Katarzyna Turska I'm on the market...
Temat: Schroniskowe etatowe dobre dusze
Słyszałam wiele złego na temat krakowskiego schroniska. Wiele złego na temat innych schronisk również. Nie neguję tego niestety. Ale wydaje mi się- ba!! jestem tego pewna - że w takich miejscach pracują też dobrzy ludzie, oczywiście mają swoją znieczulicę, [inaczej by nie wytrzynmali] ale są zwyczajnie dobrzy i przyzwoicie traktują zwierzęta. POświęćmy im trochę miejsca- złe rzeczy łatwo piętnować, spróbujmy docenić to co dobre...chciałam Wam
powiedzieć o jednym pracowniku schroniska w Krakowie (niestety
nie znam imienia). Pewnego dnia (bodaj w marcu 2006 roku) szłam po ulicy Karmelickiej w
Krakowie i spotkałam przedcudnej urody amstafopodobnego psiura
(sukę) - byłam przekonana ze czeka na kogoś kto poszedł do
sklepu, ale okazało się że siedzi już tam kilka godzin. Pani z
okna poinformowała mnie że boi się wyjść, ale pies jest
wyraźnie bezpański i ze już zadzwoniła do schroniska. O mały
włos nie wzięłam jej do siebie, ale niestety moja suka by ją
zagryzła. Siedziałam z tą sunią dobrą godzinę, dawałam jej
pić, jeść- napiła się trochę po pół godzinie, ciasteczek
psiowych (bo tylko to miałam) nie wzięła za nic.
Przyjechał wóz ze schroniska. Zrobiło mi się słabo, choć nie
należę do mdlejących. Pan przyszedł pierwsze co, to siadł przy
psie, pogłaskał, przytulił, powiedział do niej (nie zapomnę
tego chyba nigdy) "witaj kochana, szkoda ze się widzimy znowu,
choć miło Cię widzieć. Ty nasza jestes, prawda?" a ta sunia,
możecie nie uwierzyć, polizała go po ręce... siedział z 15
minut, zanim suni aprzyzwyczaiła się do zapachu, potem opatrzył ją (miała ranę od drutu) i wziął na ręce (założył jej
kaganiec i smycz, mówiąc 'przepraszam maleńka, ale sama wiesz zę
muszę"- traktował tą sunię jak człowieka i to kochanego
człowieka.
i wyobraźcie sobie ze do mnie, człowieka z ulicy, zadzwonił potem
informując o losie suni. Zgłosił się właściciel, dość
nieodpowiedzialny młody człowiek, który jeździł z psem na
spacery do parku i lasku wolskiego, ona gdzieś za zapachami w las
poszła i tak dwa razy trafiła do schroniska. Jednakowoż- ten pan
ze schroniska krakowskiego zapadł mi w pamięć i do końca świata
nie zapomnę widoku suni liżącego go po ręce...
Zdaje sobie sprawę, zę może to tylko wyjątek w krakowskim
schronisku, ale był to klasyczny przykład takiego człowieka którego warto docenić. Bo zawód było ni było hycla nie stwarza warunków do bycia zwyczajnie dobrym dla zwierząt