Temat: Przyjaciel od seksu
O, dobre, doświadczenia są różami. Jak więc można przedkładać własny interes obracania się wśród szczęśliwych nad tymi mniej szczęśliwymi. W sumie to zdrowo-zachowawcze. Nazwijmy nieszczęśliwych, że są sami sobie winni, poczujemy się lepiej w przekonaniu, że głodnych nakarmiliśmy, spragnionych itd. A potem założymy wątek o Bogu i moralności, by sprawdzić na ile inni są świadomi wiary. Przecież wiara polega właśnie na tym, by w tym najbardziej nieszczęśliwym, sfrustrowanym, nawet alkoholiku, prostytutce, złodzieju, zobaczyć człowieka, czyli to co nim kierowało, że przestał być silnym albo nigdy nim nie był. Wiara polegająca na samej świadomości, że wierzymy, to dupa nie wiara.
Jeśli więc skazujemy nieszczęśliwych, w złych relacjach, na "potępienie", to sami siebie skazujemy na wyzucie z części człowieczeństwa, bo jednak nam się nie chce patrzeć sercem, jeśli już tak górnolotnie mówimy, ale zwykłą przyjemnością obcowania ze szczęśliwymi. Każdego gupiego ciągnie do szczęścia.
a ad norma. Powiedz temu pokrzywdzonemu i zepchnętemu przez tzw. społeczeństwo na margines, że normą jest ideał, to za chiny nie będzie mu się chciało o nią walczyć. Dokładnie tak samo jak ze złymi uczniami, których ambicje nie wolno pobudzać do piątek, ale do trójek. Do trójki od ich poziomu nie tak straszliwie daleko.
I tu kolejna moja "nienormalność".
Wolę pracę ze złymi uczniami niż dobrymi oraz z pokrzywdzonymi, słabymi ludźmi, niż szczęśliwymi. Takim ja nie jestem potrzebna, a ja egoistycznei lubię być potrzebna.