Temat: historyjka o polowaniu

Napiszę, jakie mam szczęście, przy czym wbrew pozorom nie chodzi i kontakty damsko-męskie, lecz zawodowe.
Jakieś kilka miesięcy temu udałam się do pewnego, cieszącego się skrajnymi opiniami lasu w celu upolowania jakiejś bliżej nieokreślonej dziczyzny. Oczywiście byli w tym lesie i inni myśliwi, las słynie z tego, że w chwili otwarcia sezonu więcej w nim myśliwych niż zwierząt. Większość z nich z wielką strzelbą i dużym zapasem nabojów, w ciepłych kalesonach, na rauszu i w dobrym humorze. Wiedzieli dobrze, że w tym lesie grasuje tylko drobna zwierzyna, trafić na jelenia trudno, ale liczy się fun, zabawa. W dodatku chociaż nie ma jeleni to zające są, i to dość duże jak na zające. Paru myśliwym udało się ustrzelić takiego wypasionego zająca. Część z nich narzeka, że zając to nie jeleń, trudno go będzie jeść przez całą zimę. Można było iść na polowanie do innego lasu i zasadzić się na większego zwierza, w końcu strzelba i zapas nabojów jest. Teraz narzejkają, że zamiast pieczeni jest pasztet. Ale dobre i to, jako zagrycha pod wódeczkę się nada.
Był i inny, samotny, zmęczony myśliwy. Miał w lichej strzelbie ostatni nabój. Trochę się wachał, czy nie użyć go strzelając sobie w łeb czy jednak sbróbować strzelić w jakieś zwierzę. W końcu jak nie trafi to nie będzie miał już czym się zastrzelić. Umrze z głodu w lesie. Patrzy w dal z nadzieją i rezygnacją zarazem i oczom własnym nie wierzy. Jeleń. Stoi sobie jeleń, po prostu. Jest dość daleko, więc trafić będzie trudno. Nieszczęsny myśliwy przymierza się, waha się w którym kierunku oddać strzał. Własny łeb. Jeleń. Łeb. Jeleń. Łeb. Jeleń. Strzela. Jeleń pada.
Niemożliwe! Zastrzelił jelenia z tej odległości! Ale udało się! Taka kupa mięcha na zimę! Przeżyje. Podchodzi bliżej. Nie mylił się, jeleń leży tam gdzie padł. Nie widać jednak śladu po strzale. Ani kropli jeleniej krwi. Dziwne...
Oklazało się, że jeleń był stary, chory i kulawy i padł nie dlatego, że weń trafiono, ale ze strarości, z chorób , a ostatecznie ze strachu. Co więcej, myśliwy nie spudłował strzelając w jelenia, tylko we własnyn łeb. Szczeście w nieszczęściu, czy odwrotnie?
Myśliwy zastanawiał się, czy w ogóle mięso nadaje się do konsumpcji. Zabił jelenia (a jeżeli, to wystraszył go na śmierć), czy to padlina? Wreszcie, tyle mięsa to zbyt dużo, by udźwignąć i na własnych plecach zanieść do domu. To się nazywa klęska urodzaju.
Był głodny, półżywy i bez szans na powrót do domu w tym stanie. Rozpalił ognisko i postanowił zjeść zdobycz. By przeżyć będzie toto ścierwo jeść tu, w lesie, gdzie straszno i nieśmieszno, a wokół pełno dzikich zwierząt które chętnie zjedzą i jego. Istnieje ponadto ryzyko, że inny samotny zabłąkany myśliwy zastrzeli go w charakterze jelenia. Ale trudno. Żryj, myśliwcze ze smakiem to,coś sobie upolował
No to jem.Małgorzata Borysiuk edytował(a) ten post dnia 03.01.09 o godzinie 15:46