Mariusz P.

Mariusz P. inżynier mechanik z
doświadczeniem w
branżach Oil & Gas,
...

Temat: Czy jest sens poszukiwania rozwiązań?

Aktywność w tej grupie skłoniła mnie do następującej refleksji.
Może ci wszyscy milczący znaleźli sposób na wszystkie problemy i "zniknęli" je ze swojego umysłu.
Może poszukujący odpowiedzi na pytanie: "jak skutecznie rozwiązywać problemy?", nie potrafią zaakceptować rzeczywistości a swój bunt skrywają za dążeniem do osiągnięcia optimum/komfortu emocjonalnego?

Może trzeba zaakceptować rzeczy takie jakimi są, przynajmniej dopóki nie posiadamy uprawnień i zasobów niezbędnych do kreowania lepszej rzeczywistości. Jeżeli nie spełniamy tych wymagań, to nasze rozważania są tylko biciem piany, gadaniną, uniwersyteckimi dyskusjami; a odpowiedzialni za chory stan rzeczy i władni dokonać zmian, nie są zainteresowani naruszaniem status quo z wiadomych względów. Mają w gdzieś nasze doskonałe pomysły, które jak para - idą w gwizdek.

Co o tym sądzicie?
Henryk M.

Henryk M. Project Management /
Lean Management /
Systems Engineering

Temat: Czy jest sens poszukiwania rozwiązań?

Mariusz Poprawa:

Może trzeba zaakceptować rzeczy takie jakimi są, przynajmniej dopóki nie posiadamy uprawnień i zasobów niezbędnych do kreowania lepszej rzeczywistości.

Ja bym raczej powiedział - silnego impulsu, by podjąć działanie, "bata" nad sobą, czegoś, co w istotnie "przykry" sposób może wpłynąć na nas osobiście, jeżeli nie podejmiemy odpowiedniego działania. To chyba motywuje najsilniej.

Przyglądając się sobie - w drobiazgach (z mojego punktu widzenia) też często "odpuszczam". Może i coś tam uwiera, przeszkadza, ale nie jest na tyle uciążliwe, by zmusić do podjęcia działania, poszukania rozwiązania.

Wynika z tego, że należy tworzyć tzw. "przymusowy kontekst", sytuacje, w których "aktorzy" sa zmuszeni do aktywności. Czy można w tym przypadku mówić o motywowaniu, czy raczej o pewnego rodzaju manipulacji?

Pozdrawiam

konto usunięte

Temat: Czy jest sens poszukiwania rozwiązań?

Doskonałe pomysły ,,nie idą w gwizdek''

---pod warunkiem,że są one naprawdę : DOSKONAŁE!!!

Pozdrawiam. Stanisław.
Mariusz P.

Mariusz P. inżynier mechanik z
doświadczeniem w
branżach Oil & Gas,
...

Temat: Czy jest sens poszukiwania rozwiązań?

stanisław S.:
Doskonałe pomysły ,,nie idą w gwizdek''

---pod warunkiem,że są one naprawdę : DOSKONAŁE!!!

Pozdrawiam. Stanisław.

Idą "nie w gwizdek",jeżeli nie są uwalane przed decydentów, wtedy gdy nie mają ich akceptacji.
Naprawdę wspaniałe pomysły można uwalić ludzka zawiścią, kierowaną osobistymi ambicjami i emocjami.
Mariusz P.

Mariusz P. inżynier mechanik z
doświadczeniem w
branżach Oil & Gas,
...

Temat: Czy jest sens poszukiwania rozwiązań?

Henryk M.:

Ja bym raczej powiedział - silnego impulsu, by podjąć działanie, "bata" nad sobą, czegoś, co w istotnie "przykry" sposób może wpłynąć na nas osobiście, jeżeli nie podejmiemy odpowiedniego działania. To chyba motywuje najsilniej.

Przyglądając się sobie - w drobiazgach (z mojego punktu widzenia) też często "odpuszczam". Może i coś tam uwiera, przeszkadza, ale nie jest na tyle uciążliwe, by zmusić do podjęcia działania, poszukania rozwiązania.

