Temat: dno rekrutacyjne
Karol Z.:
To bardziej w przenośni.
Naturalnie, nikomu nie zależy by sabotował swoją pracę, jednak jeśli może sobie pozwolić na relaks to znaczy że awaria go nie zaskoczy bo jest przygotowany. Inny dowcip: "Czym się zajmujesz? Informatykiem jestem. I co robisz w pracy? Patrzę na pasek postępu". I informatyk jest "w terenie" więc szef uważa że go nie ma na stanowisku więc nie pracuje. :)
Mówimy o idealnej sytuacji z idealnym człowiekiem - nie ma takich, ani jednych ani drugich. naturalnym dążeniem człowieka jest "nie narobić się" i to rozumiem, ale dorabianie do tego flozofii "zero-awarii" nie jest dobrym wyjściem i żaden rozsądny szef tego nie łyknie. I wiedzą to także zatrudniający informatyków szefowie, którzy mając swój budżet chyba wiedzą za co płacą - a jak nie wiedzą - no cóż.. nie ma idealnych sytuacji i idealnych ludzi.
A tak szczerze: ile razy coś się działo w firmie i jak często woła się informatyka? I w jakich sytuacjach to ma miejsce?
1) Software developement - ja user chcieć łatwiej i przyjemniej
2) System failure - ja user chcieć pracować, system nie działać
3) Problem z obsługą - nie działa drukarka. Która? Ta pod oknem.
Komu potrzebny jest informatyk? Użytkownikowi. Któremu użytkownikowi potrzebny jest śpiący informatyk? Pijącemu kawę. I koło się zamyka.
Dział IT jest tak jak dział HR, czy dział Księgowości - wsparciem. Wspiera użytkowników (sprzedaż, logistykę, produkcje etc.), czytaj zarabiających na chlebuś Pana Informatyka, Pani z HR i Pani Księgowej (sytuacja nie dotyczy firm produkujących oprogramowania, bo wtedy informatyk to produkcja)
gdy Informatyk śpi, Pani z HR przeprowadza fikcyjne rozmowy, a Pani Księgowa pije kawę - to robi kosztem pracy Handlowca, Logistyka, Pana Waldemara operatora wtryskarki.
Tu pojawia się dylemat - ile nas kosztują działy, które na siebie nie zarabiają? Generują koszty, które muszą być mniejsze niż prawdopodobne koszty poniesione przez firmę gdyby tych działów nie było. Efektywność pracy na stanowisku można zmierzyć poprzez porównanie sytuacji obecnej z idealną, lub poprzez ocenę indywidualnych czynności wykonywanych przez osobę w dziale (np. ilość pojawiających się awarii, czas naprawy awarii, czas reakcji na zgłoszenie awarii etc.) Myślę, że każdy zdrowo myślący manager jest w stanie ocenić, czy jego pracownik się opierdziela, czy po prostu "sprawia takie wrażenie". Jeżeli tego nie potrafi zrobić... to mu nawet SAP nie pomoże.
Nie mniej jednak jeżeli nie jesteś chirurgiem na nocnym dyżurze i twierdzisz, że twoja praca polega na spaniu, a debile spoza twojej branzy tego nie rozumieją - to chyba wolę informatyka, który "sprawia wrażenie zajętego" :) Tak po ludzku...z poczucia sprawiedliwości ;)
Właściwie, na tym polega paradoks: jeśli zatrudnisz, widzisz w dziale księgowości że człowiek figuruje. Nie zatrudnisz to mniejsza czy większa część infrastruktury "leży". Taka trochę niewdzięczna praca, bo jak działa to nie jest potrzebny a jak nie jest potrzebny to...zwolnić. A jak się zwolni... :>
To po co zatrudniać? Można wypchnąć administracje na zewnątrz? No chyba, że taniej jest zatrudnić takiego niewidzialnego nicponia. Można też oczekiwać od takiej osoby troszkę więcej niż tylko "pasek postępu" - bo skoro większa część czasu pracy jest niezagospodarowana, to można go wykorzystać. Oczywiście, wtedy "lepszy administrator" wymyśli sobie awarię, ok praktyka czyni mistrza, raz czy dwa mu nie zaszkodzi, ale jeżeli jest odpowiedzialny za sytuację "zero-awarii", to jak mu raz czy dwa pojedziemy po premii, za częste awarie, to przestaną się one opłacać i będzie mógł sobie spokojnie wspierać użtkowników (czyt. klientów)
Nadzór to też konkretne działania. Nie można nadzorować kiedy się śpi. Tutaj tkwi bezsens argumentacji, śpiących informatyków.
:)
To tak jak że w sekretariatach nic nie robią tylko kawę popijają.
No, ale to są streotypy. My dyskutujemy na poważnym poziomie - analizy biznesowej i oceny efektywności pracy na danym stanowisku.