Temat: Polska - marnowanie szans...
Tomasz K.:Krzysiek wszystko to wina PO, WSI i innych ciekawych skrótów.
Ale na poważnie nikt z dyskutujących - zaczynając od p. Krzysztofa K - nawet nie raczył wyjaśnić pozapolitycznych punktów marnowania szans. Ok - niedokształcona kadra menedżerska. Zdarza się, według statystyk najwięcej przypadków takich jest w firmach rodzinnych, to nawet można w podręcznikach akademickich czy internetowych poradnikach znaleźć. Dalej - firmy - co ewidentne tylko w Polsce - spółki skarbu państwa. Ale nikt nie próbuje wyjaśnić pewnych fenomenów jak choćby kiepskiej infrastruktury. Teraz mówimy o rzeczach zależnych od samorządów i firm prywatnych. Nieadekwatne do zarobków ceny połączeń telefonicznych i internetowych, bardzo droga w niektórych miastach komunikacja (Wrocław - koszmar, 2.80 zł za bilet w autobusie tzw: pośpiesznym, co nie znaczy punktualnym), kiepskiej jakości drogi, o kolei nie wspomnę.
Oprócz Keynesa było kilka innych założeń, Lewisa właśnie odrzuciliśmy, szybko nie wróci. Może model G.Rodenberry'ego?
Sam Pan chciał. Będzie długie, a że piszę w przerwach pomiędzy zadaniami służbowymi, potrwa. Sorry from the mountain, expensive Mr. Kamiński.
1. Niewykształcona kadra managerska w średnich i małych formach to na pewno przyczyna naszych traconych szans, ale ja bym tego problemu nie demonizował. Przez te kilkanaście lat udało się bardzo dużo w tej kwestii nadrobić - jedni się wykształcili, inni naśladują wykształconych, jeszcze inni przestali zarządzać, a są i tacy, których braki edukacyjne nie maja żadnego wpływu na poziom zarządzania. Więc - jak mówię - nie demonizowałbym poziomu managerów. Natomiast negatywny pływ na rozwój, a przez to tracenie szans ma organizacja firm (która ma to i owo wspólnego z poziomem managerów), a zwłaszcza model zarządzania właścicielskiego, w Polsce bardzo rozpowszechniony. I nawet dobry najemny manager przychodzący do firmy, która nie ma wykształconej kultury zarządzania, ma natomiast nieomylnego właściciela - prezesa może sobie nie poradzić. Nieomylny Właściciel – Prezes zatrudnia managera, ale często nie daje mu narzędzi do pracy. To znaczy na papierze – w założeniach – ależ proszę uprzejmie. Ale w bieżącym działaniu – nie, bowiem Nieomylny Właściciel – Prezes żąda żeby konsultować z nim każdą decyzję, albo wręcz chce nadal podejmować wszystkie decyzje i w ogóle, to bardziej potrzebowałby kumatej asystentki, niż np. dyrektora zarządzającego. Oczywiście, taki dyrektor może namówić szefa na rzeczywistą reorganizację, ale właściciele częściej oczekują bieżących wyników, niż wykształcenia kultury zarządzania, czy budowy porządnej struktury. Jeśli właściciele mają w łapie namacalny dowód, że firma doszła do ściany i nie będzie się rozwijać, albo - że traci rynek i nie jest w stanie sprostać konkurencji, to mogą dojść do wniosku sami. Jednak kiedy firma zmniejsza przychody, to naturalnym (co nie znaczy, że słusznym) krokiem jest czynienie oszczędności. A reorganizacja kosztuje. Stąd znaczna część polskich firm SMB (czyli od 10 do 500 zatrudnionych) ma chorą strukturę i nieefektywny sposób zarządzania (np., ręcznego - przez właścicieli), które pochodzą z czasów, kiedy dwóch kolegów po obaleniu połóweczki założyło sobie w garażu firmę informatyczną. Ale ta sytuacja jest paradoksalnie niezła, bo mniejsze ryzyko niosą za sobą reorganizacje. Jest wysoce prawdopodobne, że firma wdrożywszy efektywny model zarządzania będzie konkurencyjna. Dużo bardziej prawdopodobne, niż w sytuacji, w której ogromna większość byłaby zorganizowana i zarządzana zgodnie ze sztuką, więc zmiany organizacyjne nie dawałyby przewagi konkurencyjnej tylko