Wynika z tego, że należy tworzyć tzw. "przymusowy kontekst", sytuacje, w których "aktorzy" sa zmuszeni do aktywności. Czy można w tym przypadku mówić o motywowaniu, czy raczej o pewnego rodzaju manipulacji?


Po lekturze wypowiedzi z "rozwiązywania problemów" oraz innych grup na GL, dochodzę do wnioski, ze najczęściej mamy następującą kwestię do rozważenia:
1. Czy akceptuję obecną sytuację?
Jeżeli tak => sprawa jasna, nic nie zmieniam i cieszę się tym co mam
2. Jeżeli nie => jest problem, pojawiają się dalsze pytania:
co należałoby zrobić, aby zmienić sytuację na lepszą dla mnie? => co mogę zrobić, aby zmienić sytuację?
3. Jeżeli mogę/mam realny wpływ na proces, który chciałbym usprawnić (poparcie zwierzchników oraz ew. współpracowników) => działam i razem zmieniamy.
4. Jeżeli nie mam realnego wpływu (powodów może być wiele, ale zazwyczaj są podobne) i "mogę sobie jedynie pogadać", wówczas:
mogę zweryfikować pkt 1 i np. zaakceptować sytuację oraz nic nie robić

lub

nie akceptować sytuacji =>
zrobić jedyna rzecz, na którą nie maja wpływu inni, tzn. "zagłosować nogami" i zmienić organizację (opuścić ją) lub przynajmniej miejsce w organizacji.

W ostatnim punkcie pojawia się prawdziwy dylemat, ponieważ obowiązuje tu zasada "tertium non datur".

Podsumowując: często nie mamy możliwości wprowadzenia zmiany (decydenci lub współpracownicy wolą zachować status quo, którego bronią)lub też koszty osobiste, które musielibyśmy ponieść realizując zmiany, są dla nas zbyt wysokie i pozostaje zagłosować nogami (poszukać organizacji, w której możemy działać a nie unikać działania i być w zgodzie z naszymi osobistymi celami/wartościami) lub zaakceptować status quo (udawać, że nic złego się nie dzieje).

Praktyczni ludzie wybierają głosowanie nogami, ew. odroczone na czas niezbędny do znalezienia "lepszych taktycznie" pozycji w życiu zawodowym.
Henryk M.

Henryk M. Project Management /
Lean Management /
Systems Engineering

Temat: Czy jest sens poszukiwania rozwiązań?

Mariusz Poprawa:

Podsumowując: często nie mamy możliwości wprowadzenia zmiany (decydenci lub współpracownicy wolą zachować status quo, którego bronią)lub też koszty osobiste, które musielibyśmy ponieść realizując zmiany, są dla nas zbyt wysokie i pozostaje
zagłosować nogami (poszukać organizacji, w której możemy działać a nie unikać działania i być w zgodzie z naszymi osobistymi celami/wartościami) lub zaakceptować status quo (udawać, że nic złego się nie dzieje).

Praktyczni ludzie wybierają głosowanie nogami, ew. odroczone na
czas niezbędny do znalezienia "lepszych taktycznie" pozycji w
życiu zawodowym.

Nic dodać, nic ująć, choć to smutne. Z drugiej strony, gdzyby wszędzie było wesoło, to byliby sami liderzy, brakowałoby maruderów (piszę o firmach).

Pozdrawiam
Mariusz P.

Mariusz P. inżynier mechanik z
doświadczeniem w
branżach Oil & Gas,
...

Temat: Czy jest sens poszukiwania rozwiązań?

Henryk M.:

Nic dodać, nic ująć, choć to smutne. Z drugiej strony, gdzyby wszędzie było wesoło, to byliby sami liderzy, brakowałoby maruderów (piszę o firmach).

Pozdrawiam


Miałem naiwną nadzieję, że jednak mój wniosek praktyczny jest daleki od prawdy :(
Przynajmniej wiemy, gdzie jesteśmy. Nie musimy żyć w ułudzie, że istnieje jakaś uniwersalna metoda na wszystkie problemy - takie super zaklęcie.

Teraz już wiem, że nie rozwiążę problemów komunikacyjnych żadnej metropolii takiej jak Kraków :((( , nawet z psimi kupami w Wawie sobie nie poradzę. Mogę zadbać - co najwyżej - o kupy mojego psa (którego nie posiadam).

konto usunięte

Temat: Czy jest sens poszukiwania rozwiązań?

