Temat: Humaniści vs inżynierowie - szanse na rynku pracy

Przemek C.:
No i jeszcze jedno... bo niestety to co Pan pisze, Panie Witoldzie, zakrawa troszkę na groteskę... :) Nie chcę tu się bawić w adwokata p. Andrzeja...

Potrafie sie sam obronic ale zgadzam sie z Panem, ze to nieco na groteske zakrawa albo jest przykladem "myslenia bardzo roszczeniowego". Po co mialby czlowiek studiowac, jak wedlug pana Witolda absolwent jest kompletnie nieprzydatny do pracy?

Tak sie jakos jednak sklada, ze swiat od dawna w ten sposob funkcjonuje i to calkiem niezle. Studenci koncza uczelnie, maja na pewno wiecej wiedzy teoretycznej niz praktycznej, ale nie zaczynaja od stanowisk kierowniczych lecz gdzies ponizej. Ucza sie faktycznie dalej w pracy ale przede wszystkim pracuja, owoce tej pracy sa widoczne i otrzymuja za to wynagrodzenie.

Jak ktos mysli, ze po studiach musi sie dalej uczyc i na dodatek otrzymywac pieniadze ale nic w zamian nie dawac bo "nie potrafi" to mi takiej osoby tylko szkoda.

Ja od paru miesiecy poszukuje bezskutecznie przynajmniej dwoch inzynierow z przetworstwa tworzyw sztucznych (formy wtryskowe), w jednym przypadku moze byc calkiem swiezy absolwent jakby znal dobrze niemiecki.

Temat: Humaniści vs inżynierowie - szanse na rynku pracy

Witold B.:
Szkolenie inżyniera do względnej przydatności, to 1-2 lata, a do objęcia samodzielnego kierowniczego stanowiska, moim zdaniem min. z 5 lat (prawne minimum to niby 2 lata wymagane do uprawnień).

Nieprawda, inzynier powinien byc od razu przydatny bo po to studiowal 5 czy iles tam lat. Sila rzeczy zaczyna od prostszych rzeczy i ma przelozonego, ktory nim kieruje i od ktorego sie uczy. Jak tak nie jest to absolwent w jakis sposob "przeslizgnal" sie przez studia, moze nawetv kupil prace dyplomowa na Allegro albo tez studiwal na jakiejs dziwnej uczelni.

Ja prosze Pana po bodajze 3 roku musialem zaliczyc praktyke w zakladzie o profilu elektrycznym. Poniewaz pochodze z Gdanska i mialem troche "znajomosci" zalatwilem sobie raczej atrakcyjna praktyke jako elektryk na statku. Jak przybylem na ten statek, a nie byl to zaden wielki statek, to okazalo sie, ze innego elektryka tam nie bylo. No i plywalem i pracowalem przez 3 miesiace, uczac sie od zera, a statek jakos nie zatonal.Andrzej Pieniazek edytował(a) ten post dnia 29.07.10 o godzinie 20:38

konto usunięte

Temat: Humaniści vs inżynierowie - szanse na rynku pracy

Przemek C.:
Panie Witoldzie... czytając Pańskiego powyższego posta przypomniała mi się pewna sytuacja ze spotkania ze studentami, w którym miałem okazję uczestniczyć. Otóż na spotkaniu tym poruszona została kwestia możliwości odbycia przez studentów praktyk w naszej firmie, po czym jeden ze studentów wstał i zapytał: "Ile pieniędzy dostanę za takie praktyki?"...

Cóż, nie wiem na ile mój post przypomina takie zachowanie, ale ja na miejscu tego studenta raczej wolałbym zapytać czym bym się na takiej praktyce miał zajmować, czego bym się nauczył oraz czy bierzecie studentów od ręki, a nie opowiadacie bajek jak sporo innych firm, o tym jak to chcą brać studentów na praktyki, żeby ich uczyć, a potem robią normalną selekcję jak przy zwykłej rekrutacji.

