Temat: MAM RAKA
Od kilku dni zostałem z tym wszystkim sam. Pomimo tego, że wokół tylu ludzi, nagle się okazało, że odchodzi ode mnie kobieta, z którą za kilka miesięcy miałem się pobrać. Nie potrafiła zwalczyć i zakończyć trwający od miesiąca romans z człowiekiem ze swoje pracy. W tym momencie jestem zupełnie sam. Chociaż tak, ja piszę zdaje sobie doskonale z tego sprawę, że tłum gdzieś stoi obok. Obecnie jednak nie czuje jego bliskości, tak jak bardzo rozgoryczenia i pustki po utracie jednej osoby.
Zastanawiam się od samego ranka, po którejś nieprzespanej nocy jak to jest tak naprawdę wygląda. Chcemy patrzeć na osoby chore, ale doszukując się jedynie w nich bohatera. Chcemy patrzeć na zwycięstwo a nie na zasranych ludzi, wymiotujących, nie potrafiących wykrztusić ani jednego zdania, nie potrafiących wytrzeć sobie twarzy ociekającej gęstą śliną. Charczących, jęczących, odrażających. Tego niestety nie chcemy widzieć.
Zastanawiam się jak to jest, że moja kobieta nie potrafiła poradzić sobie z tym co się stało. To niesamowite, jak miłość czy zauroczenie do „niego” potrafiło ją zniszczyć. Zastanawiam się jak to jest, że chcemy zdobywać szczyty, wchodzić na najwyższe góry, pokazywać to ludziom i mówić przed kamerami, że się wygrało. Chcemy to widzieć, chcemy na to patrzeć, chcemy być tacy jak inni- bohaterami, ale okazuje się, że jesteśmy bezsilni kiedy nie potrafimy wygrać z „małym czymś”. Przecież, to tylko kilkucentymetrowy guz, który jest nie porównywalny do miłości, mojej, mojej byłej kobiety, Waszej. Przecież to jest mniejsze niż Mount Everest, gdzie możemy wejść z paletą Danonków...
Jestem na etapie wahań nastroju, co raczej jest w tym przypadku „normalne”. Raz wierzę, raz mam dosyć, mówię sobie, iż będzie dobrze i zaczynam płakać. To takie normalne, ludzkie, aż przerażające. Tak samo jest z moją nerwicą, codziennymi wymiotami, drgawkami, nie jedzeniem któryś dzień z rzędu...
Obecnie chciałbym mieć pełne mieszkanie ludzi, mam współlokatora za ścianą, który dłubie w urządzeniach również starając się od swojego życia jak najdalej. Czasem wydaje mi się, że obudzę się w tym swoim małym pokoju i zobaczę pół świata ludzi, nie wychodzących stąd już nigdy. Że przestanę myśleć, że zostałem sam, że ona teraz tam gdzieś...szczęśliwsza. Jeżeli ktoś ma ochotę przyjechać do Wrocławia, bez żadnych skrupułów zapraszam, chociaż lodówka jest pusta i nie potrafię ogarnąć mieszkania, siebie również... tak czy siak. Jeszcze tu jestem.
Dziękuję
J.
Kuba, wszystko o czym tutaj piszesz jest dla mnie takie znane... Trzy tygodnie temu wyprowadzilam sie z domu, odeszlam od mojego meza. Wiem, ja jestem po tej drugiej stronie, bo to ja go opuscilam, a nie on mnie. Jednak uczucia, ktore tu opisujesz sa mi dobrze znane... Odczuwam bol, niepokoj, lek, zal, rozczarowanie... Jest mi bardzo ciezko... Ale chce wierzyc, ze to sie odmieni i bede znowu mogla kochac, czuc, pragnac...
To nie prawda, ze ludzie chca ogladac tylko bohaterow... Owszem, dzieki bohaterom poglebiamy swoja wiare, wzmacniamy swoje sily... Ale jaki bylby swiat bez zwyklych szarych ludzi, ktorzy mimo swej ulomnosci walcza z przeklentwami zycia? To nie bohaterowie, lecz ci, ktorzy sa zwyczajni tak na prawde dodaja nam sil. Sadze nawet, ze bohaterowie w gruncie rzeczy nie istnieja...
Kuba, glebokie mysli, ktore poruszasz, nie raz zadreczaja tez mnie. Mam duzo czasu na myslenie, wiec mysle.
Odwiedzam Cie czesciej niz sobie przypuszczasz. Mysle o Tobie czasami, kiedy rozmyslam o zyciu. Mysle o sobie, o ludziach, ktorzy walcza, wzmagaja sie z wszelkimi przeszkodami... To wlasnie tacy ludzie dodaja mi sil, Ty Kuba, dodajesz mi sil. Bo mimo, iz nie jestes bohaterem, walczysz tak jakbys na prawde nim byl. I mysle sobie przy tym, ze kazdy z nas jest w stanie walczyc i odniesc sukces, tak jakby rzeczywiscie byl wielkim bohaterem. Trzeba tyko tego chciec i w to goraco wierzyc.