Mariusz Poprawa:
Teraz już wiem, że nie rozwiążę problemów komunikacyjnych żadnej metropolii takiej jak Kraków :((( , nawet z psimi kupami w Wawie sobie nie poradzę. Mogę zadbać - co najwyżej - o kupy mojego psa (którego nie posiadam).

Może problem korków jest nierozwiązywalny przez najbliższe kilkaset lat, ale przyznam, że to ciekawe podejście do rozwiązywania problemu psich kup, w sytuacji kiedy nie ma się psa. Uświadomiło mi to, że inaczej rozwiązuje się problemy, jeśli jest się "poszkodowanym" czy "sprawcą" problemu (wtedy dochodzą emocje), a inaczej gdy jest się obserwatorem. Może z dalszej perspektywy łatwiej rozwiązać problem korków w mieście, ale do głowy mi nie przyszło, że miałabym uśpić psa, żeby rozwiązać problem psich kup ;)

Przyznaję, że z zainteresowaniem śledzę wątki na tej grupie i nie wiem skąd w niej tyle pesymizmu. Przecież rozwiązywanie problemów, to niezła frajda - to jak rozwiązywanie łamigłówek czy szarad. Z doświadczenia wiem, że doskonalenie jakiejś metody latami dopiero przynosi efekty.

Życzę wszystkim ciekawych problemów do rozwiązywania :)
Mariusz P.

Mariusz P. inżynier mechanik z
doświadczeniem w
branżach Oil & Gas,
...

Temat: Czy jest sens poszukiwania rozwiązań?

Ewa W.:

Przyznaję, że z zainteresowaniem śledzę wątki na tej grupie

Cieszę się, że są tacy, którzy interesują się tym co tu wypisujemy, czytają to i nawet nie potępiają gremialnie :)))

Jakaś informacja zwrotna byłaby mile widziana :))

i nie wiem skąd w niej tyle pesymizmu.

To Pani użyła terminu "pesymizm", ja twierdzę, że jest to realizm poparty doświadczeniem.
Przecież rozwiązywanie problemów, to niezła frajda - to jak rozwiązywanie łamigłówek czy szarad.

... pod warunkiem, że jesteśmy w punkcie 3 mojego "algorytmu", wówczas możemy podyskutować o wyborze metody, zasobach, podzielić zadania .... jedna wielka frajda - naprawdę, dla takich chwil się żyje (nie żartuję); można wtedy się realizować, rozwijać i generować większą wartość dodaną. Sama radość - ale bardzo rzadko ma miejsce.
Zbyt często jesteśmy w pkt 4 po "lub" a oczekuje się od nas żebyśmy zachowywali się jak pkt 3, wtedy MAMY PRAWDZIWY PROBLEM :((

Z doświadczenia wiem, że doskonalenie jakiejś metody latami dopiero przynosi efekty.

Może jakieś pozytywne przykłady? Chciałbym się czegoś dowiedzieć o tym, jak być bardziej skutecznym w działaniu a nie zachowawczym i bezpiecznym w "taktycznej bierności".
Życzę wszystkim ciekawych problemów do rozwiązywania :)

Życzę sobie i innym, aby jak najczęściej mieli cele w pkt 3 mojego "algorytmu" a nie PRAWDZIWE PROBLEMY w pkt 4 po "lub".
Mariusz P.

Mariusz P. inżynier mechanik z
doświadczeniem w
branżach Oil & Gas,
...

Temat: Czy jest sens poszukiwania rozwiązań?

Ewa W.:

Może problem korków jest nierozwiązywalny przez najbliższe kilkaset lat,

Nie twierdzę, że problem jest z założenia nierozwiązywalny. Przeciwnie, sam zaproponowałem kilka trywialnych, ale sądzę, że funkcjonalnych rozwiązań dla tego zagadnienia. Wystarczy zastanowić się nad tym jak je wdrożyć a później do dzieła i realizować plan. Żadna filozofia. Tylko na takiej prostocie nie da się "wypłynąć".

