobie spokoju, bo nikt nie przychodzi do pracy żeby spać. I to jest oczywiste. Natomiast pewne funkcje wymagają określonego działania wyłącznie w formie reakcji. W pozostałym czasie ma tzw. "swoje zajęcia" a jeśli wykona "swoje zajęcia" to gość wraca do stanu "oczekiwania". Maszyna stanowa się kłania. A że człowiek "czekając" postanawia robić rzeczy które manager nazywa "nicnierobieniem"...
Nie płacę za nic, tylko za konkretne czynności, które administrator wykonuje w okresie oczekiwania na awarie, o których pisalicie kilka postów wyżej.
Dobrze.
A jeśli to zostanie wykonane i nie ma awarii?
Ma sobie znaleźć robotę czy może pomóc chłopakom na produkcji? W końcu tam zawsze jest robota, przy taśmie...
Nie było, odnoszę się do wypowiedzi Maurycego cały czas. Cały czas używając pojęcia sen, jako okres latencji.
A ja Tobie uświadamiam, że nikt nie przychodzi spać a Maurycy zawarł w swoim opisie pewną figurę stylistyczną polegającą na zwróceniu uwagi że "pracować" to nie zawsze znaczy "przebierać koniczynami" (bo to widać), lecz czasem robi się rzeczy których nie widać.
Ja jestem z tych pracowitych. Nie nadawaałbym się.
Super.
W mojej opinii nic tylko chodzisz i gadasz.
:)
A to że mi nikt za gadanie nie płaci mogę uznać że nic nie robisz.
ależ przełożonemu się nie wydaje. Granie w gry sieciowe w pracy to opierdzielanie się. Bez względu na to, czy w czasie pracy wykonał wszystkie czynności.
I co ma, w takim razie, zrobić?
Pytam raz jeszcze: iść i się poszwendać po produkcji żeby młoteczkiem postukać? Bo w końcu "nic nie robi"...
No, to będzie to co u kanarów: za wszelką cenę doprowadzić do uzyskania premii.

Jak u kanarów? Za wszelką cenę? To kontrolerzy kradli bilety pasażerom? Nie rozumiem analogii.
Oni za wszelką cenę chcieli "zdobyć premię". I tu, mimo informacji że ktoś skasował bilet według informacji zawartej w tabeli czasów przejazdów, np. między przystankiem A a B było 8 minut, gość skasował bilet do 10 minut a minęło 12 minut od skasowania i kanar za wszelką cenę wlepił mandat. (zdarzyło mi się kilka razy, za każdym razem reklamacja uznana na moją korzyść) To jeden z przypadków.

Następna dyskusja:

Zadania rekrutacyjne




Wyślij zaproszenie do