Temat: co dzieje sie w szkołach.....????
Janusz K.:Krzysztof K.:
A p. Nowakowska ze szkoły podstawowej przy ul. Twardej nie raczyła powiadomić mnie, że syn nie przychodzi do szkoły od miesiąca z okładem, mimo, że prosiłem ją, żeby zwróciła uwagę na niego, bo ma bardzo trudny okres w życiu. P. Nowakowska, miała wszystkie moje numery telefonów, do tego przechodziła codziennie pod naszą klatka schodową, wystarczyło dotknąć klawisz domofonu, całkiem bezpłatnego. A podłej babie po prostu sie nie chciało....
Pani uważa, że naprawdę decydują środki techniczne?
A czy Pan, Panie Krzysztofie, spróbował potem porozmawiać, tak od serca - czyli bez tak bezpośrednich ocen, jak "podła baba" - z p. Nowakowską o przyczynach milczenia? Bo przyznam Panu, że mnie męczyłoby to przeogromnie... Nie sądzę, żeby się bała, albo żeby kontakt z tak uroczym człowiekiem był dla niej niemiły - dlaczego więc??
Z punktu widzenia systemowego, aby na przyszłość inni rodzice nie mieli podobnych problemów (mam nadzieję, że to jest dla Pana także ważne?), należy spowodować, żeby nauczyciele chcieli, i umieli - bo środki techniczne są, czyli mogą...
Ale wie pan - kiedyś rozmawiałem z nauczycielką z liceum, takiego z nienajlepszą opinią (coś w rodzaju "zrzutowiska"). Opowiedziała mi, że kiedyś pojechała do domu wychowanki, porozmawiac o dziecku. Bez zapowiedzi, bo nie mogła się skontaktować, nie odbierano telefonów.. Nie cytowała mi pełnej przemowy mamusi, bo nie wypadało; mama była mocno niezadowolona, ze pani wychowawczyni zawraca jej..no, powiedzmy, że głowę, w nieodpowiednim momencie. A sam słyszałem, jak na wywiadówce domagała się "zawiadomienia o każdym przypadku" itd...
Była niezadowolona, bo "to nie był odpowiedni moment" - nieodpowiedni, żeby zająć sie dzieckiem.
Myśli Pan, że poprosiła o inny termin, bardziej odpowiedni?
Doświadczenia sa różne, i w oparciu o jednostkowe zdarzenia nie wolno generalizować, grozi to błędną oceną.... Janusz K. edytował(a) ten post dnia 11.11.06 o godzinie 10:36
Pani Nowakowska powiedziała mi, że ma w klasie trzydziescioro uczniów i jakby tak chciała do rodziców wszystkich codziennie dzwonić, to by nic innego nie mogła robić. Oczywiście mój mało ujmujący sposób bycia mógłby miec tu cos do rzeczy, ale tak się składa, że widziała mnie wczesniej raz, kiedy prosiłem o telefon, jakby coś sie działo nie tak. I starałem się wówczas być maksymalnie sympatyczny. Rozumiem, że wyobraża sobie Pan, że przyszedłem, nawrzeszczałem na nią, traktując już to z buta, juz to z obrzydliwą wyższością, co ja zniechęciło do kontaktów ze mną. Niesłusznie.
Po zapoznaniu sie z przyczyną, która p. Nowakowskiej uniemożliwiła powiadomienie mnie o wagarach zapytałem (bardzo cicho, bo ja w ogóle nie podnosze głosu, nie umiem, od dziecka): "jak pani nie wstyd?" i potraktowawszy to pytanie, jako retoryczne wyszedłem, mówiąc jeszcze byc może "do widzenia".
Oczywiście, nauczyciel, kontaktujący sie z rodzicami moze byc narażony na to, co Pan opisuje. Chamów nie brakuje wśród rodziców, niestety. Tylko, że nauczyciel musi mimo wszystko kontaktować się z rodzicami. Nawet, jak go czasem obsobaczą. Dla dobra uczniów.
Ja, mając dużo dzieci spotykałem różnych nauczycieli. Byli wsród nich znakomici. Było ich niewielu, ale byli. I jakos tak było, że w zasadzie wiele ich łączyło. Poza zdolnosciami dydaktycznymi potrafili precyzyjnie określić, czego będa wymagać - i właśnie tego wymagać. Do tego - zyli tym co robili i było to widać. I ci nauczyciele cieszyli sie szacunkiem uczniów. Nawet tych, którzy mieli słabe stopnie.
Znaczna część polskich pedagogów to ludzie, których hasłem jest "dajcie mi swięty spokój!". Aby ten spokój uzyskać, mogą byc bardzo wyrozumiali, albo przeciwnie - bardzo surowi, ale chodzi im tylko o to, żeby swoje odpekac i iść do domu. Przedstawiciele pierwszej grupy tracąc zapał migruja do tej grupy.
No i jest ostatnia grupa - IQ80 złosliwość 300. Ta grupa nie jest duża, ale jest niezwykle szkodliwa.
I jeżeli ktokolwiek będzie chciał zrobic cokolwiek z polska szkołą, musi pozbyc sie ostatniej grupy i znaleźć srodki motywujące grupę drugą. Moze dokręcając śrube, może jakoś inaczej? Oczywiscie najfajniej byłoby, gdyby wykorzystać w tym maksmalnie grupę pierwszą, jako liderów. Jeżeli potrafią byc liderami dla młodzieży, moga byc i dla kolegów.