Problemem nie jest "zakorkowany ruch kołowy na terenie aglomeracji krakowskiej", lecz otoczenie tego zagadnienia, czyli kontekst polityczno-administracyjno-mentalny.
Każda merytoryczna propozycja rozwiązania problemu korków w Krakowie, narusza status quo, w którym funkcjonuje "kontekst" lub przynajmniej wymagałaby dodatkowej aktywności umysłowej oraz niebezpiecznej decyzyjności ze strony "kontekstu" pochłoniętego całkowicie samym sobą (wewnętrznymi, wyczerpującymi konfliktami).
Dlatego każda analiza i propozycja - merytoryczna z punktu widzenia uczestnika ruchu ulicznego - zostanie sprowadzona do warstwy emocjonalno-ambicjonalnej, która - jako najważniejsza dla "kontekstu" - stanie się osią dyskusji.

Taki "kontekst" pojawia się w każdej większej strukturze (organizacji); "kontekst", którego emocje i ambicje przesłaniają merytoryczną dyskusję na temat prawdziwego problemu, który utrudnia skuteczne życie "elektoratu/podwładnych/użytkowników/itp."

Chętnie wystąpię o nagrodę Nobla w nowej kategorii "rozsądek w polityce/administracji/zarządzaniu wreszcie" dla tego, który poda skuteczną metodę walki ze zjawiskiem "kontekstu", tak abyśmy mogli zajmować się merytorycznie problemem, np. korków w ruchu kołowym na terenie Krakowa.
Henryk M.

Henryk M. Project Management /
Lean Management /
Systems Engineering

Temat: Czy jest sens poszukiwania rozwiązań?

Mariusz Poprawa:

Problemem nie jest "zakorkowany ruch kołowy na terenie aglomeracji krakowskiej", lecz otoczenie tego zagadnienia, czyli
kontekst polityczno-administracyjno-mentalny.
Każda merytoryczna propozycja rozwiązania problemu korków w Krakowie, narusza status quo, w którym funkcjonuje "kontekst" lub przynajmniej wymagałaby dodatkowej aktywności umysłowej oraz niebezpiecznej decyzyjności ze strony "kontekstu" pochłoniętego
całkowicie samym sobą (wewnętrznymi, wyczerpującymi konfliktami).

[...]

Taki "kontekst" pojawia się w każdej większej strukturze (organizacji); "kontekst", którego emocje i ambicje przesłaniają merytoryczną dyskusję na temat prawdziwego problemu, który utrudnia skuteczne życie "elektoratu/podwładnych/użytkowników/itp."

Z różnych wypowiedzi oraz z moich osobistych doświadczeń wyłania się obraz takiego oto, powiedziałbym generalnego, problemu:

Opór ludzi (decydentów/pracowników), związany z chęcią zachowania status quo, obawami o swoje stanowiska (wynagrodzenia), zwykłą niechęcią do wprowadzania zmian, co wymaga pewnego wysiłku.

Tadeusz Kołecki (były konsultant Kaizen Institute Polska, obecnie prowadzi własną firmę konsultingową) mawiał na szkoleniach: "Dlaczego wdrażamy metody ciągłego doskonalenia? Ponieważ bronimy swoich miejsc pracy."
Jak to wykazać? Jak zachęcić - w odpowiedni sposób - ludzi na każdym szczebelku drabinki organizacyjnej do działań doskonalących? Optymalizacja w firmach nieodparcie kojarzy się z tym, że "ktoś musi odejść", "ktoś utraci część prestiżu związanego ze stanowiskiem", "ktos będzie musiał podzielić się władzą (zarządzaniem)", "ktoś będzie lepszy od swojego przełożonego", itd.

Jak napisał Mariusz, zmiany, w tym - rozwiązywanie problemów, dokonują się w pewnym kontekście. O ten kontekst nalezy - moim zdaniem - rozszerzyć zagadnienia związane z podejsciem do pojedynczych zmian/problemów (piszę przede wszystkim o duzych firmach). Jest to pewne uogólnienie, nie obejmujące na przykład przestawienia biurka w inne miejsce, co może rozwiązać jakiś problem. Choć i tutaj szerszy kontekst czasem wypływa w bardzo surrealistycznej postaci. W pewnej firmie, w której pracowałem, przedstawiciel tzw. "policji meblowej" firmy chodził z miarką (po śląsku - "colsztok" :o) i mierzył dokładnie odległości biurek od scian i innych "obiektów" w open space. Każde, samowolne przestawienie mebla kończyło się awanturą.

