Anna
Haczkowska
Człowiek z wielkimi
ambicjami jest
silniejszy od tego,
kt...
Temat: Jak się przygotować na wojnę reklamacyjną z PKP PR?
Jak się przygotować na wojnę reklamacyjną z PKP PR?Wszystkim zainteresowanym i zaprawionym w bojach reklamacyjnych polecam lekturę o najgorszej podróży w życiu, jaką zafundowało mi i mojemu chłopakowi PKP PR z jednoczesną prośbą o poradę jak dochodzić swoich praw. Streszczając – z 25-godzinnej podróży tam z Wrocławia do Warszawy i z powrotem blisko 8 godzin spędziliśmy koczując w bezruchu w pociągu i na obskurnym warszawskim peronie. Ale po kolei.
Sobota godz. 9.10 – wsiadamy sobie spokojnie do pociągu PKP PR Wrocław – Olsztyn wybierając się do Warszawy na wyczekany Red Bull X-fighters. I wszystko pięknie aż do godz. Ok. 11, kiedy to koło Ozimka (zapamiętamy tą małą dziurę do końca życia) nasz rozpędzony pociąg na przejeździe kolejowym wpada na samochód osobowy. Latające zderzaki, koła, chmura dymu, smród benzyny i oleju… groza. Jak po kilometrze pociąg wyhamował okazało się, że pasażerowie auta (które nomen omen pchaliśmy przed sobą przez ten kilometr) nie żyją – ojciec z kilkuletnim synem… Tragedia, głupota, brak wyobraźni – to już bez komentarza.
Po pierwszym szoku zaczęliśmy dzwonić do informacji PKP z pytaniem: co my jako pasażerowie możemy zrobić i w jaki sposób możemy jednak dojechać do tej Warszawy (zwłaszcza, że na tym odcinku były tylko jedne jedyne tory, więc praktycznie zablokowaliśmy przejazd Opole-Częstochowa). Po półtora godziny od wypadku informacja PKP nie wiedziała nawet o takim zajściu, 4 kolejne panie na informacji odbijały nas jak ping-ponga do kierownika pociągu (który oczywiście kręcił się przy wypadku razem z policją, prokuraturą, ratownikami, i strażą) albo do kolejnych informacji regionalnych – wrocławskiej, opolskiej. Do znudzenia powtarzano nam, że nikt poza kierpociem i dyżurnym ruchu nie wie co mają zrobić spieszący się pasażerowie i gdzie uzyskać jakąkolwiek informację na temat tego czy w ogóle stąd ruszymy, kiedy, w którą stronę, czy mamy prawo do przesiadki i skorzystania z szybszego pociągu, by jednak na czas dotrzeć na miejsce… Kierpoć powtarzał tylko w biegu – czekamy na prokuraturę… ruszymy za 3-4 godziny… A do dyżurnego ruchu Panie nie mogły nam podać numeru, bo to telefon prywatny <sic!> i oni nie udzielają takich informacji. To samo jeśli chodzi o tzw. transport zastępczy – Panie nie wiedzą czy wolno nam wrócić na koszt PKP do domu, nie wiedzą czy możemy pojechać do najbliższej stacji i kontynuować podróż np. ekspresem albo inną trasą… Nic nie wiedzą a my siedzimy i czekamy…
W Warszawie mieliśmy być o 15.05. Z miejsca wypadku ruszyliśmy o 16.00. Do Warszawy dotarliśmy z pięciogodzinnym opóźnieniem, czyli o 20.25 a kierpoć pożegnał nas optymistycznym akcentem: „Jak państwo bardzo chcą to mogą dochodzić odszkodowania czy tam reklamacji, ale to przegrana sprawa, bo to przecież nie z winy PKP było to opóźnienie.” Na red bulla się oczywiście spóźniliśmy, ale dotarliśmy, więc nie można powiedzieć, że PKP zaprzepaściło nasze bilety za 260 zł
I teraz pytania do doświadczonych i znających się na reklamacjach ;)
- zgodnie z Prawem Przewozowym („Art. 18. 1. Jeżeli przed rozpoczęciem przewozu lub w czasie jego wykonywania zaistnieją okoliczności uniemożliwiające jego wykonanie zgodnie z treścią umowy, przewoźnik jest obowiązany niezwłocznie powiadomić o tym podróżnych oraz zapewnić im bez dodatkowej opłaty przewóz do miejsca przeznaczenia przy użyciu własnych lub obcych środków transportowych (przewóz zastępczy).
