konto usunięte
Temat: Powstanie Warszawskie a dzisiejsza polityka
Tygodnik Przegląd 31 (2009)Powstanie warszawskie 2010
Jeszcze przed wyborami prezydenckimi może dojść do ostrej walki o muzeum między obozami politycznymi Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska
Krzysztof Pilawski
Władysław Bartoszewski w wywiadzie udzielonym „Gazecie Wyborczej” na kilka dni przed 65. rocznicą powstania warszawskiego uznał, że Muzeum Powstania Warszawskiego to przyczółek polityczny Prawa i Sprawiedliwości. Jego twórców – Elżbietę Jakubiak, Lenę Dąbkowską-Cichocką, Pawła Kowala i Jana Ołdakowskiego – określił mianem funkcjonariuszy PiS. Opinię Bartoszewskiego, osoby bliskiej obecnemu premierowi, potraktowano jako zapowiedź przejęcia kontroli nad Muzeum Powstania Warszawskiego przez Platformę Obywatelską. To logiczne, w 2005 r. bowiem ta placówka stała się jednym z kluczowych punktów w kampanii prezydenckiej Lecha Kaczyńskiego.
Bartoszewski jednak upraszcza sprawę, nazywając muzeum przyczółkiem PiS. To przyczółek Lecha Kaczyńskiego, a przede wszystkim
środowiska konserwatywnej prawicy
skupionego m.in. wokół krakowskiego Ośrodka Myśli Politycznej, Fundacji Świętego Mikołaja i rocznika „Teologia Polityczna”. Znajdują się w nim osoby związane z Prawem i Sprawiedliwością, Polską XXI, a także Platformą Obywatelską.
Bartoszewski popełnił błąd, nazywając czwórkę twórców Muzeum Powstania Warszawskiego funkcjonariuszami PiS. To określenie pasuje jedynie do Pawła Kowala, członka Komitetu Politycznego PiS i wiceprzewodniczącego klubu parlamentarnego tej partii. Jednak i on nabiera dystansu wobec Jarosława Kaczyńskiego. Znacznie wyżej od szefa partii ceni – za ideowość i wierność zasadom – jego bezpartyjnego od 2006 r. brata. Za najbliższych przyjaciół w polityce uważa Lenę Dąbkowską-Cichocką, Jana Ołdakowskiego i Elżbietę Jakubiak („Polska The Times” z 9 maja 2009 r.). Umocnieniu partyjnej niezależności Kowala sprzyja zdobyty przez niego w czerwcu mandat deputowanego Parlamentu Europejskiego.
Z pozostałej trójki wymienionej przez Bartoszewskiego tylko Elżbieta Jakubiak należy do PiS – zapisała się do tej partii dopiero po wyborach parlamentarnych w 2007 r. i w perspektywie zbliżających się wyborów europejskich. Otrzymała czwarte miejsce na warszawskiej liście PiS, uzyskała trzeci wynik, jednak to nie wystarczyło, by zamienić Sejm na Parlament Europejski. Lena Dąbkowska-Cichocka jest bezpartyjną posłanką PiS, Jan Ołdakowski zaś, także bezpartyjny poseł PiS, ostatnio podkreśla swoje niezaangażowanie w działalność tej partii. Co nie oznacza braku zaangażowania politycznego dyrektora Muzeum Powstania Warszawskiego.
