Temat: co kraj, to obyczaj...
Maria J.:
Myslałam, że jestem porządnym kierowcą.... a tu.. są lepsi... jeżdżąc po drogach mazowsza zdążyłam zapomnieć co to znaczy jazda zgodnie z przepisami... jadąc do Szczecina gdzieś od wysokosci Wałcza na trasie co kilka kilometrów ograniczenie prędkości do 40- 60 km/h i zakaz wyprzedzania... i to nie tylko na terenie zabudowanym... niby nie było tam zadnych robót drogowych, niby nawierzchnia nowa a tu tyle ograniczeń... no i ci porzadni Niemcy.. co chwilę takiego porządnego spotykałam i... oni ani o 1 km/h nie przekraczają dozwolonej prędkości... nie przypuszczałam, że poszanowanie przepisów drogowych potrafi być tak uciążliwe... jechałam.. jechałam... jechałam.... a do celu ciągle było daleko....
SK: To dotyczy chyba cudzoziemcow, ze jezdza ostroznie, bo nei znaja lokalnych zwyczajow. Jezdzilem po Polsce w roku 2000, wiele razy bylem spocony ze strachu: po raz pierwszy zetknalem sie z tzw "wyprzedzaniem na trzeciego" .
Pozniej zorientowalem sie, ze kultura rosnie odwrotnie proporcjonalnie z odlegloscia od Warszawy, pod Olsztynem ugrzezlem na krzyzowce, po prostu jakos pomylily mi sie strony i chcialem sobie uswiadomic, ze trzeba skrecic w lewo inaczej n iz w ruchu lewostronnym. Kilka samochodow stalo za mna cierpliwie, mimo rejestracji warszawskiej!
Na Gierkostradzie zrozumielem, ze w Polsce ograniczenie szybkosci do 70 km oznacza, ze nalezy jechac ok 100 kna h.
W Warszawie, na Grojeckiej , przed przejsciem dla pieszych, wyjasniono mi ze przejscie jest co najmniej dla 3 osob, bo jeden przechodzien to zaden przechodzien, co najwyzej mokra plama na asfalcie. Ja, wyrosly i wychowany w przekonaniu, ze nie ma nic bardziej swietego na jezdni niz przechodzien - wolalem juz nie nabierac nowych przyzwyczajen.
W roku 2006 odechcialo mi sie prowadzenia samochodu, i jezdzilem publicznym transportem lub wozony przez innych.