Temat: Nastoletni trenerzy. Eksplozja talentu, czy przerost...
Od 3 dni szukam czasu, aby zabrać głos w tym wątku. W końcu chwile znalazłem to i trochę napisałem :)
Odpowiadam tu na wiele pytań, dotyczących uczenia i uczenia
się; tego w jaki sposób młodszy człowiek może uczyć starszego od siebie; tego w jaki sposób kickboxer nigdy nie grający w piłkę ręczną, może poprawić wyniki drużyny piłki ręcznej i poruszam jeszcze kilka innych kwestii.
O uczeniu się i trenowaniu
Jedyną osobą, która jest w stanie czegokolwiek nauczyć Jana Nowaka, jest sam Jan Nowak.
Zgodnie z teorią społecznego uczenia się Alberta Bandury, uczenie polega na naśladowaniu innych i udoskonalaniu tego naśladownictwa. Czyli obserwuję jak ktoś wykonuje czynność i naśladuję go, dodając własne elementy (ulepszenia, dopasowane do moich predyspozycji).
Trener może tylko przyspieszyć proces uczenia
się. Polega to na tym, że trener obserwuje wzór i buduje model działania, a następnie uczy tego modelu działania swojego ucznia. Czyli trener przyspiesza proces ucznia się Jana Nowaka. Proces, który i tak by miał miejsce bez trenera, bo Jan Nowak obserwowałby i naśladowałby wzór (mentora), a NIE trenera.
To właśnie jest społeczna teoria uczenia
się. W ten sposób nauczyłeś
się chodzić i mówić. Nauczyłeś się też przeklinać (jeśli przeklinasz). Nauczyłeś się też, że ogień może oparzyć, a w zimie jest zimno i trzeba się cieplej ubierać, bo można zmarznąć i zachorować. Morsy jednak nauczyły się czegoś innego – jest zimno, a ci w kąpielówkach pływają w lodowatej wodzie;)
Nigdy w życiu nie skakałem wzwyż o tyczce, a mimo to uważam, że jestem w stanie nauczyć owego skakania każdego człowieka, który nie potrafi tego, a chce to zrobić i ma fizyczne predyspozycje do owej czynności.
Jak tego dokonam?
Bardzo prosto. Znajdę człowieka, który jest dobry w skakaniu wzwyż o tyczce. Będę go obserwował, pytał, analizował, sam wykonam kilka skoków i w końcu zbuduję system elementów potrzebnych do skakania wzwyż o tyczce. Będą to, ogólnie mówiąc, elementy otoczenia, zachowania, umiejętności, wartości, przekonań, cech charakteru, i osobowości skoczka oraz idee dla których skacze.
Następnie owego „systemu” nauczę mojego ucznia posługując się np. cyklem uczenia się Davida Kolba. Będę to robił korzystając z obserwacji wzoru (mentora) razem z moim uczniem.
Jedyne co mi jest potrzebne, żeby nauczyć mojego podopiecznego skakania, to podstawowa wiedza i umiejętności dotyczące skakania o tyczce. Zobrazuję to następującą historią.
Kiedyś w przedszkolu Jasiu z Małgosią przyszli do coacha - Piotra. Oznajmili:
- Już od 3 miesięcy staramy się o dziecko, a ciągle go nie mamy.
Coach - sześcioletni Piotruś zapytał:
- A jak się staracie o to dziecko?
- No całujemy się cały czas, a dziecka nie mamy.
- OK, to zaczynamy coaching, będziecie doskonalić to co robicie - powiedział Piotruś.
Rok później Jasiu i Małgosia byli mistrzami podstawówki w całowaniu się, a dziecka dalej nie mieli...
Porzucili swojego coacha...
Pytanie:
Czy coach musiał mieć sam dziecko, żeby jego klienci mieli dziecko?
NIE.
Czy coach powinien wiedzieć skąd się biorą dzieci?
TAK.
To jest właśnie to minimum, które coach powinien wiedzieć, bo jak nie wie, to sobie wszyscy będą błądzić, a cel nie zostanie osiągnięty.
Znam człowieka który wiele lat trenował boks i kickboxing. Potem został trenerem kickboxingu. Pewnego dnia widząc jak moja drużyna gra w piłkę ręczną podszedł do nas i powiedział:
- Ludzie, ja nigdy w życiu w piłkę ręczną nie grałem, nawet całego meczu nigdy nie widziałem, ale to co wy robicie to na pewno nie jest gra. Jak chcecie to pomogę Wam zacząć porządnie grać.
I w taki oto sposób naszym trenerem drużyny piłki ręcznej został kickboser, który nawet podstawowych zasad gry nie znał.
Poświeciliśmy jakieś 5 minut na wytłumaczenie mu podstawowych zasad, a później zrobił z nas drużynę. Wyeliminował nasze trudności i "dopracował" to czego potrzebowaliśmy, czyli zdobywania bramek. Sam jednak nigdy w życiu w piłkę ręczną nie grał.
On po prostu potrafił pomóc ludziom wyeliminować błędy i pomóc osiągać cele.
