Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Lecz ty się nie daj zgnębić Lecz ty się nie daj spętlić

Aleno, zapraszam na priv.

Temat: Lecz ty się nie daj zgnębić Lecz ty się nie daj spętlić

tylko to...

Po burzy zawsze wychodzi słońce

...czyli jak w Brazylii - jeden dzień skurwycórka filha da puta filja da puta następny dzień serdeczna przyjaciółka amiga do peito amiga du pejtu.

W piwnicy, w której od 1323 roku unoszą się dusze cystersów, a także czeskiej i polskiej królowej Elżbiety Ryksy (Reiczki Przemysłówny), córki polskiego króla Przemysła II, wdowy po królu Wacławie II i Rudolfie Habsburskim oraz kochanki morawskiego gubernatora Henryka Lipy), Nadja Nadża wkurzyła się na mnie. Zamiast podziwiać starożytną prasę do wina, która w 1711 została wykonana z kanadyjskiego cedru, lub cieszyć się winem Pinot Blanc z Mikulowa, przy stole (gdzie przypadkowo usiadłam naprzeciwko jej męża) odniosła nieodparte wrażenie, że ja patrzyłam uważnie w czarne oczy Maura. Ze złością rzuciła się na mnie, używając nieznanego mi słowa „paquerar” pakerar, którego znaczenie jednak od razu pojęłam z kontekstu. Mimo wszystko nie miałam pojęcia, o co chodzi i co się stało. Restauracja była słabo oświetlona lampami, które wyglądały jak pochodnie na ścianach, oczy wszystkich obecnych gości błyszczały po dużej ilości wypitego wina i pod wpływem czarownej, magicznej muzyki cymbałów i wszyscy ludzie byli całkiem z siebie zadowoleni, jak bywa zwykle na podobnych uroczystościach z okazji sukcesu odniesionego w jakimś biznesie. O żadnym uwodzeniu nie mogło być mowy. Naprawdę! Bo cały czas rozmawiałam z Vanią Wanją. Zwierzała mi się ze swego losu, podczas gdy jej zmęczony, o dwadzieścia lat starszy mąż Vicente Wysenczy drzemał na krześle obok niej z zamkniętymi oczami, ledwo utrzymując głowę nad stołem.
Dokładnie! Być może Nadja Nadża pogniewała się dlatego, że stoły w restauracji
„U Królewny Elżbiety” są tak szerokie i długie, że trzeba co najmniej pięciu minut, aby je wszystkie obejść, przedostać się do mnie i znaleźć jakiś pretekst, żeby uwolnić mnie od Vanii Wanji, której duże, dalekowzroczne oczy za okularami wydają się jeszcze większe. Vania Wanja ma bladą skórę jak Królewna Śnieżka i proste długie włosy, czarne jak węgiel, które sięgają jej prawie do pasa. Mówi powoli, słucha uważnie, pewnych rzeczy nie rozumie w ogóle, a kiedy dostaje wyczerpujące wyjaśnienie, wzdycha ze szczerą ufnością: „Ai ééé? Napraaaaawdę?
Vania Wanją przede wszystkim kocha swoje rodzinne miasto Maceió. Marzyła o nim każdy dzień w odległej stolicy Brasilii, dokąd musiała uciekać z dwumiesięcznym dzieckiem na ręku, gdy rodzice wyrzucili ją z domu, bo rzekomo przyniosła im wstyd. Jeszcze nie miała nawet osiemnastu lat, zaś ojciec jej dziecka zniknął nie wiadomo gdzie. Wtedy stało się coś niesamowitego. Podczas gdy jej przyjaciółki wieczorami opiekowały się dzieckiem, bardzo pracowita i odważna Vania Wanją ukończyła szkołę, zostala sprzedawczynią w księgarni, do której pewnego dnia przyszedł kierowca ambasadora, wdowiec Vicente Wysenczy po słownik encyklopedyczny, żeby dowiedzieć się, gdzie jest Praga i co właściwie znaczy. Dziś rodzice w Maceió są z Vani Wanji dumni!
