Anna A.

Anna A. Transport, obsługa
klienta,
administracja. ,

Temat: "Lądowanie w Smoleńsku to był błąd - piloci nie mieli...

Tomasz G.:
Anna Antosiewicz:
Pytanie tylko czy gdyby sie sprzeciwil to pozwolili by mu chociaz kible na lotnisku sprzatac -KATYN to w koncu sprawa calego narodu- a jakby go wywalili z wojska to 4 łata musial by gdzier przebujac bo Pll Lot nie sadza za sterami tak mlodych pilotów.
Nie ma co pozwalać dobry pilot znajdzie pracę na całym świecie.


tak ale żeby latać nawet w PLL Lot musi mieć conajmniej 4000 godzin nalotu i min.38-40 lat więc i jednego i drugiego mu brakowało. Wypowiadał sie szef jakiejs spółki lotniczej(chyba lotu własnie).
Anna A.

Anna A. Transport, obsługa
klienta,
administracja. ,

Temat: "Lądowanie w Smoleńsku to był błąd - piloci nie mieli...

Fot. Filip Klimaszewski / Agencja Gazeta Pilotom zabrakło 10-15 m wysokości - mówi o katastrofie w Smoleńsku Aleksiej Korocznin, były pilot myśliwców i główny energetyk lotniska Siewiernyj. Wszystko wskazuje na to, że kapitan prezydenckiego Tu-154 sam podjął decyzję o lądowaniu

Tu-154 leciał z Warszawy do Smoleńska na wysokości 8 tys. m. 50 km przed lotniskiem, czyli na blisko 10 min przed lądowaniem, wieża kontrolna poinformowała załogę, że w Smoleńsku jest gęsta mgła. Zasugerowano, by lecieli na lotnisko zapasowe w Mińsku ewentualnie w Moskwie.

- Piloci byli chętni do lądowania, co kilka razy powtarzali przez radio. Spekulacje, że ktoś ich mógł do tego zmuszać, wydają mi się pozbawione podstaw - mówi pracownik lotniska, który zna treść rozmów załogi z wieżą.

Zgodnie z przepisami dowódca samolotu sam podejmuje decyzję, czy lądować, i nie musi jej z nikim konsultować - nawet jeśli na pokładzie jest głowa państwa. Czy było tak w tym przypadku, nie wiemy. Na pokładzie byli również szef Sztabu Generalnego wojska i szef Wojsk Lotniczych. Czy pilot się z nimi konsultował, nie wiadomo. Rosjanie poinformowali już, że przyczyną katastrofy na pewno nie była usterka maszyny.

Wieża w Smoleńsku, które jest lotniskiem pół wojskowym, pół cywilnym, nie ma prawa nakazywać niczego samolotom cywilnym, a jako taki lot traktowano podróż prezydenta. - Może im tylko coś sugerować - mówi gen. Aleksander Aloszyn, wiceszef sztabu sił powietrznych Rosji. Dlatego kontrolerzy pogodzili się z decyzją polskich pilotów, choć pół godziny przed katastrofą odesłali do Moskwy wojskowego Iła-96 wiozącego do Katynia funkcjonariuszy rosyjskiej Federalnej Służby Ochrony (odpowiednik BOR).

Kontrolerzy z lotniska rozmawiali z pilotami po rosyjsku, ale jak powiedział nam jeden z wojskowych ekspertów, to nic nadzwyczajnego. Nasi piloci znają i angielski, i rosyjski.

Prezydencki samolot trzy razy okrążył lotnisko, ale zdaniem specjalistów to też nic nadzwyczajnego. - Piloci w ten sposób zapoznają się z topografią albo wyznaczają sobie właściwy kurs, który zapisują w pamięci autopilota - mówi Korocznin. Pomaga im potem naprowadzać maszynę na pas, której lot korygują ręcznie.

Problemem tego dnia była gęsta mgła. Półtorej godziny wcześniej w Smoleńsku lądował rządowy Jak-40 z dziennikarzami. - Mgła wtedy była zdecydowanie mniejsza - opowiada pracownik lotniska. Przed lądowaniem samolotu prezydenta stała się wyjątkowo niska i gęsta. - Moim zdaniem piloci zdecydowanie nie powinni podchodzić do lądowania w takich warunkach - dodaje nasz rozmówca.