Pozdrawiam

konto usunięte

Temat: Czy jest sens poszukiwania rozwiązań?

Mariusz Poprawa:
2. Jeżeli nie => jest problem, pojawiają się dalsze pytania:
co należałoby zrobić, aby zmienić sytuację na lepszą dla mnie? => co mogę zrobić, aby zmienić sytuację?
3. Jeżeli mogę/mam realny wpływ na proces, który chciałbym usprawnić (poparcie zwierzchników oraz ew. współpracowników) => działam i razem zmieniamy.

Odpowiedź na pytanie z punktu 2 znalazłam w punkcie 3 - trzeba mieć czyjeś poparcie. Wtedy można zdziałać więcej. Tak więc trzeba odejść od modelu samotnej wyspy (mówię to z autopsji) i znaleźć sobie "sprzyjający kontekst".
Co do wprowadzania zmian, to jak mówi teoria, naturalną reakcją ludzi na zmiany jest lęk. Trzeba przygotować grunt, mieć poparcie (przynajmniej kilku osób) i zaplanować małe kroczki do osiągnięcia tej zmiany. No i przede wszystkim trzeba wierzyć w sukces i nie zrażać się małymi niepowodzeniami.
A na koniec - zauważyłam, że im większa firma, tym też większa bezwładność - i z tym trzeba się pogodzić. Dlatego nie każdy może pracować w dużych korporacjach ;)

pozdrawiamEwa W. edytował(a) ten post dnia 15.10.08 o godzinie 20:45
Henryk M.

Henryk M. Project Management /
Lean Management /
Systems Engineering

Temat: Czy jest sens poszukiwania rozwiązań?

Ewa W.:

Co do wprowadzania zmian, to jak mówi teoria, naturalną reakcją
ludzi na zmiany jest lęk.

Gdzieś przeczytałem, że ludzie boją się nie tyle zmiany, co nieznanego. Podziwiamy takich podróżników, jak Martyna Wojciechowska, Wojciech Cejrowski, czy ze starszej "gwardii" Tony Halik - pchają się w nieznane miejsca, ryzykują. Ale niezbyt często ktoś z nas jedzie w nieznane. Jezeli już gdzies wyruszamy "na dziko", to dobrze przygotowani, uzbrojeni w wiedzę z książek, Internetu, informacje od znajomych... Nie jest to "podróż w nieznane". Natomiast zmiany w korporacjach najczęściej komunikuje się wedle zasady: "ktoś nad tym pracował - tak ma być". Z jednej strony ludzie przyzwyczajeni do nakazowego wdrażania zmian poddają się im biernie, z drugiej strony to przyzwyczajenie powoduje, że wyjście z propozycją "zrób to sam" spotyka się z oporami, kpiną, co najwyżej - obojetnością. System nakazowy uzależnia, ubezwłasnowalnia (trudne słowo :o). "Jeżeli nie muszę sam brać udziału w przygotowaniu zmiany, to po co mam chcieć sam to robić?" To jest dość powszechne nastawienie.
Każda zmiana "kosztuje". Ta narzucona - tyle, ile "musi" (bo tak jest). Ta wprowadzana samodzielnie - nie wiadomo ile. Czynnik nieznany, więc ryzykowny. Poza tym zawsze istnieje ryzyko, że ktoś usłyszy: "chciałeś, to teraz masz", inaczej "radź sobie z tym sam". Lęk przed osamotnieniem - nie wiem, ilu ludzi dobrowolnie zaangażuje się w zmianę (znowu czynnik nieznany).

Pytanie (problem): Jak ograniczyć do minimum ilość nieznanych niewiadomych? I kolejne: Czy wtedy ludzie chętniej podejmą się samodzielnego wprowadzania zmian (rozwiązywania problemów)?

Pozdrawiam
Mariusz P.

Mariusz P. inżynier mechanik z
doświadczeniem w
branżach Oil & Gas,
...