- Vania Wanją jest taka naiwna i prosta, że w jej obecności nie mogę nawet przeklinać! - skarży się Nadja Nadża, kiedy Brazylijka idzie do toalety (mam ochotę się śmiać). - A ty możesz spodziewać się strasznych rzeczy, bo jestem bardzo zła! Grozi mi wyprostowanym palcem, chociaż mówię jej, że Mauro Mauru wcale mnie nie obchodzi, tego może być absolutnie pewna. Ale jej gniew jest coraz większy i większy. Obawiam się, że zaraz powie najgorsze zdanie ze swojego słownika. Nigdy nie mogłaby powiedzieć tak do Vani Wanji, ale użyła go tysiąc razy w rozmowie ze swoją koleżanką Graçą Grasą, która teraz opiekuje się jej dziećmi. Widziałam, jak wiele razy kłóciły się jak wściekłe:
- Jesteś skurwycórką! Você é uma filha da puta! Wose e uma filja da puta!“
- A ty jeszcze większą! Você ainda maior! Wose ainda major!
Ale to nie trwa długo. Podobnie jak po burzy wychodzi słońce, jeden dzień skurwycórka filha da puta filja da puta następny dzień serdeczna przyjaciółka amiga do peito amiga du pejtu.
- Alena, teraz powiedz mi szczerze, kiedy byłam najbardziej brzydka - mówi Nadja Nadża, a ja patrzę na nią z powątpiewaniem.
- Masz na myśli cały czas, odkąd się znamy?
- Tak, dokładnie i powiedz mi wszystko, ponieważ dobrze to zniosę.
- Naprawdę wszystko, tu i teraz? Zastanawiam się, ale potem szukam w mojej pamięci i spokojnie, doskonałym cariockim* akcentem , którego nauczyłam się od Nadji Nadży, odpowiadam:
- Cóż, może w dzień, kiedy miałaś różnokolorową pasiastą koszulę, kanarkowe żółte spodnie na szelkach i jadowicie zielone lateksowe sandały marki Azaleia (azalia). Było to podczas wizyty u Graçy Grasy, która wtedy przygotowała ciastka o nazwie „oczy teściowej”. Zachowywalaś się tam jak największa gwiazda, mówiłaś zbyt głośno, próbowalaś opowiedzieć jakiś dobry dowcip, ale wyglądałaś niczym cyrkowy clown!
Nadja niemal straciła oddech.
- Co chcesz jeszcze usłyszeć?
- Nic więcej - mówi. Odwraca się na piętach, wraca wzdłuż szerokich i długich stolów średniowiecznej piwnicy, wirując torebką, i kieruje do mnie bardzo wulgarne słowa.
Teraz wydaje mi się, że jestem głupia. Staram się być uczciwa w każdej chwili, co czasem może być dość niebezpieczne. Nie wiem, jaki będzie weekend w pierwszorzędnym hotelu Woroneż. Z Brna do Pragi wracam pociągiem.
- Nadja Nadża się bardzo gniewa na ciebie. Podobno będzie cię to drogo kosztować! Co takiego strasznego zdarzylo się w tym Brnie? - uśmiecha się Graça Grasa i ładuje na mój talerz duży stos jedzenia. - Musisz jeść polentę i znów będzie dobrze! Potem przyniesię słodycze - podkreśla najlepsza spośród wszystkich brazylijskich gospodyń w Pradze i dodaje szybko - Zrobiłam dzisiaj „oczy teściowej”!
„Oczy teściowej”, mniam! Chętnie zapomnę o smutku. Zanim Graça Grasa wróci z kuchni, przypominam sobie, jak przygotować to lekarstwo na wszystkie bolączki, przepis od niej już dawno znam na pamięć.
Używa swojego ulubionego mleka kondensowanego. Całą puszkę na raz (czasami dwie, kiedy robi podwójną porcję). W mleku dokładnie rozprowadza dwa żółtka, dodaje dwa całe goździki i jeden starty świeży orzech kokosowy. Mieszając nieustannie masę, ogrzewa ją w rondelku na małym ogniu, aż zacznie się odklejać od dna i ścian. Następnie pozostawi do ostygnięcia przez pół godziny i wyjmuje goździki. Gdy masa się chłodzi, zalewa wrzątkiem pół funta drylowanych suszonych śliwek i moczy je przez pięć minut. Każdą śliwkę kroi w pół, uważnie, aby się nie rozpadła, i nadaje jej kształt łódki. Z masy kokosowej robi kuleczki, z jednej strony pokryte cukrem waniliowym, i wkłada je w śliwki. Gotowe cukierki włoży do papierowych foremek.