Więcej na temat tego, jak to się dziej, że coach nie musi być ekspertem w obszarze, w którym pracuje z klientem, napisałem tutaj:
http://www.goldenline.pl/forum/coaching-sztuka-mozliwo...
Trener – Mentor
Co się stanie jak trener powie swojemu uczniowi: „Patrz na mnie, jak ja to robię. Nauczę Cię tego samego”?
Stanie się to, że trener narzuci swojemu uczniowi wzór do naśladowania (autorytet, mentora). Raz może to być dobre, a raz złe. Jako trener nie lubię tego robić i nie robię. Oddzielam funkcje trenera od mentora.
Jak to robię?
Prowadzę szkolenie z drugim trenerem. On prezentuje umiejętność, a ja omawiam ją i uczę jej. Kolejną umiejętność ja demonstruję, a drugi trener omawia i uczy jej itd.
Lub prowadzę szkolenie razem z mentorem – ekspertem będącym dobrym w tym co robi i mającym duże doświadczenie praktyczne. On wszystko demonstruje, a ja przyspieszam proces uczenia
się uczestników szkolenia.
Rozdzielenie funkcji trenera i mentora (wzoru) podnosi komfort uczenia się. Daje też kilka efektów, które przyspieszają proces uczenia się:
1. Trener jest tylko trenerem, a mentor tylko mentorem. Jeśli mentor pomyli się, to trener pracując z mentorem jest w stanie wyeliminować ten błąd.
Uczestnicy szkolenia czują się pewniej niż, kiedy trener i mentor w jednej osobie popełni błąd. Jak jednoosobowy trener i mentor popełnia błąd to traci wiarygodność. Jak trener i mentor pracujący w duecie, to pomyłkę jednego naprawia drugi.
Uczestnicy widzą, że ci dwaj są zgrani, dogadują się i jak nawet jeden pomyli się, to drugi czuwa i wszystko naprawi.
2. Uczestnicy mogą sobie wybrać tego, którego lepiej lubią, lepiej im pasuje, bardziej chcą się od niego uczyć.
Mamy różnych uczestników szkolenia. Jedni wolą uczyć się obserwując praktyka i go naśladując. Inni wpierw wolą słuchać teorii, a potem samodzielnie wykonywać zadanie. Ci pierwsi w naturalny sposób bardziej polubią mentora, a ci drudzy trenera.
Kiedy jednoosobowy trener i mentor prowadzi szkolenie, to zarówno praktycy jak i teoretycy mają do niego jakieś uwagi.
Praktycy: „Niby jest dobry w praktyce, ale strasznie dużo gada o teorii”.
Teoretycy: „Niby ma dużą wiedzę, fajnie wszystko omawia, ale strasznie dużo czasu traci na demonstracje umiejętności”.
3. Proces grupowy. Dwóch prowadzących szkolenie widzi o wiele więcej niż 1 i o wiele więcej potrafi wykorzystać z procesu grupowego zachodzącego wśród uczestników, jeśli tylko potrafią się dogadać. Super praktyk z minimalnymi umiejętnościami trenerskimi i super trener z minimalnymi umiejętnościami praktycznymi widzą o wiele więcej i są w stanie o wiele bardziej pomóc uczestnikom w uczeniu się, niż super praktyk i super trener w jednej osobie. Temat procesu grupowego jest zbyt złożony, żebym go tu opisywał. Zainteresowanym polecam rozdział o procesie grupowym z książki: „Psychoterapia grupowa”, Irvin Yalom. Książka o terapii, ale bardzo konkretna i przystępna, a w książkach o szkoleniach lepszego opisu procesu grupowego jeszcze nie spotkałem.
Czy Kruczek jest za młodym trenerem dla Małysza?
Dlaczego Łukasz Kruczek nie uczynił z Adama Małysza super skoczka?
Dlatego, że jest młody i niedoświadczony? Wątpię. Prawdopodobnie Kruczek buduje inny model super skoczka, niż Małysz. Kruczek ma inną wizję super skoczka, a Małysz inną.
Jeśli zawodnik „cofa się” w rozwoju pod opieką danego trenera, to dlatego, że ma inną wizję – naśladuje inny wzór niż trener.
To tak jakby Kruczek budował model latania obserwując odrzutowiec wojskowy F-16, a Małysz obserwując pasażerskiego Boeinga 737. Oba latają, ale różnica w pilotażu jest ogromna.
W takiej sytuacji można poczekać, aż się dogadają co do wspólnej wizji, albo można zmienić trenera na takiego, co ma podobną wizję do Małysza.
Błędu nie popełnił Kruczek trenując Małysza, lecz Polski Związek Narciarstwa (PZN) zatrudniając Kruczka do pracy z Małyszem. Domyślam się, że błędnie przeprowadzili „rekrutację”. Mówiąc językiem szkoleniowym, źle dobrali trenera do uczestników szkolenia, lub źle dobrali uczestników do szkolenia.
Czasem zdarza się, że na szkolenie z Podstaw Komunikacji Marketingowej, trener dostaje grupę, której 50% uczestników nie wie co to jest marketing, a drugie 50% od kilku lat pracuje w działach marketingu, a szkoleń z marketingu odbyli 5 razy więcej niż trener.
