Temat: Segregacja uczniów - co myślicie?
Dajmy mniej zdolnym szansę - i sprawa załatwiona?
Otóż nie.
To nie jest tak, że ten zdolny sobie sam poradzi, więc można go olać i "dawać szansę" tylko mniej zdolnym. Mówimy o podstawówkach - ci zdolniejsi to są dzieci. Dzieci posiadające pewien talent i łatwość nauki, ale nadal dzieci - potrzebujące ukierunkowania, zachęty do rozwijania się, do nauki, pokazania że to może być ciekawe, fascynujące.
A co im pokazujemy w zintegrowanych klasach "dających szansę"? Ano pokazujemy im, że szkoła jest nudna bo się wałkuje sto razy to samo, że się nie ma co starać bo i tak się ma lepsze oceny, że sensu zgłębiania materiału poza zakresem nauki brak bo i tak się wyżej niż tą szóstkę nie dostanie to i po co... Co te dzieciaki u licha winne, że koledzy z klasy uczą się wolniej i ciężej im to idzie? Dać im po łbie żeby kolega Artur nie poczuł się gorszy?
Z drugiej strony - co to za "dawanie szansy" polegające na wysyłaniu do klasy z dzieciakami zwyczajnie zdolniejszymi? Zdolności się ma albo się nie ma, tu program nauczania nie pomoże. Mniej zdolny dzieciak w klasie z samymi olimpijczykami nauczy się jednego: "jestem idiotą, oni łatwo łapią a ja za nic nie mogę". Tak to odczuje, a nie jako "o, dają mi szansę, świetnie!". Dlatego poziom klasy będzie równany do tego najmniej zdolnego. I wracamy do olewania zdolnych.
Jestem kategorycznie ZA segregacją pod kątem zdolności. Nie na zasadzie "mniej zdolnych ignorujemy, byle zdali" - nie należy tworzyć klas dla mniej zdolnych tylko właśnie dla tych zdolniejszych, z rozszerzonym programem nauczania. Tam, gdzie nie ma tych wybijających się realizować normalny program nauczania, z normalnymi wymaganiami wobec nich, i podciągać ile się da. Ale tych, którzy w ciągu miesiąca przyswajają sobie pół roku nauki absolutnie w to nie mieszać - niech zamiast się nudzić, dostają się do klas z rozszerzonym profilem i nie tracą czasu na gapienie się w okno.