- Hej - puka mnie w ramię Graça Grasa i uśmiecha się, pożerając w tym samym czasie dwa cukierki. - Dlaczego jesteś taka zamyślona? Chcesz skosztować „Oczy Nadji Nadży ”? - mówi konspiracyjnie.
Jest południe. W biurze Interbrasa rozlega się dzwonek, schody II, trzecie piętro, ulica Dlouhá 39. Drzwi mają na górze małe szklane okienko z metalową kratką w kształcie kilku rombów. Dlatego ludzie przychodzący z zewnątrz widzą, czy w korytarzu świeci się światło, czy też nie. Dzisiaj świeci się. Ktoś skacze, raz, dwa, a następnie staje na palcach. Muszę otworzyć. Zagryzam wargę w poczuciu winy. Ostrożnie otwieram. W drzwiach stoi Nadja Nadża, uśmiechając się od ucha do ucha, idzie prosto do mnie, serdecznie całuje mnie w policzek, wyciąga grubą kopertę z torebki i wręcza mi ją bez słowa. Trochę zdenerwowana zrywam opakowanie. Widzę dwie nowe książki i patrzę pytająco na przyjaciółkę.
- To dla ciebie! Dotarło pocztą dyplomatyczną - mówi Nadja Nadża miło. - Zobacz dokładnie - ponagla mnie trochę tajemniczo.
- Milan Kundera - Risíveis Amores Riziwejsz Amorisz, Insustentável leveza do ser Insustentaweu leweza du ser ,“ - czytam pięknie i głośno po portugalsku - Śmieszne miłości i Nieznośną lekkość bytu. Myślę, że blask mojego szczęścia w tej chwili przyćmił światło Interbrasa.

cariockim* = z miasta Rio
__________________________________________________________________________
MMG: „Alenka... a mnie się podobało bardzo jedno zdanie, w jednym z fragmentów Twoich opowiadań...To,w którym imię brzmi.."jak dzień"..ale albo zaslepłam albo go tu nie widzę....“

AM: „...to było opowiadanie o tym, że nie ma przypadków na swiecie :o))
/.../

Przypadków nie ma

W zimie, przed Bożym Narodzeniem 1999 r., dzwoni w moim domu w Pradze telefon. Podnoszę słuchawkę i słyszę na drugim końcu gdzieś za siedmioma podwodnymi kablami czy dziewięcioma satelitami przyjemny męski głos:
- Mówi Mario de Aratanha Mariu dży Aratanja z Brazylii! Moja żona jest przyjaciółką Terezy Taquechel Terezy Takeszel od Reinalda Campos Reynalda Kampusza. Wybieramy się do Europy, także do Pragi. Czy moglibyśmy przyjechać 6 stycznia 2000 na kilka dni do państwa?
Zgadzam się natychmiast, choć jeszcze nie wiem, że Mario de Aratanha Mariu dży Aratanja jest wydawcą najlepszych brazylijskich muzyków i śpiewaków, czyli gwiazd i że pewnego dnia wraz z Jeanne Duarte Zani Duarczy nakręci słynne DVD - Maria Bethânia Marja Betanja i Omara Portuondo. To jest wspaniała rzecz, bo uczestniczy w niej Maria Bethânia Marja Betanja nie pracuje ze wszystkimi i nigdy nie jest z niczego zadowolona!