Znam wielu studentów i absolwentów na początku swojej kariery, więc mogę chyba całkiem trafnie stwierdzić, że większość, przynajmniej ta rzeczywiście nadająca się na inżynierów, raczej chce się czegoś na początku nauczyć, a nie od razu o kasę wołać. Choć z drugiej strony pracodawcy też przesadzają czasem, koledze po obronie jedna firma zaoferowała 1500 brutto za pracę w innym województwie.

Btw spotkań ze studentami o oferowania praktyk. Raz jak u mnie na uczelni pojawił się człowiek z pewnej firmy (przynajmniej potrafił przyznać wprost, że dla nich to głównie dobry PR), to stwierdził, że oni chętnie biorą studentów na praktyki, ale że już tylu chętnych mieli, że brakowało im robót na które mogliby ich wepchać. To kolejny czynnik, który sprawia, że w brak inżynierów (absolwentów) nie wierzę.
Andrzej Pieniazek:
Tak sie jakos jednak sklada, ze swiat od dawna w ten sposob funkcjonuje i to calkiem niezle.

Najwyraźniej tak świetnie nie funkcjonuje skoro twierdzicie Panowie, że jednak inżynierów jest za mało. Pracodawcy niechętnie biorą ludzi z wiedzą czysto teoretyczną, bo często i jej nie ma na dobrym poziomie. Teraz studia może skończyć praktycznie każdy, bo skutkiem propagandy naganiającej tłumy na uczelnie techniczne jest ich przeładowanie.
Andrzej Pieniazek:
Jak ktos mysli, ze po studiach musi sie dalej uczyc i na dodatek otrzymywac pieniadze ale nic w zamian nie dawac bo "nie potrafi" to mi takiej osoby tylko szkoda.

Mi bardziej szkoda osób zatrudniających inżynierów, którzy myślą, że wszystko już umieją. Mi często powtarzano, że inżynier uczy się całe życie, a uczelnia zapewnia tylko podstawy wiedzy, którą prawdziwy inżynier musi posiąść. Kto uważa, że jest inaczej, moim zdaniem jest w błędzie.
Andrzej Pieniazek:
Ja od paru miesiecy poszukuje bezskutecznie przynajmniej dwoch inzynierow z przetworstwa tworzyw sztucznych (formy wtryskowe), w jednym przypadku moze byc calkiem swiezy absolwent jakby znal dobrze niemiecki.

To chyba raczej niszowa branża, więc problemy ze znalezieniem takich ludzi mogą rzeczywiście być, ale z drugiej strony, zapotrzebowanie na nich też raczej nie jest stałe ani duże, zatrudnia się ich gdy w danym momencie są potrzebni.
Dodatkową barierą jest też język właśnie. Teraz jest moda na angielski i jego większość osób się uczy. Podejrzewam, że po całkowitym otwarciu niemieckiego rynku pracy moda na język niemiecki powoli zacznie wracać.
Andrzej Pieniazek:
Nieprawda, inzynier powinien byc od razu przydatny bo po to studiowal 5 czy iles tam lat. Sila rzeczy zaczyna od prostszych rzeczy i ma przelozonego, ktory nim kieruje i od ktorego sie uczy. Jak tak nie jest to absolwent w jakis sposob "przeslizgnal" sie przez studia, moze nawetv kupil prace dyplomowa na Allegro albo tez studiwal na jakiejs dziwnej uczelni.

Przydatny może być, ale na pewno nie tak przydatny jak inżynier z co najmniej 2 letnim doświadczeniem.