Temat: Czy jest sens poszukiwania rozwiązań?

Ewa W.:

Odpowiedź na pytanie z punktu 2 znalazłam w punkcie 3 - trzeba mieć czyjeś poparcie. Wtedy można zdziałać więcej. Tak więc trzeba odejść od modelu samotnej wyspy (mówię to z autopsji) i znaleźć sobie "sprzyjający kontekst".
Co do wprowadzania zmian, to jak mówi teoria, naturalną reakcją ludzi na zmiany jest lęk. Trzeba przygotować grunt, mieć poparcie (przynajmniej kilku osób) i zaplanować małe kroczki do osiągnięcia tej zmiany. No i przede wszystkim trzeba wierzyć w sukces i nie zrażać się małymi niepowodzeniami.

Nie ma zacięcia pedagogicznego i cierpliwości belfra, dlatego szybko zaczyna brakować mi cierpliwości. Jak długo można tłumaczyć oczywistości?

Może jakieś dokładniejsze przykłady z życia, jak radzić sobie z oporem materii.

konto usunięte

Temat: Czy jest sens poszukiwania rozwiązań?

Mariusz Poprawa:

Może jakieś dokładniejsze przykłady z życia, jak radzić sobie z oporem materii.

Trzeba się "wtopić" w tę materię, a poważnie, to trzeba zrozumieć jak ludzie myślą, starać się dotrzeć do nich ich sposobem postrzegania rzeczywistości. No i potem tym sposobem czy językiem docierać - pokazać korzyści jakie osiągną z wprowadzenia zmiany.

Wprowadzanie zmiany musi mieć aprobatę szerokiego grona uczestnikow, a nie tylko decydentów. No i metoda małych kroczków oraz psychologia to podstawa :)

Przykład z życia - chciałam wprowadzić zmianę w sposobie zgłaszania błędów. Przedstawiłam tę propozycję Klientowi. Reakcja była łatwa do przewidzenia - stanowczo odmówił, bo nie ma na to czasu. Zakończyłam temat, ale wprowadziłam rozwiązanie pośrednie - ulepszające pracę dla nas. Po miesiącu wróciłam do tematu (kropla drąży skałę) i podałam fakty, ile nas kosztuje to przejściowe rozwiązanie i zaproponowałam kolejny termin na zmianę. Usłyszałam inną propozycję terminu i tej się trzymam, czyli za tydzień wdrożymy zmianę - ja osiągnę swój cel i Klient też postawił na swoim :) Obie strony zadowolone.

Chyba negocjacje win-win są najlepsze. Kompromisy i negocjacje - to zaleciłabym - u mnie się sprawdza, ale potrzebowałam wielu lat, żeby to zrozumieć. Życzę powodzenia :)

Dam znać za tydzień, czy udało się (życie zawsze jednak zaskakuje).

Po tygodniu: Wprowadzenie zmiany funkcjonuje, wszytko zgodnie z planem :)Ewa W. edytował(a) ten post dnia 26.10.08 o godzinie 11:09

konto usunięte

Temat: Czy jest sens poszukiwania rozwiązań?

Henryk M.:

Pytanie (problem): Jak ograniczyć do minimum ilość nieznanych niewiadomych?

Poprzez dobre poznanie środowiska-otoczenia, w którym wprowadzamy zmianę. Tzn. wyszukanie jak największej ilości niewiadomych, a potem "rozwiązanie tego układu", czyli innymi słowy znalezienie zbioru wszystkich możliwych wartości. Mówiąc prościej, trzeba zadawać cały czas dużo pytań, analizować odpowiedzi i mieć lepszą wiedzę. Pytania bez odpowiedzi to są chyba te "nieznane niewiadome". A może te niezadane pytania? Chyba tak...
I kolejne: Czy wtedy ludzie chętniej podejmą się samodzielnego wprowadzania zmian (rozwiązywania problemów)?

