Temat: z życia wzięte !
Moja opowieść - prawdziwa. Jest to zobrazowanie twierdzenia, że tak naprawdę NIGDY nie należy w 100 procentach wierzyć w to, co się widzi. Że rzeczywistość wcale nie musi wyglądać tak, jak nam się wydaje i że to co widzimy wcale nie musi być tym, co nam się wydaje, że widzimy.
Jechałem ostatniej zimy z Warszawy na północ. Było zimno, wiał silny wiatr. Na dwupasmówce do Płońska zatrzymałem się z żonką na stacji benzynowej Statoil, na której się zawsze zatrzymujemy, jak tamtędy jedziemy, żeby się zatankować i sprawdzić ciśnienie w oponach.
Jestem inwalidą, poruszam się na wózku inwalidzkim, więc takie rzeczy jak nalewanie paliwa czy pompowanie kół zazwyczaj wykonuje żona.
Gdy żona nalała paliwo poszła zapłacić i kupić przekąskę oraz kawę, a ja miałem na nią poczekać przy kompresorze. Żona zapytała co ma mi kupić, a ja bezmyślnie odpowiedziałem "rogalika i kawę" mając oczywiście na myśli hotdoga, bo na tej stacji ZAWSZE, ale to naprawdę ZAWSZE zjadamy hotdoga. Czemu powiedziałem "rogalika"? Nie wiem, ale w każdym razie tak powiedziałem.
Podjechałem do kompresora, przy którym stał jakiś człowiek i palił sobie papierosa - wiatr hulał, zimno jak cholera, ale jak ktoś nałogowiec, to musi. Podeszła moja żona i podała mi tackę stwierdzając, że najpierw napompuje koła, a potem wejdzie do samochodu i zje to, co sobie przyniosła. Sięgnąłem po hotdoga - bo żona oczywiście wzięła hotdoga, a ta zaprotestowała gwałtownie stwierdzając, że dla mnie jest rogalik. Więc ja na to, że przecież zawsze jemy hotdogi, a ja mam mocny głos i taki... władczy.
Zacząłem jeść rogalika i popijać kawą, a żona jak ta myszka mała, w niezłym mrozie i wietrze skakała przy każdym kole dopompowując powietrze.
I wtedy zobaczyłem faceta, który już nie palił papierosa, tylko stał naprzeciwko i kiwał głową...
Przez sekundę nie wiedziałem o co mu chodzi, ale zaraz zrozumiałem. No bo co ten facet widział? Nie mam żadnego niebieskiego znaczka inwalidzkiego z przodu, mojego wózka w bagażniku nie widać! No i facet widział wielkiego, grubego i łysego, wąsatego buca, który siedzi za kierownicą wielkiego mercedesa, opieprza drobniutką i szczuplutką żonę jak ta mu przynosi rogaliki i kawę i każe jej pompować koła przy tym mrozie i wietrze. A sam w tym czasie, w cieple, osłonięty od wiatru popija gorącą kawę i zżera rogalika.
Zrobiło mi się trochę głupio, no bo przecież tamten człowiek nie mógł mieć ŻADNYCH wątpliwości, prawda? Opowiedział potem w domu o skandalicznej sytuacji, w której wielki chłop wykorzystał zapewne kompletnie zastraszoną żonę.
No i fama o właścicielach mercedesów wzmocniła się o kolejną opowieść.