Do 2002 r. głównym ogniwem łączącym Ołdakowskiego z powstaniem warszawskim była jego babka – uczestniczka tego zrywu. Ołdakowski studiował polonistykę, równocześnie pracował przy redagowaniu tekstów w Wydawnictwie Naukowym PWN. Po studiach pracował w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska. Brał udział w dyskusjach organizowanych przez Rafała Matyję – publicystę, który jako pierwszy, jeszcze w 1998 r., użył określenia IV Rzeczpospolita. Przez Matyję Ołdakowski poznał ówczesnego ministra kultury i dziedzictwa narodowego Kazimierza Ujazdowskiego. Od niego w 2000 r. otrzymał stanowisko dyrektora departamentu środków społecznego przekazu. Potem został dyrektorem gabinetu politycznego ministra. W kierowanym przez Ujazdowskiego resorcie poznał Pawła Kowala (wówczas dyrektora departamentu współpracy z zagranicą i integracji europejskiej) oraz Lenę Dąbkowską-Cichocką (wtedy doradczynię ministra ds. mniejszości narodowych i pracownicę podległego resortowi Instytutu Adama Mickiewicza). W tym samym 2000 r. „Znak” wydał pierwszy w języku polskim zbiór dzieł konserwatywnego myśliciela niemieckiego Carla Schmitta „Teologia polityczna i inne pisma”. Autorem wyboru utworów i przekładu był Marek A. Cichocki – mąż Leny Dąbkowskiej-Cichockiej. Cichocki przeniósł na polski grunt i spopularyzował ukute przez Schmitta pojęcie polityki historycznej. Dowodził, że ludzie zawsze postrzegali innych jako przyjaciół i wrogów, a zatem polityka musi kierować się podobnym podziałem. Polityka historyczna jest niemożliwa bez wroga. Muzeum Powstania Warszawskiego zostało skonstruowane zgodnie z przesłaniem Carla Schmitta, guru środowisk konserwatywnych, które od końca lat 90. przygotowywały fundament teoretyczny pod gmach programowy IV RP.
Duży wpływ na Ołdakowskiego wywarła otwarta 11 listopada 2000 r. na Zamku Królewskim wystawa
„Bohaterowie naszej wolności”.
Jej patronem był minister Ujazdowski, szefową projektu – Lena Dąbkowska-Cichocka, autorem koncepcji zaś Dariusz Karłowicz – filozof, bliski współpracownik jej męża, wspólnie z którym założył i redaguje rocznik „Teologia Polityczna”.
Na wystawie pokazano portrety kilkunastu uczestników wojny polsko-radzieckiej w 1920 r., II wojny światowej oraz członków powojennego podziemia zbrojnego uzupełnione biogramami i wspomnieniami. Tradycję niepodległościową podkreślono, nadając jej wyraźne antykomunistyczne zabarwienie. Ta cecha jest istotą Muzeum Powstania Warszawskiego. Karłowicz znalazł się w grupie przygotowującej projekt tej placówki. Zasiada (wspólnie m.in. z Elżbietą Jakubiak) w Radzie Powierniczej Muzeum Powstania Warszawskiego, która wybiera dyrektora placówki.
W 2001 r. Ujazdowski, na znak protestu przeciwko odwołaniu Lecha Kaczyńskiego ze stanowiska ministra sprawiedliwości, złożył dymisję i nakłonił do rezygnacji swoich współpracowników. Po utracie źródła utrzymania Ołdakowski i Kowal założyli własny biznes: otworzyli popularny wśród studentów bar Galeria Off. Nalewali piwo, organizowali koncerty.
Wiosną 2002 r. kierowane przez Michała Ujazdowskiego Przymierze Prawicy weszło w skład Prawa i Sprawiedliwości. W tym samym roku za namową byłego ministra Dąbkowska-Cichocka, Kowal i Ołdakowski wystartowali z list PiS w wyborach samorządowych w stolicy. Zdobyli mandaty radnych. Wybory prezydenckie w Warszawie wygrał wtedy Lech Kaczyński. W czasie kampanii złożył obietnicę budowy Muzeum Powstania Warszawskiego, które formalnie powołał do życia w 1983 r. komisarz stolicy, gen. Mieczysław Dębicki. Już wtedy rozpoczęła się zbiórka eksponatów. W 1984 r. za najlepszą lokalizację dla muzeum uznano ruiny siedziby Banku Polskiego przy ul. Bielańskiej, obok placu Teatralnego. W 1986 r. rozstrzygnięto konkurs na projekt architektoniczny, a osiem lat później – w 50. rocznicę powstania – wmurowano kamień węgielny. Jednak do budowy nie przystąpiono, za to mnożyły się skandale związane z tą inwestycją.
Kaczyński zapewniał, że tego, czego nie zrobiono w ciągu prawie 20 lat, on dokona w ciągu niespełna dwóch, aby powstańcy mogli przyjść do muzeum w 60. rocznicę zrywu. Przy tym nie miał żadnego przemyślanego planu realizacji obietnicy. O wszystkim
zadecydował przypadek.
