Anna A.

Anna A. Transport, obsługa
klienta,
administracja. ,

Temat: Afera wokół artykułów o katastrofie - dziennikarze...

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Afera-wokol-art...

Dwoje dziennikarzy Teresa Bochwic i Tomasz Bieszczad wystąpiło z Rady Etyki Mediów. Decyzję tłumaczą brakiem obiektywizmu i merytorycznej symetrii w opiniach rady. Bezpośrednią przyczyną odejścia dwojga członków Rady jest ostatnia decyzja Rady. Rada Etyki Mediów zarzuciła "Naszemu Dziennikowi" i "Gazecie Polskiej" nierzetelne relacjonowanie wydarzeń związanych z katastrofą smoleńską z 10 kwietnia.

W oświadczeniu Teresa Bochwic i Tomasz Bieszczad napisali, że nie widzą sensu dłużej uczestniczyć w pozorach pluralizmu. Dziennikarze przekonują, że jeśli już Rada formułuje negatywne stanowisko pod adresem mediów z tzw. „głównego nurtu”, chodzi zazwyczaj o drobne uchybienia, a krytyka jest oględna. Dalej czytamy, że można odnieść wrażenie, że Rada nie chce zadzierać z gigantami rynku, za to chętnie porywa się na media opozycyjne lub niszowe.

Teresa Bochwic i Tomasz Bieszczad oświadczyli, że nie spotkali się z pozytywną reakcją na próby wydania oświadczenia, w którym Rada odniosłaby się do roli dużych mediów w atakach na Lecha Kaczyńskiego. Tymczasem, zdaniem dziennikarzy, przyczyniłoby się to do poprawy medialnego klimatu w Polsce.

Rada chętnie porywa się na media opozycyjne lub niszoweTeresa Bochwic i Tomasz Bieszczad
W opinii Teresy Bochwic i Tomasza Bieszczada również w łonie samej Rady Etyki Mediów źle funkcjonuje system ustalania wspólnego stanowiska Rady. Wykazują oni, że wyrażane w mailach lub na zebraniach stanowiska i opinie, niezgodne z linią obraną przez Zarząd, nie były brane pod uwagę i nie miały szans, by stać się elementem choćby wewnętrznej dyskusji.

Odejście Teresy Bochwic i Tomasza Bieszczada to nie pierwszy sprzeciw dziennikarzy wobec decyzji Rady Etyki Mediów. W 2007 roku z Rady odeszła Anna Pietraszek. Przyczyną było stanowisko wobec lustracji środowiska dziennikarskiego, którego Pietraszek była zwolenniczką, a które nie znalazło poparcia w Radzie. Teresa Bochwic, Anna Pietraszek i Tomasz Bieszczad są członkami Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Dziennikarz "Naszego Dziennika" protestuje

REM wyraziła w sobotę oburzenie publikacjami artykułów o telefonie oficera BOR-u, Jacka Surówki, do swej żony zaraz po katastrofie. Zdaniem dziennikarzy "Gazety Polskiej" oświadczenie wydano na osobistą prośbę Krystyny Mokrosińskiej, która znajduje się w sporze prawnym z "Gazetą Polską". Dziennikarze tygodnika tłumaczą, że podali informację o telefonie oficera BOR-u jako niesprawdzoną hipotezę jednego z informatorów, przeciwstawiając jej wypowiedź brata funkcjonariusza.

Z kolei wymieniony w decyzji Rady "Nasz Dziennika" pisze, że nigdy nie opublikował ani jednego artykułu dotyczącego oficera BOR Jacka Surówki. "Nasz Dziennik" dodaje, że takiej publikacji nigdy nie było i zarzuca szefowej Rady Magdalenie Bajer sfabrykowanie oskarżenia. Według gazety zarzuty świadczą o skrajnej nierzetelności Rady Etyki Mediów.

"Te artykuły o Smoleńsku rodzą odruchy nienawiści"
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Te-artykuly-o-S...

Publikacje "Gazety Polskiej" i "Naszego Dziennika" o tym, że funkcjonariusz BOR Jacek Surówka, który zginął w katastrofie smoleńskiej, miał dzwonić do żony po rozbiciu się samolotu, naruszyły podstawową zasadę rzetelnego dziennikarstwa tj zasadę prawdy - oceniła Rada Etyki Mediów.

Chodzi o publikacje "Gazety Polskiej" i "Naszego Dziennika", które na początku tygodnia napisały, że 10 kwietnia już po rozbiciu się Tu-154M, lecący nim funkcjonariusz BOR Jacek Surówka miał powiedzieć żonie przez telefon, że jest ciężko ranny w nogi i że "dzieją się tu rzeczy straszne". Następnie połączenie miało zostać przerwane.

