Temat: Małżeństwo - to najchętniej z miłości. A dlaczego rozwód ?
Dagmara D.:
Hihi mistrz manipulacji..... Uprasza się nie "wycinać" tylko tego co się chce - dziękuję.
_________________________
No, Dagmaro - co za mistrz manipulacji?? Nie wycinam Ci poszczególnych zwrotów, nie dłubię Ci w zdaniach. Cytuję je w całości, a w tym wypadku nawet dwa.
Nie moja wina, że piszesz zaprzeczając sobie. A teraz do rzeczy:
Dagmara D.:
A małżeństwo to sprawa zupełnie inna (dla mnie przynajmniej)
Gdyby przełożyć sposób rozważania (dojrzałego) o którym piszę powyżej to należałoby wziąć pod uwagę :
- stan konta partner (czy warto?)
- stan posiadania ruchomości i nieruchomości( w końcu co to za biznes - facet bez mieszkania lub samochodu ? To wszystko w trosce o dzieci....)
- ewentualne perspektywy zawodowe tegoż (zabezpieczenie)
- geny ( konieczne badania kilka pokoleń wstecz)
- stan zdrowia (włączając w to badania psychiatryczne i psychologiczne np. pod kątem tendencji do uzależnień)
- hobby i upodobania (wspóne / różne)
- przydałyby się referencje......
A ja się po prostu zakochałam. Na mur, na zabój. I nikt ani nic nie byłoby w stanie zmienić mojego zdania - ten facet albo żaden.
Bez studiów, bez mieszkania, z kiepską pracą (wówczas na czarno) - no jakaś zupełna masakra ! Zero perpektyw ! I jeszcze się z nim rozmnażać ? KOSZMAR.
____________________________
Małżeństwo to sprawa nie tylko Twoja. Na początku jest jeszcze On (Ona), a potem zwykle jeszcze Ono (One..). Zakochać się na zabój jest łatwo - ale potem trzeba jeszcze żyć z tym kimś, z dziećmi, które zwykle tak jakoś się pojawiają.
I teraz mówisz tak, jak mistrz świata w rajdach samochodowych: "Kraków - Zakopane?? phi.. pół godziny, i jestem na miejscu..." Lepiej, żeby Kowalski tego nie próbował, prawda? Pozabija siebie i innych ludzi przy okazji.
Miałaś - masz - po prostu pioruńskie szczęście, i włożyliście w to dużo pracy. Do sukcesu nie wystarczy jednak sama praca (sukcesem będzie nie tylko samo przetrwanie małżeństwa, ale i utrzymanie tych silnych uczuć, co na początku).
Z rozważań o tym, czy zawrzeć małżeństwo uczyniłaś skecz kabaretowy - wolno Ci oczywiście, bo Tobie się udało.
Skoczyłaś do basenu, i okazało się, że na szczęście była tam woda, i jakoś nauczyłaś się pływać.
Praktyka jednak pokazuje, że sztuka ta udaje się mniej więcej
połowie zaledwie skaczących(!!!).
Twoja standardowa w takich wypadkach odpowiedź to: "- Każdy sam odpowiada za swoje decyzje."
Tak - każdy. Ale widzisz - nie każdy
sam. Czasami pojawia się dziecko, czasami ten ktoś drugi
nie chce tego rozwodu...
Czasami są to decyzje dramatyczne (te o rozwodzie) - głównie dlatego, że
przed ślubem nie było tych ośmieszonych przez Ciebie rozważań, tylko skok w małżeństwo, bo "zakochałam się na zabój".
A przecież - jakkolwiek byś tego nie wyśmiewała, z czegoś żyć trzeba (oczywiście - można rzucić studia i zacząć pracować, miłość wszystko pokona, ble, ble, ble - a za dziesięć lat wypominać, że
musiało się rzucić szkołę); dziecko może urodzić się z wadą genetyczną, bo rodzicom nie chciało się pomyśleć, mimo wyraźnych sygnałów w rodzinie (pomyśleć - czyli dokonać możliwych badań genetycznych).
Jest kwestia mieszkania, jak najbardziej - ci, co mieszkali z rodzicami czy teściami wiedzą doskonale, co to znaczy.
Jest także - co by się nie mówiło - kwestia realizacji własnych aspiracji.
Dojrzały bowiem namysł, Dagmaro, to także decyzja, obok tak uciesznie obśmianych przez Ciebie analiz, nie tylko
czy małżeństwo. To także - a może przede wszystkim -
kiedy.
Czy nie lepiej poczekać do skończenia studiów przez jedno przynajmniej z narzeczonych? Czy nie lepiej poczekać do czasu, kiedy choć jedno pójdzie do pracy, żeby można było chociażby wynająć własny kąt?
Dojrzały namysł nie musi oznaczać podjęcia decyzji negatywnej - a w takim wypadku podjęta decyzja pozytywna znacznie lepiej rokuje trwałości małżeństwa (to jest istotna wartość, prawda?), niż skok na głowę...
Dagmara D.:
Gdyby życie było takie proste - że wystarczy checklist i mamy "dojrzałą analizę" bo tylko na podstawie nalizy można rozważać - sukces w małżeństwie byłby na 100%. Rozwody przestałyby istnieć....
Jak można w wieku 20 lat "dojrzale rozważać" (definicja powyżej) kwestię małżeństwa ?
Nie wiem...
______________________
I - na koniec wreszcie - czy dojrzały namysł w jakiejkolwiek sprawie może w czymkolwiek zaszkodzić? Nie odwódź ludzi od
odpowiedzialnego podchodzenia do życia....
Gdyby życie było takie proste, że wystarczy zamknąć oczy i skoczyć...
Janusz K. edytował(a) ten post dnia 24.07.07 o godzinie 10:54