http://www.youtube.com/watch?v=dd_2ZWkRb2Q

Chętnie wezmę Brazylijczyków pod swój dach. Potrzebuję porozmawiać po portugalsku, znów mieć blisko siebie niesamowity egzotyczny południowy urok i tamtejszego ducha. Nawet przez te wszystkie lata przyjaciele nie zapominają o mnie, jeszcze wiedzą, że jestem w Pradze „Alena da Interbras“, że dobrze jest pojechać do kogoś, kto przywita Cię z miłością i pokaże ci swój kraj czy miasto tak, jak go lubi. Tereza i Rei wysyłają do mnie Jeanne Żany i Maria. Będzie miła niespodzianka! Uśmiecham się w duszy i pamiętam.
Przypadków nie ma. Przechodzimy przez łańcuchy niewidzialnych skrzyżowań, przychodzą do nas bratnie dusze, zatrzymują się z uśmiechem i ściskają nasze dłonie, tak samo jak pewnego dnia w 1985 roku, kiedy nie poszłam z Nadją Nadżą na obiad do domu handlowego „Kotva”, ale do bistra rosyjskiego „Berjozka” na ulicy „Na příkopech”, aby zjeść prawdziwy rosyjski barszcz z pieczywem.
Jak zwykle, idziemy i rozmawiamy dość głośno, bez skrępowania. Mało kto potrafi zrozumieć nasze słowa. Nagle ktoś puka mnie w ramię. Odwracam się i co widzę? Ciemnowłosą dziewczynę o dużych, głębokich czarnych oczach.
-Jesteś Brazylijką? Você é brasileira? Wose e brazilejra? - pyta mnie pełna podziwu.
-Nie, nie ja - odpowiadam, wskazując na moją przyjaciółkę - ale Nadja Nadża tak.
-To świetnie - mówi Márcia Marsya nazwisko Unti Halluli, bo ma libańskie pochodzenie.
-Naprawdę świetne - śmieje się jej chłopak Jurandy Żurandy. Jego indianskie imię właściwie znaczy „Przyniesiony światłem nieba“.
Powiedziano nam, że studiują architekturę, w tym czasie jako stażyści w Niemczech. Przyjechali na wycieczkę do Pragi, bo ktoś powiedział im, że w Europie nie można przegapić tego przepięknego miasta. I wtedy młody człowiek przyznał się nam, że już przez pięć minut idą za nami, sluchając tego, co mówimy, i zbierając się na odwagę, aby z nami porozmawiać, bo nagle przestali czuć się tak opuszczeni i zagubieni w obcym mieście za żelazną kurtyną, mieście tak wspanialym i tak wyjątkowym.
Dłużej niż kilka chwil popijamy razem gorący barszcz w Berjozce. Kiedy Nadja Nadża dowiaduje się, że mieszkają w tanim hotelu studenta „Juventus”, natychmiast zaprasza ich oboje do siebie. Jest bardzo stanowcza. Zaplanowany wcześniej weekend znacznie sie wydłuża. Jurandy Żurandy z Marcią Marsyą bez przerwy chwalą i podziwiają coraz to nowe wspaniałe zakątki, gdzie zwykły turysta się nie dostanie. Ja jestem dobrym przewodnikiem. W pierwszym roku na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Karola uczył mnie słynny historyk i hispanista Josef Polišenský, który oprócz narodów Ameryki Łacińskiej i Półwyspu Iberyjskiego kochał oczywiście Pragę, zaś w soboty i niedziele zapraszał studentów na spacery po zabytkowym mieście, na których przekazywal nam swoją wiedzę o historii narodowej.
Robię więc przewodnika a Nadja Nadża sponsoruje pobyty w kawiarniach, do których prowadzą nas nasze zmęczone nogi. Tam długo w noc rozmawiamy o wszystkim „às altas horas da noite az altasz orazs da nojczy . Jesteśmy zafascynowani nowymi przyjaciółmi, a Marcia Marsya i Jurandy Żurandy są zafascynowani nami. Jakbyśmy znali się od zawsze. I razem jesteśmy oczarowani Pragą, a także odległą Brazylią. Wszystko istnieje jednocześnie.
Potem studenci, pełni entuzjazmu, wpadają na świetny pomysł. Na stażu w Niemczech przebywa wielu ich kolegów. Też chcą na własne oczy zobaczyć Pragę, najpiękniejsze miasto na świecie, a w każdym razie w Europie, ponieważ w Ameryce Łacińskiej jest oczywiście najpiękniejsze Rio - a cidade maravilhosa a sidadży maraviljoza .