Mimo mgły wszystko szło dobrze do odległości ok. 1,5 km przed lotniskiem. Wtedy samolot za bardzo obniżył wysokość, zahaczając o maszt stacji radiolokacyjnej i pierwszą partię drzew. Piloci próbowali wyprowadzić maszynę, ale nie udało się, bo już zaczęła się rozpadać. Zahaczyła o kolejne drzewa na wysokości kilku metrów i runęła na ziemię. - Piloci musieli być świetnymi fachowcami - twierdzi Korocznin. - Obniżali maszynę płynnie, wręcz z dokładnością jubilera. Zabrakło im tylko wysokości. Gdyby lecieli 10-15 m wyżej, lądowanie byłoby udane. O ich kunszcie świadczy także to, że maszyna nie runęła od razu, nie rozpadła się natychmiast i nie wybuchła, ale pękała jakby po kawałku.

Zdaniem Korocznina nie było odchylenia od trasy lądowania o blisko 150 m w lewo, o czym wspominał m.in. minister ds. nadzwyczajnych Rosji Siergiej Szojgu. - To skutek zderzenia z drzewami - tłumaczy Korocznin. Pilot najprawdopodobniej próbował poderwać maszynę, podnosząc prawe skrzydło, i dlatego zboczyła na lewo, ale już spadając, a nie w czasie lotu. - Samolot leciał dobrym kursem. Piloci byli mistrzami. Problem w tym, że nie powinni lądować przy takiej mgle - podkreśla Korocznin.

Wczoraj można było już wejść na miejsce katastrofy. Uprzątnięto wszystkie szczątki ludzkie i rzeczy osobiste, za pomocą których są identyfikowane ofiary. Zostały tylko niektóre elementy samolotu, które szczegółowo badali przez cały dzień eksperci. Są one rozrzucone na długości kilometra. W pracach uczestniczą także specjaliści z Polski.

Ratownicy każdą rzecz szczegółowo opisują i pakują w specjalne worki. Wśród przedmiotów osobistych są książki o Katyniu, które wieźli ze sobą lecący na sobotnie uroczystości, karty kredytowe, telefony komórkowe, dokumenty itp. To pomaga identyfikować zwłoki, które są albo porozrywane, albo spalone. Pieczołowicie gromadzone są ubrania ofiar, mundury.

Czarne skrzynki Tu-154 są już badane w Moskwie. Rosyjscy eksperci nie chcieli ich ruszać bez obecności specjalistów z Polski, by uniknąć wszelkich podejrzeń, że coś mogą ukryć. - Współpraca ze stroną rosyjską układa się bardzo dobrze. Jesteśmy naprawdę wdzięczni za okazane serce i pomoc we wszystkich dziedzinach - mówi ambasador Jerzy Bahr.

Jak leciał Jak-40

Półtorej godziny przez samolotem prezydenta w Smoleńsku wylądował rządowy Jak-40 z trzynastoma dziennikarzami na pokładzie, wśród których byłem i ja. Ten lot zaczął się z przygodami. Jeszcze przed startem w Warszawie piloci wykryli usterkę i zdecydowali się na zmianę maszyny. Musieliśmy z niej wysiadać, choć już byliśmy przypięci pasami. Myślałem, że to wyczerpało limit nieprzyjemnych zdarzeń powietrznych tego dnia.

Jak-40 podchodził do lądowania w Smoleńsku bez komplikacji. Mgła była mniejsza niż półtorej godziny później, ale była. Miałem wrażenie, że samolot ląduje szybko z dużej wysokości. Na końcu nic nie było widać, bo lecieliśmy całkowicie w chmurach. Tuż przed pasem startowym zrobiło się jasno i samolot delikatnie uderzył kołami o ziemię. Po wyjściu z samolotu piloci byli zadowoleni.

