Temat: Mjr "Okoń" - nieudolny dowódca?
Niektóre fragmenty:
„Teresa, łączniczka kompanii „Zemsta”: "...
podjechał do nas konno major „Okoń” z porucznikiem „Janem”. Byłam świadkiem ostrej i nieprzyjemnej rozmowy majora z porucznikiem „Porawą”. „Okoń” był już po nieudanej próbie przejścia
z batalionem piechoty przez tory. Uważał jednak nadal, że trzeba próbować jeszcze raz, pomimo, że tory są pilnowane przez czołgi i pancerkę.” „Porawa” sądził, że to szaleństwo i że trzeba poczekać do wieczora i wtedy usiłować przejść tu czy też w innym miejscu. Major „Okoń” nalegał, porucznik oponował stanowczo, wreszcie major
przystał, że porucznik „Porawa” może robić co chce, on natomiast prowadzi oddział teraz i odjechał.Widziałam go wtedy po raz ostatni, bo za chwilę nastąpił ten fatalny atak, który pociągnął ofiary i który spowodował śmierć majora. Czy to było zabójstwo, czy samobójstwo, nie wiem – różnie o tym mówiono.”
I jeszcze jeden ciekawy fragment:
s.428-430
„Mimo, że major „Okoń” był wówczas dowódcą „Grupy Kampinos” i formalnie na nim ciążyła
Odpowiedzialność za losy partyzantów, nie mogłem jednak biernie obserwować pogarszających się szans uratowania od zagłady ludzi, którzy mi zawierzyli. Wieści z powstańczego obozu warownego nie przynosiły uspokojenia – major „Okoń” nie panował nad sytuacją, nie umiał zaskarbić sobie ani szacunku, ani zaufania ludzi, nie mówiąc już o miłości – tak ważnym wiązadle w warunkach partyzanckich bojów. A co ciekawsze, „Okoń” mimo brutalnego traktowania powstańców, nie wywoływał wśród nich lęku przed sobą.
W dokumentach powstania przechował się następujący list skierowany przeze mnie do porucznika „Doliny”, w którym usiłowałem łagodzić wrogie nastroje, jakie stwierdzałem między „Okoniem” a wieloma innymi oficerami w „Grupie Kampinos” :
„mp.24.8.44
godz. 14.30
Por. „Dolina”
W związku z pismem Pana Porucznika chcę zaznaczyć, że trzeba robić wszystko co możliwe,
By usunąć zadrażnienia. Gdyby nawet istniały rzeczywiste powody do niezadowolenia naszych
Ludzi, trzeba wytworzyć taki nastrój obowiązku i powagi, by uniemożliwić powstawanie wpływów destrukcyjnych. Nie ma innej drogi, skoro nie my wyznaczamy dowódców. Proszę o przysłanie szczegółowych informacji o wszystkim, co działo się z naszymi chłopcami tu i tam.
„Szymon” kpt.
Była to odpowiedź na pismo „Doliny”, w którym informował mnie o stosunku szeregowych
i oficerów do „Okonia”. Szczególne nasilenie niechęci dało się zauważyć u tych powstańców,
którzy powrócili z Żoliborza i brali udział pod dowództwem majora w nieudanych atakach na
Dworzec Gdański.
Moje interwencje pisemne i ustne powtarzałem jeszcze wielokrotnie, lecz niestety wciąż jednakowe, nietaktowne, pozbawione powagi postępowanie majora „Okonia” w stosunku do większości ludzi powodowało raczej pogłębienie wzajemnej niechęci między nim a jego podkomendnymi. W tym stanie rzeczy zdecydowałem się pojechać do Wiersz i w bezpośrednich Rozmowach z moimi oficerami i majorem „Okoniem” doprowadzić do jakichś sensownych decyzji
co do dalszych losów „Grupy Kampinos” i załagodzenia niechęci, która mogła prznieść wiele
szkody w momencie, gdy trzeba będzie skupić wszystkie siły duchowe i fizyczne, aby uniknąć
rozgromienia. (…)
Z przyjemnością stwierdziłem, że żadnemu z rozmówców strach nie mącił spokojnej oceny sytuacji. Poza tym wszyscy zdecydowanie wypowiadali się za kontynuowaniem walki i co rusz prze
wijała się w dyskusjach myśl o wędrowaniu w Góry Świętokrzyskie. Niestety, nie mogłem zauważyć spadku niechęci do majora „Okonia”. Każdy niemal wspominał, że miał z nim jakąś scysję, w której major groził pistoletem i popisywał się wyzwiskami.
Krzyczkowski Józef : Konspiracja i Powstanie w Kampinosie 1944. Warszawa 1962 Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza