Temat: Nowa fala emigracji - dlaczego Polacy opuszczają zieloną...
Dariuszu, dziękuję, za nakierowanie rozmowy spowrotem na temat :)
Jestem jedną z tych, która wyjechała. Gdy wyjechałam po raz pierwszy zrobiłam to żeby nauczyć się języka. Po skończeniu studiów miałam problem ze znalezieniem interesującej pracy, która byłaby pełna wyzwań i która zapewniłaby mi godne utrzymanie. Czy wymagałam tak dużo?
Na początku wyjechałam do Włoch żeby nauczyć się włoskiego. Po powrocie pojechałam do Warszawy z nadzieją, że tam będzie łatwiej. Znalazłam sobie pracę gdzie obiecano mi, że będę miała interesującą pracę, gdzie będę mogła wykorzystać swoją znajomość włoskiego, ale niegdy jej nie wykorzystałam, praca była nudna, wydawałam towar w hurtowni instalacyjnej. Dojeżdżałam do Reguł koło Pruszkowa z Zacisza. Po trzech miesiącach, gdy zapytałam o podwyżkę z łaską dostałam 100 zł podwyżki, a żona właściciela powiedziała, że jak dostałam podwyżkę to przestaną mi oddawać za bilet za który płaciłam chyba z 80 zł. Zdenerwowałam się, byłam sfrustrowana i się zwolniłam. Czy dobrze zrobiłam czy źle sami możecie ocenić.
Znów wyjechałam, tym razem do Anglii. Myślałam, że ze znajomością dwóch języków obcych będzie łatwiej. Było łatwiej...
Dość szybko znalazłam sobie pracę gdzie używałam znajomości obydwóch języków, poza tym lądowały na moim biurku wszystkie inne zadania dla których szefowie nie potrafili znaleźć osoby odpowiedzialnej. Myślę, że nawet lubiłam tą pracę. Ciągle coś się działo i dzięki tym różnym zadaniom zawsze miałam jakieś nowe wyzwania. Mam nadzieję, że ze wszystkich wywiązywałam się należycie jednak gdy prawie po roku zapytałam o podwyżkę zwlekano z odpowiedzią około dwóch miesięcy, po których nie chciało mi się już dłużej czekać.
Mój mąż, który nie jest Polakiem chciał skończyć studia w Anglii. Nie mając wielkich perspektyw w Polsce wyjechaliśmy do Anglii. Na początku nie było najłatwiej, ale zawsze podobało mi się tutaj to, że pracownika się ceni, niezależnie od stanowiska. Właściciel firmy potrafi posprzątać, zrobić herbaty współpracownikom, i sam zaproponuje podwyżkę.
Odkąd pracuję na tym stanowisku, które w tej chwili zajmuję nigdy nie upominałam się o podwyżkę, co roku nasz manadżer robi nam podsumowanie chwląc nas za to co osiągnęliśmy i proponuje podwyżkę (z wyjątkiem jednego roky, gdy podwyżki były zakazane w firmie). Nie są to wielkie podwyżki, ale satysfakcjonujące. Mamy świetną atmosferę w pracy. Nasz manadżer jest wspaniałym człowiekiem, dba o to żebyśmy wszyscy się rozwijali, interesuje się naszymi zainteresowaniami i próbuje każdemu pomóc w rozwoju kariery kosztem swoim bo oczywiście jak kogoś traci to musi zatrudnić kogoś nowego i wyszkolić tą osobę.
Czy wyjechałam dla pieniędzy? Nie sądzę.
Czego nie lubię w Polsce? Że każdy narzeka, ale zawsze na kogoś innego, na rząd, na nauczycieli, na lekarzy a tak mało każdy robi żeby zacząć zmianę od siebie.
Tak wiele osób narzeka, że lekarze biorą łapówki - a kto im je daje? Jeśli nikt by ich nie dawał to lekarze by ich nie brali.
Tak wiele osób narzeka, że rząd myśli tylko o sobie, czy społeczeństwo jest inne? Dlaczego ludzie płacą łapówki lekarzom? Czyż nie po to żeby być lepiej traktowanymi? Czyż nie powinniśmy być równi?
Myślę, że zmianę powinniśmy zacząć od siebie. Jeśli chcemy lepszego lekarza, nauczyciela, rządu powinniśmy sami stać się lepszymi ludźmi. Lepiej wykonywać swoją pracę. Lepiej odnosić się do sąsiadów, współpracowników znajomych, itp. Zacznijmy zmieniać świat od siebie samych a już wkrótce zobaczymy owoce przemiany.