To jest zachęta dla tych właścicieli, którzy chcą więcej zarabiać. Marchewka. Rzecz jednak w tym, że właściciel firmy ma większe niż najemny manager opory przed zmianami. I bez bata w postaci widma plajty może nie chcieć zmian. W naszej firmie przeanalizowaliśmy trzy lata temu naszą pozycję rynkową. Firma przynosiła niezłe dochody, przyjemnie się w niej pracowało, ale zauważyliśmy, że się nie rozwijamy. Że nie potrafimy wypracowywać bardziej złożonej i rynkowo weryfikowalnej wartości dodanej. Że brak mechanizmów penetracji rynku w poszukiwaniu nisz rynkowych. Że istnieją w firmie hamulce rozwoju. W sumie – że nasz sposób prowadzenia biznesu ma ograniczoną przyszłość, że nie będziemy w stanie obronić się przed dostrzegalnymi zagrożeniami. Zatrudniliśmy konsultanta, który całkowicie przeorganizował firmę. Doszedł on do całego szeregu wniosków, ale podstawowym była konieczność likwidacji ręcznego zarządzania przez właścicieli. I zdecydowaliśmy się zrealizować te wnioski. To była bardzo trudna decyzja – z punktu widzenia managera – właściciela, który musiał oddać część kompetencji, ale zakończyła się sukcesem. Była bolesna także dla pracowników, których te zmiany dotknęły, przestało być rodzinnie i miło, ale firma działa w tej chwili dużo lepiej niż przed zmianami, co widać na cyferkach. Dorobiliśmy się bardzo kompetentnych kierowników liniowych, nie ma uznaniowości (a właściciel - manager kocha uznaniowość). Oczywiście, nie zawsze reorganizacja firmy SMB przynosi oczekiwane skutki. Jak Pan zapewne wie w polskiej branży IT następują częste konsolidacje. Computerland, Prokom i inne duże firmy wykupywały firmy mniejsze pozyskując w ten sposób kompetencje technologiczne, bądź sektory rynkowe. Niekiedy skutki narzucenia kultury korporacyjnej małym, ręcznie dotąd zarządzanym organizacjom dało bardzo słabe rezultaty. W każdym razie – z pewnością organizacja firm i sposób zarządzania nimi jest w Polsce jednym z hamulców rozwoju. Ale kiedy firm profesjonalnie zarządzanych będzie w Polsce dostatecznie dużo – zostanie przekroczona masa krytyczna i nie da się prowadzić nieprofesjonalnie firmy.
2. Skutki działania polityków na szkodę społeczeństwa, to bodaj ważniejsza jeszcze przyczyna tracenia szans na rozwój, zwłaszcza w zakresie budowy infrastruktury. Wymienia Pan między innymi kiepskie drogi i drogą telekomunikację. To klasyczne rezultaty dziwnych, nieuzasadnionych ekonomicznie decyzji politycznych. Przyczyną złego stanu dróg jest brak autostrad. Polska jest jedynym w UE krajem, gdzie nie buduje się autostrad. Przyczyna jest bardzo prosta (pisałem o tym już kilkakrotnie). Prawie 9 lat temu, w ostatnim tygodniu urzędowania p. Włodzimierz Cimoszewicz, premier rządu RP, podpisał koncesje dla kilku konsorcjów, które miały budować najważniejsze odcinki autostrad. Warunki koncesji nie nakładały na konsorcja obowiązku budowy czegokolwiek, gwarantowały im za to wielomiliardowe odszkodowania, gdyby rząd, albo jakakolwiek inna organizacja zbudował autostradę na odcinku powierzonym koncesjonariuszowi. I konsorcja zdecydowanie wolą czekać na odszkodowanie, niż budować autostradę, potem ją naprawiać, obsługiwać i powolutku czerpać zyski. Oczywiście, może p. Włodek wpadł posprzątać na biurku, zobaczył jakiś papier, co się po nim poniewierał, walnął podpis i stąd ten pasztet. Może też ponadnormatywnie uczciwy p. Włodek i jego sztab to po prostu banda kretynów, którzy podpisują byle co, nie zastanawiając się nad skutkami. I tylko ktoś z gruntu zły i podejrzliwy mógłby domniemywać, że za taki prezent tylko zupełny niewdzięcznik mógłby się nie odwdzięczyć, zaś koncesjonariusze na niewdzięczników nie wyglądają.
