konto usunięte

Temat: WARSZTATY LOMI LOMI NUI

Z chęci przybliżenia Wam wszystkim samej postaci Ewy i jej sposobu pracy na jej kursach, postanowiłam opisać swoje własne wrażenia i doświadczenia z zajęć lomi lomi nui właśnie u niej. Być może ten material pomoże w podjęciu decyzji odnośnie chęci uczestnictwa w warsztatach u Ewy.

Pierwszy raz uczestniczyłam na jej warsztatach w maju 2008 roku w Szczecinie. To tam spędziliśmy pełny tydzień wszyscy razem ucząc się pod jej przewodnictwem.

Zajęcia rozpoczęliśmy w niedzielę demonstracją masażu Ewy na nas samych. Było to niesamowite wrażenie, jako że Ewa swoim ciepłem i cudowną energią, potrafi sprawiać cuda masując ciało pacjenta. Ja osobiście uważam Ewę za najlepszą ‘lomistkę’ dla mnie samej. Lubię jej warsztat, to jak prowadzi całość masażu, pełna skupienia, spokoju ale i przede wszystkim pełna miłości. Wie co, gdzie i jak. Człowiek leżąc na jej stole, czuje się pewnie i swobodnie, po prostu w pełni bezpiecznie.
To właśnie takież podobne wykonanie tego masażu poprzez Ewę stało się dla mnie natychmiastową inspiracją i chęcią poznania tego masażu od kuchni, czyli od strony terapeuty. To pragnienie, obudzone w moim sercu zaraz przy pierwszym doświadczeniu lomi u Ewy, doprowadziło mnie tam na tamten kurs i tamten stół do masażu, gdzie leżąc i poddając się w pełni jej pracy na moim ciele, delektowałam się każdą chwilą, każdym najdrobniejszym momentem, kiedy docierając wspólnie do starych blokad w mięsniach, wspólnie również - uwalniałyśmy je.

Kiedy ja odpoczywałam po swoim masażu, Wojtek miał okazję być tym szczęściarzem, który doświadczał cudownego uzdrowienia z pracy z lomi na nim.

Po tak głębokim poruszeniu mięśni i energii byliśmy gotowi ruszyć dalej z naszą nauką, tak więc jak tylko ogarnęliśmy się oboje tzn Wojtek i ja, z wrażeń po – masażowych, zostaliśmy zapędzeni do ciężkiej pracy przy nauce kroków fregaty, czyli kroków tanecznych używanych bezpośrednio w trakcie całego zabiegu masażu Lomi Lomi Nui. Wojtek okazał się bardziej pojętnym uczniem, mnie za to ciągle myliły się strony, kroki i brakowało mi synchronizacji prawa – lewa półkula mózgu. Nauczycielka nasza jednak nie odpuszczała i prawie że stawała na rzęsach, aby nam tak przedstawić całość, aby w końcu to do nas, a właściwie do mnie – dotarło . Niestety, nie obyło się bez wielkich poświęcej z mojej strony ;) i najzwyczajniej w świecie zostałam zmuszona do ‘tańczenia’ tak długo, aż załapię ;)
Przecudowna, melodyjna muzyka hawajska, która towarzyszyła nam cały czas, na szczęście delikatnie prowadziła nas w rytm fregaty i powolutku, powolutku... udało się! W końcu ogarnęłam, gdzie lewa, gdzie prawa, co która robi i jak co po kolei idzie  ucieszyłam się niezmiernie, choć jak się później okazało moja radość nie trwała zbyt długo. Zgadnijcie czemu... otóż na drugi dzień, już niczego nie pamiętałam i jakkolwiek bym nie machała rękami i nogami, nie przypominało to fregaty w żaden sposób ;) na szczęście mieliśmy nauczyciela z super mocami, czyli super - cierpliwością i tak oto znów Ewa pełna ciepła i spokoju przypominała nam w gruncie rzeczy proste i podstawowe kroki. Ba! Teraz to mi się one wydają proste, ale wtedy... czułam się jakbym nigdy miała tego nie opanować.

W poniedziałek Ewa zabrała nas na wycieczkę. Bezpośredni kontakt z naturą, spacer po lesie i masaż kahi loa na trawie, wśród drzew to piękne i niezwykle silne doświadczenie. Do masażu dołączyło się wszystko co tylko mogło przylecieć lub przypełznąć ;) padła nam bateria w aparacie już po kilku minutach po jego uruchomieniu, a naszym wygłupom, żartom i śmiechom nie było końca. Jak później się okazało tak świetny nastrój i zgranie nie opuszczały nas już do samego końca. Po powrocie do domu nadal praktykowaliśmy kahi loa na sobie i na naszej mistrzyni i tak oto pod jej czujnym okiem przeszliśmy pierwszy etap kursu. Teraz zostało nam już tylko nauczyć się Lomi Lomi – pestka no nie ;)