Gdyby w takiej sytuacji trener próbował być mentorem, to prawdopodobnie „poległby”. W grupie jest wielu tzw. naturalnych mentorów, których pozostali uważają za większe autorytety od trenera. Jedyne co trener może zrobić, to owych naturalnych mentorów uczynić jawnymi mentorami.
Dla osób początkujących trener powinien stać się osobą przyśpieszającą ich proces uczenia się od owych naturalnych mentorów (super praktyków).
Natomiast dla mentorów powinien stać się coachem doskonalącym to co oni już potrafią. Może to zrobić poprzez zadawanie pytań, poprzez eliminację błędów, które mimo wszystko popełniają oraz inspirowanie ich do stawiania i osiągania ambitnych celów.
To samo może zrobić trener skoczków narciarskich, który trafia do drużyny złożonej z super zawodowców typu Adam Małysz oraz super początkujących typu reszta drużyny.
Trener owej kadry powinien być:
- trenerem dla słabszych zawodników. Powinien przyspieszać ich proces uczenia się od naturalnego mentora (Małysza). NIE powinien czynić mentora z siebie, bo w grupie jest już silniejszy autorytet. Na bycie mentorem, może sobie pozwolić, ktoś kogo drużyna uważa za autorytet silniejszy od Małysza.
- coachem dla zawodowca i naturalnego mentora, jakim jest w polskiej kadrze Małysz. NIE powinien go trenować, stawać się dla niego mentorem, a tylko pomóc mu wyeliminować błędy i zainspirować do stawiania i osiągania ambitnych celów.
Jak osoby przeprowadzające rekrutację na szkolenie popełnia błąd, to szkolenie można uratować. Trzeba tylko być elastycznym trenerem, dostrzegającym proces grupowy. Jak PZN popełni błąd podczas doboru trenera, to kadrę można uratować, trzeba tylko być elastycznym trenerem, dostrzegającym proces grupowy zachodzący w drużynie.
Jeśli trener tego nie dostrzeże i nie dostosuje się do grupy to „polegnie”. Być może przez to, że ma niskie umiejętności, ale może też przez to, że jest sztywny i chce uczyć swojej wizji.
Na pewno jednak NIE polegnie przez to, że ma małe doświadczenie w zdobywaniu medali olimpijskich.
Trener, żeby być dobrym powinien:
- dostrzegać proces grupowy,
- dogadywać się z naturalnymi mentorami i naturalnymi amatorami,
- umieć przyspieszać proces uczenia się amatorów od mentorów
- coachem dla mentorów.
Jeśli potrafi to zrobić to znaczy, że jest dobrym trenerem, niezależnie od tego ile ma lat. Jeśli nie potrafi to znaczy, że powinien się tego nauczyć niezależnie od tego czy ma 21, czy 51 lat.
Pytanie „Który trener jest lepszy, ten młodszy czy ten starszy?” jest trochę podobne do pytanie: „Który samochód jest szybszy, ten mały czy ten duży?”.
Nie od wielkości zależy moc samochodu. Jeden mały np. Porsche będzie szybszy od pewnego dużego typu Opel Vectra Combi. Natomiast inny mały np. Fiat 126 (Maluch), będzie wolniejszy.
Kilka słów o kształceniu trenerów
Nie zastawiajmy się jak „pozbyć się” młodych, niedoświadczonych trenerów z rynku. Zastanówmy się jak im pomóc i wychować na doświadczonych i kompetentnych trenerów.
Co najczęściej słyszy taki młody niedoświadczony trener?
„Za młody jesteś. Nic nie potrafisz. Zrezygnuj na starcie.”
Pytanie: Czy dobry trener, był dobrym od pierwszego szkolenia jakie zrobił?
Pomyślmy nad tym, bo polska kadra skoczków ma podobne problemy. Kiedyś PZN zastanawiał się jak trenować Małysza? Zapomnieli o tym jak wychować następców Małysza. Teraz chcą wychowywać następców, to zapomnieli o samym Małyszu...
Podobnie jest z innymi sportami w Polsce. Ludzie chcą efektów dorosłych zawodników, a nie wychowują owych dobrych zawodników od dziecka.
Wiele firm szkoleniowych chce mieć super trenerów, a nie wychowuje owych super trenerów od dziecka. Przecież łatwiej jest dać ogłoszenie i znaleźć już gotowego trenera.
Jednak jeśli jakiś dobry trener sam się wychowa na dobrego trenera, to prawdopodobnie nie będzie chciał pracować dla innych, a tylko dla siebie, bo przecież wszystko sam osiągnął.
Krytykując młodych trenerów, pamiętajmy o tym, że pierwszy skok Małysza to nie był rekord skoczni. Zamiast ganić małego Adasia za marny pierwszy skok, podajmy mu rękę i pomóżmy stać się Adamem mistrzem.
Pamiętacie jak w 2000 roku, tuż przed sukcesami Małysza, większość ekspertów od skoków narciarskich jak i kibiców doradzała Adamowi zakończenie kariery? Przecież tyle lat już skakał i nic nie wyskakał?
Może z tych młodych słabych trenerów, jeszcze coś wyrośnie? ;)