Co do "prześlizgnięcia" się, to by się Pan pewnie zdziwił jak o to teraz łatwo i jak studenci to wykorzystują.
Znam przypadki studentów, którzy potrafili świadomie oddawać źle wykonane projekty, bo szkoda było im czasu i wysiłku na poprawianie. Wychodzili z prostego założenia, że jak prowadzący ma stertę 300 innych do sprawdzenia, to pewnie nie będzie sprawdzał ich zbyt dokładnie. W skrajnym przypadku jeden znajomy potrafił 3 razy oddawać ten sam źle wykonany projekt bez jakiegokolwiek poprawiania, aż w końcu przeszedł. :P
Najgorsze jest to, że bardzo wielu studentów robiąc takie rzeczy (np. projekty) nie wychodzi z założenia, że robią to by się czegoś nauczyć, tylko robią to byle zaliczyć i mieć z głowy. Jaki później z takiego człowieka ma być inżynier? Też w pracy będzie kombinował na każdym kroku, byle sobie życie ułatwić.

Temat: Humaniści vs inżynierowie - szanse na rynku pracy

Witold B.:
Przemek C.:
Co do "prześlizgnięcia" się, to by się Pan pewnie zdziwił jak o to teraz łatwo i jak studenci to wykorzystują.
Znam przypadki studentów, którzy potrafili świadomie oddawać źle wykonane projekty, bo szkoda było im czasu i wysiłku na poprawianie. Wychodzili z prostego założenia, że jak prowadzący ma stertę 300 innych do sprawdzenia, to pewnie nie będzie sprawdzał ich zbyt dokładnie. W skrajnym przypadku jeden znajomy potrafił 3 razy oddawać ten sam źle wykonany projekt bez jakiegokolwiek poprawiania, aż w końcu przeszedł. :P

I dziwi się Pan pracodawcom, że nie chcą zatrudniać inżynierów zaraz po studiach ??
Osobiście znam przypadek inż. mechanika, który nie wiedział co to jest stal.
Poszukiwanie pracy to bardzo ciężka i niewdzięczna praca. I z reguły zaczyna się na niskich stawkach i stanowiskach. To samo jest jeżeli zmienia się branżę. Bo niby doświadczenie jest, ale w branży jest się nowym i trzeba sobie wiele rzeczy przypomnieć.
Zgadzam się z p. Andrzejem że przedstawia pan postawę roszczeniową w stosunku do pracodawców.
Podobnie jak w toku studiów następuje odsiew ludzi nie dających sobie rady na danym kierunku lub takich, których to nie interesuje. Tak i po studiach życie odsiewa tych, którzy się widza w danym zawodzie i chcą w nim pracować od takich, którzy takie determinacji nie mają bo np. w 100% uwierzyli, że po skończeniu politechniki zostaną zarzuceni ofertami pracy.

Temat: Humaniści vs inżynierowie - szanse na rynku pracy

Witold B.:
To chyba raczej niszowa branża, więc problemy ze znalezieniem takich ludzi mogą rzeczywiście być, ale z drugiej strony, zapotrzebowanie na nich też raczej nie jest stałe ani duże..

Ta wypowiedz z kolei swiadczy, ze nie ma Pan wiekszego pojecia o polskiej gospodarce. Nie wymagam od inzyniera budowlanca azeby mial jakas wielka wiedze o o innych galeziach przemyslu ale gazety czy internet to kazdy chyba czyta i powinien jakies tam wnioski wyciagac.

Raczej trudno nie zauwazyc, ze w Polsce bardzo rozwinely sie takie galezie przemyslu jak samochodowy czy AGD. Dla nich pracuja setki poddostawcow produkujacych elementy i podzespoly plastykowe, mechaniczne, elektromechaniczne i elektronike / automatyke wraz z oprogramowaniem. Dla budowlanca po tyle ciekawe, ze te fabryki musza sie gdzies miescic, czyli ciagle trzeba cos dla nich budowac.. itd.. itd..

konto usunięte

Temat: Humaniści vs inżynierowie - szanse na rynku pracy

Andrzej Walczak:
I dziwi się Pan pracodawcom, że nie chcą zatrudniać inżynierów zaraz po studiach ??

