Temat: praca na uczelni wyższej
Krzysztof D.:
myślę Kamil ( patrząc na twój profil) że nie wiesz dokładnie jak to jest.
nie można generalizować, są zakłady na uczelni w których pracują fachowcy mocno związani z przemysłem, a są takie gdzie nie są.
Fakt, studiowałem na jednej tylko uczelni, na jednym wydziale, to sie o całej Polsce nie wypowiem, nawet nie mam takich ambicji, ale mogę się wypowiedzieć o tym co jest na moim wydziale. Podobno nie najgorszym na PW. Jest pewna grupa wykładowców, którzy są "rzeczowi", idą z postępem, zarówno w treści swoich przedmiotów, jak i w formie wykładów, są zadowoleni z życia, ogólnie widać, że im się w życiu udało. W większości są to ludzie powiązani jakoś z przemysłem. Niektórzy współpracują z fabrykami, inna mieli przerwę w pracy na uczelni i teraz wrócili do tego. I ok. Ale to jest moooże 20% wykładowców na moim wydziale. A reszta? Zatrzymała się na tym, co się nauczyli kilkadziesiąt lat temu i to ciągle powtarzają. Np. jeden doktor mający się za wielkiego fachowca i technologa ciągle powtarza przykład, jak to kiedyś w fabryce zrobili lemiesze do pługów ze świeżej, niesezonowanej stali i wszystkie popękały. Super. Ale jak to się ma do obecnego stanu techniki? Można żyć wspomnieniami. Albo inny doktor, który na laborkach daje pożółkłą zszywkę, na oko minimum 25 lat, i pierwsze zdanie "w ostatnich latach coraz bardziej popularna jest obróbka...". Powiew świeżości, jak przystało na dobrą techniczną uczelnie. Nie mówię, że wszyscy z kadry naukowej są tacy, ale taka jest niestety większość.
Podobnie jest z doktorantami. Znam osobiście doktorantów, którzy widać, że coś robią. Pracują w firmach, robią badania, prowadzą ćwiczenia. I jest szansa, że z nich będą naprawdę dobrzy i postępowi naukowcy. Ale jest też duża grupa takich, którzy zostali na uczelni, mam wrażenie, z przyzwyczajenia, braku lepszego pomysłu, strachu przez rynkiem pracy. I siedzą w swoich pokojach udając jakie to ważne funkcje pełnią. Z takimi naukowcami to my do przodu nie pójdziemy.
Uważam, że karierę naukową powinno się umożliwiać i na wszelkie sposoby ułatwiać ludziom, którzy mają się czym pochwalić, mają już jakieś osiągnięcia. Lepiej mieć 1 doktora i zapłacić mu 3x, niż 3, w tym 2 kiepskich i każdemu zapłacić po 1x.
Najbardziej absurdalna sytuacja występuje na uczelniach rolniczych. Duża część z ludzi tam studiujących to dzieci rolników, sadowników, którzy mają gospodarstwa i będą w nich pracować, ale póki młodzi, to studiują, dla satysfakcji, poznania ludzi, dyplomu. Ale jest tez część np. studentów ogrodnictwa, którzy wieś widzieli głównie w tv, a poszli na ogrodnictwo, bo lubili biologię w LO. I co się okazuje? Rolnicy kończą studia i wracają do rodzinnych wsi, na własne gospodarstwa. A "mieszczuchy" mają wybór, albo sprzedawać w sklepie, albo zostać na uczelni. I powstaje kadra naukowców teoretyków, którzy o budowie jabłka wiedzą dosłownie wszystko, co do komórki, ale w sadzie byli, owszem, ale eksperymentalnym, przy uczelni.