konto usunięte

Temat: Fragment powieści "Purpurowe Ćmy- Jak nie grać żeby wygrać"

Rozdział XXV
Siódemkomaty
Maksymilian wyczuwał ruch, przemieszczanie się na wielu
płaszczyznach, jak gdyby był w kilku miejscach naraz. Skakał.
Przechodził z jednego poziomu świadomości do następnego, rejestrując
siebie w kilku miejscach jednocześnie. Koncentrował
się, próbując zakotwiczyć się gdziekolwiek, czy to na szpitalnym
łóżku, czy to w wielkim labiryncie, kolejnej jaskini, kamienistym
dnie potoku lub w dolinie siedmiu kul. Rozumiał, że dokonuje
się w nim łączenie wielu jego aspektów. W końcu poddał
się i pozwolił, by fala zmian sama go gdzieś wyrzuciła. Zaufał
jej, czując, że to będzie najlepsze wyjście. Znowu skok i kolejny.
Obraz ustabilizował się i Maks zdał sobie sprawę, że stoi
za skalnym załomem w kolejnej jaskini, wsłuchując się w czyjś
metaliczny głos.
–... patrzę na ludzi, jak uchwycili się pustki, jak brną pod
górę, spadając w dół. Jak z każdym oddechem tracą ciszę i miękkość,
pierwotny wgląd w naturę rzeczy. Sami siebie pozbawiają
energii, kurczowo wierząc w to, że życie jest tylko życiem, a to,
czego nie rozumieją, nie istnieje. Płowieją, jak rzucona na krzak
z kolcami szmata, której nikt nie odważy się ściągnąć, bo tak łatwiej,
bo tak wygodniej, bo co powiedzą inni. Z czasem robią się
ciency, podziurawieni i znikają, drżąc ze strachu przed pustką,
którą urodzili. Ale nawet wtedy jest jeszcze nadzieja, tylko czy
odważą się zrozumieć...
– Właśnie... czy odważą się zrozumieć – powtórzył drugi
równie metaliczny głos. – Ileż to razy widziałam ich błagalny
wzrok... gotowi byli zrobić wszystko... poniżeni... utytłani własnymi
słabościami... ohydni... słabi... nie potrafiłam im pomóc,
choć ciągle widziałam w nich dobro.
– U mnie było kilku... wydawało mi się, że w ich oczach
widzę siłę... czystość, która jest ich podstawą... myliłam się...
wszyscy w końcu polegli w bitwie z własnym ego... to smutne.