Michał Z. inexperrectus
Temat: Czytelnictwo w dobie "społeczeństwa wiedzy"
W 2008 r. czytanie książek zadeklarowało zaledwie 38 proc. (!) badanych Polaków (Biblioteka Narodowa, TS OBOP).Problem w tym, że ludzie nie mają głodu ani nawyku czytania. Szkoła, a nawet uniwersytet (!) takich impulsów nie generują. Nie żyjemy w żadnym "społeczeństwie wiedzy", ale w społeczeństwie "ludzi poślednich" (Ortega y Gasset), to znaczy takich, którzy zatrzymali się w rozwoju na etapie poprzedzającym rozpoczęcie samodzielnego myślenia. Jeśli już coś mówią - robią to bez przemyślenia swojego zdania, traktując je jednocześnie jako niepodważalne i starając się narzucać je innym. Politycy, nauczyciele, wykładowcy tylko w tym dopomagają, sami reprezentując pośledniość w czystej postaci.
Skoro nie ma potrzeby sięgania po cudze myślenie i poglądy, bo samemu wie się najlepiej, to po co czytać książki? A po co czytać książki jak na studiach (!) z filologii polskiej wystarczy (a nawet trzeba żeby zaliczyć egzamin, na który wykładowca prosi o przeczytanie 100 pozycji w ciągu jednego semestru) czytać streszczenia i bryki? Po co rozwijać samodzielne myślenie poprzez kontakt z literaturą, skoro nowa matura z polskiego zabrania myślenia i redukuje je do rozwiązywania testów, zgodnie z ustalonym wcześniej przez strażników jedynie słusznej interpretacji (ludzi poślednich), kluczem? Po co rozwijać własne myślenie poprzez kontakt z literaturą (również naukową), skoro w szkole i na studiach wystarczy wiedzieć "co autor miał na myśli?", skoro większość nauczycieli i wykładowców (ludzi poślednich) uzurpuje sobie prawo do przedstawiania i egzekwowania jedynej słusznej interpretacji danego dzieła (również naukowego) i wizji rzeczywistości?
Jeżeli ktoś nie ma w sobie poczucia braku, ten czytać nie będzie. A brak poczucia braku to skrajny analfabetyzm ludzi podatnych na odgórne manipulacje. Im mniejszy potencjał kultury symbolicznej w człowieku (czytaj: im mniej książek przeczytanych na serio, z drapieżnością nasycającą tożsamość życiodajną narracją - a nie odczytanych zgodnie z obowiązującym kluczem narzuconym przez ludzi poślednich nazywających się autorytetami), tym bardziej jest on podatny na przemoc symboliczną i manipulację. I tym bardziej nie zdaje sobie z tego sprawy, paplając się radośnie w swoim analfabetyzmie.
A przecież niby żyjemy w tak zwanym "społeczeństwie wiedzy", prawda?
Okropnie puste to i bałamutne hasło, które swoją perswazją i chwytliwością fałszywie przekonuje, że nie ma o co się martwić.
Orkiestra coraz głośniej gra na Titanicu...