Żona funkcjonariusza BOR Krystyna Surówka zaprzeczyła tym doniesieniom. W rozmowie z TVN24 powiedziała m.in że "to bardzo bolesna nieprawda". Mówiła, że mąż do niej nie dzwonił, a ostatnim kontaktem z nim był sms, który mąż wysłał jej z pokładu samolotu, jeszcze przed startem. Później - jak mówiła wdowa po funkcjonariuszu BOR - nie było żadnego kontaktu.

REKLAMA Czytaj dalej

REM oceniła w oświadczeniu, że artykuły "Gazety Polskiej" i "Naszego Dziennika" zawierają "nieudokumentowane, sensacyjne hipotezy dotyczące rzekomych zdarzeń na lotnisku po katastrofie".

Rada podkreśliła, że informacjom podanym przez te gazety zaprzeczyła kategorycznie wdowa po Jacku Surówce.

"Nie ma żadnych danych potwierdzających tę hipotezę, zatem autorzy publikacji naruszyli podstawową zasadę rzetelnego dziennikarstwa, tj. zasadę prawdy. Kłamliwe artykuły naruszają także inne zasady zapisane w Karcie Etycznej Mediów: zasadę uczciwości, szacunku i tolerancji, która nakazuje liczyć się z wrażliwością osób będących bohaterami publikacji medialnych oraz zasadę kierowania się dobrem odbiorcy" - napisano w oświadczeniu.

W opinii REM dobro odbiorcy zostało przez "Gazetę Polska" i "Nasz Dziennik" "szczególnie wystawione na szwank, gdyż nieprawdziwe publikacje o katastrofie jątrzą świadomość nie tylko rodzin ofiar, ale wszystkich odbiorców, podsycają złe emocje, rodzą podejrzliwość i odruchy nienawiści".

REM uważa "tego rodzaju dziennikarstwo za wyjątkowo naganne i szkodliwe społecznie".

Rada wydała opinię w sprawie obu publikacji, odpowiadając na prośbę prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich Krystyny Mokrosińskiej.Anna Antosiewicz edytował(a) ten post dnia 18.10.10 o godzinie 13:23
Igor Janicki

Igor Janicki Software maker.
Java, Perl ...

Temat: Afera wokół artykułów o katastrofie - dziennikarze...

"Bo koledzy mi powiedzieli"


Fragment rozmowy z Magdaleną Bajer, przewodniczącą Rady Etyki Mediów

Dzień dobry, nazywam się Katarzyna Orłowska-Popławska. Jestem zastępcą redaktora naczelnego "Naszego Dziennika". Widziałam Państwa oświadczenie w PAP. Chcę spytać, czy czytała Pani w "Naszym Dzienniku" domniemany artykuł dotyczący rzekomego telefonu ppor. Jacka Surówki do żony?
- No nie, nie czytałam, ale koledzy mi mówili.

Aha, koledzy Pani mówili i podpisała się Pani pod oświadczeniem krytykującym "Nasz Dziennik" za artykuł, którego nie widziała Pani na oczy i nie ma Pani pewności, że w ogóle takowy był? Jak można w ten sposób postępować?!
- No, a nie pisaliście?

Proszę Pani, tak się składa, że jestem odpowiedzialna za wszystkie publikacje w dziale "Polska", i zapewniam Panią, że nigdy takiego artykułu, powtarzam - nigdy - na taki temat nie było. Nigdy żaden z naszych dziennikarzy nawet nie użył nazwiska ppor. Surówki w tekście. Nazwisko podporucznika nigdy nie padło w żadnej z naszych publikacji.
- No to może było w innych działach...

Nie, nie było. Jest Pani w stanie podać tytuł i datę takowej publikacji?
- No nie, ale w takim razie skąd to wszystko się wzięło?

Pani pyta mnie, skąd "to się wzięło". To chyba ja jestem uprawniona do zadawania takich pytań i oczekuję wyjaśnień. Więc pytam: skąd "to", czyli Państwa oświadczenie, "się wzięło"? Dlaczego krytykują Państwo "Nasz Dziennik" za artykuł, który nigdy się w "Naszym Dzienniku" nie ukazał?
- No, ale przecież piszecie o katastrofie.

Owszem. O katastrofie piszemy, jak najbardziej. Ale jest różnica między pisaniem o katastrofie a pisaniem o konkretnym telefonie ppor. Surówki. Oczekuję od Pani wyjaśnień i zapewniam, że nie zostawimy tej sprawy niewyjaśnionej.
- No dobrze, wyjaśnię to.


http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20101018&typ=...
Marcin Kamiński

Marcin Kamiński E-commerce / Buzz
marketing

Temat: Afera wokół artykułów o katastrofie - dziennikarze...

Jaki zz tego wniosek?

Nie polegać na massmediach, tylko samemu szukać informacji i doszukiwać się prawdy.

Następna dyskusja:

A.Guzowaty o katastrofie




Wyślij zaproszenie do