Telekomunikacja i jej ceny wynikają z pozycji TPSA. Swego czasu, rząd RP dokonał fenomenalnej prywatyzacji, sprzedając polskiego monopolistę – czyli właśnie TPSA francuskiej firmie państwowej. W istocie Francuzi kupili polski rynek usług telekomunikacyjnych, a nie firmę. Tak się nigdy niemal nie robi, bo celem takich działań jest poprawa jakości i uniemożliwienie podnoszenia cen usług, a to poprzez wymuszenie konkurencji. W Polsce konkurencję uniemożliwiono, przez co zapewniono maksymalizację cen przy minimalizacji poziomu usług. Przy okazji jednak udało się do transakcji dopuścić jeszcze jedną firmę, która kupiła akcje TPSA (za zagwarantowany przez rząd kredyt) po cenach preferencyjnych i odsprzedała je Francuzom po cenach rynkowych, na czym zarobiła ok. 70 milionów złotych, zupełnie za nic. I najprawdopodobniej, to był taki przypadek. Zbieg okoliczności. Akurat. przechodził ulicą dr K. Holding his dog, kiedy wpadł na niego premier Miller i zapytał, czy by nie kupił na chwilę kawałka tePSY, żeby taką zacną sumkę zarobić. A że dr K. akurat, jako się rzekło wyprowadzał właśnie PSA i źle zrozumiał p. premiera, to się zgodził. I oczywiście był to taki przypadek, a tylko ktoś z gruntu zły i podejrzliwy mógłby domniemywać, że głównym celem takiego, bardzo szkodliwego z punktu widzenia obywateli modelu prywatyzacji TPSA, była właśnie możliwość zarobienia na boczku tych kilkudziesięciu milionów złotych i, że za taki prezent tylko zupełny niewdzięcznik mógłby się nie odwdzięczyć, zaś dr K. na niewdzięcznika nie wygląda (bo już, jako koncesjonariusz mający budować autostrady nie wyglądał, a w międzyczasie jeszcze wyszlachetniał z profilu).
3. Dla mnie podstawowym czynnikiem utraty szans na szybki rozwój są decyzje polityczne, zaburzające grę rynkową. Gra rynkowa nie może odbywać się znaczonymi kartami. Kapitalizm jest taki fajny, bo ma wbudowane mechanizmy rozwoju – rynek i konkurencja weryfikują rozwiązania i wymuszają ich ulepszanie. Na początku lat dziewięćdziesiątych mieliśmy duże szanse na budowę takiego samodoskonalącego się systemu, bowiem mieliśmy naprawdę ogromną wolność gospodarczą. Zresztą i teraz nie jest u nas najgorzej, a wszystkich, co się na mnie rzucą – ostrzegam: baczcie, że jestem prywatnym przedsiębiorcą, który ten temat zna bardzo dobrze z praktyki. Tak więc – co spowodowało, że to co zbudowaliśmy nie przypomina porządnego wolnorynkowego kapitalizmu? W moim przekonaniu w Polsce od początku transformacji brak prawdziwej konkurencji. Najpierw plan Balcerowicza spowodował wypompowanie z naszej gospodarki kilkunastu miliardów dolarów. To w oczywisty sposób zmniejszyło w Polsce inwestycje i zmniejszyło konkurencję pomiędzy inwestującymi podmiotami. Następnie decyzje polityczne na początku lat dziewięćdziesiątych, np kilkudniowy brak przepisów wykonawczych pozwalający na bezcłowy import elektroniki do Polski. Kto wiedział – a wiedziała firma C… której TIRy stały na przejściach granicznych, a statki na redzie na ten przykład – zarabiał potężnie. Kto nie wiedział – a nie wiedziała masa firm – nie zarabiał, mógł zaś stracić klientów. Kto nie wiedział i miał do tego pecha – bo zainwestował w ściągnięcie towaru i zapłacił cło – jak firma S… – bankrutował z hukiem. I znowu – najprawdopodobniej minister finansów i wicepremier w rządzie KLD/UW Leszek Balcerowicz i jego urzędnicy z minfinu zupełnym przypadkiem doprowadzili do tej sytuacji. Z całą pewnością, tylko ktoś z gruntu zły i podejrzliwy mógłby domniemywać, że za taki prezent tylko zupełny niewdzięcznik mógłby się nie odwdzięczyć, zaś np. właściciel C… na niewdzięcznika nie wygląda. Rzecz jasna z pewnością p. Balcerowicz się pomylił, co potwierdza tylko ogólnie znaną prawdę, że jest on nieomylny. Takich numerów, jak ten z cłem na elektronikę jest cała masa, nie będę ich wymieniał, bo są dość dobrze znane. Hasłowo wymienię kilka największych przewałów z lat 89/91:
Afera Rublowa – 15 bln zł
Afera papierosowa 15 bln zł
Afera Rublowa, import z NRD – 12 bln zł
Afera spirytusowa 10 bln zł
Afera FOZZ 10 bln zł
Afera "ART-B" 6 bln zł
Afera paliwowa 3 bln zł
Afera składów celnych 3 bln zł
Łączna wartość przewałów przekracza wartość ówczesnego rocznego deficytu budżetowego. Te pieniądze nie zostały zainwestowane w Polsce, nie zwiększyły konkurencyjności polskich inwestycji. Oczywiście wszystkie te afery nigdy się nie wydarzyły, a jeśli nawet – to przypadkiem, a już zwłaszcza bez wiedzy i woli naszych ekip rządzących, które doprowadziły do tych przewałów przypadkiem. I tylko ktoś z gruntu zły i podejrzliwy mógłby domniemywać, że za taki prezent tylko zupełny niewdzięcznik mógłby się nie odwdzięczyć, zaś beneficjenci tych afer na niewdzięcznika nie wyglądali. Także przypadkiem nikomu z ich powodu wówczas włos z głowy nie spadł.