Pracownicy lotniska w Smoleńsku powiedzieli mi wczoraj, że lądowanie Jaka-40 wcale nie było takie idealne, ale łatwiej sterować nim przy trudnej pogodzie, bo jest lżejszy. Poza tym słynie z możliwości szybowania w powietrzu nawet w przypadku awarii silników. Maszyna pięć razy cięższa - jak Tu-154 - jest dużo trudniejsza do pilotowania.

polecam zajrzeć na stronę bo są zdjęcia i jakas analiza, ale nie moge jej wkleic.

wyborcza.pl/1,105743,7760745,Piloci_zdecydowali...Anna Antosiewicz edytował(a) ten post dnia 10.05.10 o godzinie 09:48
Anna A.

Anna A. Transport, obsługa
klienta,
administracja. ,

Temat: "Lądowanie w Smoleńsku to był błąd - piloci nie mieli...

Kapitan Arkadiusz Protasiuk, dowódca załogi Tu-154 lecącego do Smoleńska 10 kwietnia, nie miał uprawnień do lądowania tupolewem w tak złych warunkach, jakie wtedy panowały - ustaliła "Rzeczpospolita".

Potwierdził to gazecie gen. Anatol Czaban, szef szkolenia Sił Powietrznych WP. Inni rozmówcy gazety przypuszczają, że pilot albo nie otrzymał precyzyjnego komunikatu od rosyjskiego kontrolera lotniska, że widoczność wynosi poniżej 500 metrów, albo go nie zrozumiał.

Nawet jeśli udałoby mu się wylądować, groziłyby mu sankcje dyscyplinarne, a nawet prokuratorskie za narażenie na niebezpieczeństwo wielu osób - czytamy w gazecie.

36-letni kpt. Arkadiusz Protasiuk był pilotem klasy mistrzowskiej, dowódcą załogi prezydenckiego samolotu. Jednak, jak ustaliła gazeta, mógł lądować tylko w pięciu ściśle określonych warunkach:

- z wykorzystaniem ILS (system naprowadzania satelitarnego): podstawa chmur 60 m, widzialność -8211; 800 m (ILS był w Tu-154, nie było go na lotnisku Siewiernyj)

- z systemem PAR (radar precyzyjnego podejścia) i podwójnym NDB (system naprowadzania przez radiolatarnie): podstawa chmur 100 m i widzialność 1200 m

- przy użyciu PAR: chmury 120 m, widzialność 1500 m

- podwójny NDB: chmury 120 m, widzialność 1800 m

- jeden NDB: 8211; chmury 250 m, widzialność 4000 m.

10 kwietnia widzialność na lotnisku Siewiernyj wynosiła ok. 350 m. Kpt. Grzegorz Pietruczuk z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego podkreśla jednak, że pilot miał prawo wykonać próbę podejścia do lądowania, by się przekonać, jakie są warunki.

Pietruczuk zastrzega, iż należy poczekać na ostateczne wyniki prac komisji badającej katastrofę. Dopiero wtedy będzie można ustalić, czy kpt. Arkadiusz Protasiuk złamał przepisy.

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Dowodca-Tu-154-...

już sama nie wiem, co o tym mysleć, lądował w trudniejszych warunkach i miał uprawnienia, a do lądowania we mgle nie???? A czy na lądowanie we mgle trzeba mieć specjalne uprawnienia, i osobny papierek???
Anna A.

Anna A. Transport, obsługa
klienta,
administracja. ,

Temat: "Lądowanie w Smoleńsku to był błąd - piloci nie mieli...

Wszyscy jesteśmy winni tej tragedii
Nie zamknęliśmy lotniska, co uniemożliwiłoby lądowanie prezydenckiego samolotu, bo obawialiśmy się skandalu dyplomatycznego. A powinniśmy zamknąć - mówią pracownicy portu Siewiernyj w Smoleńsku.

Więcej... http://wyborcza.pl/1,105743,7768258,Wszyscy_jestesmy_w...