Ja się temu nie dziwię. Po prostu nie chcę, żeby ktoś opowiadał bajki o tym jak to studia inżynierskie są gwarancją znalezienia pracy, bo sobie wymyślił, że mamy za mało inżynierów, a właśnie to próbują wciskać ludziom ciągle pojawiające się artykuły poruszające ten temat.
Andrzej Walczak:
Poszukiwanie pracy to bardzo ciężka i niewdzięczna praca. I z reguły zaczyna się na niskich stawkach i stanowiskach. To samo jest jeżeli zmienia się branżę. Bo niby doświadczenie jest, ale w branży jest się nowym i trzeba sobie wiele rzeczy przypomnieć.

Ja się z Panem całkowicie w tej kwestii zgadzam, tylko jaki sens w takim razie ma gloryfikacja inżynierów i naciąganie młodych na studia techniczne?
Absolwent uczelni technicznej obecnie jest w podobnej sytuacji co absolwenci kierunków ekonomicznych, tylko studia ma cięższe. Można się co najwyżej pocieszać, że jednak jest trochę lepiej niż po studiach humanistycznych.
Andrzej Walczak:
Zgadzam się z p. Andrzejem że przedstawia pan postawę roszczeniową w stosunku do pracodawców.

Owszem, wykazuję postawę roszczeniową, bo chciałbym, żeby pracodawcy porządnie traktowali inżynierów już od początku, a nie dopiero gdy im będą oni potrzebni. Osobiście jeszcze moim roszczeniem wobec pracodawców jest to, że chciałbym dostać pracę rozwojową, w której rzeczywiście mam szansę się czegoś nauczyć. Czy to tak dużo?

Temat: Humaniści vs inżynierowie - szanse na rynku pracy

Witold B.:

Ja się temu nie dziwię. Po prostu nie chcę, żeby ktoś opowiadał bajki o tym jak to studia inżynierskie są gwarancją znalezienia pracy, bo sobie wymyślił, że mamy za mało inżynierów, a właśnie to próbują wciskać ludziom ciągle pojawiające się artykuły poruszające ten temat.
Nie wiem skąd taka wiedza o gwarancjach znalezienia pracy - tego to raczej nikt panu nie zagwarantuje. Na to składa się dużo więcej czynników niż tylko ukończenie studiów.
Ja się z Panem całkowicie w tej kwestii zgadzam, tylko jaki sens w takim razie ma gloryfikacja inżynierów i naciąganie młodych na studia techniczne?
Absolwent uczelni technicznej obecnie jest w podobnej sytuacji co absolwenci kierunków ekonomicznych, tylko studia ma cięższe. Można się co najwyżej pocieszać, że jednak jest trochę lepiej niż po studiach humanistycznych.
Gdyby w Polsce była gloryfikacja pracy inżynierów to zarabialibyśmy przeciętnie po 7000-8000 na rękę a nie ze 3000-3500.
Moim zdaniem zamiast programów dofinansowywania studiów technicznych należałoby wprowadzić pełnopłatne studia. To skutecznie zastopowałoby produkcję ludzi z wyższym wykształceniem takich co to właśnie myślą że jak będą studia to i praca będzie łatwa lekka i przyjemna.
Paragoksem jest to że łatwiej jest teraz znaleźć pracę po szkole średniej niż po studiach :)

Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że studia sa na poziomie dawnych techników - mówię tu o mechanice, czy elektryce bo te dziedziny jestem w stanie porównać. Chodzi mi o wiedzę jaką się uzyskuje po zakończeniu studiów i jaką miał kiedyś technik po ukończeniu technikum. Niestety technika ktoś "mądry" zlikwidował.
Andrzej Walczak:
Zgadzam się z p. Andrzejem że przedstawia pan postawę roszczeniową w stosunku do pracodawców.

Owszem, wykazuję postawę roszczeniową, bo chciałbym, żeby pracodawcy porządnie traktowali inżynierów już od początku, a nie dopiero gdy im będą oni potrzebni. Osobiście jeszcze moim roszczeniem wobec pracodawców jest to, że chciałbym dostać pracę rozwojową, w której rzeczywiście mam szansę się czegoś nauczyć. Czy to tak dużo?

