Temat: Słomiana wdówka....pomocy!!
Czułam, że coś jest nie tak. Jeszcze będąc w delegacji, podczas wieczornych rozmów na talku - wyznał, że mnie zdradził. Nie teraz, ale kiedyś tam, kilka miesięcy temu... I oczywiście standardowa bajeczka, że żałuje, że nie było mu dobrze, itd. do obrzygania.Te kolejne dni do jego powrotu nie pamiętam jak minęły, ale to co wtedy przechodziłam..łzy,niedowierzanie, huśtawka nastrojów....piłam cholernie dużo, chyba w ogóle nie trzeźwiałam.
Potem gdy wrócił, zaczęliśmy o tym rozmawiać,nie było kłótni, już do tego czasu ochłonęłam. Tłukliśmy ten temat całymi dniami i nocami, przez 4 dni. Ciągłe płakałam, nie było we we mnie złości, tylko ból, cierpienie i rozpacz: "Dlaczego mi to zrobiłeś??"
A on: potulny, czuły z delikatnością znosił moje ciągłe zalewanie się łzami.
Ale do czego zmierzam.
Minęło 6 dni od jego powrotu, od 2 dni już nie płaczę, wszystko we mnie się uciszyło i uspokoiło. Owszem ciągle o tym myślę, ciągle sobie wyobrażam jak posuwa tamtą sukę, ale już tak to nie boli. A między nami jest teraz cholernie namiętnie, jest dużo czułego sexu, dużo jak jeszcze nigdy.
I to mnie zastanawia, że tak szybko poszło, tak szybko potrafiłam przejść nad tym wszystkim do porządku dziennego. Nie ma żadnego wstrętu, obrzydzenia. Pomimo że głęboko w sercu jest ciągle krwawiąca rana i ta cholerna podejrzliwość i nieufność, to na zewnątrz, jak napaleni nastolatkowie.Zawsze mi się wydawało, że po zdradzie będzie "koniec świata", a tu jest zupełnie inaczej. I zastanawiam się czy moje zachowanie jest zdrowe....