Ludzie z natury są leniwi. Jeśli więc będą mieli za dużo "znanych niewiadomych", to wtedy im się nie będzie chciało. Sądzę, że zupełnie co innego motywuje ludzi do zmian czy rozwiązywania problemów. Trzeba mieć taką nieustającą potrzebę zmian (patrz podróżnicy)albo naturę poszukiwacza rozwiązywania problemów - nie mylić z szukającym problemów ;)
Nie wiem co może ludzi zmienić z domatora w wiecznego podróżnika (chyba nic), ale na płaszczyźnie zawodowej na pewno jest to czynnik finansowy - tylko czy nagradzać za rozwiązywanie czy rozwiązanie problemu? Wydaje się, że za to drugie. No i tu kolejne pytania ... Na pewno poszukiwanie rozwiązania w znanym środowisku jest bezpieczniejsze, niż w nieznanym. I ważne jest przy okazji tworzenie bazy wiedzy z problemami i rozwiązaniami - po czasie ludzie nie będa już potrzebni ;)

pozdrawiamEwa W. edytował(a) ten post dnia 16.10.08 o godzinie 21:39
Mariusz P.

Mariusz P. inżynier mechanik z
doświadczeniem w
branżach Oil & Gas,
...

Temat: Czy jest sens poszukiwania rozwiązań?

Henryk M.:

Pytanie (problem): Jak ograniczyć do minimum ilość nieznanych niewiadomych? I kolejne: Czy wtedy ludzie chętniej podejmą się samodzielnego wprowadzania zmian (rozwiązywania problemów)?
Nie sądzę, aby większość pracowników analizowała problem wprowadzania zmiany pod kątem ilości zmiennych (znanych czy nieznanych).
Najczęściej sprowadza się to do prostej analizy za i przeciw dla analizującego. Jak będzie wyglądało moje życie podczas realizacji zmiany/rozwiązywania problemu i co dostanę w zamian. Jeżeli po stronie kosztów jest:
- czas prywatny;
- dodatkowe obciążenie poza standardowymi obowiązkami (z reguły i tak jesteśmy przeciążeni pracą);
- mam pracować sam, bez wsparcia innych pod presją wyniku ze strony szefa już zacierającego ręce na myśl o sukcesie, którym się pochwali;
- kto finalnie skorzysta na zmianie, czy aby sukces nie będzie miał wielu ojców wśród których nie będzie mnie lub zniknę w ich tłumie;
- czy przypadkiem nie obudzę chciejstwa moich szefów i później "zajeżdżą mnie na śmierć".

Jeżeli kultura w organizacji zagwarantuje negatywną odpowiedź na powyższe pytania, to pracownicy sami będą się "palili" do wprowadzania zmian".
Henryk M.

Henryk M. Project Management /
Lean Management /
Systems Engineering

Temat: Czy jest sens poszukiwania rozwiązań?

Mariusz Poprawa:
Henryk M.:

Pytanie (problem): Jak ograniczyć do minimum ilość nieznanych niewiadomych? I kolejne: Czy wtedy ludzie chętniej podejmą się samodzielnego wprowadzania zmian (rozwiązywania problemów)?
Nie sądzę, aby większość pracowników analizowała problem wprowadzania zmiany pod kątem ilości zmiennych (znanych czy nieznanych).
Najczęściej sprowadza się to do prostej analizy za i przeciw dla analizującego. Jak będzie wyglądało moje życie podczas realizacji zmiany/rozwiązywania problemu i co dostanę w zamian.

\dokładnie o to mi chodziło: nie oczekuję, że wszyscy zabiorą się za analizy "nieznanych niewiadomych". Zawsze jest ten, lub ta grupa, która dąży do wprowadzenia zmiany. Nie istnieje zbiorowa świadomość typu: "czas na zmiany - do dzieła".
To ta osoba, lub grupa, jest odpowiedzialna za takie zainicjowanie zmian(y), by przynajmniej pierwszy krok był w miarę dobrze rozpoznawalny i "znany" pozostałym. Po odniesieniu sukcesu w "małej sprawie" czas na większe wyzwania i więcej niewiadomych.
Powiedzenie" "najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku" jest tu na miejscu.
Czyli: rzecz sprowadza się do odpowiedniego "pierwszego kroku".
to pracownicy sami będą się "palili" do wprowadzania zmian".

Następna dyskusja:

Czy problemy to nieistotny ...




Wyślij zaproszenie do