Temat: Mobilizacja wyborcza
Arkadiusz Piotr Z.:Krzysztof K.:Jadwiga Balbier:Widzę, że temat został zdominowany przez panów, czyżby kobiety posłuchały/przejęły się tym, że głosu nie mają i ich miejsce jest tylko w "kuchni" jak to nie które partie twierdzą, że taka jest rola kobiet.
Gotować, zmywać, prać i cerować skarpetki i rodzić tyle ile karze im jakiś G. W. K. i kilku innych.
Duża frekwencja z głosami nieważnymi jest tym samym co mała ale z rozważnymi i dobrze przemyślanymi głosami.
W Stanach na przełomie wieków (19/20) sformułowano hasło, że prawa wyborcze kobiet są pozbawione sensu, bo przecież kobieta zawsze będzie głosowała tak, jak jej mąż...
Nawiasem mówiąc, co Państwo sądzą, by za udział w wyborach wyborca płacił - niewielką sumę - 50 - 100 zł? To mogłoby spowodować większą refleksję przed samym aktem wyborczym... Krzysztof Kroczyński edytował(a) ten post dnia 06.11.06 o godzinie 01:22
co sądzę? zapytaj bezrobotnych i najniżej uposażonych. niewielką sumę.. dla kogo niewielką? odbierzmy ludziom pracę, odbierzmy ludziom prawa. nieźle, nieźle
Znowu wytaczasz strasznie wielka armatę, a to przecież tylko eksperyment myślowy, którego celem jest odpowiedzenie sobie na pytanie, jak by to wpłynęło na frekwencje wyborczą i na podejście do wyborów. Rozumiesz, ja jestem zwolennikiem świadomych działań i przypuszczam, że jeżeli za udział w wyborach trzeba będzie płacić, to ludzie zadadzą sobie proste pytanie: "Po cholerę wybieramy polityków. Czego od nich chcemy?" I zagłosuja świadomie. Na PiS, PO, SLD, Samoobronę, LPR, UPR, a może na kogoś, kto sie poajawi całkie znikąd. A politycy zdadzą sobie sprawę, że wyborca ma konkretne, przemyslane potrzeby i spróbuje je poznać, a może nawet poudaje, że stara się je zrealizować (to tak, jak z tym moim wójtem, co wybory sfałszował). Jeżeli uważasz, że 100, czy 50 złotych to za dużo to załóżmy, że byłaby to oszałamiająca suma 15 złotych. Raz na kilka lat - to nie jest bardzo drogo. Jak sądzisz, co by sie stało?
Teraz druga kwestia - "odbierzcie ludziom prawa i pracę". Uważam, że niesłusznie stawiasz te pojęcia obok siebie. Otóż konsekwencją powszechnych praw wyborczych jest nieuchronna wędrówka polityki w lewo (bo biednych jest więcej, niż bogatych, chyba tylko w USA jest odwrotnie). To powoduje rozdęcie wydatków socjalnych, to z kolei zwiększa koszty pracy, a to - powoduje bezrobocie. Czyli powszechność prawa wyborczego przyczynia się do zwiększenia bezrobocia. Gdyby teraz jakis polski rząd chciał na przykład zmniejszyć nakłady na ZUS i rzeczywiste podatki, to nie może tego zrobic, bo nie jest w stanie pokryć wydatków budżetu, z których znaczna część to socjał. I tkwimy w błędnym kole. A moja propozycja umożliwia być może wyjście zeń.