Temat: Roman dekoruje Henryka
Kpina w żywe oczy jest odznaczenie Jankowskiego medalem, co to się go nim odznacza za
szczególne zasługi dla oświaty i wychowania, w szczególności w zakresie działalności dydaktycznej, wychowawczej i opiekuńczej, twórczości dla dzieci i młodzieży oraz kształcenia i doskonalenia nauczycieli.
Idę ja się delikatnie pytać, które z tych kryteriów spełnia Jankowski H., bo jakoś żadne mię nie pasuje - dydaktyk z niego taki, jak ze mnie masarz, wychowawca też żaden - chyba, że w zakresie nietolerancji, ksenofobii i antysemityzmu, opiekun z dużą pewnością też nie, twórca - jeśli już to wybitnie antysemickich szopek wielkanocnych, za które to - między innemi - na emeryturę się musiał przenieść, o twórczości innej jakoś również nic nie wiadomo, a już nauczycieli zdecydowanie nie kształcił, że o doskonaleniu ich nie wspomnę.
Osobiście, o ile tylko byłbym w posiadaniu takiego medalu, nieważne przez kogo przyznanego, aczkolwiek z rąk Końskiego Łba za cholerę ciężką bym go nie wziął, odesłałbym teraz tę blaszkę do ministerium z krótką adnotacją, żeby go sobie wsadzili tam, gdzie wiedzą.
Bo odznaczanie medalem, którym w założeniu nagradza się tych, co szczególne zasługi dla oświaty i edukacji mają, czołowego antysemity, abstrahując od jego zasług za wojny polsko-jaruzelskiej, jest po prostu kpiną z przesłania, jakie jest w ten medal wpisane. Szczególnie, że Jankowskiego H. i jego wyskoków miała dość jego macierzysta firma do tego stopnia, że go w prędkich abcugach na emeryturę posłała.
Ale widać Koński Łeb postanowił się już dokładnie bez mydła wślizgnąć fundamentalistycznie zorientowanym facetom w czerni i krawatach w poprzek - byle tylko poparcie mu dali i byle tylko kilka głosów więcej w następnych wyścigach na Wiejską przez to zdobył.
Reasumując - obrzydliwe wykorzystywanie stanowiska i brukowanie medalu, który powoli zaczynał nabierać jakiego takiego symbolicznego znaczenia.