Nieważne, że Nadja Nadża po prostu przygotowuje się do wyjazdu na wczasy. Studenci przyjadą do mnie, będą spać w śpiworach na podłodze w moim skromnym mieszkaniu w dzielnicy „Ďáblice”. Wszyscy: Coca lub Cornelia Catarina, która przeszła na judaizm z wielkiej miłości, jej mąż Mario Leindinguer Mariu Lajdynger i siostry Eneida, Edvania i Édia i również Teresa Taquechel Tereza Takeszel i jej mąż Reinaldo Campos Reynaldo Kampusz.
Coca jest kruchą blondynką, wnuczką niemieckich imigrantów i pochodzi z Santa Catarina, przodkowie Mario Mariu prawdopodobnie pochodzą gdzieś z Ukrainy czy Galicji. Po raz pierwszy dowiaduję się więcej szczegółów na temat, który miałam do tej pory związany raczej z Brooklynem i filmami Woodygo Allena (będę uczyć się o tym nawet więcej i więcej), że w Brazylii są liczne społeczności żydowskie, niektóre bardzo ortodoksyjne. Więc Coca, wcześniej Kornelia, teraz oficjalnie Katharina Bat Sara jest "gijoret". Musiała poddać się serii rytuałów, zanurzyć się w mykwie, a nawet nauczyć się trochę języka hebrajskiego. Nie musiała tego robić, ale sama chciała. Potem wzięli ślub pod baldachimem (Chuppą), Mario Mariu wsunął jej pierścień na palec prawej ręki i juz byla mu przeznaczona zgodnie z prawem Mojżesza i Izraela. Rozdeptał też szklany kielich, a zgromadzeni wokół krzyczeli - Maz´l Tov, Maz´l tov! Coca i Mario są zadowoleni! Mają już dwójkę ładnych dzieci, chłopca i dziewczynkę. Kiedy wrócą do São Paulo, postarają się o kolejne. Duża rodzina, to jest to!
Eneida, Edvania i Édia maja również dużą rodzinę w mieście Niterói, usytuowanym naprzeciwko Rio de Janeiro Ryu dży Żanejru. Droga tam biegnie wzdłuż długiego mostu nad poziomem morza. Wiem, jak ten most wygląda, bo jest na wielkim błyszczącym kolorowym zdjęciu w naszym biurze Interbrasu na ścianie w gładkiej lekkiej drewnianej ramie, chodzę obok niego na co dzień.
Brazylijskie siostry mówią mi o swoich braciach, którzy mają na imię Edvaldo, Evaldo i Ednaldo: -Tata i mama nalegałi, że imię dziecka musi zaczynać się od litery „E” - powiedziała mi ze smutkiem Édia. Byłam najmłodsza, rodzice nie mieli już wyobraźni . Byli tak zmęczeni wymyślaniem imion, że po prostu powiedziałi: - É dia! - Jest dzień. Będzie się nazywać Édia.
Eneida, Edvania i Édia również znalazły się dzięki mnie pod wpływem magii Pragi, jej legend oraz historii, o której opowiadalam im w ich języku, począwszy od księżnej Libuszy do Golema. Przed powrotem do Brazylii - po prostu na wakacje do rodzinnego Niterói zapytały mnie, czy ja nie chcę wysłać coś dla Nadji Nadży do Ria.
Po odejściu przyjaciół czują Brazylijczycy coś, co oni nazywaja: saudade saudadży. To więcej niż smutek czy nostalgia. To jest takie uczucie, że nie da się go opisać. Nostalgia i tęsknota, pełna miłości i wieczności. Brazylijczycy, a także Portugalczycy, którzy wymyślili to słowo i wymawiają je saudade saudad, są z niego dumni. To słowo ma dla nich wielkie znaczenie i pojawia się prawie we wszystkich ich piosenkach.
- Wiem, że masz saudade saudadży, czyli tęsknisz za Nadją Nadżą - powiedziała mi Eneida. -Nie chcesz posłać czegoś do Ria?
- Tak - odpowiedziałam i nagrałam na kasecie 60 minut opowiadania.
Wkrótce pocztą dyplomatyczną nadeszła odpowiedź
Alena, nie możesz sobie nawet wyobrazić! Alena, você não pode nem imaginar! Alena, wose nau podży neń imażynar! Zadzwoniła do mnie Eneida Moraes Enejda Morajsz. Pojechałam do nich na obiad w moim żółtym volkswagenie przez długi most do Niterói, powitałi mnie z otwartymi ramionami. Cała ta rodzina z imionami na literę „E”, wszyscy mówią tylko o Pradze i o tobie!
Te słowa wciąż napełniają mnie wzruszeniem i wywołują uśmiech. Za każdym razem pomyślę w takiej chwili: Jest dzień - É dia - jak Édia.
__________________________________________________
AM: „Dedykuję ten fragment w języku polskim Monice M., ponieważ już wiemy, że to prawda :o)“