Ołdakowski poprosił Kaczyńskiego o objęcie patronatu nad opracowanym razem z Kowalem konkursem na temat powstania warszawskiego dla szkół. W czasie tego pierwszego kontaktu prezydent miasta zaproponował Ołdakowskiemu posadę pełnomocnika do spraw budowy muzeum.
Nad jego pracą czuwała odpowiedzialna za obchody 60. rocznicy powstania Elżbieta Jakubiak (wówczas szefowa biura prezydenta Warszawy).
Lokalizację muzeum zmieniono na dawną siedzibę elektrowni tramwajowej przy ul. Przyokopowej. Ołdakowski jako pełnomocnik zajmował się opracowaniem koncepcji i organizacją muzeum. W gronie osób, którymi otoczył się pełnomocnik, poza Pawłem Kowalem, Leną Dąbkowską-Cichocką, znalazł się m.in. Dariusz Gawin – filozof, historyk idei, jeden z czołowych autorów „Teologii Politycznej”. Wspólnie z Cichockim i Karłowiczem prowadzi w TVP Kultura program „Trzeci punkt widzenia”. Podobnie jak oni Gawin jest zwolennikiem Schmitta i tzw. polityki historycznej, która ma przełożenie także na politykę zagraniczną. „Polska polityka historyczna – można tak powiedzieć bez przesady – znajduje się »pomiędzy« polityką historyczną Niemiec i Rosji. Historyczny wymiar relacji z naszymi największymi sąsiadami posiada ten sam charakter, co wymiar geopolityczny naszej polityki zagranicznej”, można przeczytać w tekście Gawina i Pawła Kowala, zamieszczonym w książce „Polityka historyczna. Historycy – politycy – prasa”, wydanej przez Muzeum Powstania Warszawskiego. Polski patriotyzm i polska tradycja niepodległościowa zderzają się nie tylko z komunizmem, lecz także z sąsiadami – Rosją i Niemcami. To przesłanie (powstanie było wymierzone w dwóch wrogów) widać wyraźnie w Muzeum Powstania Warszawskiego. Nic jednak dziwnego, skoro Dariusz Gawin jest wicedyrektorem tej placówki i członkiem jej rady programowej.
W 2005 r. – jeszcze przed wyborami prezydenckimi – do Warszawy przyjechał prezydent Azerbejdżanu. Przywódcę opierającego się Rosji naftowego państwa podejmował m.in. prezydent Warszawy. W przylegającym do Muzeum Powstania Warszawskiego Parku Wolności Lech Kaczyński i Ilham Alijew odsłonili tablicę z napisem: „W hołdzie Azerbejdżanom, oficerom Wojska Polskiego i Armii Krajowej, którzy polegli, zostali zamordowani i zmarli w latach 1939-1945 w służbie Rzeczypospolitej, na barykadach Powstania Warszawskiego i innych frontach II wojny światowej. Warszawa – Baku 2005”. Fragment o Azerach walczących w powstaniu okazał się słuszny z punktu widzenia tzw. polityki historycznej, jednak całkowicie urągający prawdzie historycznej – trzy kompanie Azerów wzięły udział po stronie hitlerowców w rzezi Woli. Polityka historyczna musiała ustąpić historii – tablicę usunięto.
Za to dwa lata później pojawiła się podobna – dotycząca Gruzinów. Odsłonili ją prezydenci Polski i Gruzji. Gawin przekonywał, że w czasie wojny Polacy i Gruzini „walczyli o to samo”. Ta tradycja wspólnej walki przetrwała. Dlatego rok później – w czasie konfliktu gruzińsko-rosyjskiego Muzeum Powstania Warszawskiego zorganizowało na terenie Parku Wolności wielki koncert „Solidarni z Gruzją”. Ten przykład ilustruje harmonię między tzw. polityką historyczną a polityką zagraniczną ustanowioną w Muzeum Powstania Warszawskiego. Jan Ołdakowski to nie tylko dyrektor muzeum, ale także przewodniczący polsko-gruzińskiej grupy parlamentarnej.
Mimo przepaści pokoleniowej dzielącej twórców muzeum od Lecha Kaczyńskiego, jego oczekiwania zostały spełnione. W nowoczesnej, tabloidalnej formie opakowano nie tyle muzeum, ile prawicowo-konserwatywny manifest polityczny.