Niestety panie Witoldzie tutaj wracamy do pana kolegów prześlizgujących się przez kolejne zaliczenia. Tacy ludzie właśnie skutecznie zniechęcają pracodawców do inwestowania w młodego inżyniera. Jeden taki człowiek skutecznie zniechęca firmę do ponowniej próby zatrudnienia młodego inżyniera czy przyjęcia go na praktyki.
Swego czasu w biurze, w którym pracowałem przyjęto dwóch praktykantów z wydziału mechanicznego.
- jeden był zainteresowany tylko jak najszybszym opuszczeniem miejsca praktyki i wpisem do zeszytu
- drugi nie wiedział czy będą na energetyce to chce pracować przy parze, konstrukcjach stalowych, pipingu czy wentylacji.
Obaj nie pytali o cokolwiek. Niby wszystko wiedzący, wszystko trzeba było po nich poprawiać.
Za praktyki dostali kasę, a szef powiedział że nigdy więcej praktykantów czy młodego inż. zaraz po szkole.
Biuro nie bylo duże bo zatrudniało 40 inżynierów o różnym stażu. I takie firmy najszybciej się zrażają do zatrudniania młodych inżynierów.
To samo się tyczy sytuacji zmiany branży nawet jeżeli ma się już jakieś doświadczenie ale z czegoś innego.

konto usunięte

Temat: Humaniści vs inżynierowie - szanse na rynku pracy

Andrzej Walczak:
Nie wiem skąd taka wiedza o gwarancjach znalezienia pracy - tego to raczej nikt panu nie zagwarantuje. Na to składa się dużo więcej czynników niż tylko ukończenie studiów.

Ma Pan absolutną rację, ale bardzo często uczelnie techniczne w materiałach rekrutacyjnych oraz wiele artykułów pisze wprost lub chociażby sugeruje, że właśnie tak jest.
W rzeczywistości studia techniczne są takim samym krokiem do przyszłej kariery jak studia ekonomiczne, medyczne, czy nawet humanistyczne. Mi po prostu cały czas chodzi o to, że niezależnie czy inżynierów rzeczywiście brakuje, czy nie, nie powinno się wprowadzać młodych ludzi świadomie w błąd, gdy mają dokonać wyboru kierunku w którym chcą podążać.
Gdyby w Polsce była gloryfikacja pracy inżynierów to zarabialibyśmy przeciętnie po 7000-8000 na rękę a nie ze 3000-3500.

Owszem, z zarobkami tak jest, ale proszę się zainteresować od czasu do czasu pojawiającymi się artykułami dotyczącymi pracy i perspektyw po różnych typach uczelni.
Zawsze przedstawia się uczelnie techniczną jako praktycznie gwarantującą pracę w wyuczonym zawodzie, a humanistyczną jako praktycznie pewne bezrobocie. Jednak w rzeczywistości w obu przypadkach na to co na absolwenta czeka, nie wpływa sam typ uczelni, ale to co dany absolwent sobą reprezentuje.
Tylko co młody człowiek wybierający studia ma zrobić pod takim naporem propagandy? Idzie tam gdzie media sugerują najlepsze perspektywy. Kiedyś promowano "zarządzanie i marketing" jako pewną drogę do kariery, później były to kierunki ekonomiczne, bo miało ekonomistów brakować, a teraz są to kierunki techniczne, często takie, które już od lat na brak chętnych nie mogą narzekać.
Moim zdaniem zamiast programów dofinansowywania studiów technicznych należałoby wprowadzić pełnopłatne studia. To skutecznie zastopowałoby produkcję ludzi z wyższym wykształceniem takich co to właśnie myślą że jak będą studia to i praca będzie łatwa lekka i przyjemna.

