Temat: CV i List Motywacyjny
Jakub Purtal:
To chyba jasne to co napisałem. Musi być osoba która oceni techniczne wymagania.
No jest to zrozumiałe. Osoba znająca się na polityce personalnej weryfikuje dopasowanie kandydata do firmy, a nie jego wiedzę z zakresu wykonywanych czynności. To zrobi jego przyszły przełożony, lub inny ekspert w dziedzinie.
Natomiast nie jest rzadkością w firmie, że pewne procesy trzeba w firmie przeprowadzić z pomocą zewnętrznych ekspertów. Wtedy nie ma osoby wewnątrz firmy, która ma odpowiednią wiedzę techniczną - wtedy to dział HR musi wywnioskować, czy rzeczywiście, na bazie doświadczenia o którym mówi kandydat można wywnioskować o jego wiedzy technicznej. Tutaj często wystarcza zdrowy rozsądek i odrobina nie przyjmowania wszystkiego na wiarę. 90% osób nie potrafi kłamać, robi to żałośnie i pada przy zwykłych pytaniach krzyżowych.
Hr ocenia miękkie wymagania. (Wydaje mi się że piszę to drugi raz) Jest źle jak kandydat się sprzedaje, bo taki kandydat będzie postępował tak aby przekonać rekrutera, podpasować pod wytyczne i pod widzimisie rekrutera. Czy to nie jest przypadkiem okłamywanie drugiej osoby? Co będzie jak taka osoba przekona rekrutera do siebie, a w pracy okaże się zupełnie inną osobą? :)
Jeżeli kandydat przychodzi do firmy z zamiarem oszukania całego świata. To choćby przyszło tysiąc specjalistów ds. rekrutacji wspieranych przez detektywów rodem z W11, to oszukać się drugą osobę uda i nic z tym nie będziemy mogli zrobić. Takie zasady gry.
Kandydat i pracodawca grają do jednej bramki. Decyzje podejmuje także on o podjęciu danej pracy. Jeżeli rozpocznie prace, którą ma świadomość stracić za kilka miesięcy, to jego wartość na rynku pracy spada. Nikt nie zatrudnia z ochotą skoczków i kandydat musi być tego świadomy. Zakładanie, że druga strona jest jedyną odpowiedzialną za proces rekrutacyjny kończy się tłumaczeniem na rozmowach o tak krótkie okresy zatrudnienia w poszczególnych firmach - o ile wogóle potem dochodzi do tych rozmów.
Moja negatywna ocena hr-u bierze się z autopsji. Byłem też po drugiej stronie barykady, ale oceniałem kandydatów od strony technicznej.
Taka już niestety przypadłość, że tak jak nie lubimy naszych szefów, tak samo nie cierpimy naszych działów HR. Wymyślając tysiące powodów (a to dlatego że obydwie te funkcje dają władzę nad jednostką). Na szczęście na świecie jest tak, że to właściciele oceniają ostatecznie przydatność pracy takich działów i dopóki kosztogenne działy HR przyczyniają się do efektywnej pracy poszczególnych członków zespołu będą istnieć w firmach.
Zresztą jest to dobry sposób na rozpoznanie zaawansowania kultury organizacyjnej danej firmy: czy ma tylko Panią kadrową, czy dział personalny.