Temat: 4 lipca 1610 - Bitwa pod Kłuszynem
Maciej P.:
Lecz wojny prowadzone przez RP wskazywały, że cierpi ona na permanentą zadyszkę. RP nie była w stanie prowadzić długotrwałych wojen.
Przecież to oczywiste. A jaki kraj był w stanie prowadzić nieustanne wojny przez 100 lat? Każdy dostałby zadyszek, a nie jeden zadusiłby się na amen. Fakt, że się wtedy jeszcze nie udusiliśmy świadczy o dużym potencjale, co z kolei spowodowało, że agonia trwała długo. Chodzi o to, żeby te wojny z sensem prowadzić.
Tylko cóż z tego, że przytoczymy sobie takie przykłady, skoro doświadczenia RP porównaniom się wymykają: Estonia zdobyta ledwo symbolicznie i wkrótce stracona z większością Inflant. Moskwa pobita pod Kłuszynem i wkrótce utracona.
Rzeczpospolita po prostu nie miała potencjału i przykłady inne (współczesne wydarzeniom lub późniejsze) niczego nie zmienią.
No tak, mogłem się tego spodziewać, inni mają potencjał tylko my jak zwykle nie. Co za nieszczęsny naród... Wybrany, tak jak Żydzi, tylko w drugą stronę:) Gdyby Czyngis Chan stosował pańskie rozumowanie to podbiłby co najwyżej jurtę sąsiada, a najlepiej jakby ze swojej w ogóle nie wychodził. Ale po co szukać przykładów tak daleko. Weźmy naszego sąsiada z północy w XVII wieku - Szwecję. Potencjał demograficzny żenująco słaby, o wiele słabszy niż I Rz, a jakie sukcesy militarne. Tylko, że np. w armii takiego Gustawa Adolfa Szwedzi stanowili wyraźną mniejszość. Ot, takie wykorzystanie obcego elementu do własnych celów. Wybitna jednostka pokonuje problemy, ze słabych stron robi mocne i wykorzystuje szanse w otoczeniu, jednocześnie unikając zagrożeń - ot, zwykłe zarządzanie:) Problem w tym, że my po Batorym aż do rozbiorów nie mieliśmy żadnego wybitnego króla. Za swoisty rodzynek, czy raczej półrodzynek można uznać Sobieskiego, ale jego postać jest wyidealizowana ze względu na wiktorię wiedeńską. Jeśli bowiem spojrzeć na korzyści polityczne Polski za jego panowania to szału nie ma. Po prostu kolejne zmarnowane zwycięstwo (główne z niego korzyści poszły dla Austrii i Wenecji), a w zasadzie dwa, gdyż mało kto wie, że w 1683 doszło też do bitwy pod Parkanami, która z wojskowego/strategicznego punktu widzenia miała większe znaczenie niż Wiedeń. Gdyby ona została przegrana to z wiktorii wiedeńskiej niewiele by zostało. Podobnie niedoceniana jest bitwa pod Koronowem, która miała miejsce w 1410 roku po Grunwaldzie i znów gdyby została przegrana to niewiele by z Grunwaldu zostało.
No dobrze, świetnie...
A teraz przenosimy Chrobrego do XVII wieku i co mamy...?
Mamy całkiem rozgadane państwo (nie to, żebym krytykował demokrację!) i mamy państwo, ktore w ciągu całego stulecia przez ok. 87 lat znajdowało się w stanie wojen z sąsiadami i/lub wojen domowych (proszę zliczyć sobie poszczególne konflikty i zsumować całość). Jeżeli w ciągu 100 lat kraj cieszy się pokojem ledwo przez dekadę z okładem (13 lat), doświadczając wynikających z wojen strat demograficznych (większość wojen prowadzona na własnym terytorium), że o gospodarczych nie wspomnę to chociażby Chrobry był cudotwórcą to guzik by zdziałał.
Chrobrego przenosimy na przełom XVI i XVII wieku (pisałem już od połowy XVII wieku było po ptakach, a ponadto mówimy o Kłuszynie, który był wcześniej) i wymieniamy Zygmunta III Wazę. Załóżmy, że szlachta na elekcji wybrała zamiast niego króla "Piasta" pokroju Bolcia. Pierwsza korzyść jest już taka, że nie jesteśmy uwikłani w konflikt dynastyczny ze Szwecją. Pisze Pan, że dużo tych wojen w XVII wieku i to w głębi naszego terytorium. Prawda ale dlaczego tak było? Bo sąsiedzi wiedzieli, że jesteśmy słabi. Niech Pan spojrzy na okres od początku XV wieku do początku XVII wieku: wszystkie bitwy na cudzym terytorium lub na obrzeżach naszego (Grunwald, Koronowo, Warna, Chojnice I, Świecino, Zalew Wiślany, Chojnice II, Orsza, Psków, Obertyn, Kircholm, Kłuszyn, Smoleńsk, Chocim I, Cecora. Jakieś wnioski? A potem już w głąb naszego terytorium... Czyli przez 200 lat można było...Wracając do naszego "Chrobrego" to po pierwsze uciekamy od konfliktu dynastycznego o czym już wspomniałem. Brać szlachecka przestaje być taka rozgadana bo Bolcio ich bierze za twarz i bardzo szybko pokazuje, że żartów nie ma. Może Pan zapomnieć o wojnach domowych, no może jedna na początku szybko i krwawo stłumiona. Co jednak najważniejsze to wizja działania, której brak ówczesnym polskim królom. Tu możemy spodziewać się konsekwencji po naszym nowym Bolciu - twarda ręka dla wrogów, duże nadania i nagrody dla sojuszników wewnętrznych. Na zewnątrz mniej wojen, za to prowadzonych sprytnie i przebiegle. W konsekwencji mniejsze ubytki demograficzne na starym terytorium i nowe nabytki terytorialne wraz ztamtejszą ludnością i gospodarką, a tu znowu strategia nagradzania tych, którzy z nami. Dodatkowo zawieramy sojusz ze Szwecją, który w jakimś stopniu jest dla nas naturalny. Bolcio dobija pruską hydrę i wciela Prusy Książęce do I Rz. Wchodzi w sojusz dynastyczny z Pomorzem Zachodnim bo tam wygasa dynastia. Wie, ze w tych czasach dostęp do morza i flota to podstawa. Rusza po kolonie i je eksploatuje. Interesuje go południowe wybrzeże Bałtyku od Rugii po Kurlandię. Resztę chce Szwecja, proszę bardzo i razem atakujemy Moskwę, Szwedzi Nowogród i Psków od strony Bałtyku, a my środek terytorium, a jeszcze Tatarzy od dołu itd. itp. Możemy mnożyć scenariusze i spierać się, który byłby bardziej prawdopodobny ale nie w tym rzecz. Rzecz w tym, że zabrakło wtedy i później tego już symbolicznego Bolcia, który prowadziłby realną politykę wewnętrzną i międzynarodową i byłby w tym konsekwentny. Może obrałby inne kierunki, nieważne. Ważne, żeby wiedział jak się zachować w zależności od sytuacji i żeby podejmował spójne decyzje/działania.
Ja tak nie uważam, chociaż rzeczywiście w poprzednim poście wyraziłem się nie dość precyzyjnie.
Ówczesne swobody obywatelskie (w rozumieniu: szlacheckie) niczym nie różniły się od współczsnych swobód. Współczesne państwa od współczesnych praw obywatelskich nie upadają.
Bo są otoczone państwami demokratycznymi. A wtedy polska demokracja, przechodząca w XVII-XVIII wieku w anarchię była otoczona monarchiami absolutnymi. I Rz obiektywnie musiała upaść bo owe absolutne monarchie nie mogły sobie pozwolić na tolerowanie takiego bytu, z którego "zaraza" mogłaby przejść do nich. Znowu ważne są uwarunkowania - inne wtedy, inne teraz. Swoją drogą to dziwne i nędzne zarazem, że nie potrafimy w dzisiejszym świecie demokracji wykorzystać tamtego okresu do tzw. marketingu narodowego. No ale przecież dla naszych super demokratów przymiotnik "szlachecka" jest nie do przełknięcia...
Ta sama demokracja funkcjonwała w XVI wieku i państwo miało się dobrze. Ta sama demokracja - co do zasady - niewiele zmieniła się w XVII wieku. Liberum veto - w swej istocie - istniało przecież i w XVI wieku, i w XVII wieku. Wypaczeniu i deformacji uległa filozofia obywatelska. Tu widzę problem (czytaj: karność społeczeństwa szlacheckiego w obrębie istniejącego prawa), nie zaś w zasadach demokracji i wolności.
Bardzo słusznie. Dlatego napisałem, że na początku XVII wieku można było jeszcze coś zmieniać. Od połowy tego stulecia było już po zawodach, ponieważ patologia była już zbyt zaawansowana. Można by zadać pytanie czy dzisiejsi Polacy lepiej nadają się do wolności i demokracji niż nasza szlachta w XVI-XVIII wieku? Dostrzega Pan jakieś analogie?:)
[zaczynamy jednak przechodzić w niewyczerpany temat o "przyczyny upadku RP", co wymyka się problematyce Kłuszyna i jego konsekwencji]
Co Pan znowu z tym wymykaniem?:) Na sprawy trzeba patrzeć szeroko. Tylko ci co patrzą szeroko długofalowo wygrywają.
Ten post został edytowany przez Autora dnia 10.07.13 o godzinie 15:09