Katyńskie obchody były arcydelikatną operacją dyplomatyczną między Warszawą a Moskwą prowadzoną od kilku tygodni. Ich organizatorzy musieli zgrać wizyty premierów Donalda Tuska i Władimira Putina 7 kwietnia oraz przyjazd trzy dni później prezydenta Lecha Kaczyńskiego i kilkuset innych uczestników głównych polskich obchodów 70-rocznicy zbrodni katyńskiej. W smoleńskim hotelu Centralnyj od ponad dwóch tygodni mieszkali ludzie z MSZ i ambasady RP w Moskwie organizujący obie wizyty. - Początkowo było to trudne. Rosjanie nie chcieli uwzględniać wszystkich naszych postulatów, ale potem coś się w nich przełamało - opowiadał mi jeden z dyplomatów.

Przełom nastąpił tuż przed spotkaniem 7 kwietnia, jakby w Moskwie zapadła wtedy ostateczna decyzja w stylu: Idziemy na autentyczne zbliżenie z Polakami. Efektem było m.in. to, że kilka dni przed uroczystościami pokazano w rosyjskim kanale Kultura "Katyń" Andrzeja Wajdy.

Wbrew standardowym procedurom bezpieczeństwa, jakie obowiązują w trakcie uroczystości z udziałem Putina, rosyjska ochrona nie wyłączyła w okolicy Lasu Katyńskiego przekaźników sieci komórkowych. - Rezygnacja z nakładania kurtyny elektronicznej była naprawdę dużym gestem ze strony Rosjan - mówi nam dyplomata.

Przed sobotnim przyjazdem prezydenta Kaczyńskiego organizatorzy - po obydwu stronach - starali się zrobić wszystko, by nie zepsuć dobrego wrażenia sprzed trzech dni. Po godz. 9 czasu rosyjskiego na lotnisku w Smoleńsku bez problemów wylądował Jak-40 z dziennikarzami.

Potem mgła robiła się jednak coraz gęstsza. Obsługa lotniska mogła podjąć decyzję o jego zamknięciu i przymusowo skierować samolot na zapasowe porty - na Białorusi w Mińsku czy Witebsku, ewentualnie w Moskwie. Obawiano się jednak, że zostanie to odebrane jako afront wobec prezydenta RP i że zaraz podniosą się w Polsce głosy: "Rosjanie Tuska wpuścili, a Kaczyńskiego już nie". Dlatego pracownicy Siewiernego tylko wielokrotnie rekomendowali pilotom Tu-154, by odlecieli na lotnisko zapasowe. Ci niezmiennie odpowiadali, że mają jeszcze sporo paliwa i że spróbują wylądować. A jeśli się nie uda, polecą na lotnisko zapasowe.

Z najbliżej położonego Witebska kolumna prezydencka złożona z prawie 90 osób jechałaby jednak do Katynia co najmniej dwie godziny, i to przy założeniu, że szybko udałoby się podstawić tam rządowe samochody dla wszystkich pasażerów.

Dwa dni po katastrofie podszedł do mnie w Smoleńsku jeden z pracowników tamtejszego lotniska odpowiadający za bezpieczeństwo i stwierdził: - Wszyscy jesteśmy winni tej tragedii, nie można obciążać tą tragedią tylko pilotów. Ze względu na pogodę trzeba było w sobotę zamknąć lotnisko i kategorycznie zabronić lądowania, przynajmniej do południa. Ale nie mogliśmy tego zrobić, bo zostałoby to odczytane jako skandal dyplomatyczny wobec Polaków.

konto usunięte

Temat: "Lądowanie w Smoleńsku to był błąd - piloci nie mieli...

tak ale żeby latać nawet w PLL Lot musi mieć conajmniej 4000 godzin nalotu i min.38-40 lat więc i jednego i drugiego mu brakowało. Wypowiadał sie szef jakiejs spółki lotniczej(chyba lotu własnie).
Miał 39 lat, a ile godzin nalotu, to nie wiem. Poza tym można zawsze pracować w liniach prywatnych.
Anna A.

Anna A. Transport, obsługa
klienta,
administracja. ,

Temat: "Lądowanie w Smoleńsku to był błąd - piloci nie mieli...

miał 36 lat, niby można, ale robił to lubił, szkoda że z takim końcem

Następna dyskusja:

Jeśli to nie był zamach...




Wyślij zaproszenie do