MMG: „Za każdym razem pomyślę w takiej chwili: Jest dzień - É dia - jak Édia.“
O...to właśnie...dzięki!Alena Mrázová edytował(a) ten post dnia 31.01.13 o godzinie 10:44

Temat: Lecz ty się nie daj zgnębić Lecz ty się nie daj spętlić

Alena Mrázová:
tylko to...
...piękny tekst Aleno. Dzięki, że mogłem go poznać... :))

Temat: Lecz ty się nie daj zgnębić Lecz ty się nie daj spętlić


Obrazek

Temat: Lecz ty się nie daj zgnębić Lecz ty się nie daj spętlić

Katarzyna K.:
Wyklęty powstań, ludu ziemi,
Powstańcie, których dręczy głód.
Myśl nowa blaski promiennymi
Dziś wiedzie nas na bój, na trud.
Przeszłości ślad dłoń nasza zmiata,
Przed nami niechaj tyran drży!
Ruszymy z posad bryłę świata,
Dziś niczym, jutro wszystkim my!

Refren:
Bój to jest nasz ostatni,
Krwawy skończy się trud,
Gdy związek nasz bratni
Ogarnie ludzki ród.

http://www.youtube.com/watch?v=SH-u_hK8OP4

Bezrobotny
śpiewa autor a capella


Nie mam za co jeść i pić,
trzeba robić , aby żyć,
jak robota się nadarzy,
to przystanę do murarzy,
aby jeść i pić.

Bracie, bierz do ręki kielnię,
napracujesz się rzetelnie,
dadzą ci tu jeść i pić.
Staną ściany i sklepienie,
stanie wielki gmach - więzienie,
w tym więzieniu będziesz gnić.

Nie chcę ryglów, nie chcę krat,
pójdę sobie od was w świat,
wezmę z sobą młot ze stali
i przystanę do kowali,
nie chcę ryglów, krat.

Bracie , z nami wal obuchem,
jest robota nad łańcuchem,
na ten łańcuch czeka kat.
Wyjdzie z ognia hartowany,
zrobią z niego twe kajdany,
będziesz nieść je wiele lat.

Co mam robić, dokąd iść?
Chyba z głodu kamień gryźć.
Takie moje przeznaczenie:
bezrobocie, głód, więzienie.
Bracia, dokąd iść?

Towarzyszu, jest robota
i dla kielni , i dla młota,
tylko z nami śmiało stój.
Gdy nadejdzie dzień zapłaty,
będziesz młotem walił w kraty,
będziesz szedł w śmiertelny bój.

Temat: Lecz ty się nie daj zgnębić Lecz ty się nie daj spętlić


Obrazek

Temat: Lecz ty się nie daj zgnębić Lecz ty się nie daj spętlić


Obrazek

Temat: Lecz ty się nie daj zgnębić Lecz ty się nie daj spętlić

Maryna Miklaszewska - Poprawiacze

Poprawiacze widowisk, przerabiacie tę sztukę,
ale wciąż nie wiadomo- to komedia czy dramat?
Niech nie będzie tak ckliwa i nie będzie tak krwawa,
śmiechu może być więcej, ale nie do rozpuku.

W garderobach plotkują, że poleci z afisza,
więc przeróbcie dialogi – zwłaszcza dziada z obrazem,
dialog z głuchym ślepego, niech wystąpi też błazen
zanim ciemność zapadnie i nakryje nas cisza.