Owszem, popieram taki pomysł. Moim zdaniem tylko dwa rozwiązania byłyby w stanie uzdrowić nasz system szkolnictwa wyższego w tej chwili.
Pierwsze, to właśnie pełnopłatne studia, ale z odpowiednim systemem kredytów i stypendiów dla najlepszych, które pomagałyby na takich studiach się utrzymać.
Drugie natomiast, to studia finansowane przez państwo, ale nie od "łebka", a w zależności od jakości kształcenia jaką dana uczelnia jest w stanie zagwarantować oraz od rzeczywistego zapotrzebowania na absolwentów. Mam na myśli absolwentów w sensie ludzi tuż po studiach, a nie częściowo fikcyjnego zapotrzebowania na konkretnych fachowców, którzy musieliby się pojawić z powietrza, żeby je zaspokoić.
Paragoksem jest to że łatwiej jest teraz znaleźć pracę po szkole średniej niż po studiach :)

Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że studia sa na poziomie dawnych techników - mówię tu o mechanice, czy elektryce bo te dziedziny jestem w stanie porównać. Chodzi mi o wiedzę jaką się uzyskuje po zakończeniu studiów i jaką miał kiedyś technik po ukończeniu technikum. Niestety technika ktoś "mądry" zlikwidował.

Technika są, ale teraz zostały sprowadzone do roli zawodówek. Dawniej wypuszczały one fachowców, rzeczywiście takich, którzy danym zawodem chcieli się zajmować. Teraz pałeczkę przejęły studia techniczne, gdzie ponad 3/4 osób pcha się po ogólniakach nie mając pojęcia o danym zawodzie, "bo coś studiować trzeba" jak sporo osób myśli.
Na dodatek likwidacja egzaminów wstępnych, choć idealistycznie słuszna, w praktyce prowadzi do tego, że na polibudę dostają się ludzie, którzy wcale na niej nie chcieli i nie powinni być. Ktoś próbuje się dostać na 5, albo i więcej różnych kierunków, nie udaje mu się na wymarzone np. Finanse i Rachunkowość, a dostaje się za to powiedzmy na Inżynierie Środowiska, to już idzie na te studia, bo nie ma lepszego pomysłu na życie. Tylko jakie są szanse, że w takim człowieku uda się wzbudzić zainteresowanie zawodem? Chyba nie trudno przewidzieć jakim inżynierem później będzie.
Swego czasu w biurze, w którym pracowałem przyjęto dwóch praktykantów z wydziału mechanicznego.
- jeden był zainteresowany tylko jak najszybszym opuszczeniem miejsca praktyki i wpisem do zeszytu
- drugi nie wiedział czy będą na energetyce to chce pracować przy parze, konstrukcjach stalowych, pipingu czy wentylacji.
Obaj nie pytali o cokolwiek. Niby wszystko wiedzący, wszystko trzeba było po nich poprawiać.
Za praktyki dostali kasę, a szef powiedział że nigdy więcej praktykantów czy młodego inż. zaraz po szkole.
Biuro nie bylo duże bo zatrudniało 40 inżynierów o różnym stażu. I takie firmy najszybciej się zrażają do zatrudniania młodych inżynierów.

Niestety my (młodzi inżynierowie) sami sobie psujemy rynek, a dokładnie właśnie takie czarne owce prześlizgujące się przez system edukacji. Tak naprawdę ciężko jest ocenić przy pierwszym kontakcie, czy z kogoś będzie dobry inżynier czy nie. Natomiast prawie każdy jak będzie chciał dostać pracę, czy nawet tylko praktykę, będzie oczywiście opowiadał jak to się wszystkim interesuje, chce się uczyć, itd. Czyli będzie mówił dokładnie to co pracodawca chce usłyszeć.
Gdy właśnie, jak w przypadku tej Pana firmy, pracodawca raz się na coś takiego natnie, to następnym razem, nawet gdy przyjdzie student/absolwent ze szczerym zamiarem pracy, pracodawca go po prostu nie zatrudni, bo nie ma zamiaru ryzykować kolejnych problemów.

Następna dyskusja:

Szanse na rynku pracy dla ...




Wyślij zaproszenie do