Ciągła praca z tańcem, ćwiczenia ruchowe nogami i rękoma oraz technikami poszczególnych ruchów w masażu oraz rozmowy bardziej lub mniej związane z tematyką samego lomi i hawajów zajmowały nam całe dnie.
Każdy kolejny dzień wypełniony był po brzegi jakimiś zajęciami. Masaż, obiad, zmiana z bycia workiem treningowym na bycie tym który trenuje itd itp. Czasami przychodzili znajomi lub znajomi znajomych, aby posłużyć nam jako nowe ‘ciało’ do wymasowania. Jak się okazało było to bardzo cenne doświadczenie, tzn możliwość wymasowania różnych osób, z różną budową ciała i strukturą mięśni. Pozwalało nam to na lepsze poznanie siebie i swoich możliwości jako przyszli masażyści, wypróbowanie różnych ruchów i dźwigni, które by pasowały do budowy naszego ciała, wysokości stołu i potrzeby samego pacjenta. Poza tym masując we dwójkę jedną osobę ja i Wojtek mieliśmy możliwość poznać smak sesji grupowej, co jest niezwykle energetyzujące i silnie motywujące.
Z mojej strony śmiało mówię, że wtedy tam na moim pierwszym kursie doświadczyłam najlepszej sesji grupowej jak do tej pory. W jakiś sposób umieliśmy się zgrać z Wojtkiem i tak prowadzić całość zabiegu, że żadno nie tylko nie przeszkadzało drugiemu, a wręcz uzupełniało to drugie. Potrafiliśmy się sharmonizować i myślę, że Ewa jako nasza pacjetka mogła to odczuć jako naprawdę fajne i przyjemne doświadczenie. Należało by tutaj zapewne wspomnieć, że z punktu widzenia pacjenta, doświadczanie sesji grupowej na sobie to ogromne wyzwanie bo zmusza nas leżących na stole, do totalnego poddania się tym, ktorzy nad nami pracują, ale jednocześnie niesamowita, obłędna wprost przyjemność doświadczenia zwiększonej dawki opieki, troski i miłości płynącej jednocześnie od każdej osoby masującej nas w danym momencie. To zdecydowanie, nie przesadzając 100 - krotne zwiększenie dawki odczuć w porównaniu z tym czego doświadczamy będać masowanym przez jedną osobę naraz.

Reasumując, każdy dzień warsztatu wypełniony był nauką, masażami, spacerami, relaxem, kontaktem z przyrodą, wzajemnym zrozumieniem, czułością, wsparciem ale i współpracą, wspaniałą atmosferą i świetnym nastrojem.

I choć brałam już udział w kilku warsztatach Ewy i każdy był wspaniały to jednak tamte pierwsze chwile z masażem lomi zawsze juz będę wspominać tamte jako coś najcudowniejszego, niesamowitego i bardzo wyjątkowego. I zawsze żywię w swoim sercu nadzieję, że jeszcze kiedyś spotkamy się we trójkę razem, aby pomasować nie tylko siebie nawzajem ale i również masując w jednym team’ie.

Dziękuję Ewie i Wojtkowi za udział i stworzenie tak cudownej, ciepłej, przyjacielsko – rodzinnej atmosfery podczas całego kursu i obdarowanie mnie chwilami, które zawsze będą wywoływać we mnie uczucie ciepła i wzruszenia.

Po tamtym kursie udało mi pozostać przy masowaniu i jak tylko mogłam to wracałam do Ewy na kursy, aby przypominać sobie to co zapomniałam, utrwalać to co znałam, korygować to co mogłam jeszcze zrobić lepiej i zawsze obserwując z boku całość zdarzenia jakim był kurs Ewy, zawsze widziałam niezwykły zapał, ciepło i cierpliwość, którym Ewa emanuje w stosunku nie tylko do swoich uczniów, ale absolutnie do każdej istoty spotkanej na swojej drodze. Jej wytrwałość i pasja udziela się każdemu na kursie. Każdy zakochuje się nie tylko w lomi ale i w samej Ewie, tej niezwykłej, wyjątkowej hawajskiej duszy.

Dziękuję Ci Ewuniu, że są takie chwile w moim życiu, które mam nie tylko szczęście, przyjemność ale i zaszczyt dzielić z Tobą. Jesteś jedną z najważniejszych nauczycielek w moim życiu i nie mówię tylko o lomi.

Wierzę, głęboko, że każdy kto spotka Ewę na swojej drodze, może wiele się od niej nauczyć, tylko i wyłącznie przebywając w jej towarzystwie. Tak bowiem mają już stare, mądre i silne dusze, że wystarczy, że są. Dziękuję Ewuniu, że Jesteś.

Niech Boska obfitość Miłości, Zdrowia, Szczęścia, Spełnienia, Bogactwa zawsze manifestuje się dla Ciebie w Twoim życiu.Ewa Małgorzata Siembida edytował(a) ten post dnia 25.08.12 o godzinie 06:15