konto usunięte

Temat: MIZERIA POLSKIEJ DEMOKRACJI

„Polacy są przekonani, że mają demokrację, a mają tylko głosowanie. I myślą, że to jest to samo. A to nie jest to samo ...”. Te słowa znajdujemy w felietonie „Polska folwarczna” Rafała A. Ziemkiewicza (DO RZECZY nr 42/294, 15-21.X.2018).

Fasadowa demokracja trwa w Polsce już prawie trzydzieści lat. Naród jest spętanym „niemym olbrzymem”, poddawanym cynicznej obróbce socjotechnicznej i traktowanym jak „ciemny lud, który wszystko kupi”. Obecnie obowiązująca proporcjonalna ordynacja wyborcza jest w istocie słabo maskowanym systemem mianowania posłów i radnych. Obywatele mają bardzo ograniczone możliwości wystawiania w wyborach niezależnych kandydatów.
Ponadto ani nie mogą odwołać posła czy radnego w czasie kadencji, ani nie mają żadnego realnego wpływu na jego działalność. Już sama kampania wyborcza ociera się o farsę, gdyż zarówno kandydaci jak i wyborcy doskonale wiedzą, że obietnice i programy wyborcze nie mogą w trakcie kadencji być wyegzekwowane przez obywateli. Wyborca ma tylko grzecznie wrzucić kartkę do urny, a potem przez cztery czy pięć lat nie naprzykrzać się politykom. Doprawdy trudno się dziwić, że ogromna część społeczeństwa wstrzymuje się od udziału w takich wyborach.

Proporcjonalna ordynacja wyborcza jest głównym błędem ustrojowym, który
powoduje że w Polsce demokracja – czyli ludowładztwo – staje się własną
karykaturą. Dzieje się tak mimo niewątpliwej dobrej woli wielu osób, angażujących
się w działalność polityczną.
Drugim poważnym błędem ustrojowym jest u nas obsada jednoosobowych organów
władzy, od wójta gminy do prezydenta kraju, w trybie wyborów bezpośrednich.
Skutkuje to brakiem odpowiedniej kontroli nad działalnością np. burmistrza czy
prezydenta miasta, w stosunku do którego odpowiednia rada ma zbyt słabą pozycję
ustrojową. Natomiast prezydent Polski w czasie kadencji nie odpowiada właściwie
przed nikim i jest praktycznie nieodwołalny, podczas gdy np. w Niemczech, gdzie
prezydent, wybierany przez parlament, może być odwołany w każdej chwili.
Na szczególną krytykę zasługuje wprowadzone ostatnio wydłużenie kadencji
samorządu terytorialnego do lat pięciu. Trudno to wytłumaczyć inaczej jak chęcią
klasy politycznej do zwiększenia komfortu sprawowania władzy. Natomiast i tak
bardzo niewielki wpływ obywateli na sprawy polityczne został tym samym istotnie
osłabiony. Warto dla porównania wskazać na USA jako godny naśladowania przykład
kraju, w którym wybory parlamentarne i samorządowe odbywają się co dwa lata.
Zgodny koncert propagandowy państwa, partii politycznych oraz większości środków
masowego przekazu ma na celu przekonanie społeczeństwa, że demokracja w Polsce
ma się dobrze. Niestety episkopat, wzywając do udziału w wyborach, pośrednio ale
wyraźnie także uwiarygadnia polski ustrój polityczny. Tymczasem tak naprawdę
mamy ustrój z przechyłem ku autokracji, który może się łatwo wyrodzić w dyktaturę.
Faktycznie Polską rządzi na przemian kilka grup polityków, zwalczających się
wzajemnie w celu zachowania lub zdobycia władzy, ale należących do tej samej
klasy politycznej, którą spaja wola zachowania swojej wspólnej uprzywilejowanej
pozycji. Interes państwa i społeczeństwa polskiego schodzi przy tym na dalszy plan,
natomiast otwiera się pole dla szerokiej ingerencji w nasze sprawy ze strony państw
obcych oraz zagranicznego kapitału.
Nieliczne próby demokratyzacji naszego ustroju (np. nieudolne inicjatywy
referendalne prezydentów Komorowskiego i Dudy oraz nieporadna działalność
Ruchu Kukiz'15) są z łatwością torpedowane przez establishment polityczny. Główne
polskie partie polityczne walczą ramię w ramię przeciwko systemowi
jednomandatowych okręgów wyborczych (JOW), który świetnie się sprawdza
w większości krajów dobrze funkcjonującej demokracji (np. w Wlk. Brytanii, USA,
Kanadzie, Australii, Francji). Wspólny interes klasy politycznej polega na tym, żeby
– dzięki ordynacji proporcjonalnej – zachować praktyczny monopol wąskich
gremiów, kierujących partiami politycznymi, na obsadzanie stanowisk posłów czy
radnych swoimi „żołnierzami”. Pozory demokracji są przy tym zachowane, ale
uruchomiony zostaje potężny mechanizm negatywnej selekcji przy doborze
funkcjonariuszy państwowych i samorządowych.

Jeśli szybko nie przyjdzie otrzeźwienie i nie nastąpi głęboka reforma polityczna, to chocholi taniec pozorowanej demokracji musi się dla Polski smutno skończyć.

Janusz Jaworski
Kraków, 23 października 2018 r.
http://jaworski.ceti.pl