2. W razie przerwy w ruchu lub utraty połączenia przewidzianego w rozkładzie jazdy, podróżnemu przysługuje zwrot należności za cały przerwany przejazd, a ponadto może on bezpłatnie powrócić do miejsca wyjazdu, chyba że przewoźnik nie ma możliwości
zorganizowania takiego przewozu.)
Pasażerowie mają prawo do transportu zastępczego (o którym jak widać nikt nie potrafi podróżnych poinformować) i/lub zwrotu kosztów przejazdu.
- Czy na tej podstawie mogę dochodzić zwrotu kosztu przejazdu, który był niezgodny z zawartą umową (czyli biletem) bo była to (moim zdaniem) ‘przerwa w ruchu’?
- Co więcej przewoźnik nie wywiązał się z ciążącego na nim obowiązku zapewnienia transportu zastępczego? (nie mówiąc już nawet o całkowitym braku informacji nt. tego jak z tego prawa skorzystać).
Ale to nie koniec niestety, bo przecież czekała nas jeszcze droga powrotna z Wawy do Wrocławia, która niestety również nie obyła się bez niemiłych niespodzianek, nerwów, czekania i rażącej niekompetencji PKP.
Mieliśmy alternatywy na powrót do Wrocławia: pociąg o 0:54 przez Katowice oraz 0:50 przez Poznań z przesiadką na TLK. Pani w okienku na Centralnym odmówiła nam sprzedaży biletu na połączenie przez Katowice tłumacząc, że zostało już sprzedanych bardzo dużo biletów i trzeba uzyskać zgodę kierpocia i dopiero wtedy ona może sprzedać bilet. Daliśmy za wygraną i stwierdziliśmy, że jedziemy z przesiadką w Poznaniu. Pani niestety ponownie odmówiła – tym razem nie chciała nam sprzedać biletu bezpośrednio do Wrocławia, a jedynie do Poznania. Stwierdziła, że ona nie wie czy w TLK z Poznania do Wrocławia będą miejsca i dlatego nie może nam sprzedać biletu. Paranoiczna sprawa, ale cóż zrobić – kupiliśmy do Poznania i poszliśmy na peron.
Pociąg podjechał z - jakże by inaczej – opóźnieniem. Jednak pół godzinki nie zrobiło już na nas wrażenia. I my i pozostałe 300-400 osób (wracających z Red Bulla lub 3 innych imprez masowych, jakie tego dnia odbywały się w Wawce) czekających na peronie czekaliśmy cierpliwie. I przyjechał nasz opóźniony ekspres Moskwa-Berlin. Z JEDNYM WAGONEM PKP i jakimiś 11 rosyjskimi kuszetkami. Wiele już widziałam w PKP, bo przecież jeździłam nie raz na Woodstock tzw. bydlęcymi wagonami wypakowanymi po sufit, ale tym razem mnie zupełnie zatkało. Panie na Centralnym się nieźle spisały: SPRZEDAŁY PONAD 300 BILETÓW NA PRZEJAZD JEDNYM WAGONEM!
