Temat: Medytacja
Frederick R.:
Chciałbym zapytać Was o "techniki" medytacyjne. Rzadko kiedy rozmawia się na ten temat i uważam, że nie jest to właściwe.
Właściwie to nie ma w tym nic niewłaściwego o ile nie robi się z tego "wielkiej imprezy". "Intymność" dotyczy naszej osobistej praktyki, albo np. pewnych "sekretnych aspektów praktyki. Z drugiej strony nie ma nic niewłaściwego, kiedy np. osoby wykonujące taką samą praktykę dzielą się informacjami na jej temat. To nie jest tak, że o medytacji można tylko z nauczycielem i to wyłącznie z rdzennym lamą. Natomiast czymś niewłaściwym byłoby przekazywanie(niewłaściwym osobom) szczegółów jakieś praktyki np. na temat fazy stwarzania czy fazy doskonałości, czy np. na temat fazy doskonałości z charakterystykami, kiedy to w ramach praktyki jidama wykonujemy ćwiczenia na kanały, wiatry i tigle itp.
W biografiach wielkich nauczycieli ciągle natrafiam na przykłady, gdzie nauczyciel instruował ucznia co powinien robić. Sam niestety nie byłem nigdy "pouczony" :)
A może nigdy nie prosiłeś oto swojego lamy:)
Medytuję codziennie a przynajmniej bardzo się staram. Najczęściej medytuję na Buddę Medycyny, prawie równie często wykonuję Trzy Światła.
Początki medytacji są podobne. Później następuje podobno najważniejsza ale taż najbardziej zaniedbywana faza rozpuszczenia.
Obie fazy praktyki są ważne i żadna z nich nie może być zaniedbywana. Jeśli faza doskonałości tyb. dzogrim skr. sampanna krama (w DD "faza rozpuszczania")jest zaniedbywana wówczas praktyka nie przyniesie efektów. Podobnie jest z pozostałymi elementami medytacji. Jeśli otrzymujesz poprawne wprowadzenie w praktykę medytacji wadżrajany to nie sposób "zaniedbywać" tego aspektu praktyki. Obie fazy stanowią podstawę praktyki na dowolny aspekt buddy. Owszem, bywa tak, że w różnych praktykach, czy etapach praktyki podkreśla się tę czy inną "fazę".
Rozpuszczamy wszelkie formy i zjawiska.
W fazie „rozpuszczania” nie chodzi oto by rozpuszczać formy czy zjawiska, ale lgnięcie do nich. Wszak zjawiska cały czas się pojawiają. No chyba, że zależy ci na wzmacnianiu nihilistycznego poglądu;):) Fakt, że w podstawowej fazie "rozpuszczania", wyobrażamy sobie, że np. mandala rozpuszcza się w aspekt buddy, który z góry do dołu i z dołu do góry rozpuszcza się w centrum serca i w sylabę nasienną. Następnie sylaba nasienna stopniowo z dołu do góry rozpuszcza się w bindu(thigle). Po jakimś czasie bindu zamienia się w nada…Nada „rozpuszcza się” i medytujemy na naturę umysłu. Ale celem tej części fazy "rozpuszczania" nie jest rozpuszczenie zjawisk. To że całą wizualizację rozpuszczamy w centrum serca ma określony sens i znaczenie. Ale nie będziemy o tym rozprawiać na forum publicznym.
Nie łapiemy myśli, pozwalając aby przelatywały. Czasami pojawiają się jakieś obrazy podobne do snów, innym razem jakieś wnioski, czasami cisza innym razem mętlik w głowie.
Dobre:) To stanowi istotę instrukcji podstawowej formy fazy „rozpuszczania”, kiedy medytujemy na naturę umysłu:)
No i co dalej? Robię to dwadzieścia lat i według mojej oceny nie posunąłem się dalej
Może coś robię źle?
Praktykować dalej:)
Spróbuj spojrzeć na siebie wstecz do czasów sprzed medytacji. Jak wtedy funkcjonowałeś itp. I co? tylko nie mów, że nie widzisz żadnej różnicy;):) Z praktyką medytacji jest jak z naszymi ulubionymi perfumami. Po jakimś czasie ich używania wszyscy je czują… tylko nie my;)
Z drugiej strony poprawne instrukcje do medytacji obejmują nie tylko nauki na temat fazy stwarzania i fazy doskonałości, ale również jak poprawnie powtarzać mantry, jak doskonalić fazę stwarzania(podczas sesji medytacyjnej i pomiędzy sesjami), po co się ją praktykuje, czy nauki na temat praktyk pomiędzy sesjami medytacji np. jak utrzymywać naszą praktykę podczas jedzenia, spania, kąpieli, czy np. budzenia się, spaceru czy innych codziennych aktywności. Do każdej z nich istnieją wyjaśnienia, jakie wizualizacje można stosować podczas jedzenia czy np. spaceru. Tego typu instrukcje związane są z dowolnym jidamem np. budda medycyny, amitabhą itd. Oznacza to, że nie wystarczy np. przez 20 lat wykonywać daną medytację, ale warto zastanowić się jak ją praktykowałem, jakie jest moje zrozumienie danej praktyki i jak przenoszę doświadczenie uzyskane dzięki medytacji do życia codziennego. Medytacja i „po medytacji” to nie powinny być dwa odrębne światy:) To tak w skrócie:)
W biografii Buddy wyczytałem, że osiągał w medytacji jakiś stopień (pierwszy, drugi, trzeci, czwarty) i opuszczał nauczyciela. W końcu trafił na takiego, który pokazał mu jeszcze jeden głębszy. Do reszty doszedł sam.