Lech Kaczyński tak bardzo uwierzył w oręż polityki historycznej, że chciał oprzeć kampanię prezydencką w 2005 r. na przeciwstawieniu Polski powstania warszawskiego Polsce lubelskiej (tej z Manifestu PKWN). Po wycofaniu się Włodzimierza Cimoszewicza, którego wytypował na reprezentanta Polski lubelskiej, przeprowadził
inną linię podziału
(tworzenie podziałów jest istotą koncepcji Carla Schmitta): na Polskę solidarną i liberalną. Mimo to Muzeum Powstania Warszawskiego przysporzyło mu wielu głosów. Dzięki tej placówce zaczął uchodzić za polityka, który wyleczył Polskę z amnezji i przywrócił narodowi jego historię.
Choć w 2007 r. Prawu i Sprawiedliwości na niewiele się zdała polityka historyczna połączona z polityką zagraniczną, to Muzeum Powstania Warszawskiego nie podzieliło klęski PiS.
Placówka nadal tętni życiem, urządza zajęcia dla przedszkolaków, uczniów szkół podstawowych, gimnazjów, liceów, przyciąga artystów – raperów, Masłowską (poinformowała właśnie, że nie zdąży napisać sztuki o powstaniu na życzenie dyrekcji muzeum), Papcia Chmiela (namalował powstańców Tytusa, Romka i A'Tomka na muralu). Po krytyce Bartoszewskiego muzeum i jego dyrekcji broniły tak różne osoby jak Seweryn Blumsztajn z „Gazety Wyborczej” i Bronisław Wildstein z „Rzeczpospolitej”.
PO chciała uprawiać własną politykę historyczną. Chciała mieć własne partyjne muzeum – Muzeum II Wojny Światowej (nazywane także Muzeum Wojny i Pokoju) w Gdańsku, mieście Donalda Tuska. Zgodnie z początkową wizją placówka ta obejmowałaby okres od 1939 do 1989 r. i przedstawiałaby opór zbrojny i wolnościowe zrywy Polaków przeciwko okupacji hitlerowskiej i komunistycznej. Jednak zmiana charakteru PO, która podąża w kierunku politycznego centrum, oraz przytłoczenie problemami rządzenia w okresie kryzysu sprawiają, że Platforma nie wypracowała własnego przekazu historycznego. Zamiast tego próbuje walczyć z PiS na podwórku Kaczyńskich. Przedsmakiem tego był konflikt w sprawie jubileuszowych uroczystości na Cmentarzu Wojskowym między prezydentem Kaczyńskim a prezydent Warszawy Hanną Gronkiewicz-Waltz, która jest zarazem funkcjonariuszką partyjną PO – jej wiceprzewodniczącą.
W przyszłym roku mija pięcioletnia kadencja Rady Powierniczej Muzeum Powstania Warszawskiego powołanej jeszcze przez Lecha Kaczyńskiego. Prezydent Warszawy (muzeum podlega władzom stolicy i jest przez nie finansowane) powinna powołać nową, która z kolei – zgodnie ze statutem – powinna wybrać nowego dyrektora. Jednak te proste procedury w okresie bezpośrednio poprzedzającym wybory prezydenckie mogą wywołać napięcie nie mniejsze niż to związane z Kupieckimi Domami Towarowymi.
Przy tym wszystkim warto pamiętać, że obecne Muzeum Powstania Warszawskiego może okazać się elementem trzeciej partii – ideowej formacji konserwatywnej prawicy znajdującej się w szeregach PiS, a także PO (Jarosław Gowin stoi na czele Fundacji Świętego Mikołaja wydającej „Teologię Polityczną”), Polski XXI (Ołdakowski jest, podobnie jak Ujazdowski i Rafał Dutkiewicz, zwolennikiem budowy we Wrocławiu Muzeum Ziem Zachodnich). Kryzys przywództwa partyjnego Jarosława Kaczyńskiego z jednej strony i Donalda Tuska z drugiej byłby katalizatorem pojawienia się na polskiej scenie politycznej nowej prawicowej partii. Grunt dla niej dojrzewa.