4. Takie ograniczanie konkurencji ma prosty rezultat – nie wykształcił się mechanizm wymuszający postęp (w rozumieniu: doskonalenie). Zamiast konkurowania rozwiązań, dochodziło do konkurowania między sobą przedsiębiorców w szukaniu dojść i sposobów posmarowaniu urzędnika państwowego – i tu udało się zbudować system bardzo wydajny bo konkurencja tak ma, że doskonali. Jeżeli obejrzymy wyniki gospodarcze na koniec zeszłego roku, to okaże się, że Polska ma najniższe PKB w UE na głowę, najniższe inwestycje, zaś najwyższe bezrobocie i korupcję. To po prostu pokazuje, że zbudowaliśmy system doskonalący korupcję, a nie gospodarkę. Gdyby w latach 1989/90 wprowadzono porządne przepisy antykorupcyjne, gdyby powstała organizacja mogąca ścigać korupcję skutecznie, to prawdopodobnie lepiej byśmy na tym wyszli. Ale w kwestii ścigania korupcji obowiązywała żelazna jedność wszystkich ekip rządzących w latach 1989-2005. Żadna z nich korupcji ścigać nie próbowała i nie ścigała. Żadna nie spróbowała stworzyć wyspecjalizowanych służb, żadna nie modyfikowała KK w tym zakresie. W rezultacie korupcja rozpanoszyła się w Polsce na wszystkich szczeblach, ograniczając konkurencyjność naszych firm. Dlatego właśnie tak wiele polskich firm z sektora SMB może mieć archaiczną strukturę i słabych managerów. One też nie muszą konkurować na całego, bo decydujące są dojścia i smarowanie. I to jest rzeczywisty powód naszych straconych szans.
5. Kto ponosi odpowiedzialność za tą sytuację? Oczywiście politycy. Oczywiście służby. Ale także media, które do tego stopnia ogłupiły Polaków, że ci uwierzyli, że pierwszy milion trzeba ukraść, że o korupcji mówią tylko oszołomy, że ściganie złodziei jest tym samym, co robiła Czeka, że jest fajnie, że prywatyzacja zawsze oznacza korzyść dla kraju, niezależnie od warunków, że kontrola przestrzegania przepisów jest równoznaczna z ręcznym sterowaniem gospodarką, że nie należy grzebać w przeszłości. Ja wiem, że wśród dziennikarzy nie brakuje tępaków, którzy takie rzeczy mogą pisać z wrodzonej tępoty właśnie, ale takie zorganizowana akcja ogłupiająca rodaków była możliwa dlatego że polskie media po prostu piszą co im się każe. A największą winę za to ponosimy my wszyscy, bośmy się dali zrobić w konia, jak dzieci, zaś niektórzy zgłupieli do tego stopnia, że powtarzają całkiem serio, że przez szesnaście lat było świetnie, a teraz przyszli Kaczyńscy i wszystko popsuli. Gdyby to twierdzili ludzie czerpiący korzyści z tego systemu, to ja bym się nie dziwił. Ale to piszą ludzie KTÓRYCH KOSZTEM to się odbywało, co jest dla mnie niepojęte.