Do roboty lekarze nieudanych spektakli,
mimo waszych wysiłków, sensu ciągle w nich brak.
Coraz mniej już nadziei jest na sukces, czas nagli
i wyczerpał się kredyt zaufania do dna.

Poprawiacze dramatów, czemu ciągle jest gorzej
niż w pierwotnym pomyśle? Miał on swoje zalety,
wciąż bierzecie procenty od sprzedanych biletów,
lecz znudzony już parter i balkony, i loże.

Do roboty lekarze spartolonych spektakli!
Póki zgniłych owoców nie posypie się grad,
dajcie trochę rozrywki nim kurtyna opadnie,
zanim Stwórca nie cofnie nam swej opcji na świat.

piosenka z musicalu METRO ocenzurowana i usunięta
z libretta spektaklu
Aleksander Majerski

Aleksander Majerski Co było to było,
rzeźba
zostanie...KOŃ BY
SIĘ UŚMIAŁ :)))...

Temat: Lecz ty się nie daj zgnębić Lecz ty się nie daj spętlić

***
Odpływy
i przypływy
poszumu fal
-posłuchaj
W garści
Ciepło piasku
-potrzymaj
Mocno
zaciśnij
palce dłoni
-zobacz
Zostaje
resztka
piasku
wspomnień
-pomyśl
Tak się
z miłością
dzieje…
Siłą
nic nie
zatrzymasz!

Obrazek


Obrazek

Temat: Lecz ty się nie daj zgnębić Lecz ty się nie daj spętlić

Musimy zapalić światło w lampach olejowych dla wszystkich ludzi na świecie, wywołać iskry z krzemienia dla światła ich oczu! Nie martw się, jeśli będą nas gonić w butach z cholewami, czy wepchną w usta knebel. Zapukasz do ich serc, pewnie tym razem się uda. Ogromny wszechświat nie spieszy się i czas leczy rany plastrem utkanym z pór roku.
Alena Mrazova
Aleksander Majerski

Aleksander Majerski Co było to było,
rzeźba
zostanie...KOŃ BY
SIĘ UŚMIAŁ :)))...

Temat: Lecz ty się nie daj zgnębić Lecz ty się nie daj spętlić

A co się stało z Aleną? Że jakoś ucichła, mam nadzieję że Wełtawa ją nie poniosła gdzieś do Oceanu Zdarzeń... Czasami mi jej brakuje... Aleno, odezwij się!

Temat: Lecz ty się nie daj zgnębić Lecz ty się nie daj spętlić

http://www.youtube.com/watch?v=AYwbrgJ-QV4
Kabaret Tey - Westerplatte broni się jeszcze

Kiedy się wypełniły dni
I przyszło ginąć latem,
prosto do nieba czwórkami szli
żołnierze z Westerplatte...
Taki wiersz
I w świat wiadomość dumna szła,
Szła w eter i powietrze,
Że ciągle walczy garstka ta,
Westerplatte broni się jeszcze.
Usłyszeć dzisiaj możesz też,
Choć czasem słowa lepsze,
Że obok ciebie, blisko gdzieś
- Westerplatte broni się jeszcze

Trwaj polonisto, w szkole trwaj,
Choć ktoś wymyślił brednię,
Żebyś magistrze miał się naj-,
Najmarniej i najbiedniej.
Tylu odeszło dawno już,
Już nie flirtują z wieszczem,
Ciebie nie skusił stragan róż
- Westerplatte broni się jeszcze.

Panie doktorze, a ty stój,
Z lekarstwem i pociechą,
Kieszenie w kitlu swoim spruj,
Choć bierze szef, profesor.
Nie uzależniasz pracy od
Koniaków, kaw czy wreszcie
Od sporych, wyłudzonych kwot
- Westerplatte broni się jeszcze.

Trwaj abstynencie, anioł stróż
Niech doda sił twej woli,
Choć wielu zamieniło już
- Bezsilność w alkoholizm.
Jeśli nie umiesz jeszcze kraść,
A kłamstwa budzą dreszcze,
Twych czynów nie dyktuje strach
- Westerplatte broni się jeszcze.

Jak długo jeszcze? Jak długo jeszcze? Jak długo jeszcze?..



Wyślij zaproszenie do