Idę do kierpocia zapytać, co mam zrobić skoro mam bilet na pociąg, do którego nie jestem w stanie wsiąść. A on mi ze znaną kulturą osobistą pracowników PKP, że jego to nie interesuje, bo godzinę temu był zwykły pociąg pospieszny i trzeba było nim jechać. Polska ułańska fantazja wzięła górę i komuś w końcu udało się otworzyć te nieszczęsne ruskie kuszety, więc jakaś połowa tłumu wbiła się na korytarze z ulgą – korytarz korytarzem, ale grunt że pojedziemy. Ale nie! Wrzeszczący kierpoć ruskiego pociągu ściągnął policję, która kazała nam opuścić wagony, bo nie mamy przecież na nie biletu… Dalej nikt nie wie czym i kiedy możemy jechać. Kierpoć uciekł przed pytaniami pasażerów (dosłownie) krzycząc, że on nic nie wie, że nic nie może zrobić, bo pociąg powinien ważyć 750 ton a waży już 770 i on nie może ani wagonu do niego dostawić (PRZYPOMINAM na jeden wagon w już przeciążonym pociągu sprzedano ponad 300 biletów!!!). No to my do okienka informacji z pytaniem, co mają w planie zrobić z nami i resztą pasażerów wywalonych z podłóg w kuszetach i nie mieszczących się nigdzie, ale za to z ważnymi biletami. A Pani nam na to, że możemy zwrócić bilet i dostaniemy nawet 100% ich wartości <łaskawcy> a potem pojechać o 5 rano. Na pytanie czy pociąg o 5 rano też będzie miał 1 wagon i sprzedadzą na niego 300 biletów Pani nie potrafiła odpowiedzieć…
Po 2 godzinach koczowania na peronie i awanturach między kierpociami polskim i ruskim, kierpociami a tłumem, tłumem a Policją, która nie zrobiła nic poza nakazaniem nam opuszczenia pociągów ogłoszono, że zostaną dostawione 2 wagony. I wierzcie albo nie – te 300 zmieściło się do tych dwóch wagonów. Na stojąco i po sufit, w przeciążonym pociągu, ale ruszyliśmy. Nie o 0:50 tylko o 3:05. Kierpoć ani inni PKP-owi mundurowi nawet nie próbowali sprawdzić nam biletów – jak do toalety nie dało się dojść to co dopiero bilety sprawdzać…
I tu moje kolejne pytanie:
- czy za takie opóźnienie, które było tym razem ewidentnie, spowodowane rażącym niedbalstwem PKP, mogę dochodzić zwrotu ceny biletów? (całości? Części? Jakiej części?)
- czy może na podstawie Prawa Przewozowego: „Art. 14. 1. Przewoźnik jest obowiązany do zapewnienia podróżnym odpowiednich warunków bezpieczeństwa i higieny oraz wygody i należytej obsługi.” Mogę dochodzić zwrotu kosztów biletów? Czy to tylko martwy przepis?
- czy mogę domagać się zwrotu różnicy w cenie biletów bezpośredniego Warszawa-Wr a dwoma biletami (Warszawa-Poznań, Poznań – Wrocław), które musiałam kupić, bo Pani w Warszawie odmówiła mi sprzedania biletu na całą trasę? Dodam tylko, że na informacji PKP w Poznaniu powiedziano mi, że takie uzasadnienie, jakie podała mi Pani w Warszawie to jakaś bzdura, bo przy trasie >100 km mogę kupić bilet jaki zechcę, a potem w dowolnym momencie np. zrobić do niego dopłatę jeśli okaże się, że np. nie ma miejsc. Niestety Pani w warszawskiej kasie nie udokumentowała swojej odmowy, więc nie wiem czy jest nadzieja.
Jak widzicie zażaleń jest masa, przepisów złamanych przez PKP również, a więc szczerze mówiąc pierwszy raz w życiu nie wiem od czego zacząć pisząc reklamację i na które (a może wszystkie) złamane przepisy się powołać.
Jeśli przebrnęliście przez opowieść o naszej kolejowej Odysei i możecie mi coś poradzić – piszcie. Jeśli macie podobnie ciężkie przejścia z PKP podzielcie się nimi – może to mnie zdopinguje żeby nie puścić im czegoś takiego płazem.