Temat: Dyskusja - propozycje rozwiazań mogących poprawić stan...
No, to się odważę :-) Byłem dziesięć lat nauczycielem w szkołach średnich. Były to lata 90-te XXw, gdy w oświacie można było sporo eksperymentować, co też, wraz z przyjaciółmi-nauczycielami, robiłem. Efektem było kilka programów złożonych we Wrocławskim Ośrodku Metodycznym. Pochwalono nas, i nic z tego nie wynikło. Potem jeszcze bywałem na kilku niskobudżetowych konferencjach poświęconych reformie edukacji powszechnej. Wnioski bywały światłe, rzeczywistość edukacyjna jaka jest, każdy widzi ;-)
Ośmielony tedy toczącą się tu dyskusją nad jakością nauki i pamiętając, że porządna nauka wypływa z porządnej edukacji szczebli niższych, pozwalam sobie poddać pod nią wnioski, jakie mi narosły po niemal dwudziestu latach przygody najpierw z edukowaniem, a potem z samodzielną, acz nieinstytucjonalną działalnością naukową.
Tak zatem:
Szkic do założeń reformy oświaty
Krok I: zasady finansowania oświaty
- bon edukacyjny o określonej wartości, finansowany z powszechnego podatku oświatowego, należny "z definicji" każdemu obywatelowi. Jego wartość powinna być skalkulowana tak, by pokrył koszty kształcenia na znośnym poziomie do matury. Jeśli inwestowałoby się w edukację dzieci na poziomie wyższym (droższym), to różnicę między ceną usług szkoły a wartością bonu pokrywaliby rodzice lub fundatorzy stypendiów. Jeśliby szkoła miała inne źródła finansowania prócz państwowego bonu, zaoszczędzone w ten sposób pieniądze można by przeznaczyć np. na finansowanie studiów.
- Studia wyższe zasadniczo w całości płatne, jednak z naciskiem na finansowanie edukacji przez sponsorów; w systemie powinny działać stypendia wielorakich rodzajów: dla osób wybitnie uzdolnionych; dla ubogich, lecz mających motywację do nauki, etc.
- Państwo zamawia i finansuje badania podstawowe, ważne dla kutury narodowej i dla ciągłości pamięci zbiorowej; badania inne są finansowane przez zamawiających.
- Podoba mi się na studiach wyższych koncepcja roku selekcyjnego - powszechnie dostępnego, bezpłatnego, niewymagającego wielkich nakładów, a selekcjonującego studentów rzeczywiście zainteresowanych nauką.
Powinien też działać jakiś system wypatrywania i wspomagania oddolnych, obyatelskich inicjatyw naukowo-badawczych.
Krok II: zarządzanie oświatą
- należy wykształcić zupełnie nową klasę managerów: managerów oświaty, znających specyfikę jej działania i umiejących pozyskiwać środki na działalność oświatową. Tacy mogliby uczynić szkoły zintegrowanymi ośrodkami edukacji, gdzie oprócz kształcenia dzieci i młodzieży odbywałyby się np. komercyjne kursy językowe i inne. Na takie kursy można by organizować promocje, konkursy, etc. elementy działalności gospodarczej. Nauczyciele prowadzący kursy nie mogą jednak na nich zarabiać więcej niż w pracy podstawowej.
- Warto byłoby przemyśleć ideę zintegrowania szkoły, domu kultury, biblioteki i lokalnego medium (np. telewizji osiedlowej).
Z obecnej strukrury można z powodzeniem pozostawić kuratoria, jako nadzór państwowy, wymuszający jakość kształcenia (uprawnienia publiczne - zachować!), jednak główny nadzór nad placówkami oświatowymi powinny nadal sprawować ich organy założycielskie (samorządzy, stowarzyszenia oświatowe, przedsiębiorstwa). Ich rolą główną byłoby dofinansowywanie wartości bonu edukacyjnego poprzez lokalnych managerów oświatowych i bieżące administrowanie placówkami.
Oczywiście idiotyzmy branżowe w rodzaju Karty Nauczyciela nie miałyby racji bytu, jednak pod warunkiem, że nauczyciel nie pracuja z czterdziestoosobowymi klasami; optimum to 12-15 uczniów w klasie. Zachowalbym też prawo nauczyciela do półrocznego urlopu płatnego, jak dla mnie po minimum 20 latach pracy.