Osiągał kolejno stany różnego wchłonięcia... dla mnie jest to abstrakcja.
No jak dla większości z nas :):):)
W przypadku twojej praktyki ważniejsze jest doskonalenie pewnych aspektów praktyki buddy medycyny. Ma tutaj na myśli kluczowe elementy fazy stwarzania jak klarowna wizualizacja, doskonalenie dumy wadżry(czyli "przekonania", że jest się Buddą Medycyny) i pamiętanie o czystości, czyli znajomość symboliki buddy medycyny. Z tych trzech(szczególnie dla początkującego) najważniejsze jest doskonalenie dumy wadżry. Poczatkujący powinien kłaść większy nacisk na dumę wadżry niż na klarowną wizualizację, do której dochodzi się najczęściej po latach praktyki uzupełnionej ćwiczeniami wizualizacji stosowanymi pomiędzy sesjami medytacji i/lub stosowanymi w trakcie formalnej sesji medytacji np. buddy medycyny.
Mówią, że o medytacji i osiągnięciach nie powinno się zbyt dużo rozmawiać. W jaki sposób mam to więc porównać i stwierdzić czy robię jakiekolwiek postępy?
No niby tak, ale to dotyczy raczej tego drugiego, czyli „osiągnięć”.
W obecnych czasach kontakt z Nauczycielem jest sporadyczny i nie ma On czasu na osobiste pytania.
Niemożliwe?!. Wszyscy lamowie jakich spotkałem(a trochę tego było;):)) zawsze mieli czas na osobiste wskazówki. Jeśli twój rdzenny lama nie ma czasu na osobiste pytania zawsze możesz udać się po poradę do innego lamy, któremu ufasz i poprosić go o poradę, wyjaśnienia itp. Jest to normalne i zdroworozsądkowe podejście.
Z innej beczki. W guru jodze VIII Karmapy możemy przeczytać:
„„…Modlitwa sama w sobie roznieca oddanie. Oddanie samo w sobie roznieca ogień błogosławieństw. Ogień błogosławieństw sam w sobie sprowadza zwykłe i najwyższe siddhi, które spadają jak deszcz klejnotów, wypełniając niebo i ziemię…”
Oznacza to, że kiedy pojawi się w nas prawdziwe oddanie dla lamy to dzięki temu jesteśmy otwarci na błogosławieństwa. Dlatego tekst mówi, że „Oddanie samo w sobie roznieca ogień błogosławieństw”. Im więcej oddania tym więcej błogosławieństw otrzymamy. Lama zawsze promieniuje błogosławieństwami, taka jest natura jego urzeczywistnienia, że On zawsze obdarza błogosławieństwami. To nie jest tak, że dopiero jak coś zrobimy wówczas lama obdarzy nas błogosławieństwem. Wszystko zależy tylko od tego czy my się na nie otworzymy. Kiedy się otworzymy, to oddanie rozpali ogień błogosławieństw. Błogosławieństwa są tu porównane do ognia, ponieważ tak jak cokolwiek wrzucimy do wielkiego ognia to spłonie. Jak ogień jest w stanie spalić wszelkie nieczystości, podobnie błogosławieństwo ma moc „spalania” wszystkich trucizn naszego umysłu. Kiedy w wyniku błogosławieństwa lamy znikną trucizny naszego umysłu, to spontanicznie obudzą się w nas urzeczywistnienia, osiągnięcia. To, co w sanskrycie nazywa się, siddhi - zwykłe i najwyższe siddhi. Do czego zmierzam. Oddanie stwarza przestrzeń, w której możliwe jest otrzymanie pomocy, wsparcia od lamy nawet, jeśli nie jest on fizycznie obecny. Czas i odległość nie mają tutaj żadnego znaczenia. W ten sposób można otrzymać pomoc od lamy, czy to w formie snu, wizji, czy inspirującego bodźca, który sprawi, że w nasze ręce wpadnie książka, w której znajdziemy odpowiedź na nasze pytania, albo np. spotkamy innego lamę, który odpowie na nasze pytania itp. itd. Czasem zapominamy jak wielką moc ma oddanie i zaufanie do lamy.