Temat: Nic nie umię, więc zostanę kołczem...
Jestem gorącym zwolennikiem wypowiadania się w tych tematach, które się rozumie nieco głębiej niż tylko z poziomu sensacyjnych artykułów.
Z tego punktu widzenia - autorytatywne stwierdzenia o coachach, którzy zostali coachami, ponieważ nic innego nie umieją, są po prostu efektem niewiedzy , uleganiu stereotypom i powielania popularnych klisz medialnych.
Coaching jako metodyka wspierająca rozwój jednostek (i organizacji) przyszedł do nas ze Stanów, gdzie wbrew pozorom wcale nie oznaczał medialnych występów motywacyjnych.
W relacji coach-coachowany chodzi o to, aby po pierwsze zidentyfikować i uzmysłowić temu drugiemu bariery rozwojowe, a następnie wspólnie dojść do tego w jaki sposób je przezwyciężyć.
Pewnie każdy z Was chciałby awansować w organizacji, zostać kierownikiem czy dyrektorem.
Ale czy wszyscy jesteśmy świadomi tego, jakie mamy ku temu kompetencje a co nas ogranicza ?
Pamiętając też o tym, że im wyżej w hierarchii tym mniej liczą się umiejętności techniczne, a bardziej zarządzania, komunikacji, syntezy, podejmowania decyzji.
I własnie w doskonaleniu tych (miękkich) umiejętności coachowie są bardzo pomocni.
Do tego nie jest potrzebne jakieś wyjątkowe doświadczenie biznesowe.
Coach powinien być (i najczęściej jest) psychologiem, który rozumie mechanizmy zachowań jednostek w organizacjach.
oczywiście coach nie jest żadnym trenerem biznesu, na ogól w ogóle nie jest trenerem (nauczycielem), nie jest również zadnym mówcą motywacyjnym czy mentorem.
To są pewne chwytliwe hasła o charakterze reklamowym, nie mające wiele wspólnego z rzeczywistością.
A rozumiem, że nikt chyba nie traktuje poważnie możliwości latania po wypiciu red bulla.
Reasumując, właściwie zdefiniowany (i rozumiany ) coaching jest potrzebny i może być bardzo pomocny.
Trzymanie się "z daleka" od coachów i "specjalistów" jest albo nieszczęśliwym uogólnieniem, albo świadomym eliminowaniem istotnych możliwości rozwoju.