W szkole funkcjonującej z dala od większych ośrodków, gdzie często jest za mało dzieci, by utrzymać "pełną" szkołę), dopuściłbym wielfunkcyjność nauczycieli: byłby humanista (język ojczysty, historia powszechna, historia kultury, duchowość), byłby "ściślak" (matematyka, logika, filozofia), byłby językowiec, byłby przyrodnik (fizyka, chemia, gegrafia) i nauczyciel umiejętności praktycznych(obsługa komputera, majsterkowanie, gotowanie, szycie, etc). Komplet uzupełnialiby: nauczyciel w-f oraz psycholog szkolny. W ten sposób sześciu nauczycieli tworzyłoby kompletną szkołę podstawową.
- W szkolnictwie wyższym pożądane byłoby rodzielenie funkcji dydaktycznych od badawczych - bo nieczęsto wielki odkrywca jest równie dobrym dydaktykiem i na odwrót. Ważna byłaby też nieustająca właściwie i łatwo dostępna, z sercem i dowcipem robiona popularyzacja nauki i jej osiągnięć. A może pomyśleć o kształceniu w nowej specjalności - popularyzator nauki?
- Krok III: treści merytoryczne nauczania
zerówka:
czytanie, pisanie, liczenie, umiejętność posługiwania się myszką i klawiaturą.
podstawówka:
- techniki uczenia się,
- początki przygotowania do uczenia się permanentnego,
- wybrane elementy przyrodoznawstwa, humanistyki, nauk formalnych,
- język ojczysty, języki obce,
- podstawy obsługi komputera,
- początki przygotowanie do życia w demokracji,
- ewentualnie jakieś wprowadzenie w zagadanienie duchowości,
- początki przygotowania do uczestnictwa w kulturze (np. przez elementy edukacji artystycznej, historii powszechnej, wstępu do filozofii, etc)),
- wychowanie fizyczne,
- początki edukacji ekologicznej,
- przedmiot o roboczej nazwie nazwie "erudycja ogólna" dający podstawy do późniejszej szerokiej orientacji w świecie współczesnym.
gimnazjum:
- W większej częsci oddałbym je psychologom, bo nabuzowana hormonami młodzież gimnazjalna owszem, uczy się chętnie, ale zazwyczaj równo nie tego, co chcieliby jej wpoić Szacowni Edukatorzy. Tak zatem:
- treningi psychologiczne (asertywość, otwarcie, komunikacja, zdolność radzenia sobie z własnymi problemami emocjonalnymi, rozumienie siebie jako odrębnej jednostki i jako cząstki zbiorowości, kontrolowanie agresji, elementy nauki poztywnego myślenia, przygotowanie psychiczne do częstych zmian pracy i zawodu, treningi usprawniające pamięć i kojarzenie)
- poszerzenie przyrodoznawstwa, humanistyki, nauk formalnych,
- początek edukacji seksualnej,
- wiedza o świecie współczesnym,
- kontynuacja nauki języka ojczystego i obcych,
- blok przedmiotowy o nazwie roboczej "edukacja kulturalna": historia powszechna, historia kultury, sztuki, literatury i filozofii, wiedza o społeczeństwie)
- kontynuacja erudycji ogólnej,
- kontynuacja przygotowania do życia w demokracji,
- kontynuuacja poznawania zagadnień duchowości,
- wychowanie fizyczne.
liceum/technikum:
- bardziej zaawansowane kursy: historii powszechnej (z historią sztuki, nauki, idei, oraz historią polityczną i społeczną), przyrodoznawstwa, nauk formalnych, nauk społecznych,
- kontynuacja języka ojczystego i obcych,
- kontynuacja przygotowania do życia w demokracji
- kontynuacja erudycji ogólnej,
- kontynuacja wychowania seksualnego,
- zajęcia z rozpoznawania i zaspkajania własnych potrzeb duchowych.
- wychowanie fizyczne,
- przedmioty specjalizacyjne, lub autorskie,
- treningi psychologiczne (obliczone na usprawnienie przyswajania informacji i posługiwainia się nią),
- przedmiot o roboczej nazwie "wikipedia" :-), czyli nauka sprawnego nawigowania w infosferze,
- jakiś przedmiot o roboczej nazwie "przedsiębiorczość",
- elementy kultury prawnej.
Całość powinna być raczej integracyjna (nastawienie wychowania raczej na współpracę i odnalezienie swego miejsca w społeczności), niżli selekcyjna.
Co o tym sądzicie?